Mając 11 lat miałem sprecyzowane plany - zostanę archeologiem - żeby mieć paszport i pisarzem żeby mieć gigantyczną kase, willę i jacht (o haremie jeszcze nie myślałem).
Wymyśliłem a potem konsekwentnie realizowałem te plany.
Dostałem w łeb dwa razy - gdy kończyłem studia archeologia stała się zamknięta korporacją i nie zdobyłem nawet prawa wykonywania zawodu.
do tego dowiedziałem się że nie da się żyć z pisania a w szczególności nie da się żyć z pisania fantastyki.
Co do pierwszego - pograłem sprawę - należało skrzyknąć setkę podobnie poszkodowanych i procesować się z generalnym konserwatorem.
Co do drugiego po trzech latach od debiutu obaliłem twierdzenie że nie da się żyć z pisania - na samochodzikach zarabiałem jakieś 2/3 tego co mój Ojciec na etacie.
A około roku 2006-tego zupełnie spokojnie żyłem i spłacałem kredyt utrzymując się wyłącznie z pisania fantastyki.
Dlaczego nie poddałem się w latach 1997-2001? Cóż - jeśli mam być szczery KOMPLETNIE NIE MIAŁEM INNEGO POMYSŁU NA ŻYCIE. Zwyczajnie -po szczeniacku- nie przyjąłem do wiadomości że się nie da.
Poza tym dużo się modliłem a grzeszyłem tylko trochę* - więc może Bóg mi pomógł?
Aczkolwiek chyba nigdy nie modliłem się o wydanie moich wypocin.
_________________________________________________________________________
*no bo jak grzeszyć na poważnie tak zupełnie bez kasy!?
[ Dodano: Nie 30 Sie, 2015 ]
Jeszcze tytułem uzupełnienia:
W podstawówce czytałem bardzo dużo książek stricte historycznych. Oraz historyczno- przygodowych. Idąc do liceum wybrałem klasę humanistyczną - jako naturalną podbudowę późniejszych studiów archeologicznych.
Okazało się ze miałem potwornego pecha - trafiłem bowiem na historycę tak wredną że zniechęciłem się do historii - która wczesniej była moim ulubionym przedmiotem, pasją i hobby.
W czwartej klasie przeczytałem jedyną w liceum książkę historyczną - "Lodołamacz" W.Suworowa. Miałem totalny uraz. Wstręt. Obrzydzenie. Do tego tiki nerwowe. Latała mi powieka i lewy policzek.
Zdałem maturę z historii z oceną mierny (dopuszczający). Odnoszę wrażenie że być może zdałem tylko dla tego że babsko się trochę przestraszyło "wnuka rezuna z UPA".
Z mojej klasy bodaj 6/18 osób nie miało tyle szczęścia - tylu uwalono na ustnych maturach. Wcześniej odeszło z klasy kilka zaszczutych przez nią osób. Czasem zastanawiam się - ilu ludziom ta baba zmarnowała życie, zniszczyła, zatruła, zabiła jakąś cząstkę duszy?
Jedna z dziewczyn która nie zniosła szczucia i w drugiej klasie odeszła z mojego liceum jest historykiem teatru z doktoratem obronionym na Sorbonie.
No nic. Zdałem. I poszedłem na studia. Po co poszedłem na archeologię? Nie wiem. Bo tak zaplanowałem 8 lat wcześniej? Bo już nie miałem innego pomysłu? Bo Mamusia kazała? (wojsko mi na szczęście nie groziło). Bo byłem ciekaw? Bo chciałem się zmierzyć z własnymi lekami i słabościami?
Nie, chyba tylko dla tego że Mamusia kazała studiować, a policealne studium projektowania mebli artystycznych w Henrykowie akurat zamknięto. Archeologia - jedyne wyjście.
Mieliśmy różnych wykładowców. Był erotoman lezący z łapami do studentek. Było kilku pijaków. Był profesor pijący wódkę ze szklanki z której uprzednio wytrząsnął na podłogę fusy po herbacie. Oblewano studentów hurtowo żeby wlepić im płatne warunki. Były różne wałki których kadra nawet nie próbowała maskować. Wśród tej bandy troglodytów z tytułami było też kilku prawdziwych uczonych.
Ale takich psychopatów jak ta baba już w życiu nie spotkałem.
Gdzieś na trzecim roku zacząłem ostrożnie czytać książki historyczne. Najpierw te ulubione sprzed lat. Potem nowe. I stwierdziłem że powoli przestają mnie boleć. Nie czytałem ich już dla przyjemności - musiała mnąć kolejna dekada - ale byłem w stanie czytać.
Dałem się zgnoić. Dałem sobie obrzydzić ukochane hobby. 6 lat totalnej wyrwy. ale wstałem otrzepałem się ze szlamu i poszedłem dalej. Wolniej, zataczając się ale poszedłem.
*
Powinienem:
a) wydrukować tak z 50 recenzji moich książek gdzie jestem chwalony za dogłębną znajomość historii,
b) odszukać "panią profesor"
c) kazać jej to odczytać na głoś a potem niech zeżre bez popitki.
nie, Dziadek Pilipiuk nie był w UPA.
to po drugim Dziadku - geny mazowieckiej szlachty zagrodowej
Nie zrobię tego bo musiałbym raz jeszcze zobaczyć te gębę - a nie mam ochoty.
Jeszcze by tiki nerwowe wróciły...
[ Dodano: Pon 31 Sie, 2015 ]
Historia jest piękna ciekawa i stanowi kopalnię pomysłów.
Nie dajcie się znoić. Nie pozwólcie zatruć swoich marzeń.