Medium - "groza"

1
OpowiadanieMedium


Pociąg zatrzymał się na niewielkiej stacji. Stary z opadającym tynkiem budynek dworca przywitał nielicznych podróżnych ciemnymi oknami. Zaspany dyżurny ruchu, który wyszedł odprawić pociąg spojrzał zdziwionym wzrokiem na idącego w jego kierunku mężczyznę z wielką torbą.
– Przepraszam pana, jak dojść na ulicę Jeziorną 5? – zapytał.
Kolejarz popatrzył na niego jak na intruza. Przyjrzał się jego torbie, potem spojrzał za siebie w ciemność jaka roztaczała się za nim.
– To zależy jaką drogą pan pójdzie. Jeśli tu prosto chodnikiem będzie z piętnaście minut, a jak pan pójdziesz przez mostek na rzece, a potem przez cmentarz, to zajmie jakieś pięć, siedem minut. To od pana zależy. Ciemno tam nie jest. Jak pan wyjdziesz zza zakrętu, to potem w prawo. Latarnie się świecą. Przez mostek gorzej ale na cmentarzu zawsze znicze się palą, to też nie tak ciemno. Wybieraj pan. Ale ja jak bym miał taką ciężką torbę, to przez cmentarz bym poszedł, zawsze to bliżej. Chyba, że pan duchów się boisz? – zaśmiał się ironicznie.
– Nie, nie duchów się nie boję. Pójdę tą krótszą drogą – zapewnił kolejarza, poprawiając okulary.
– Pan do Malinowskich przyjechał?
– Tak do Malinowskich, a dlaczego pan pyta?
– A nic tak sobie zapytałem. To dobranoc panu. – powiedział i wszedł do budynku.
Podróżny niepewnie rozejrzał się i ruszył w ciemność. Ucieszył się kiedy tak jak powiedział zawiadowca zaraz za rogiem dojrzał światło. Przez chwilę zastanawiał się, którą pójść drogą ale czując ciężar bagażu zdecydował się na krótszą trasę.
Uliczka miała zaledwie parę metrów i kończyła się kilkoma stopniami, które prowadziły do niewielkiego mostku. Po drugiej stronie stopnie prowadziły w górę. Kiedy znalazł się na wzniesieniu zobaczył migające na grobach znicze. Na szczęście w tym momencie zza chmur wysunął się blady księżyc oświetlając szaroniebieską poświatą rozległy teren cmentarza. Było bardzo cicho. Zatrzymał się na chwilę zastanawiając się, którą aleją pójść. Prosto czy w prawo? Z tego co pamiętał, kiedy był na pogrzebie ciotki powinien skręcić w prawo. Poprawił torbę na ramieniu i ruszył po wyłożonej betonową kostką dróżce. Ucieszył się, kiedy dojrzał bramę. Pchnął duże, metalowe skrzydło furtki, które cichutko zaskrzypiało i wyszedł na oświetloną ulicę. Na wprost ujrzał niewielki dom pokryty brązową blachodachówką. Odczuł ulgę kiedy poznał budynek. Trochę zaniepokoił się kiedy uzmysłowił sobie, że okna są ciemne. Przecież napisał w liście do kuzynki, że dzisiaj przyjedzie. Nie wymagał by wychodzili po niego na dworzec, bo pierwsza w nocy to czas nieodpowiedni na spacery tym bardziej, że kuzynka i jej mąż byli dobrze po osiemdziesiątce ale mogli zostawić zapalone światło chociaż w jednym pokoju.
Mimo to przeszedł przez ulicę, zdjął sznurek jaki był zaczepiony na słupku furtki i wszedł na podwórze.
Lekko zastukał w drzwi. Cicho. Zastukał jeszcze raz tym razem głośniej, ale nadał było cicho. Trochę się zdenerwował, ale kiedy pomyślał, że w tym wieku na pewno za dobrze nie słyszą opanował się i nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły. Zawahał się przez chwilę ale potem wszedł w ciemność jaka roztaczała się przed nim.
Stanął w korytarzu i zastanawiał się co ma teraz zrobić. Czekać czy iść dalej? Po namyśle postanowił znaleźć włącznik i zapalić światło. Przesunął ręką wzdłuż ściany, a kiedy pod palcami poczuł znajomy kształt nacisnął przycisk. Jasne światło zalało korytarz. Wreszcie mógł postawić torbę. Potem zapukał w drzwi po prawej stronie, a kiedy nikt nie zareagował wszedł do środka.
Światło z przedpokoju wyłoniło z mroku pokój zastawiony regałami pełnymi książek, kanapę i stare fotele stojące przy niewielkim stoliku. W kącie znajdował się kominek zbudowany z ciemnobrązowych kafli, wewnątrz którego lekko żarzyły się kawałki nadpalonego drewna. Zapalił lampę. Ciepłe światło zalało salon. Poczuł się strasznie zmęczony więc usiadł w fotelu. Przymknął oczy tylko na chwilę, a może mu się tylko tak wydawało bo nagle usłyszał nad sobą zatroskany głos.
– A mówiłam ci Waleriuszu, żeby zostawić światło, ale ty jak zawsze nie, bo elektryczność kosztuje, a przecież dla nas to nie ma żadnego znaczenia ile co kosztuje, czyż nie tak mój drogi?
– Ajajaj! Ty Michalinko jak zwykle całą winę zwalasz na mnie. Trzeba było mnie nie pytać tylko zostawić zapaloną lampę w salonie. Nie zrobiłaś tego, a teraz ja jestem winny. Ale obudź tego biedaka niech idzie się położyć do łóżka. Na pewno jest zmęczony.
– Hej, Mareczku obudź się! – usłyszał cichy szept.
Marek otworzył oczy i uśmiechnął się.
– O, witam kuzynkę! Przepraszam ale chyba zasnąłem. Nie mogłem się was dobudzić więc wszedłem – powiedział, witając się z obojgiem staruszków.
– Dobrze zrobiłeś kochaneczku. A teraz chodź pokażę ci twój pokój – powiedziała Michalina.
Weszli po drewnianych schodach na górę.
– O tu będziesz mieszkał – otworzyła drzwi po lewej stronie korytarza.
Pokój był niewielki. Na środku stało małżeńskie łoże, a naprzeciw szafa z lustrem. Przy oknie dębowe biurko z dużą ilością szuflad obok fotel i duża lampa przypominająca lampę od Tiffaniego. Okno ozdabiała stara być może robiona ręcznie koronkowa firana.
