Zielone pastwiska... czyli sprzedaż fantastyki w USA

1
Muszę się z wami tym podzielić, bo inaczej pęknę.
Przy okazji afery z Hugo (wtajemniczeni wiedzą albo wygooglają), pojawiły się też wyniki sprzedaży książek fantastycznych, tych topowych, nominowanych, nagradzanych - w USA.

No wiecie. Ameryka. Miliony sprzedanych egzemplarzy, milionowe zaliczki, nic tylko tłumaczyć tekst i wydawać w tym raju.

Poczytajcie: http://www.jasonsanford.com/blog/2015/4 ... ula-awards

A potem porozmawiajmy, czy sprzedaż u nas kilkudziesięciu tysięcy to kicha czy wręcz przeciwnie...
A nawet sprzedaż kilku tysięcy...
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

2
Faktycznie, ciekawe dane, ale sami przyznają, że to tylko papier, a i to nie niepełny. Uderza olbrzymia różnica między książkami - weżmy rekordzistę, 94000 sprzedanych hardcoverów dla piętnastego (!) tomu serii to jednak przekłada się na potencjalny milion. Nie mam pod ręką danych, ale na pewno na rynku wydawniczym jest coś w stylu, że dziesięć najlepiej sprzedawanych książek ma łączny nakład wyższy niż sto następnych.

Co ciekawe - okazuje się, że niezłym przybliżonym wskaźnikiem do szacowania sprzedaży jest liczba recenzji na Amazonie. Liczba sprzedanych książek do liczby recenzji wynosi 43 dla Ancillary Sword i 31 dla Skin Game, więc podobnie. Ale już widać, że dla Lines of Departure jest absurdalnie niska (2) bo ten autor początkowo miał tylko ebooki (to chyba był w ogóle self-pub). Ciekawa rzecz, to podrążyć...
pozdrawiam - Bartek
Dzikopis znaleziony w sieci...

3
To jest ciekawy materiał do analizy, owszem. Na to skorelowanie recenzji bym akurat nie wpadł :)
Natomiast mnie przede wszystkim chodziło o to, że tam wielu nominowanych autorów sprzedaje po kilka tysięcy egz. W Ameryce. Nawet jeśli dorzucimy im do puli drugie tyle, to nadal są to jak na ten raj fatalne wyniki. Oczywiście, niektórzy sprzedają znacznie więcej, ale jednak sytuacja tam naprawdę nie wygląda różowo, skoro to są już teksty teoretycznie przesiane i nagradzane czy nominowane...
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

5
patrząc obiektywnie w Polsce jako jeden z powiedzmy 10 czołowych fantastów też biedy nie klepię - tzn mam mieszkanie, auto, zona studiuje za granicą i zabieram dzieci na wakacje bez potajemnego zaciągania kredytu u lichwiarzy. :roll:

ale vat na książki to było grubsze świństwo... :roll:

Zapewne bycie w 10-tce najlepszych w Polsce to jak bycie na końcu trzeciej setki w USA - mówi się trudno :roll:

6
dziko pisze:No jednak wychodzi, że najlepsi biedy nie klepią :wink:
Nie, mnie nie chodziło o to, że najbardziej popularni sprzedają małe ilości - raczej o to, że często te popularne w sensie: nominowane do nagród, ale trudniejsze teksty miewają zaskakująco kiepską sprzedaż.
A już dobijając puentę dechą, miałem na myśli sprowokowanie Was do myśli, że jak się chce pisać fantastykę bardziej ambitną, to czy w Stanach, czy u nas należy się liczyć z tragedią komercyjną (zwykle). Tyle że tam będzie to parę tysięcy egz., a u nas może to być np. 500-700 egz. :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

7
no cóż nakłady to tajemnica handlowa - ale powiem tak: Wędrowycz bije wszystko co napisałem.
Przypuszczam że reszta sprzedaje się jako tako - bo jestem znany z Wędrowycza. Stary dziad chlejący bimber zrobił mi reklamę.

Żeby podobnie wypromować np. Oko Jelenia musiałbym mieć z pół miliona albo lepiej na reklamę...

Liczę jednak nadal że z czasem powolutku odbiję się jako autor fantastyki bardziej ambitnej.

8
Andrzej Pilipiuk pisze:Stary dziad chlejący bimber zrobił mi reklamę.
Bo w starych dziadach jest siła!
Gdy chleją bimber ;)

A wracając do tematu, to z mojej kwerendy wynika, że np. ten próg kiedy uważa się, iż debiutancka powieść sprzedała się ok (nie super dobrze, ale na tyle nieźle, że możemy pomyśleć w przyszłości nad współpracą), też jest podobny.
Wydaje mi się, że dopiero na tych wyższych półkach, gdy pisarze są już znani, można mówić o dużych rozbieżnościach w sprzedaży.

Natomiast jest dużo większe prawdopodobieństwo, że powieść zostanie przetłumaczona na inne języki i w to nie ma co wątpić. Znam przypadki debiutantów z USA, którzy najpierw sprzedali prawa do tłumaczeń, zanim znaleźli rodzimego wydawcę.
I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!
B.A. = Bad Attitude

9
Porównywanie nakładów książek polskich pisarzy z amerykańskimi autorami zawsze jest przygnębiające. Pamiętam jak kiedyś wypożyczyłam w bibliotece przeciętną książkę przeciętnego amerykańskiego autora. Tytuł wyleciał mi z głowy. Nawet "Zmierzch" przy tej książce był jakiś. W każdym razie chodziło o średniaka, który sprzedał się przyzwoicie w Stanach i go wydano m.in. w Polsce. Jedyne co utkwiło mi w głowie po przeczytaniu kilkunastu stron, po których porzuciłam lekturę, to info na ostatniej stronie, że autor uwielbia swoje porsche. Tak, stać go - to nic, że nie jest w sprzedażowej czołówce w USA.

