Huśtawka

1
Runda wstępna

Egzotyczne chwile niedocenianej szczęśliwości, przyzwyczajenie do reguł porządkujących świat, norm wyznaczających mu odgrywaną rolę, ramę bezpiecznej, szarej, lecz pewnej egzystencji, nagle, skonfrontowane z wizją czekających go rytmicznych i regularnych zmian, wydały mu się przemijającym snem, niemożliwością, bo kiedy zrozumiał, że odtąd polegać musi wyłącznie na sobie, że infantylne, ukradkowe przemykanie po doznaniach bezpowrotnie zakończyło w nim pierwszy etap zapoznawania się ze sobą i swoimi psychicznymi bezdrożami, nagle poczuł się przestraszony zbyt częstą odmianą losów; ich gwałtowne koniugacje mąciły mu zmysły, burzyły je, sprawiały, że był w nich zdezorientowany, pogubiony, bo ledwie zdążył przywyknąć do jednego stanu ducha, do jednego samopoczucia, natychmiast zjawiało się nowe, na przykład w miejscu ogarniającego go zadowolenia, znajdował smutek i płacz.

Inauguracja

Przeszedł korytarzem obok łazienki i bezpiecznie zniknął za drzwiami pokoju, a kiedy nikt go nie widział, zdjął maskę. Uwikłany w swoje rozterki, ogarnięty przez wyrzuty sumienia, zadręczał się tym, że był niesprawiedliwy, a gdy już po chwili pragnął powiedzieć, że wcale nie chciał rzec tego, co mu się wyrwało, że chce naprawić to, co zniszczył i wynagradzać to, co już było nie do cofnięcia - wiedział, iż nie umie przyznać się do swojego błędu, nie potrafi być sobą, że wszystkie jego maski są tak zużyte i nieautentyczne, iż niezależnie od tego, jaką wdzieje, skruchy, czy wściekłości, w każdej wygląda fałszywie, a jego usprawiedliwienia są zgrzytem, konsonansem, niezręczną próbą ratowania nieistniejącej twarzy.

Jego dzikie, mało wyrozumowane, natychmiastowe reakcje, przeważnie chwiejne riposty wprowadzające zamęt w umysły, do których były kierowane, świadczyły nie o tym, że te przesadne, spontaniczne efekty dotykają go bardziej, aniżeli było to po nim widać, przeciwnie, dowodziły, że już nie umie zagłuszyć ich w sobie, gdyż brakuje mu wiary w to, że mogą ranić innych oprócz niego. Bo ten brak wiary, który decydował o jego działaniach, był przez nich postrzegany i definiowany jako niecierpliwość, owo bezceremonialne i w gruncie rzeczy uwłaczające demonstrowanie woli, która, nie mogąc znaleźć prawidłowego ujścia, szukała - gładkiej drogi po emocjonalnych wertepach.

Choć po części przyznawał się do swojej niecierpliwości, uwidoczniona i powszechnie znana prawda o niej, była zaledwie fragmentem tej, którą o sobie znał. Z pewnością nie najistotniejszym, a być może – drugorzędnym, nie tłumaczącym go z zacietrzewionego reagowania na otoczenie, to przecież, nie będąc wylewnym do końca, nie precyzował jej w całości, a bojąc się całkowitego wyjścia ze swojej tajemnicy i z tego, że odarty z niej, zostanie uznany za nieuzasadnionego wybuchowca, zachowywał milczenie.

Rozszerzenie

Zazwyczaj nie opuszczał pokoju. Siedział w domu, ukryty za bielą firanek, skulony za oknem wychodzącym na las, dziki i stary jak on, gęsty, pozarastany wysokimi paprociami, wśród konarów grubych na metr, pogiętych przez wiatr, omszałych, gdy je dotknąć, w otoczeniu ptaków o znajomych głosach, lecz nieznanych imionach.

A gdy tak zmęczony, przybity, pogrążony w ogłuszającym milczeniu, warował nad sobą, zamykał oczy i zapadał w sen. Wydawało mu się wtedy, że ostrzej widzi, wyraźniej słyszy to, czego nie było w rzeczywistości, co wszakże istniało w nim, umierało poza monotonią jawy, w pytyjskim świecie nieznośnych wspomnień i fantazji, gdy nareszcie mógł być młodym, niefrasobliwym bez powodu, wiecznie szczęśliwym jak jaki hebefrenik: niegroźnym, ogólnie lubianym wesołkiem.

Lecz kiedy budził się, wszystkie te wyobrażenia traciły sens, ulatywał więc z niego poprzedni, rozsadzający go humor. Stawał się ponury, nieprzystępny, podejrzliwy, jakby przestawało mu wystarczać ostrzegawcze memento udzielone przez los, jak gdyby razem ze zmianą atmosfery nadciągało przerażenie: chuliganiąca się w nim, natrętna myśl, że już nic go nie czeka, że pozostało mu się pogodzić ze sobą, przyznać, kim jest: kurduplem z wygórowanymi ambicjami, stworzonkiem udającym olbrzyma. Zaraz jednak, pospiesznie i skwapliwie pozbywał się duszących nastrojów; świadomie, z rozpaczliwą premedytacją zapominał, kim pragnął być.

W rezultacie tego zapominania powracał do dzisiejszej rzeczywistości, do maskujących obrazów ze spędzanych tu dni. A ponieważ tylko niektóre doznania sprawiały mu przykrość, reszta zaś była nieszkodliwa, niby migawkowe zdjęcia, fotografie rozbłyskujące w nim na moment i znikające prędzej, nim zdążył się zorientować, co znaczą i kogo przedstawiają, chciał je zatrzymać, uwięzić w czasie.

Zamknięcie


Denerwowały go pajęczyny. Resztką świadomości dostrzegał pleśń i wszędobylski brud. Teraz, no, może nie od tak zaraz, ale jak tylko sobie odpocznie, z niewielką pomocą ochoty, zabierze się za sprzątanie. I będzie to sprzątanie doskonałe. Trzeba się doprowadzić do porządku, stwierdził, uwalając się na rozgrzebanej pościeli. Odremontować i działać na jego rzecz. Pielęgnować zamieszkałe pogorzelisko. Z hobby bliżej. W kuchni przydadzą się tapety. Położy je sam: łaski bez. A w sieni zamontuje pawlacz. Bezwarunkowo. Albo zmieni armaturę w łazience. Kto wie, może starczy mu samozaparcia i szarpnie się na prysznic. A gdy już się rozpędzi, to, jak we wszystkim, czego się podejmował, będzie nienaganny.

- Aktywny błądzi dłużej – powiedział na głos do swojego drugiego ja. Robota, to grunt. Wykazywać się. Świecić przykładem, a nie gołym tyłkiem. Być wzorem. Arbitrem. Patrz na niego: IDEALNA SPRYCIULA. PRECYZYJNIAK. UNIWERSALISTA. PEDANCIK. Niestety, ostatnio - BAŁAGANIARZ I LUMP. - Zauważ, jak on to ma opanowane, poukładane, że też nie zdarzy mu się pomylić, komu należy się uśmiech i drżący głos, a komu język jak łopata.

- Powiedz, kim jesteś, a powiem ci, jak żyjesz. To, jak widzą Cię inni, zależy od Ciebie, a nie od statystyki, według której Człowiek wcale nie brzmi dumnie.

- Nie ma dróg przeciętnie mądrych, jednakowych dla każdego; są one nieustannie zmienne, bo są modyfikowane przez upływający czas, a zawsze są trudne, jeżeli rezultatem ich ma być szlachetny cel.

- Zakonotuj sobie, brachu: rano chwytaj każdy nowy kilogram dnia, bo ruch we właściwym kierunku, to twoje nowe powołanie. Twoim bojowym przeznaczeniem jest to, by zapewnić sobie pracę, a nieistniejącej rodzinie kołacze, bo praca uszlachetnia, bo w zdrowym ciele zdrowy muł, bo kto nie pracuje, ten nie jest brany na serio, a kto nie jest brany na serio, ten zamiast serwus, usłyszy definitywne żegnaj i gdzie nie polezie, wszędzie mu nie po drodze.

- Nie należysz do gatunku zapobiegliwych, nie potrafisz chodzić wokół swoich interesów – dowalił sobie na koniec.

Otrząsnął się i przystąpił do odmawiania codziennej modlitwy:

Człowiek Prawdziwy musi być człowiekiem o nieskazitelnej dobroci, osobą złożoną z samej szlachetności, ponieważ miłość, do której poznania, zrozumienia i zdefiniowania dąży przez całe swoje zasrane życie, jest nieograniczona w swoim znaczeniu; jest różnorodnością jej odcieni, a jej bogactwo zależy od pasji, od chęci dostrzegania Świata i targających nim, nieuchronnych przemian.

Człowiek Prawdziwy, zależny od zadawania pytań i poszukiwania na nie odpowiedzi, ma tyle twarzy, ile w Nim zaciekawienia, składa się z charakterologicznych warstw, których podstawowym i naturalnym mianownikiem powinien być brak egoizmu.

Powinna cechować Go aktywna, otwarta, nieustannie przyjazna gotowość do wzięcia na barki odpowiedzialności za swój kształt, a wymowa przekonań powinna decydować o tym, z czym walczy, z czym się użera, do czego się przyznaje i w co wierzy.

Wstał z klęczek, otrzepał spodnie z ewentualności kurzu i wyszedł na zewnątrz, a tam, na dzień dobry, zainkasował niezłego kopa w przedziałek.
Marek Jastrząb (Owsianko) https://studioopinii.pl/dzia%C5%82/feli ... N9tKoJZNoo

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.

4
Owsianko pisze:Egzotyczne chwile niedocenianej szczęśliwości, przyzwyczajenie do reguł porządkujących świat, norm wyznaczających mu odgrywaną rolę, ramę bezpiecznej, szarej, lecz pewnej egzystencji, nagle, skonfrontowane z wizją czekających go rytmicznych i regularnych zmian, wydały mu się przemijającym snem, niemożliwością, bo kiedy zrozumiał, że odtąd polegać musi wyłącznie na sobie, że infantylne, ukradkowe przemykanie po doznaniach bezpowrotnie zakończyło w nim pierwszy etap zapoznawania się ze sobą i swoimi psychicznymi bezdrożami, nagle poczuł się przestraszony zbyt częstą odmianą losów; ich gwałtowne koniugacje mąciły mu zmysły, burzyły je, sprawiały, że był w nich zdezorientowany, pogubiony, bo ledwie zdążył przywyknąć do jednego stanu ducha, do jednego samopoczucia, natychmiast zjawiało się nowe, na przykład w miejscu ogarniającego go zadowolenia, znajdował smutek i płacz.
Naprawdę się zmęczyłam czytając to zdanie...
JEDNO ZDANIE.
Kochany, nie zapominaj o interpunkcji. Miej trochę litości dla osób, które spróbują przeczytać Twoją twórczość na głos.
Najlepiej sam to przeczytaj^^ Przecież tu się nie da oddychać!

Ogólnie interpunkcja leży w całym tekście.

Podoba mi się Zamknięcie. Naprawdę, dopiero tam widać, że piszesz nawet, nawet.
Jesteś inteligentny, to widać po słowach, których używasz. Znasz pełno synonimów, gratulacje. Masz predyspozycje do zastąpienia słownika wyrazów podobnych, nie robisz powtórzeń. Tylko niepotrzebnie wyliczasz słowa o podobnym znaczeniu. To czasami nie jest potrzebne, wręcz przeszkadza.

Jeżeli chodzi o ortografię, nic mi się nie rzuciło w oczy.

Poza tym trochę nie rozumiem fabuły. Ale to całkiem nie mój klimat, więc może inni będą wiedzieli o co chodzi :D

Chętnie przeczytałabym coś Twojego o nieco luźniejszym brzmieniu.
Rób tak dalej, ćwicz, podciągnij interpunkcję i będzie super :)
Jeżeli za­bałaga­nione biur­ko jest oz­naką za­bałaga­nione­go umysłu, oz­naką cze­go jest pus­te biur­ko? Albert Einstein

5
BezAtux

można krócej: :twisted:
Egzotyczne chwile niedocenianej szczęśliwości, przyzwyczajenie do reguł porządkujących świat, norm wyznaczających mu ramę bezpiecznej egzystencji, skonfrontowane z wizją czekających go zmian, wydały mu się przemijającym snem. Kiedy zrozumiał, że mus polegać wyłącznie na sobie, że przemykanie po doznaniach bezpowrotnie zakończyło w nim pierwszy etap zapoznawania się ze sobą, poczuł się nagle przestraszony zbyt częstą odmianą losów. Ich gwałtowne koniugacje mąciły mu, burzyły zmysły. Sprawiały, że był zdezorientowany. Ledwie zdążył przywyknąć do jednego stanu ducha, natychmiast pojawiał się nowy: w miejscu ogarniającego go zadowolenia, znajdował smutek i płacz.
Marek Jastrząb (Owsianko) https://studioopinii.pl/dzia%C5%82/feli ... N9tKoJZNoo

nieważne, co mówisz. Ważne, co robisz.

6
Owsianko pisze: Egzotyczne chwile niedocenianej szczęśliwości, przyzwyczajenie do reguł porządkujących świat, norm wyznaczających mu ramę bezpiecznej egzystencji, skonfrontowane z wizją czekających go zmian, wydały mu się przemijającym snem. Kiedy zrozumiał, że musi polegać wyłącznie na sobie, że przemykanie po doznaniach bezpowrotnie zakończyło w nim pierwszy etap zapoznawania się ze sobą, poczuł się nagle przestraszony zbyt częstą odmianą losów. Ich gwałtowne koniugacje mąciły mu, burzyły zmysły albo mąciły, albo burzyły :) nie ma potrzeby stawiania tych słów obok siebie. Sprawiały, że był zdezorientowany. Ledwie zdążył przywyknąć do jednego stanu ducha, natychmiast pojawiał się nowy: w miejscu ogarniającego go zadowolenia, znajdował smutek i płacz.
Zrozumiałam to mniej więcej po tym, jak przeczytałam to... co najmniej dziesiąty raz. Ma sens. Serio.
Tylko, że jest on głęboko ukryty. Zależy co chcesz osiągnąć pisaniem. Tabunów Czytelników tym nie przyciągniesz, nie każdemu będzie się chciało poświęcać iluś-nastu( ew.iluś-dziesięciu?) minut na rozważanie każdego akapitu-ba! słowa!- z osobna.
Pisanie dla grupki zapalonych filozofów cierpiących na nadmiar czasu; jak najbardziej.
Jeżeli za­bałaga­nione biur­ko jest oz­naką za­bałaga­nione­go umysłu, oz­naką cze­go jest pus­te biur­ko? Albert Einstein
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”