Duszyczka odłączona [fantastyka]

1
WWWRobię się dzisiaj bardzo stara i – pomijając już nawet ten fakt – dzień płynie raczej niepomyślnie. Więc, postanowiłam, dołożę sobie nieprzyjemności; chodzi oczywiście o stres, niepewność i stres jeszcze większy, wszystko charakterystyczne dla publikacji czegokolwiek.
WWWAle zauważenie choć jednej opinii będzie już przyjemnością. Niżej, jeszcze przed tekstem – trochę prywatnych wywodów, małych próśb i tłumaczeń. Czytanie nieobowiązkowe. Tych, których taka prywata (trafne słowo?) odpycha, proszę o zwyczajne przeskoczenie jeszcze niżej.
WWWPo prostu muszę sobie oczyścić zmetaforyzowiały tandetnie ośrodek wszelkiej aktywności emocjonalnej. Serduszko (połatane) albo duszyczkę. Cokolwiek. Przepraszam, że przedłużam.

W tekście napisało się kilka wulgaryzmów, to nie moja wina, pretensje do bohaterów.

*
WWWProjekt ukradł mnie w wakacje poprzednie od poprzednich i odcinał zbędne sfery życia (choć zdawały się takie integralne), żeby dać mi tego życia więcej. Urocza relacja z pisaniem: wyżera od środka i jednocześnie stanowi lekarstwo. Ostatecznie chyba niedestrukcyjna.
WWWWpadam więc w swój światek i go tworzę. Powieść – sama w sobie, najwłaściwsza z wersji, a było ich ogółem kilkanaście – liczy pół miliona znaków od czerwca dwa tysiące czternaście. Ludzie poodchodzili (nie tylko tymczasowo), ludzi od siebie poodpychałam, zostało mi pisanie i mogłabym oskrobać się ze wszystkiego, gdyby tylko okazało się, że kontynuowanie tego ma jakikolwiek sens.
WWWNie chcę być słaba i nie chcę być przeciętna (pobożne życzenia). Wy macie wysokie zdolności oceniania: rozkładacie tekst i z samej esencji szacujecie jego głębokość. Pewne rzeczy można wtedy odczytać, rzeczy pewnie stałe i podatne na nieznaczne modyfikacje. Jeśli ze mną źle, a tego obawiam się bardzo mocno, raczej zauważycie. Obawiam się - że wszystko, co piszę, to ozdóbki, głębia pozorowana.
WWWEksperymentuję, nie lubię form utartych, i te eksperymenty też czasem przerażają. Chcę utrzymać chaos uporządkowany, chcę dojść do złożoności (fabuły, języka) i dlatego narażam się na dodatkową niepewność – bo tutaj prawie wszystko niesprawdzone. Tyle że te właśnie eksperymenciki mogą niszczyć tekst. Nie wiem, nie wiem; bo to mogą być śmieszne próby udziwnienia.
WWWCzytam własne teksty i jestem poza światem, ale nie realnym: przedstawionym. To chyba główny problem. Zdaje się (sama siebie diagnozuję, potem kontynuacja błędu), że większym problemem od budowy pojedynczego zdania jest konstrukcja całości. Ale to taka moja teoria. Próbuję zaradzić, w trakcie pisania zapominam i znów to samo.
WWWFragment pochodzi z dość zaawansowanej części powieści. Z fabułą – na poziomie ogólnym – powinno być w porządku. Większość zdań zamieszczonych tutaj jest rzeczywiście umotywowana, ale nawet ja, czytając to i wiedząc wszystko, nie czuję powiązań z poprzednimi częściami i emocji (zdarzają się tylko podczas pisania) – w czytaniu bieżącym. Nie zamierzam wymieniać, nie ma sensu; napiszę tylko, że starałam się wyciąć wszystko, co zbędne. Ale cięcie i panowanie nad długością zazwyczaj mnie przerasta.
WWWZachowania mogą wydawać się dziwne, lecz niemal cała scena podległa wcześniej ścisłej myślowej kontroli. Niemniej, za wykazanie każdej widocznej nawet bez znajomości fabuły nieścisłości – będę wdzięczna.
WWWPoprzedni opublikowany tekst pochodzi z tego samego świata, tylko jest nieco przesunięty w czasie i oprócz uniwersum oraz jednej postaci nie ma nic wspólnego z aktualnym fragmentem. A owa jedna postać nawet się tutaj nie pojawia. (Informacja dla tych, którym zdarzyło się przeczytać Międzywymiar i którzy mnie zapamiętali – może więc dla nikogo).
WWWDana niżej część powstała połowę połowy roku temu i nie podlegała już żadnym zmianom. Nie potrafię jej poprawić. Nie poprawiam niczego, co zostało napisane, bo – utknęłabym. Bawiłam się wcześniej w analizowanie najmniejszych kawałków metodą perfekcjonistów i chyba wiem, jak to działa, ale wiedza mi wystarczy. Takie działanie nie sprawdza się w moim przypadku przy dłuższych projektach, a raczej: w ich trakcie. Przepraszam więc za błędy i niedociągnięcia, ale przynajmniej przekonam się, jaki skutkuje moje pozostawienie tekstu w postaci, którą sobie przybrał zaraz po napisaniu.

WWWDziękuję Wery, a Weryfikatorium to przecież Wy. Milczę albo piszę głupoty, ale to nie przeszkadza mi Was uwielbiać.
WWWChyba się oczyściłam i pogrążyłam. Dziękuję dwukrotnie, przepraszam. Boję się, warto się bać.
WWWI dziękuję jeszcze na zapas: każdemu, kto tu dotarł i nie uciekł.

*

WWWZwyczajnie mnie przyjmują. Prowadzą – a raczej ona jedna, anorektyczka chyba, z włosami puszczonymi luźno, przylepionymi do ramion – przez sień, gdzie bezbarwne ścianki kruszą się (to iluzjonistyczna faktura, traci swój efekt po chwili), dają dusić rozplenionym obrazkom, portretom indywidualnym albo całej familii. Motyw niemal wszędzie ten sam: rodzina na pierwszym planie, w oddali migają tylko jakieś wstążeczki różnych krajobrazów, pejzaży miejsc zamkniętych. Nawbijać sztyletów, odwdzięczyć się, wasz cel? Widzę ją, widzę przecież!
WWWCo mówisz? Było od początku? Jasne. Zamknij się, kurwa; pozwól wypłynąć egocentryzmowi. Miło poić się samym sobą. Wiesz, jak miło, jak miło, bez żadnych pierdolonych, wyzwalanych samodzielnie obiekcyjek? Lećcie, lećcie, omiatajcie mnie, proszę o to, a teraz błagam: nie, nie!
WWWSień wyrysowuje swój koniec: blade drzwiczki, zasłona w okienku, w nią wczepione igły kolejnych ramek. Dziewczyna przekręciła się, wbiła w bok korytarza, byle pokazać kolejne twory płótna i farb, pokazać . Wcześniej jeszcze, na początku, wspomniała: czekaliśmy.
WWWWpuszcza mnie. Półmrok, ja jak ślepiec: w korytarzu paliły się światła, wcale ich nie dostrzegłam. Ona wchodzi jako druga, przymyka drzwi, nagle bezruch, też stygnę w miejscu. Powoli, w tempie narastania świtu, materializują się rysy płaszczyzn, uwidaczniają cierpkie kontury. Patrzę na kogoś, kto topi twarz w dłoniach; ktoś ten przerzucił gruby szal przez ramię.
WWWStatyczność – jak łuska farby – obejmuje mokrymi mackami przestrzeń, na którą napływa; zasycha powoli, wtedy dopiero pęka. Wcale nie szybko, wcale nie szybko, świt zdąża postąpić.
WWWDziewczyna omija mnie (ona łamie tę stagnację) i siada na kanapie – za człowiekiem. Spostrzegam, że pasek futra nie jest zsynchronizowany z ruchami kogoś; że puchnie i flaczeje we własnym metrum, że żadna z niego kukiełka – znaczy... jakaś jednak: moja, moja tylko, ale to nie stricte w kwestii ciała, nie liczy się. Pojmuję nagle, że kurtuazyjne oferty nie napłyną, wymacuję więc fotel za sobą, opadam na niego.

Przyłączysz duszę do siebie, i ona się przyłączy
odłączysz duszę – albo to ona się odłączy


WWWPassus z zajętej zupełnie tekstem okładki Gazety Niekonwencjonalnej (gdzie gazeta, wyraz jakby niepoprawny, podsuwa od razu inny; Magia Niekonwencjonalna - tak właściwiej i kiedyś już zasłyszane) ukłuł admonicją; teoretycznie przynajmniej ukłuć... powinien, ale ja nie pamiętam, nie wiem, co ze mną. Urządziłam sesję w bibliotece, dopiero po długim czasie trafił się ten strzępek szczęścia w definicji najmocniej neutralnej. Może wszystkiego za dużo, może w nadmiarze nieprzyswajane. Ja nie wiem. Albo przeczuwałam podświadomie. Pewnie to.
WWWAsteria mogła wymknąć się wcześniej. Wymknęła, zatykając właściwe kanały więzi, gdy już zostałam ostrzeżona. Ogłosiła to dziś butą: a zobacz, gdzie ja jestem, a wcale nie tam, gdzie mnie chcesz. Dzisiaj ja pobiegłam za jej żądaniem.
WWWWychylam się teraz, wywołuję imię w osobistym łączu:
WWW- Asterio!
WWWDrobne poruszenie na ramieniu kogoś – i wiem już, że niepotrzebnie.
WWWPochylam się w fotelu. Obserwuję postęp na pełznącym niebie, widocznym zza ornamentów przezroczystych firan. Odzyskało zwyczajne barwy, teraz zapełnia się bladym różem, przywdziewa kolor cieczy, która tkwiła horyzontalnie w kielichu Kategorii.
WWWA gdyby Tatuś tu był? On przewidział? Znał przecież Asterię. Wiedział, że ta przysługa niewystarczająca, by zatrzymać ją na miejscu, przygonić do pokory i uległości? Co by było, gdyby był?
WWW- Co?
WWWAle go nie ma. W tym miejscu też pożądane jakieś ukłucie. Skąd ja wiem? Dlaczego mam stosować oskarżenia? Może cel w drodze: w tym, żeby teraz patrzeć przed siebie i myśleć, i czuć ten bezsens. A może on jest. Może... szukajcie, a znajdziecie.
WWWCo? nie nastąpiło jako echo mojego pytania. Sekunda paraliżu. Co odpowiedzieć, co odpowiedzieć? Odchylam się do oparcia, splatam dłonie. Prawdę mów, prawdę.
WWW- Nic. Sprawdzam, czy słuchasz.
WWWChichot uduszony przez więź. Śmieje się?
WWW- Ja nie słucham, już cię nie słucham, ha-ha, ha, ha, haaa...
WWWOczekuję na tym fotelu, odginając zaciskające się co chwilę pięści. Część ich poczynań zamyka się w ramkach predykcji, możliwości sugerowanych przez teraźniejszość.
WWW- Wrócę, jeśli pozwolisz mi na kontakt z rodziną.
WWW- Medium? Łącznik, zło pośredniczące w kontaktach między tymi dobrymi. Wiem, oczywiście, do diabła, wiem, wiadome wszystko. Mam się wcielić?
WWW- Wciel się, tak. Jeden dzień w tygodniu, może być niedziela. Tu, dziecino, pozostawiam ci dowolność.
WWW- Dziecino jeszcze. Dziecino – d z i e c i n o!, kurwa. – Powstrzymuję się: od pokręcenia głową, od parsknięcia z niewiarą. - Godzina w tygodniu. Nie więcej. Albo nic zupełnie. Moja deklaracja, jedyne, ha, ustępstwo.
WWW- Przy godzinie pobiegną cię wydać.
WWWSpoglądam na dwójkę obsiadającą kanapę; dziewczyna przesiadła się na skraj bliski drzwiom, człowiek z Asterią zajął miejsce dziewczyny.
WWW- Kim zamierzasz być dla nich?
WWWNiby jakiś pierdolony spektakl.
WWW- Babcią, przyjaciółką.
WWWMoże prawda. Z nas takie kukiełki.
WWW- Miałam na myśli: którą z wersji siebie.
WWWJuż bez odpowiedzi.
WWWTa anorektyczka – dziewczyna ze skórą niemal zapadłą, ciemną w aberracji – nosi na sobie ślady buntu, gasnącego samoistnie albo hamowanego z zewnątrz: pod włosami, otoczką głowy napuchłą jak siniak (i w jego też barwach: zieleń, fiolet, przemykające do siebie jakimś upośledzonym gradientem) drobna, sucha twarzyczka, podziurawiona piercingiem; część otworków się zasklepia, resztę zasłaniają jeszcze metalowe artefakty.
