Czarny

1
Do Gargenville, gdzie stacjonowałem przez weekend, wyjechałem z Paryża po osiemnastej.
Po dziesięciu godzinach zwiedzania miasta byłem wykończony. Paryż nocą? Następnym razem. W tej samej dobie, bez snu, to mogłoby się udać, ale za pomocą chemii, a ta mi nie w smak. Zdecydowanie wole pospać, pochrapać i obudzić się jak biały człowiek.
Jedenaście stacji, ponad godzina jazdy w kierunku północno-zachodnim, podobno najczarniejszym w regionie. Coś w tym było. W dwupiętrowym pociągu siedziałem na korytarzu przy drzwiach wejściowych, a wokół mnie sami murzyni. Przez chwile czułem się jak w Nigerii, albo w Sudanie czy Senegalu, trochę nieswojo z tą swoją bielą. Kontrastowałem. Czułem na sobie spojrzenia, dobrze że miałem książkę, którą byłem pochłonięty, ale też białą. Cholera.
To nie ja jestem winien kolonizacji i emigracji, tego że nie ma tutaj raju i jest brzydka pogoda. Pochodzę z kraju w którym dzieci jeszcze pokazują palcami czarnoskórych, a na prowincjach baby krzyżem się żegnają i później opowiadają o tym przy kratowanym okienku. Ale oni nie mogli tego wiedzieć. Ani tego, że bardzo lubię czerń, że mam czarny motor w domu, czarną skórę, buty, pas i kota. Na półkach zalegają mi płyty Kennego Garetta, Milesa Davisa, Lee Hookera i Skunk Anansie.
Zamknąłem książkę i uśmiechnąłem się do siebie, na myśl o jednym z drugim kibolu Śląska, rzucających bananami w Abdou Razacka, gdy wykonywał rzut rożny lub aut... Ciekawe czy teraz, na moim miejscu, też byliby takimi chojrakami.
Koła pociągu wystukiwały ten sam, niezmienny od zawsze rytm – dwa razy po dwa, od czasu do czasu terkocząc i skrzypiąc przy zmianie torów.

2
Tutaj mogłeś napisać trochę więcej, bo niewiele z tego wynika.

A to jest piękne:
dobrze że miałem książkę, którą byłem pochłonięty, ale też białą. Cholera.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”