10
icy_joanne pisze:Jedyne co utkwiło mi w głowie po przeczytaniu kilkunastu stron, po których porzuciłam lekturę, to info na ostatniej stronie, że autor uwielbia swoje porsche. Tak, stać go - to nic, że nie jest w sprzedażowej czołówce w USA.
Stać go, bo prawdopodobnie ma pracę na pełen etat i nie ma rodziny na utrzymaniu.
Typowa zaliczka dla debiutanta (jeśli jakąś dostanie), to 2000$, sprzedający się autorzy mogą liczyć na więcej, ale też z tego porsche nie kupisz, bo za te same pieniądze też trzeba się utrzymać. Chyba, że znów wracamy do pracy na pełen etat albo autor sprzedaje się lepiej niż "przyzwoicie".
O pisaniu i innych nałogach

11
icy_joanne pisze:Porównywanie nakładów książek polskich pisarzy z amerykańskimi autorami zawsze jest przygnębiające. Pamiętam jak kiedyś wypożyczyłam w bibliotece przeciętną książkę przeciętnego amerykańskiego autora. Tytuł wyleciał mi z głowy. Nawet "Zmierzch" przy tej książce był jakiś. W każdym razie chodziło o średniaka, który sprzedał się przyzwoicie w Stanach i go wydano m.in. w Polsce. Jedyne co utkwiło mi w głowie po przeczytaniu kilkunastu stron, po których porzuciłam lekturę, to info na ostatniej stronie, że autor uwielbia swoje porsche. Tak, stać go - to nic, że nie jest w sprzedażowej czołówce w USA.
Argument podnoszony co i rusz, tylko szkoda, że 99% osób nie zdaje sobie sprawy z różnicy skali na tych rynkach. Polska książka ma potencjalne grono odbiorców około 30 milionów osób. Tymczasem samo USA to niemal 11x tyle, a do tego dochodzi masa krajów anglosaskich + rozpowszechnienie ich języka. Poza tym wcale nie jest tak, że każdy amerykaniec sprzedaje się w dziesiątkach tysięcy, wbrew pozorom mają sporo tytułów ze sprzedażą porównywalną do naszej (a zachowując powyższą skalę 3k w ich warunkach to wydaje się trochę śmieszne, nieprawdaż?).

12
D. Wiktorski pisze:
Argument podnoszony co i rusz, tylko szkoda, że 99% osób nie zdaje sobie sprawy z różnicy skali na tych rynkach. Polska książka ma potencjalne grono odbiorców około 30 milionów osób. Tymczasem samo USA to niemal 11x tyle, a do tego dochodzi masa krajów anglosaskich + rozpowszechnienie ich języka.
Oczywiście, że to kwestia skali :) Jakby tak amerykańskiemu wydawcy powiedzieć że ktoś u nas sprzedał 10 tys. egzemplarzy i to całkiem przyzwoicie, to ten by się pewnie roześmiał. Podejrzewam, że jak autor z USA sprzeda na rodzimym rynku 1 mln egz. to jest to skala porównywalna z naszymi 100 tys. egz. A że rynek większy, autorów więcej, to więcej osób to osiąga.

Aczkolwiek jeśli chodzi o potencjalne grono odbiorców książek w PL to te 30 mln wygląda niewiarygodnie :) Wiem ilu mamy mieszkańców, ale brałabym pod uwagę statystyki mówiące o tym, kto czyta cokolwiek.

13
Nie sądzę, aby rozsądny wydawca, znający realia rynku amerykańskiego miał się roześmiać, bo mniej niż 5% książek wydawanych w USA udaje się sprzedać w liczbie przekraczającej 5 tys. egzemplarzy.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

14
Marcin, nie wiem co prawda skąd brałeś dane, ale pamiętaj, że na 99,99% w te liczby wliczane są tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy selfów i pozycji wydawanych co najmniej niszowo.

15
D. Wiktorski pisze:Marcin, nie wiem co prawda skąd brałeś dane, ale pamiętaj, że na 99,99% w te liczby wliczane są tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy selfów i pozycji wydawanych co najmniej niszowo.
Dane można chociażby stąd:
10 Awful Truths about Book Publishing
4. Average book sales are shockingly small—and falling fast. Combine the explosion of books published with the declining total sales and you get shrinking sales of each new title. According to BookScan—which tracks most bookstore, online, and other retail sales of books (including Amazon.com)—only 225 million books were sold in 2013 in the U.S. in all adult nonfiction categories combined (Publishers Weekly, January 6, 2014). The average U.S. nonfiction book is now selling less than 250 copies per year and less than 2,000 copies over its lifetime. And very few titles are big sellers. Only 62 of 1,000 business books released in 2009 sold more than 5,000 copies, according to an analysis by the Codex Group (New York Times, March 31, 2010).
Można się kłócić, że to non-fiction, ale nie wydaje mi się, żeby beletrystyka odbiegała drastycznie od tego, co powyżej.

Swoją drogą, zarówno ja i Marcin aktywnie śledzimy tamten rynek (Marcin, bo szuka wydawcy dla książki anglojęzycznej, ja - bo też "niedługo" będę szukała), więc jednak jakieś pojęcie o tym mamy.
O pisaniu i innych nałogach
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron