107
Ona się nie boi. Jeszcze :P
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

108
O, widzę, że Nav siedzi w mojej głowie ;)
Czy się boję?
Nie.
Dlaczego?
Dlatego, że gdyby nie daj Boże, było tak kiepsko, że faktycznie III tom by nie wyszedł, od biedy sama go wydam (choćby w 100 egzemplarzach), właśnie dla tych czytelników, którzy chcieliby go przeczytać ;)

110
No dobrze, ale o co Wam chodzi?
Mężczyźni...
A tacy strachliwi?
;)
Kto nie ryzykuje, nie pije szampana.
(Na szczęście pisanie to ciągle dla mnie hobby, nie źródło utrzymania :P)

111
Augusta pisze:No dobrze, ale o co Wam chodzi?
No bo nie wcelowałaś w główną myśl, tylko piszesz o sobie :)
Sedno tkwi w tym, że taki cliffhanger jest superaśny z punktu widzenia autora, szczególnie debiutanta, bo może sobie zostawić pracę nad wymyśleniem, co dalej, na później - ale z punktu widzenia wydawcy oraz czytelnika jest to większe ryzyko niż powieść chociaż markująca zakończenie zamiast "pierdut!, resztę se doczytasz jak książkę autor dopisze, a my wydamy" :)

Jeszcze raz więc: nie rozmawiamy o Auguście Wszechmocnej, tylko o ocenie ryzyka stosowania cliffhangera przez kogoś, kto nie ma mocnej pozycji rynkowej :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

112
Się zgadzam ;) z Przedmówcą
Dla autora taka sytuacja (umowa o wydanie I tomu czegoś, co musi mieć kontynuację) jest wyjątkowo korzystna. Dla wydawcy nieco mniej. Dla czytelnika? Hm... Na pewno przyjemniej czytać całą serię, niż czekać rok na kolejną część. Mimo to, wszystkie książki wydane jako cykle, startowały od jednej części, nie od trzech ;)
Nawet nieszczęsny Grey :D

113
Jak już odejdziesz kiedyś od Greya, to zauważysz na przykład wku*w ludzi na to, jak Fabryka nie kończy cykli. Polecam forum Maga, gdzie też ludzie proszą o dokończenie cykli.

I zapominasz o tym, że te, które widzisz jako "startowały od pierwszej części, a proszę!, dociągnięte do końca" to są rynkowe sukcesy. Porażki skończyły wcześniej... albo zmieniły wydawcę. Przykładów na kopy :)

Edit: i nie, nie zrozumiałaś - nie chodzi o czytanie wszystkich części w krótkim odstępie czasu, tylko pewność, że w ogóle dowiesz się, jak historia się kończy. Można czytać i co rok :)
Ostatnio zmieniony wt 01 wrz 2015, 12:22 przez Romecki, łącznie zmieniany 1 raz.
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

114
Augusta pisze:No dobrze, ale o co Wam chodzi?
Mężczyźni...
A tacy strachliwi?
;)
Napiszę nieskromnie, że mógłbym stosować cliffhangery gdzie bym chciał, ale w sumie zrobiłem to tylko raz, wolę stawiać na otwarte zakończenia. Staram się też pisać w taki sposób, aby każdą część cyklu można było bez wielkiego bólu czytać jako ( niemal) samodzielny tekst. Tak jest lepiej nie tylko dla czytelników, ale i dla autora, bo nikt nie przeczyta książki ze środka cyklu ( jeśli akurat na nią natrafi), jeśli zauważy po dwóch stronach, że pełna jest niezrozumiałych odniesień.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

116
Już bywa, że podpisujesz umowę na cykl, gdzie wydawca mając w ręku tylko pierwszy tom, gwarantuje wydanie całości. Pytanie, czy te gwarancje będą honorowane, to osobna sprawa.

Pisanie całego cyklu ma sens, gdy jest już jakiś potencjalny wydawca, inaczej to może być potrójna wtopa :)

A swoją drogą - nie rozumiem. Naprawdę tak trudno stworzyć zakończenie otwarte? Jak się wie, jak ma wyglądać całość, załóżmy trylogia, skonstruowanie tego tak, aby pierwszy tom był pozornie zakończony, nie jest problemem :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

117
Andrzej Pilipiuk pisze:optimum to przynieść gotowy cykl i podpisać umowę gwarantującą publikację kompletu.

może kiedyś tak będzie i u nas... :roll:
Miałam taką propozycję - na całą trylogię.

A tak na marginesie, wiecie co najbardziej wkurza debiutanta, czy początkującego pisarza?
To wieczne: proszę dać nam jeszcze trochę czasu (tu pada: tydzień, miesiąc, dwa miesiące etc... + wymówki: urlop, ktoś się zwolnił, mamy dużo propozycji, targi są, wypuszczamy nowość i inne jęki i biadolenia). Jakby nie można było dać szybkiej, prostej odpowiedzi: spadaj na drzewo lub jesteśmy zainteresowani, ostateczna decyzja zostanie podjęta... (tu pada konkretny dzień), poinformujemy.

Szlag mnie trafia.

To najbardziej "rozlezione" towarzystwo ever!
Jedyne brawa, jakie mam - dla Repliki. Są po prostu idealni.
Trzy razy odrzucili moją propozycję, ale...
Zawsze odpisują. Szybko (choć ostatnio myśleli 2 miesiące). Konkretnie. To mi się podoba. Pełny szacunek, mimo że konsekwentnie spuszczali mnie w kiblu.


Po co tak przeciągać?
Przychodzi propozycja, czytam streszczenie, 3 strony ze środka, do bani? Odpowiadam z FAQ-a (puszczam automatyczną odpowiedź) i kasacja. Next.
A nie biadolenie, szukanie, pytanie: a kiedy pani wysłała, a do kogo, a z jakiego adresu, a co to było, a to, a tamto, a siamto... No pewnie, jak się ma półroczny poślizg, jak to odszukać. Ech. Słów brak.

118
Nie zatwierdzam nic nigdzie, ale...

Czytam teraz opowiadania na konkurs, które muszę ocenić. Mam je od dwóch tygodni na tablecie. Przeczytałem jedno, czytam drugie. I nie, to nie są wymówki, że to, czy tamto. Serio, nie mam kiedy usiąść i ich konkretnie, ze zrozumieniem przeczytać. Nie tak, że spojrzę i powiem "meh".

A nie każdy wydawca ma ludzi, których jedyną robotą jest czytanie całymi dniami propozycji wydawniczych.

Inna sprawa, że czasem trudno się ogarnąć - ja wszystko wrzucam do osobnego folderu. Mam osobny folder na korespondencję z szefem wydawnictwa, osobny na dział marketingu, osobny na każdy konkurs, osobny na spotkania z czytelnikami i konwenty. I wiesz co? Nadal mi się to pieprzy wszystko i nie mogę czasem czegoś znaleźć.

I naprawdę przeczytanie 3 stron ze środka nie załatwia sprawy. Naprawdę.

Ot, uwaga na marginesie, chociaż jesteśmy po tej samej stronie.

119
Miałam na myśli wstępną selekcję wykluczającą. Czyli odsiew kiepskich propozycji, niezgodnych z profilem wydawnictwa etc... Wystarczy przeczytać streszczenie (konspekt) i kilka stron, żeby stwierdzić, czy propozycja jest odpowiednia pod względem gatunku. Czy streszczenie spełnia warunki, czy fabuła ma sens. A co do fragmentu, uważam, że środek jest najlepszy. Nie początek, nie koniec - ale właśnie środek. Nie wiem, jak Ty, ale mi wystarczy kilka stron tekstu, żeby dokonać selekcji negatywnej (a nie jestem redaktorem, ani autorem ze sporym dorobkiem). Jeśli są wątpliwości, można zerknąć w kilka miejsc i przeczytać nieco więcej. Gdy rokuje - puścić dalej. Gdy nie - kosz, info do autora i next.
Mówisz o opowiadaniach, a ja o powieściach. Nie ma możliwości, aby czytać wszystkie, bo są zbyt obszerne.

120
Augusta pisze:Wystarczy przeczytać streszczenie (konspekt) i kilka stron, żeby stwierdzić, czy propozycja jest odpowiednia pod względem gatunku. Czy streszczenie spełnia warunki, czy fabuła ma sens
Zazwyczaj osoby przyjmujące propozycje wydawnicze mają do tego jeszcze cały zakres innych, "ważniejszych" obowiązków, związanych z książkami, które są w trakcie procesu wydawniczego. Te same osoby często zajmują się redakcją, koretką, kontaktami z autorami, ściganiem drukarni, itd.
Tak, sprawdzenie jednej propozycji wydawniczej to może 15-30 minut (zakładając, że na rzut kamieniem widać, że jest zła ;) ). Ale jeśli do wydawnictwa przychodzi po 5-10 propozycji dziennie, do tego zdarzyła się jakaś obsuwa albo coś pilnego wyskoczyło, to naprawdę nie ma czasu.
Augusta pisze: A co do fragmentu, uważam, że środek jest najlepszy.
Na Zachodzie standardem jest wysyłanie początku (a i u nas chyba też?). Żeby pokazać, że potrafi się czytelnika zaciekawić pierwszymi stronami: bo jeśli redaktora pierwszych pięć stron nie zachęci, to jak ma zachęcić czytelnika?
O pisaniu i innych nałogach

121
Melfko, może w bardzo małych wydawnictwach tak jest, ale nie sądzę, żeby w dużym wydawnictwie redaktor popędzał drukarnię ;)

Trzeba spytać Michała Nalewskiego...

A jeśli chodzi o standardy przyjmowania propozycji, w zasadzie wszędzie gdzie wysyłałam moje propozycje wydawnicze od razu oczekiwali całości.

Czytałam mnóstwo książek, które wciągały mnie dopiero od 30-50 strony ;) , a jedna rozkręciła się gdzieś w okolicach dwusetnej. Też tak bywa.

Jeszcze jedno (kończąc) - czy selekcję zrobi się dziś, czy za pół roku - wstępna weryfikacja zajmie dokładnie tyle samo czasu, ale gdy dzwoni (pisze) autor, a my szukamy danego pliku w skrzynce, też tracimy czas (niepotrzebnie). Czyż nie?

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron