Język specjalistyczny/pseudonaukowy a obce światy

1
Witajcie,

Od pewnego czasu nie daje mi spokoju kwestia użycia języka specjalistycznego albo pseudonaukowego w sytuacji, która z definicji nie może mieć nic wspólnego z procesem tworzenia tego języka. Wyjaśnię na przykładach.

Załóżmy, że tworzymy świat w klimatach SF nie mający nic wspólnego z Ziemią. Cywilizacja zamieszkująca ten świat specjalizuje się w genetyce. Jednak jak to opisać? Jeśli użyjemy słowa "genetyka", odwołamy się do jego powiązań z greką. Bez tego zaś trzeba będzie wyjaśniać wszystko na około i na końcu ukuć jakiś własny termin. I wpadniemy w pułapkę: nie chcemy ujawniać powiązań z kulturą ziemską, ale mimochodem użyjemy gdzie indziej w tekście słowa "geneza" i mamy to samo. Geneza wszak wchodzi w skład podstawy słowotwórczej "genetyki". Więc albo nie możemy używać obu słów, albo obydwa możemy.

Spostrzeżenie to można rozszerzyć na wiele więcej terminów, którymi spokojnie operujemy nawet w życiu codziennym.

Innym aspektem opisywanego problemu jest używanie języka pseudonaukowego w kontekście do tego niepasującym. Przykładem niech będą "zaklęcia szyfrujące", jakie rzucają magowie w Wiedźminie. Nie pamiętam dokładnie kontekstu i nie chce mi się teraz szukać, ale z grubsza kojarzę scenę, gdy jeden mag wydaje polecenie innemu, by tamten "szyfrował" komunikację. Niech teraz jeszcze autor zabrnie dalej i zacznie rozważać szczegóły "kryptograficzne" takiego połączenia i problem z językiem mamy gotowy.

Z drugiej jednak strony słowo "reakcja" jest już naszym własnym, dobrze znanym spolszczeniem. Zatem "reaktorów" możemy chyba używać i w SF i w fantasy do woli.

Podsumowując - w jaki sposób należy rozwiązać problem używania terminów, których etymologia jest wyraźnie "ziemska" w nieziemskim świecie lub ich przekonwertowanych na docelowe realia odpowiedników, żeby nie popaść w śmieszność ani nie wiązać się z naszym własnym pochodzeniem zbyt silnie?

2
Albo tłumaczyć etymologię każdego słowa i strzelić sobie w kolano, albo założyć, że i tak nie mówią "wspólną mową" tylko "po polsku" i w związku z tym tłumaczysz słowa na nasze.

Dużo gorszym fakapem jest, jak menel z IQ 89 używa określeń typu "worek stomijny", kiedy nie skończył nawet 8 klas podstawówki.

Poza tym, hm, w takim np. fantasy da się uciec. Używać "jałowe" zamiast "bezpłodne" itp. (przykład akurat chyba też z Wieśka).

3
Myślę, że tę kwestię bardzo celnie, chociaż żartobliwie, ujął Lem w Cyberiadzie, serwując czytelnikom fragment utworu Elektrybałta:

Apentuła niewdziosek, te będy gruwaśne
W koć turmiela weprząchnie, kostrą bajtę spoczy,
Oproszędły znimęci, wyświrle uwzroczy,
A korśliwe porsacze dogremnie wyczkaśnie!


Język literatury jest nie tylko narzędziem opisu rzeczywistości, jaka powstała w wyobraźni autora, lecz również narzędziem jego komunikacji z odbiorcami. Granic dla inwencji słowotwórczej pisarza, praktycznie rzecz biorąc, nie ma, niezależnie od tego, jaki język przyjmie on za bazę. Może zresztą przyjąć ich wiele (Joyce i Finneganów tren). Pytanie, jaka jest granica odporności czytelników na ustawiczne objaśnianie nieznanych im pojęć, gdyż bez tego by się nie obyło.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak pisać?”