Ściany wyklejono tapetą w drobne, różowe różyczki.
Ogólnie pokój mu się podobał.
– A tu jest łazienka. Nie ma wanny ale jest prysznic i deszczownica. Może być problem z ciepłą wodą bo mój Walercio często zapomina rozpalić w piecu. A innej metody na ciepłą wodę u nas nie ma. Zresztą jak będziesz chciał, to sam możesz palić. Któregoś dnia pokażę ci piwnicę, a mąż pokaże co i jak zrobić żeby wodę zagrzać.
– Dobrze, to miłej nocy życzę. Jutro pogadamy tylko nie budź nas za wcześnie bo my z Walerciem lubimy sobie pospać. To jeszcze raz dobranoc – powiedziała kuzynka i wyszła z pokoju.
Marek zdjął buty i rzucił się na łóżko bo był zbyt zmęczony by się przebierać. Wyciągnął rękę i zgasił lampę. Z ulgą zamknął oczy postanawiając, że nie wstanie wcześniej niż w południe.
Obudziło go głośne stukanie dochodzące gdzieś zza tylnej ściany. Przez chwilę nasłuchiwał czy dźwięk powtórzy się ale nic się nie działo. Było cicho. Poczekał jeszcze chwilkę, a potem położył się. I znowu kiedy już, już myśli uciekały w sen znów usłyszał głośne uderzenia.
Stukanie najpierw dochodziło zza ściany potem przeniosło się na strych. Zastanawiał się, co to może być. Skoro kuzyni śpią spokojnie, to może tylko mu się tak wydaje, że coś stuka. Nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, a potem zmęczenie wzięło górę i zasnął.
Jasne promienie słoneczne przedzierały się przez drobne oczka w firance, kiedy Marek otworzył oczy. Nie chciało mu się wstawać ale kiedy poczuł, że znów zamykają mu się powieki zerwał się z łóżka, by nie poddać się sennym majakom. Rozpakował torbę wziął ręcznik i poszedł do łazienki. Lodowata woda jaka spłynęła z deszczownicy zupełnie go rozbudziła. Mocno natarł się ręcznikiem, ogolił się, ubrał i zszedł na dół. Wydawało mu się że kuzynka z mężem jeszcze śpią bo w domu było cicho chociaż dochodziło południe. Zdziwił się, kiedy wszedł do salonu, a tam zobaczył Waleriusza czytającego gazetę.
– O, witaj młodzieńcze! – zawołał Waleriusz, wstając z fotela – chodźmy do jadalni Michalina już przygotowała śniadanie co prawda skromne ale na pewno nie zabraknie nikomu, a do tego kawa. Mówię ci moja żona parzy najwspanialszą kawę na świecie.
– Dzień dobry! – powiedział Marek, kiedy wszedł do jadalni.
– Dzień dobry kochaneczku, dzień dobry! Siadaj – powiedziała, wskazując mu krzesło po swojej prawej stornie.
– Proszę, częstuj się czym chata bogata.
– Dziękuję. Waleriusz mówił, że śniadanie będzie skromne a tu iście królewska uczta – Marek zaśmiał się, pokazując ręką na obficie zastawiony stół.
– Oj tam, oj tam dla nas to nic trudnego, prawda Waleriuszku – Mchalina zalotnie uśmiechnęła się do męża i pogładziła jego rękę.
Śniadanie zjedli w milczeniu, ale kiedy Michalina podała kawę w salonie rozmowa się rozkręciła.
Najpierw wymienili zdawkowe informacje o znajomych, kuzynach dalszej i bliższej rodzinie, rozliczyli polityków z ich obietnic wyborczych, potem przeszli na temat pogody i wtedy Marek przypominał sobie o dziwnych odgłosach jakie słyszał w nocy. Początkowo Waleriusz z Michaliną zaniemówili, wymieniając między sobą zaniepokojone spojrzenia ale potem kuzynka z rozbrajająca szczerością wypaliła.
–Ach, Mareczku nie obawiaj się tego. To nic strasznego. Od kiedy ciocia Helena zmarła takie stukanie powtarza się codziennie. Mniemam mój drogi, że to jej dusza. Zapewne Helenka coś zostawiła nie tam gdzie powinno to się znajdować, a może nie oddała czegoś komuś, to teraz próbuje naprawić swój błąd. Pamiętaj kuzynie, że zawsze zanim odjedzie się z tego świata trzeba swoje sprawy uporządkować bo w innym przypadku dusza będzie błąkać się po tym świecie i straszyć ludzi.
Marek słuchał jej z niedowierzaniem. Nie mógł zrozumieć jak można wierzyć w takie bzdury jak życie po śmierci, a jeszcze do tego porządkowanie nie załatwionych spraw. Wydawało mu się to tak wierutną bzdura, że nie był w stanie powiedzieć słowa.
– Coś się stało? – z troska w głosie zapytał Waleriusz.
– Nie, nie nic się nie stało – odpowiedział speszony.
– To dobrze kochaneczku. Muszę ci jeszcze powiedzieć, że razem z Waleriuszem musimy dziś wyjechać. Mamy takie towarzyskie spotkanie. Wrócimy jutro wieczorem. Mam nadzieję, że dasz sobie radę i nie boisz się zostać w domu razem z duszą cioci Helenki. Tak. To dobrze.
– Chodź kochanie musimy przygotować się do podróży.
– To ja posprzątam po śniadaniu – Marek zaoferował swoją pomoc.
– Nie trzeba kochaneczku. Już posprzątałam.
– Ale jak to? Kiedy? Przecież…
– Jak wrócimy wszystko ci wytłumaczę – przerwała mu kuzynka, znikając z mężem za drzwiami sypialni.
Czego jak czego ale tego, żeby posprzątać, pozbierać wszystko co było na stole trzeba co najmniej półgodziny, a tu kuzynka nie ruszając się z miejsca oznajmia, że wszystko zrobione. No nie, to wydało mu się tak nieprawdopodobne, że wszedł do jadalni no i nogi się pod nim ugięły. W małym pomieszczeniu gdzie stał duży dębowy stół, krzesła i stary pamiętający zapewne czasy Bismarcka kredens panował idealny porządek.
– Co jest do cholery! – zaklął cicho pod nosem. – Czyżby moja kuzyneczka parała się czarami?
Te rozmyślania przerwał mu Walery.
– No ten tego – mruknął pod nosem – co ja to chciałem powiedzieć?