WWWPatrzę na nią, wzrok zgubiony. Patrzę na Asterię: ona widzi może jakieś szmery w ciemności, głowa przerzucona przez ramię człowieka, oczka przymusowo wycelowane w tę ciemność. Człowiek wciąż topi twarz w dłoniach.
WWWRunęła chyba stałość świata, wymiaru, mojego postrzegania, albo w ogóle: runęła moja pamięć. Włosy się zmieniły, włosy dziewczyny, wcześniej zwisające, tłuste, przybite, doklejone do ramion. Co teraz, teraz patrzę i opisuję, co teraz, teraz patrzę i rzeczywistość niepoprawna.
WWWPałętają się słowa, pada: ty, tobie, ona, a ja myślę o włosach dziewczyny. To chyba nie jakaś śmieszna metafora, że wcześniej nienadęte, a teraz co innego, co by to niby miało znaczyć...?
WWWAsteria podaje mi słowa, które już umknęły; wciela się teraz, zespaja nagle, więź zniszczona albo jeszcze bardziej namacalna, ona jako dodatkowy organ, jakiś cień pracujący oddzielnie, póki nie wyrażę potrzeby, a potem – już zupełnie mój, przerzuca i tak się spaja, w ten sposób spaja ze mną. Ledwie impulsik: chcę wiedzieć, co mówili, może mi powtórzysz? - przesłania go odpowiedź. Symbiotyczny układ, parskam, teraz naprawdę, pamięć runęła, żeby zaraz się odbudować, przybyć z tą naroślą.
WWWJestem twoją kartką, hybrydko, i jestem ślepcem, ślepcem w rzeczywistości. Już nie chodzi o mikstury, które się przełknie: to cecha utrwalona. Nie zrobiłabyś tego teraz, nagle, znikąd. Wnikałaś już sobie wcześniej. Ja jestem ślepcem, a ty masz połowę mojej winy. To znaczy: nie nabrałaś jej - nie ty ją sprowokowałaś. A już ją dzielisz – już jest twoja, poplączesz się zaraz, skończysz bez rozstrzygnięcia, twoja, twoja, twoja wina, twoja wielka wina.
WWWWiem, patrzyłam od tyłu. Ale dlaczego, chowałaś się przecież, nie powinnaś przyciągnąć takiej uwagi. Nie wiem jednak, nie wiem, sens w bezsensie.
WWWAsteria podaje mi słowa, które już uskoczyły: Ty, Rethie, skarbie, posłuchaj, spójrz tylko, na mnie, nie na nią, nie w pustkę, spójrz i pomyśl, uzmysłów sobie: t w o j a babcia jako p i e s e k. Hybryda taka, pióra spod łusek i sierść w śluzie. Życie ściągnięte do f o r e m k i. Jej się zachciało. Małej kurwie. Ona pogniotła życie. Nasza babcia (moja, szepcze tamta Rethie, moja tylko) sprowadzona do czegoś takiego, do brudnego p s a. Sterowana na linkach z poleceń myśli. I ona, ta kurwa, w naszym domu, chce zrobić krok w lewo, to robi, ta kurwa zabrała ci ostatnią pozostałość... rodziny.
WWW- Stoi przed wami facet wymagający opieki psychiatrycznej, przystawia pistolet do czoła czy nóż do szyi, cokolwiek tandetnego. Drzewka wspominają o ulotności chwili, a wy mówicie psycholowi, żeby skierował się do poradni, bo jest tak skurwiony, że nie ma prawa przebywać tutaj, na skrawku ziemi wszystkich i nikogo, ani chwili dłużej. - Człowiek zsuwa ręce z twarzy, a wtedy głucho stękają nijakie pierścionki na splątanych palcach. Szarpię głowę w kilku kiwnięciach.
WWWGdyby chodziło o mnie, może protestowałabym jawniej. Ale ja tego chcę: mówię dość, myśląc – zrzućcie na mnie więcej. Ja chcę narzekać, chcę myśleć o pięknie, a tylko trzy metry pod ziemią i w metaforycznych analogach piękno ma sens.
WWW- Ten człowiek trzyma broń, a wy... - tak sobie strzępię zdanie.
WWWCzłowiek jest kobietą, na której oczy napadła permanentna modyfikacja: to szerokie, asteriowate ślepia, zezwierzęcone i puste. Powieki zabrudziły się sproszkowanym błotem równomiernie, nieprzypadkowo; przypominają małe oponki albo poduszeczki, wypchnięte przez łzy, zmęczenie. Na miejscu tęczówek, nadmiernie wyciągniętych, płynie ten ciemny miód, gryczany chyba, wilgoć błyszczy, i gdzieś w wąskich źrenicach przesiaduje trwały ból.
WWWFikcja. Kobieta mruga, bólu nie ma. Orientuje się chyba w niepowodzeniu; nasuwa palce na górne powieki i gasi je, człowieczy zwierzaczek, kontrastowe barwy antylopy na twarzy.
WWW- Przeskoczcie teraz – mówię - na mnie. Co ja? Ja... trzymam Asterię. Psychol trzyma broń, ja – Asterię. Można by nas pewnie ściągnąć do jednej osoby, ale to nie tak, nie o to chodzi, po prostu przykład, inaczej nie posłuchacie.
WWWKobieta podwija ze strachem ręce, szuka Asterii, wymacuje ją, oczy wciąż zamknięte, przypiera żywy pas silniej do siebie. Sekundowy impuls drga dłońmi, prawie je wycofuje. Tak się wystraszyłaś, a tutaj inne trzymanie, liczysz na godność w celowym znieruchomieniu, wydzierasz ją, a tylko strzępy i płateczki.
WWW- Psychol nic nie musi trzymać, może upuścić ten nóż czy pistolet. Co ze mną, ja chyba też, prawda? Bańka w powietrzu: tęcza ślizga się po powłoce. I nagle igiełka, palec, krawędź dachu, banieczki nie ma, Asterii nie ma. - Pstrykam palcami; Rethie i kobieta patrzą, spozierają, skaczą wzrokami, niby gdzie indziej, poza moją postać. - Więc może nie tak – wypluwam szeptem ostrzeżenie - może pomyślcie więcej.
WWWDlatego myślę: wcale nie chodzi o mnie.
WWWAsteria postuluje o złagodzenie sytuacji, o skok do meritum, bo z czasu taka nieodwracalna płatność. Już wpędzam się w rolę pośrednika; rozmyślam, dlaczego ta dwójka kiwa głowami z pokorą skradzioną jakby kościołowi. Oczywiście – pierwsze słowa babci niczym niekoniecznie nawet pierwsze Boga.
WWWAntylopka rozluźnia się: widzę grudę lodów topionych w wodzie, potem woda zamarza, i w tej kobiecie też coś. Przynajmniej porzuca impulsywne planiki napadnięcia na mnie. Ale zgoda tymczasowa, wiem ja, wie ona.
WWWStosujemy postulat hybrydki, bez roszczeń.
WWWRethie mówi: Jestem Reletha Wiktoria, niech nam będzie tabula rasa.
WWWAntylopka mówi: Jestem Jukitta Borke. Koniec antylopkowych słów.
WWWMówię wtedy ja: Lydia Carrens. „Jestem” ucieka, bo bardzo chciało się zgubić; następne parę chwil zmarnowanych, a ten czas taki cenny. Może coś o mnie?, proponuję.
WWWUkładam w głowie formułkę: umarli mi wszyscy, nie jestem sobą i na siebie przyjmuję nieswoje czyny, życie przyniosło tyle cierpień, że już nie chcę się z nimi rozstawać.
WWWAntylopka – Borke, Jukitta – gestykuluje jakoś nikle; odzew negatywny. W więzi głucho i Rethie milczy.
WWW- Jedna istota wyraża zdanie, pozostałe wstrzymują się od głosu, nie, więc nie, spycham siebie i zostaje łącznik. Dla was to przecież najprzychylniejszy wariant. Zło klarowne, zło zepchnięte.
WWWWpadam na rozpoczęty odcinek środka ich małego świata. Rozmawiają, ze mnie pośrednik. Nie wypada podsłuchiwać.
Ostatnio zmieniony śr 30 wrz 2015, 06:49 przez Nereitte, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Nereitte czytam ten tekst już drugi raz, a przymierzałam się do niego kilkukrotnie. Nie będę próbować poprawiać błędów bo jakby nie czuję się na siłach i sama również je popełniam, natomiast może napiszę coś o samym tekście.
Otóż czytam tak jak napisałam już drugi raz i z przykrością muszę stwierdzić, że mój mały mózg nie do końca ogarnia, co tak właściwie chcesz nam przekazać. Piszesz bardzo trudnym językiem, masz bogate słownictwo, ale dla przeciętniaka takiego jak ja ta filozoficzna forma, jest po prostu za ciężka. Chwilami w ogóle nie rozumiem o co chodzi. Zdania są strasznie długie, poszatkowane i naszprycowane zwrotami, które burzą logiczną całość. Np poniżej "Symbiotyczny układ, parskam, teraz naprawdę, pamięć runęła, żeby zaraz się odbudować, przybyć z tą naroślą. " Symbiotyczny układ, nagle parska naprawdę parska czy naprawdę runęła pamięć? huh... :shock: WTF?? :mrgreen:

