Ok, przeczytałam. Bardziej od literówek (których jest raptem kilka), wadził mi brak akapitów przy dialogach – ale to kwestia komfortu czytania
Co do samego fragmentu, na ten moment przypomina mi on bardziej szkic. Rytuał wybierania deiny, który sam w sobie mógłby być ciekawy, streściłaś do następujących po sobie czynności – zabrakło tu mistyki, sugestywnego budowania emocji. Za to jest mnóstwo informacji do przyswojenia oraz nazw własnych, w tym imion kapłanek, również tych, które właściwie pełnią rolę statystek (np.: Betesca). Lubię wrzucanie na głęboką wodę, jednak tutaj wydaje mi się, że ciut przeszarżowałaś. Za dużo wymyślnego nazewnictwa, za mało konkretu – nawet nie wiem, jak wygląda Padina, a ona, po Irze, jest tutaj ważną postacią (wyczuwam, że tworzy się pomiędzy nimi pewien antagonizm).
Dalej. Napisałaś, że Itończycy lubują się w malarstwie, natomiast w ogóle nie widać tego w opisach, jakie wcześniej tworzysz. Jeśli lud jest na tyle uwrażliwiony na sztukę to Sala Wieczornego Kręgu wygląda po prostu biednie. To jest jedno z miejsc, gdzie przydałby się plastyczny opis.
Z tym malarstwem, sam pomysł, że można za jego pomocą zobaczyć barwy duszy u kapłanki jest ok, natomiast przekładanie tego na całe społeczeństwo już mi zazgrzytało. Nauka malarstwa to proces długotrwały i żmudny (o kosztowności nie wspomnę) i jeśli będą zajmować się tym wszyscy, to co z zaspokojeniem podstawowych potrzeb społecznych: kto produkuje żywność, kto zajmuje się ochroną granic itp.? Jeśli barwy mają takie znaczenie symboliczne, to prostym ludziom wystarczyłoby malowanie ścian w domach, drzwi, okiennic, a do tego wielkiej nauki nie trzeba. Zastanawiam się również, na jakiej epoce wzorujesz swój świat? Rozwój malarstwa na szkle to wiek XVII.
Osobną kwestią jest narracja. Na początku fragmentu sądziłam, że narrator jest przy postaci Padiny, natomiast w trakcie nieoczekiwanie i szybko przeskoczyłaś na Irę. Wywołało to u mnie lekkie zagubienie. Zastanów się, czy nie lepiej skoncentrować się na jednym punkcie widzenia. Czy opis sali i rytuału nie byłby ciekawszy z oczu Iry, która – podobnie do czytelnika – znalazła się w nowej dla siebie sytuacji i przez to jest w stanie po kolei opowiadać, co się dzieje, nie uprzedzając faktów (i nie traktując wszystkiego jak oczywistą oczywistość, co jest domeną Padiny) i w ten sposób prowadząc czytelnika „za rękę” coraz głębiej w świat powieści?
Nie przekonuje mnie także używanie przypisów. W książce naukowej czy historycznej ok, w powieści wolę, kiedy wszystko (w tym znacznie obcych słówek) wynika z tekstu. Ewentualnie jakiś słownik/skorowidz na końcu. To jednak już kwestia mojego gustu – nie jestem zagorzałym zwolennikiem worldbuildingu, czy tworzenia coraz to nowych sztucznych języków.