– Miałeś mu powiedzieć o paleniu w kominku bo wody to sobie Mareczku nie nagrzejesz. Jutro ci mój kochaniutki mężuś wytłumaczy. No a teraz chodźmy Waleriuszku bo już późno a ja po nocy nie lubię prowadzić auta – powiedziała, zamykając sypialnię na klucz, który wrzuciła do dużej, czarnej torby.
Pomachała ręką kuzynowi, który stał przy bramie, kiedy wyjeżdżali.
Marek wziął kilka polan drewna, które leżało równo ułożone przy ścianie garażu i wszedł do domu bo zaczynało się ściemniać i siąpił niewielki deszczyk. Rozpalenie kominka nie sprawiło mu trudności. Kiedy ogień zapłonął rozsiadł się wygodnie w fotelu i zaczął przeglądać książkę, która leżała na stoliku. Niestety ale nic z niej nie zrozumiał bo nie znał łaciny. Jednak stare ryciny jakie w niej były pozwoliły mu stwierdzić, że jest to zapewne jakaś baśń o smokach. Przejrzał jeszcze kilka opasłych tomów ale wszystkie były napisane albo po łacinie albo w zupełnie nieznanym mu języku. Zniechęcony brakiem ciekawej literatury poszedł na górę i przyniósł laptopa.
Przejrzał wiadomości w poczcie, zajrzał co nowego wydarzyło się na świecie od poprzedniego dnia, a potem otworzył plik, w którym pisał książkę. Była to jego trzecia powieść. Dwie pierwsze zostały ciepło przyjęte przez krytykę, a jeszcze lepsze opinie otrzymały od czytelników. Wymyślone galaktyki, wojny między mieszkańcami planet o dominację we wszechświecie, to tematy o których uwielbiał pisać. Z wykształcenia był magistrem fizyki ale kiedy pierwsza książka bardzo dobrze się sprzedała, a na następną dostał zaliczkę zostawił uczelnię i postanowił poświęcić się pisaniu. Gdyby nie prośba kuzynki Michasi, to zapewne już by skończył swą trzecią powieść, ale kiedy oznajmiła mu, że musi przyjechać do niej co najmniej na pół roku, wtedy odłożył pisanie i zaczął przygotowania do wyjazdu. Załatwienie wszystkich spraw zajęło mu aż tydzień ale za to teraz mógł tu siedzieć tyle ile kuzynka uzna za stosowne. Najbardziej ciekawiło go, co takiego ma mu do powiedzenia?
Ale w tym momencie, nie to było najważniejsze ale pisanie. Skupił się na wymyślaniu zawiłej sytuacji, wpadł w wir zaciekłych walk tak mocno, że kiedy zegar wybił dwunastą w nocy podskoczył na krześle.
Rozejrzał się nieprzytomnie i dopiero po dłuższej chwili uświadomił gdzie się znajduje.
Zamknął laptop i już miał wychodzić z salonu, kiedy poczuł jak coś otarło się o niego. Obejrzał się za siebie ale w pokoju nikogo nie było. Zgasił światło i poszedł na górę. Kiedy wchodził do łazienki z kąta wyłonił się jakiś dziwny cień i zaczął sunąć wprost na niego. Marek nie cofnął się gdy dziwny opar przeszedł przez niego. Od razu pomyślał o zmarłej ciotce i lekki dreszcz przeszedł mu przez ciało. Miał ochotę uciec stąd ale czysto fizjologiczna potrzeba zmusiła go do skorzystania z łazienki. Mimo tego, że nie wierzył w duchy czy inne duperele, to poczuł dziwną suchość w gardle, a serce trzepotało się w piersi jak po dobrym joggingu. Dlatego szybko przebrał się w pidżamę i rzucił się na łóżko z książką w ręku. Były to „Bajki robotów” Stanisława Lema. Czytał tą książkę już tyle razy, że znał ją prawie na pamięć ale zawsze z przyjemnością do niej wracał szczególnie wtedy, kiedy był poza swoim małym mieszkankiem.
Właśnie zgłębiał tajniki maszyny jaką zbudował Klapaucjusz, kiedy usłyszał nad głową kroki i nie były to kroki kobiece ale zdecydowanie męskie. O zmarłej ciotce kuzynka powiedziała ale kto jest tą osobą, którą teraz bezwiednie kroczy po skrzypiącej podłodze strychu?
Poczuł lekki niepokój, kiedy kroki ucichły. Nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, a kiedy nadal było cicho zgasił światło, nakrył się kołdrą po sam nos i zamknął oczy. Nasłuchiwał, ale w domu panowała cisza.
To napięcie go tak zmęczyło, że sam nie wiedział, kiedy zasnął.
Obudziło go głośnie bębnienie. Otworzył oczy i zdziwił się, że w pokoju jest tak jasno. Spojrzał w okno i już wiedział co wyrwało go ze słodkich objęć Morfeusza. Za oknem wstał nowy dzień, a głuche uderzania powodował deszcz, którego duże, ciężkie krople spadały na blaszany dach. Odetchnął z ulga, że to nie duchy. Włożył okulary i poszedł do łazienki. Chłodny prysznic orzeźwił zmęczone niepokojem ciało.
Na śniadanie usmażył jajecznicę, zaparzył kawę i rozsiadł się w salonie z laptopem na kolanach. Ogień wesoło płonął w kominku, a Marek zawzięcie wystukiwał kolejne zdania, rozpoczynał nowe wojny w stworzonej przez siebie Galaktyce.
Właśnie sprowadzał na planetę Galaxy statek patrolujący okolicę, kiedy drzwi otworzyły się i usłyszał radosny głos kuzynki.
– Kochanieńki już jesteśmy!
– Witam! – Zawołał Marek, pomagając Michalinie zdjąć płaszcz. – I co wizyta się udała?
– Tak, tak. Wszystko przebiegło tak, jak to sobie zaplanowałam. Waleriuszek od razu połączył się ze zmarłą…– tu kuzynka przerwała, patrząc zażenowanym wzrokiem na Marka.
– No i jak zwykle wszystko wypaplałaś. Mieliśmy mu powiedzieć później ale teraz, kiedy zaczęłaś nie ma na co czekać – dodał Waleriusz z wyrzutem spoglądając na żonę.
– A co mi chcecie powiedzieć?
– No dobrze niech i tak będzie. Siadaj kochanieńki musimy porozmawiać. Walerciu zrób herbatkę – Michalina zwróciła się do męża sadowiąc się w fotelu.
– Proszę siadaj – powiedziała wskazując drugi fotel Markowi.
– Właściwie to nie wiem od czego zacząć?
– Najlepiej od początku – z uśmiechem zaproponował Marek.
– Otóż mój kochaniutki, kiedy po raz pierwszy przyjechałeś z rodzicami do nas miałeś około czterech lat. Byłeś bardzo mądrym i poważnym dzieckiem. Pewnego dnia przy śniadaniu powiedziałeś, że w nocy w twoim pokoju była mała dziewczynka. Bardzo nas to zaskoczyło. Od dawna Waleriusz próbował nawiązać z nią kontakt i nigdy nie pojawiła się, chociaż Walercio jest wspaniałym medium i zawsze łączy się z duszą, którą wywołujemy…
– Domyślałem się tego, że zajmujecie się czarną magią. A kim była ta dziewczynka i dlaczego ukazała się właśnie mi? – zapytał Marek.
– To niełatwe do wytłumaczenia ale spróbuję ci to wyjaśnić. Otóż jeśli wywołuje się ducha zmarłej osoby medium musi być bardzo skoncentrowane i nie wolo podchodzić do tego emocjonalnie. To znaczy nie wolno tęsknić, wołać, prosić. Niestety Waleriuszowi to się nigdy nie udało bo dziewczynka, która ci się ukazała była naszą córką.
Kiedy nam to powiedziałeś postanowiliśmy wypróbować twoje zdolności jako medium. Udało się. Byłeś doskonały. Nasza kochana Weronka pojawiła się i powiedział gdzie jest jej ciało. Muszę ci powiedzieć, że przez kilkanaście lat uważaliśmy ją za zaginioną. Szukaliśmy jej wszędzie, ale bez rezultatu. Nigdy nie ustawaliśmy w poszukiwaniach, aż do dnia, kiedy powiedziałeś, że była u ciebie. Gdy byłeś w transie powiedziałeś, że jej ciało znajduje się w opuszczonym gospodarstwie położonym niedaleko naszego domu w studni. Teraz już tam nic nie ma. Miejsce zostało uprzątnięte z gruzów, ziemię zaorano, posiano trawę i zrobiono boisko.
Tak, jak powiedziała ci nasza córka znaleźliśmy jej ciało w studni pod stertą kamieni. Jak się tam znalazła? Po prostu pobiegła za swoim pieskiem, który nieopatrznie wskoczył do studni. Weronka chciała go ratować. Kamienie się obsunęły i zasypały nasze kochane dziecko i jej pieska. Pochowaliśmy ją razem z nim. Ksiądz co prawda trochę się burzył, że jak to pies ma być pochowany w święconej ziemi, ale w końcu za dodatkową opłatą się zgodził.
– Przykro mi, nie wiedziałem.
– Spokojnie minęło już prawie pięćdziesiąt lat. Czas leczy rany – Michalina zamyśliła się przez chwilę.
– Czy to już wszystko, kuzynko? – zapytał Marek.
– Nie, nie wszystko. Powiem ci, że kiedy twoi rodzice jeszcze żyli poprosiliśmy ich o zgodę na to byś został medium. Jesteśmy już starzy, niewiele nam zostało. Znamy dokładnie datę naszej śmierci i chcielibyśmy byś przejął po Waleriuszu tą, że tak powiem funkcję. Ja nigdy nie mogłam być medium bo jestem czarownicą, a żadna czarownica nie nadaje się na łącznika pomiędzy światem żywych i umarłych. Ty odziedziczyłeś zdolności po swoim ojcu. Ta cecha jest dziedziczna. Widziałam i słyszałam o takich i wróżkach i osobach, które zajmują się wywoływaniem zmarłych ale mówię ci to zwykli oszuści. Na całym świecie takich osób jest może z pięćdziesiąt, a niektóre z nich nawet o tym nie wiedzą, tak jak ty. To co zgadzasz się? Jest jeszcze jeden warunek. Musisz tu zamieszkać. Jeżeli chcesz możemy przywołać duchy twoich rodziców i jeśli zechcesz zapytasz ich o zdanie. Ale myślę, że najlepiej będzie jak sam zdecydujesz. Jesteś dorosłym człowiekiem.
– Michalino, naprawdę będę mógł porozmawiać z rodzicami?
– Nie tylko porozmawiać, ale zobaczysz ich.
– Kiedy odbędzie się seans?
– Myślę, że dzisiaj. Waleriusz już odpoczął. Uciął sobie drzemkę kiedy z tobą rozmawiałam, więc możemy zacząć już teraz. Prawda kochanie?- zwróciła się z uśmiechem do męża.
– Tak gołąbeczko, możemy.
– Dobrze to ja lecę po porcelanowy talerzyk, a i planszę narysuję – Marek zaoferował swoją pomoc.
– Ależ Mareczku spokojnie. To w filmach i u pseudo wróżek takie rekwizyty są potrzebne. Nam wystarczy Walery i koszula twojego ojca. Medium by połączyć się ze zmarłym musi mieć przy sobie jakiś przedmiot należący do niego. Tak jak pies, który żeby zwęszyć trop zaginionej osoby musi poczuć jej zapach. A teraz siadaj przy mnie i uważaj. Nie boisz się?
– Nie, czego? Własnych rodziców?
– To dobrze. Pamiętaj nie zadawaj pytań, to robi tylko medium. On wie o co ich chcesz zapytać. Mogą to być tylko trzy pytania. Rozluźnij się i patrz na Walerego.
Marek przetarł okulary by lepiej widzieć .
Wpatrywał się w siedzącego naprzeciw niego męża kuzynki, który trzymał w dłoniach starą koszulę. Przez chwilę nic się nie działo, a potem w pokoju zrobiło się bardzo zimno i bardzo cicho.
Przed Markiem powietrze zafalowało i powoli zaczęły krystalizować się dwie postacie. Kobieta i mężczyzna. Marek od razu ich poznał chociaż zginęli w wypadku samochodowym kiedy miał jedenaście lat. Pierwsze co przyszło mu do głowy to pytanie jak tam jest?
– Dobrze synku, tu jest dobrze.
– Tak, będziesz długo żył jeśli zostaniesz medium. – A jeśli nie zgodzisz się czas cofnie się i za dwa dni odbędzie się twój pogrzeb. Wczoraj zginąłeś w katastrofie kolejowej i nigdy nie poznałeś Michaliny i Waleriusza.
Obraz zamazał się i znikł.
Marek poczuł, że na czole zbierają mu się kropelki potu. Spojrzał na Michalinę, która uśmiechała się do niego, potem na bardzo bladego Waleriusza
Właściwie to nie miał się nad czym zastanawiać. Chyba każdy na jego miejscu podjąłby taką samą decyzję.

[ Dodano: Nie 19 Lip, 2015 ]
Tym razem się chyba udało! :lol:
Ostatnio zmieniony wt 21 lip 2015, 16:49 przez danio3, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Medium - "groza"

2
danio3 pisze: duperele
To moje ulubione słowo:)

Co do całości - Lovecraftowa - podoba mi się, może trochę bym odchudził po całości i ustrasznił, ale nie jestem specjalistą. Nie poprawie Ci tekstu bo są tutaj świetni fachowcy i nie w smak mi wychodzić przed nich.

Funkcję zastąpiłbym schedą.

Howk;)

4
Czytało się dosyć przyjemnie, lekko i z pewnym zainteresowaniem. Umiejętnie stopniujesz nastrój; oczekiwałem, że już na początku, coś wydarzy się z bohaterem idącym przez cmentarz, zwłaszcza po uwagach na temat duchów. A tu nic. To dobrze, taki zaskakujący drobiazg (czasem brak wydarzenia, również może zaskoczyć). Środkowa partia może nazbyt rozbudowana, trochę się dłuży. Są też powtórzenia, a styl momentami zbyt uproszczony (bezpośredni taki, krótkie zdania, niezbyt bogate słownictwo). Ciekawe, niejednoznaczne zakończenie, bo w końcu nie bardzo wiadomo, w jakim świecie bohater przebywa, czy jest wśród żyjących, czy nie.

Z interpunkcją nie jest najlepiej (prawdę powiedziawszy, bardzo źle), sporo przecinków brakuje; wskazałem tylko część z nich - na początku opowiadania.
Na przykład:
Stary z opadającym tynkiem budynek dworca przywitał nielicznych podróżnych ciemnymi oknami.

Stary, z opadającym tynkiem budynek dworca, przywitał nielicznych podróżnych ciemnymi oknami.
Zaspany dyżurny ruchu, który wyszedł odprawić pociąg spojrzał zdziwionym wzrokiem na idącego w jego kierunku mężczyznę z wielką torbą.

Zaspany dyżurny ruchu, który wyszedł odprawić pociąg, spojrzał zdziwionym wzrokiem na idącego w jego kierunku mężczyznę z wielką torbą.
Jeśli tu prosto chodnikiem będzie z piętnaście minut, a jak pan pójdziesz przez mostek na rzece, a potem przez cmentarz, to zajmie jakieś pięć, siedem minut.
Jeśli tu prosto chodnikiem, będzie z piętnaście minut, a jak pan pójdziesz przez mostek na rzece, a potem przez cmentarz, to zajmie jakieś pięć, siedem minut.
Ucieszył się kiedy tak jak powiedział zawiadowca zaraz za rogiem dojrzał światło.

Ucieszył się, kiedy tak jak powiedział zawiadowca, zaraz za rogiem dojrzał światło.
Kiedy znalazł się na wzniesieniu zobaczył migające na grobach znicze.

Kiedy znalazł się na wzniesieniu, zobaczył migające na grobach znicze.
Na szczęście w tym momencie zza chmur wysunął się blady księżyc oświetlając szaroniebieską poświatą rozległy teren cmentarza.
Na szczęście w tym momencie zza chmur wysunął się blady księżyc, oświetlając szaroniebieską poświatą rozległy teren cmentarza.
Nie wymagał by wychodzili po niego na dworzec, bo pierwsza w nocy to czas nieodpowiedni na spacery tym bardziej, że kuzynka i jej mąż byli dobrze po osiemdziesiątce ale mogli zostawić zapalone światło chociaż w jednym pokoju.
Nie wymagał, by wychodzili po niego na dworzec, bo (tutaj dałbym „gdyż”, ponieważ „bo” jest zbyt podobne do „bo”) pierwsza w nocy to czas nieodpowiedni na spacery, tym bardziej, że kuzynka i jej mąż byli dobrze po osiemdziesiątce, ale mogli zostawić zapalone światło chociaż w jednym pokoju.
Zastukał jeszcze raz tym razem głośniej, ale nadał było cicho.
Zastukał jeszcze raz, tym razem głośniej, ale nadał było cicho.
Zawahał się przez chwilę ale potem wszedł w ciemność jaka roztaczała się przed nim.
Zawahał się przez chwilę, ale potem wszedł w ciemność jaka roztaczała się przed nim.
Potem zapukał w drzwi po prawej stronie, a kiedy nikt nie zareagował wszedł do środka.

Potem zapukał w drzwi po prawej stronie, a kiedy nikt nie zareagował, wszedł do środka.
Przymknął oczy tylko na chwilę, a może mu się tylko tak wydawało bo nagle usłyszał nad sobą zatroskany głos.
Przymknął oczy tylko na chwilę, a może mu się tylko tak wydawało, bo nagle usłyszał nad sobą zatroskany głos.
Trzeba było mnie nie pytać tylko zostawić zapaloną lampę w salonie.
Trzeba było mnie nie pytać, tylko zostawić zapaloną lampę w salonie.
Ale obudź tego biedaka niech idzie się położyć do łóżka.
Ale obudź tego biedaka, niech idzie się położyć do łóżka.
Przepraszam ale chyba zasnąłem.
Przepraszam, ale chyba zasnąłem.
A teraz chodź pokażę ci twój pokój – powiedziała Michalina.
A teraz chodź, pokażę ci twój pokój – powiedziała Michalina.
Przy oknie dębowe biurko z dużą ilością szuflad obok fotel i duża lampa przypominająca lampę od Tiffaniego. Okno ozdabiała stara być może robiona ręcznie koronkowa firana.
Przy oknie dębowe biurko z dużą ilością szuflad, obok fotel i duża lampa, przypominająca lampę od Tiffaniego. Okno ozdabiała stara, być może robiona ręcznie, koronkowa firana.
Nie ma wanny ale jest prysznic i deszczownica.
Nie ma wanny, ale jest prysznic i deszczownica.
Może być problem z ciepłą wodą bo mój Walercio często zapomina rozpalić w piecu.
Może być problem z ciepłą wodą, bo mój Walercio często zapomina rozpalić w piecu.
Jutro pogadamy tylko nie budź nas za wcześnie bo my z Walerciem lubimy sobie pospać.
Jutro pogadamy, tylko nie budź nas za wcześnie, bo my z Walerciem lubimy sobie pospać.
– Nie, nie duchów się nie boję.
Coś niedobrze z tymi „nie”. Chyba, że po drugim da się przecinek.
Pójdę tą krótszą drogą – zapewnił kolejarza, poprawiając okulary.
„zapewnił” - to niezbyt odpowiednie słowo. Co to kolejarza obchodzi? Trzeba go „zapewniać”?
To dobranoc panu. – powiedział i wszedł do budynku.
Bez kropki po „panu”.
Na wprost ujrzał niewielki dom pokryty brązową blachodachówką. Odczuł ulgę kiedy poznał budynek.
Napisałbym: Na wprost ujrzał niewielki dom, pokryty brązową blachodachówką. Odczuł ulgę, kiedy go poznał.
Na wprost ujrzał niewielki dom pokryty brązową blachodachówką. Odczuł ulgę kiedy poznał budynek. Trochę zaniepokoił się kiedy uzmysłowił sobie, że okna są ciemne.
Powtórzone „kiedy”. Napisałbym:
Ciemne okna wzbudziły jednak niepokój.
Lub:
Odczuł niepokój na widok ciemnych okien.
Po namyśle postanowił znaleźć włącznik i zapalić światło. Przesunął ręką wzdłuż ściany, a kiedy pod palcami poczuł znajomy kształt nacisnął przycisk. Jasne światło zalało korytarz.

Powtórzone „ światło”. I dalej będzie jeszcze trzykrotnie.
Nie mogłem się was dobudzić więc wszedłem – powiedział, witając się z obojgiem staruszków.
Powtórzone „się”; pierwsze do usunięcia.
Weszli po drewnianych schodach na górę.
„na górę” – zbędne.
– O tu będziesz mieszkał – otworzyła drzwi po lewej stronie korytarza.
– O tu będziesz mieszkał. – Otworzyła drzwi po lewej stronie korytarza.
Marek zdjął buty i rzucił się na łóżko bo był zbyt zmęczony by się przebierać.
Napisałbym: Marek zdjął buty i rzucił się na łóżko, był zbyt zmęczony, by się przebierać.
Przez chwilę nasłuchiwał czy dźwięk powtórzy się ale nic się nie działo. Było cicho. Poczekał jeszcze chwilkę, a potem położył się.
Za dużo „się”.
Jasne promienie słoneczne przedzierały się przez drobne oczka w firance, kiedy Marek otworzył oczy. Nie chciało mu się wstawać ale kiedy poczuł, że znów zamykają mu się powieki zerwał się z łóżka, by nie poddać się sennym majakom.
Za dużo „się”.
Mocno natarł się ręcznikiem, ogolił się, ubrał i zszedł na dół. Wydawało mu się że kuzynka z mężem jeszcze śpią bo w domu było cicho chociaż dochodziło południe. Zdziwił się, kiedy wszedł do salonu, a tam zobaczył Waleriusza czytającego gazetę.
Za dużo „się”.
Nie będę już na to zwracał uwagi, wiesz o co chodzi.
– Dzień dobry! – powiedział Marek, kiedy wszedł do jadalni.
– Dzień dobry kochaneczku, dzień dobry! Siadaj – powiedziała, wskazując mu krzesło po swojej prawej stornie.
„powiedział – powiedziała”: powtórzenie. I „mu” niepotrzebne.
Waleriusz mówił, że śniadanie będzie skromne a tu iście królewska uczta – Marek zaśmiał się, pokazując ręką na obficie zastawiony stół.
Waleriusz mówił, że śniadanie będzie skromne, a tu iście królewska uczta. – zaśmiał się, pokazując ręką na obficie zastawiony stół.
– Oj tam, oj tam dla nas to nic trudnego, prawda Waleriuszku – Mchalina zalotnie uśmiechnęła się do męża i pogładziła jego rękę.
Kropka po Waleriuszku i Michalina (literówka).
Śniadanie zjedli w milczeniu, ale kiedy Michalina podała kawę w salonie rozmowa się rozkręciła.
Trzykrotnie powtarza się „Michalina”.
Pamiętaj kuzynie, że zawsze zanim odjedzie się z tego świata trzeba swoje sprawy uporządkować bo w innym przypadku dusza będzie błąkać się po tym świecie i straszyć ludzi.
Powtórzony „świat” i raczej „odejdzie” niż „odjedzie” - ale teoretycznie może być i tak.
Nie mógł zrozumieć jak można wierzyć w takie bzdury jak życie po śmierci, a jeszcze do tego porządkowanie nie załatwionych spraw. Wydawało mu się to tak wierutną bzdura, że nie był w stanie powiedzieć słowa.
Powtórzona „bzdura”. I w drugim przypadku literówka (ą).
– Coś się stało? – z troska w głosie zapytał Waleriusz.
– Coś się stało? – Z troska (ą) w głosie zapytał Waleriusz.
Czego jak czego ale tego, żeby posprzątać, pozbierać wszystko co było na stole trzeba co najmniej półgodziny,
Czego jak czego, ale tego, żeby posprzątać, pozbierać wszystko co było na stole, potrzeba co najmniej pół godziny,
Jednak stare ryciny jakie w niej były pozwoliły mu stwierdzić, że jest to zapewne jakaś baśń o smokach. Przejrzał jeszcze kilka opasłych tomów ale wszystkie były napisane albo po łacinie albo w zupełnie nieznanym mu języku.
Powtórzone „mu”.
Zniechęcony brakiem ciekawej literatury poszedł na górę i przyniósł laptopa.
Teoretycznie powinno być „laptop”.
Zamknął laptop i już miał wychodzić z salonu, kiedy poczuł jak coś otarło się o niego.
Może lepiej sprecyzować: „otarło się o jego nogę” czy „ramię”.
Obejrzał się za siebie ale w pokoju nikogo nie było.
Obejrzał się, ale w pokoju nikogo nie było. (określenie „obejrzał się” - determinuje kierunek)
Miał ochotę uciec stąd ale czysto fizjologiczna potrzeba zmusiła go do skorzystania z łazienki.
„łazienka” była przed chwilą. Może: ...Miał ochotę uciec stąd, ale czysto fizjologiczna potrzeba powstrzymała go od tego.
Mimo tego, że nie wierzył w duchy czy inne duperele, to poczuł dziwną suchość w gardle,
Słowo „duperele” - niezbyt tu pasuje. Psuje nastrój.
a serce trzepotało się w piersi jak po dobrym joggingu.
„się” - niepotrzebne.
O zmarłej ciotce kuzynka powiedziała ale kto jest tą osobą, którą teraz bezwiednie kroczy po skrzypiącej podłodze strychu?
Chyba miało być „która”. I dlaczego zakłada, że „bezwiednie”?
Nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, a kiedy nadal było cicho zgasił światło, nakrył się kołdrą po sam nos i zamknął oczy.
„się” - niepotrzebne. I tak ich jest za dużo.
To napięcie go tak zmęczyło, że sam nie wiedział, kiedy zasnął.
Obudziło go głośnie bębnienie. Otworzył oczy i zdziwił się, że w pokoju jest tak jasno. Spojrzał w okno i już wiedział co wyrwało go ze słodkich objęć Morfeusza.
Trzykrotnie powtórzone „go”.
Odetchnął z ulga, że to nie duchy.
„ulgą” - literówka
Na śniadanie usmażył jajecznicę, zaparzył kawę i rozsiadł się w salonie z laptopem na kolanach. Ogień wesoło płonął w kominku,
Sam się rozpalił?
Walerciu zrób herbatkę – Michalina zwróciła się do męża sadowiąc się w fotelu.
Kropka po herbatce.
– Domyślałem się tego, że zajmujecie się czarną magią.
Według odnośnych teorii, kontakt ze zmarłymi osobami, nie wchodzi w zakres czarnej magii.
Nasza kochana Weronka pojawiła się i powiedział gdzie jest jej ciało. Muszę ci powiedzieć,
„powiedziała”
I powtórzenie.
Szukaliśmy jej wszędzie, ale bez rezultatu. Nigdy nie ustawaliśmy w poszukiwaniach, aż do dnia, kiedy powiedziałeś, że była u ciebie.
„szukaliśmy – poszukiwać”: powtórzenie; derywaty „szukać”.
aż do dnia, kiedy powiedziałeś, że była u ciebie. Gdy byłeś w transie powiedziałeś, że jej ciało znajduje się w opuszczonym gospodarstwie
powtórzone „powiedziałeś”.
że jak to pies ma być pochowany w święconej ziemi,
Raczej przyjęło się określenie „poświęconej ziemi”.
Jeżeli chcesz możemy przywołać duchy twoich rodziców i jeśli zechcesz zapytasz ich o zdanie.
„chcesz – zechcesz”: powtórzenie.
Medium by połączyć się ze zmarłym musi mieć przy sobie jakiś przedmiot należący do niego.
Nie musi. Chyba, że odwołamy się do fantazji (co oczywiście w beletrystyce jest dozwolone).
Medium by połączyć się ze zmarłym musi mieć przy sobie jakiś przedmiot należący do niego. Tak jak pies, który żeby zwęszyć trop zaginionej osoby musi poczuć jej zapach.
Powtórzone „musi”.
Pamiętaj nie zadawaj pytań, to robi tylko medium. On wie o co ich chcesz zapytać.
Medium jest rodzaju nijakiego, więc „Ono”.
Marek przetarł okulary by lepiej widzieć .
To miał aż tak brudne, że źle przez nie widział? W praktyce raczej niespotykane.
Właściwie to nie miał się nad czym zastanawiać. Chyba każdy na jego miejscu podjąłby taką samą decyzję.
Te zdania bym usunął, a szczególnie ostatnie, ale pierwsze z nich również wymagałoby innego podejścia.

5
Dzięki.
Interpunkcja to moja zmora. Staram się stawiać przecinki tam gdzie jestem tego pewien, ale często też nie zaważam swoich błędów..

6
Kawał dobrej roboty z tak chirurgicznie rozłożonym tekstem przez Gorgiasza.
danio3, napisałaś więcej opowiadań w takim klimacie?

7
W takim nie.
Ale moje opowiadanie "Klepsydra" ukazało się w "Grabarzu Polskim" , a tutaj nie pamiętam czy całość czy fragment jako"Cicha uliczka" ale to było dawno.
Napisałem też dwie książki, które można kupić w wydawnictwach internetowych jedną dla dorosłych a jedną dla mieszanego czytelnika, ale tytułów nie podam bo nie wiem czy mogę.

8
danio3 pisze:W takim nie.
Ale moje opowiadanie "Klepsydra" ukazało się w "Grabarzu Polskim" , a tutaj nie pamiętam czy całość czy fragment jako"Cicha uliczka" ale to było dawno.
Napisałem też dwie książki, które można kupić w wydawnictwach internetowych jedną dla dorosłych a jedną dla mieszanego czytelnika, ale tytułów nie podam bo nie wiem czy mogę.
Wręcz przeciwnie – tutaj

http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=16067

Z największą przyjemnością zobaczę. Użytkujesz to forum i nawet jest to wskazane żeby się pochwalić. Chciałbym Ci tam w pełni pogratulować.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”