"Asteria podaje mi słowa, które już umknęły; wciela się teraz, zespaja nagle, więź zniszczona albo jeszcze bardziej namacalna, ona jako dodatkowy organ, jakiś cień pracujący oddzielnie, póki nie wyrażę potrzeby, a potem – już zupełnie mój, przerzuca i tak się spaja, w ten sposób spaja ze mną. Ledwie impulsik: chcę wiedzieć, co mówili, może mi powtórzysz? - przesłania go odpowiedź. Symbiotyczny układ, parskam, teraz naprawdę, pamięć runęła, żeby zaraz się odbudować, przybyć z tą naroślą. "

"WAsteria podaje mi słowa, które już uskoczyły: Ty, Rethie, skarbie, posłuchaj, spójrz tylko, na mnie, nie na nią, nie w pustkę, spójrz i pomyśl, uzmysłów sobie: t w o j a babcia jako p i e s e k. Hybryda taka, pióra spod łusek i sierść w śluzie. Życie ściągnięte do f o r e m k i. Jej się zachciało. Małej kurwie. Ona pogniotła życie. Nasza babcia (moja, szepcze tamta Rethie, moja tylko) sprowadzona do czegoś takiego, do brudnego p s a. Sterowana na linkach z poleceń myśli. I ona, ta kurwa, w naszym domu, chce zrobić krok w lewo, to robi, ta kurwa zabrała ci ostatnią pozostałość... rodziny."

Masa przecinków, kropek, zwrotów i totalny chaos. Może jakbym przeczytała całość bo piszesz że to fragment czegoś większego to byłoby mi łatwiej, ale póki co wiem, że nic nie wiem. Pomysł wydaje się ciekawy, czymkolwiek jest nie mniej jednak czytało mi się baaaardzo ciężko. Nie płynęłam z tekstem gdyż musiałam zatrzymywać się na zdaniach i zastanawiać nad ich sensem, czytać niektóre nawet kilka razy. Trudno oceniać coś co jest fragmentem czegoś większego. Może dodasz jeszcze kiedyś jakiś inny fragment? Z chęcią przeczytam.
" Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas."
Niccolò Machiavelli

4
Odpowiedzi! Dziękuję. :)

Moon,
Moon pisze:"Symbiotyczny układ, parskam, teraz naprawdę, pamięć runęła, żeby zaraz się odbudować, przybyć z tą naroślą. " Symbiotyczny układ, nagle parska naprawdę parska czy naprawdę runęła pamięć? huh... WTF??
"Teraz naprawdę" - o ile się nie mylę, bo tutaj kwestia konstrukcji zdania i poprawności interpunkcyjnej, nie tylko moich zamierzeń - powinno być móc podpięte zarówno do "symbiotycznego układu", jak i parsknięcia. Potrafię w obydwu przypadkach to umotywować, ale nie wszystko wynika ze wstawionego fragmentu. Parsknięcie (wcześniejsze, nieprawdziwe, tyle że wciąż, przez swoje zaznaczone nieistnienie, istniejące) siedzi cichutko tutaj:
"Powstrzymuję się: od pokręcenia głową, od parsknięcia z niewiarą."
Ale to tylko małe wytłumaczenie, a wskazany przez Ciebie fragment rzeczywiście zasłużył na przebudowę, ta niejednoznaczność tutaj zbyt nieoczywista. Miałam do niego wrócić, miałam go rozbić i poskładać sprawniej, ale zapomniałam --- wskazałaś, poprawię teraz --- przypomniałabym sobie później; tak jakoś śmiesznie się to układa.
Chaos - cóż, będę próbowała go złagodzić, sprawniej kontrolować. Dziękuję za wskazanie zbyt nieklarownych fragmentów.
Moon pisze:Piszesz bardzo trudnym językiem, masz bogate słownictwo, ale dla przeciętniaka takiego jak ja ta filozoficzna forma, jest po prostu za ciężka.
Moon pisze:Pomysł wydaje się ciekawy, czymkolwiek jest nie mniej jednak czytało mi się baaaardzo ciężko. Nie płynęłam z tekstem gdyż musiałam zatrzymywać się na zdaniach i zastanawiać nad ich sensem, czytać niektóre nawet kilka razy.
Może i nie wszystko tutaj uznasz za komplementy, ale ja - dziękuję, bo lubię trudność tekstów, lubię czytać teksty nieproste i zawsze chciałam podobne pisać. Chociaż na taką opinię nie zasłużyłam (żadna fałszywa skromność), dobrze słyszeć, że nie jest to tekst łatwy i całkowicie przyjemny w odbiorze. Tylko płynność - płynność rzeczywiście wymaga poprawy. To problem i raczej brak mi wspominanej ostatnio na Wery melodyjności. Pora popracować. :)
Moon pisze:Może dodasz jeszcze kiedyś jakiś inny fragment? Z chęcią przeczytam.
Może kiedyś się odważę wstawić coś po raz kolejny. Tak czy inaczej - to naprawdę bardzo miłe, jestem wdzięczna i dziękuję za zainteresowanie. Za uwagi i samo przeczytanie także. :D


A.Vox,

przepraszam. Przepraszam - bo ze wstępami długimi, których owa długość, zbędna rozwlekłość, jest zupełnie nieuzasadniona - wpraszać się nie powinnam. Waszym kosztem urządziłam sobie terapię, myśli złe i głupie biegały po głowie chyba od roku, chciałam się ich pozbyć, wypluć, co złe, tak oczyścić duszyczkę. Postaram się stopniowo wyciszyć, by w podobnych sprawach, wstępach i tłumaczeniach, wreszcie niemal zupełnie zamilknąć. Przepraszam raz jeszcze.
I wiem, zdaję sobie sprawę: z pewnej perspektywy jest to (owo działanie podjęte) pewnie szkodą dla mnie samej.

5
Nereitte pisze:Tylko płynność - płynność rzeczywiście wymaga poprawy. To problem i raczej brak mi wspominanej ostatnio na Wery melodyjności. Pora popracować. :)
A ja mam zupełnie inne wrażenie (wrażenie, podkreślam! subiektywne, nie będę silić się na argumenty). Czytało mi się właśnie płynnie i "słyszałam" melodię Twoich zdań, co nie zmienia faktu, że tekst jest trudny w odbiorze. Bo trudno pojąć, gdzie, czy i jaki kryje się sens...
Ta zamierzona dziwność języka była dla mnie wystarczająco intrygująca i "wciągająca", żeby "przepłynąć" zamieszczony fragment. Ale cała powieść pisana w ten sposób?.. Nie, czytając powieść jednak chciałabym wiedzieć, co się tak właściwie dzieje ;)

6
No cóż, skoro pozwoliłaś sobie umieścić aż dwa wstępy, w tym jeden znacząco przerośnięty, to ja pozwolę sobie w rewanżu ustosunkować się i do nich.
Czytanie nieobowiązkowe.
Zbędna uwaga. Jest to „oczywista oczywistość”.
W tekście napisało się kilka wulgaryzmów, to nie moja wina, pretensje do bohaterów.
Twoja.
Projekt ukradł mnie w wakacje poprzednie od poprzednich i odcinał zbędne sfery życia (choć zdawały się takie integralne), żeby dać mi tego życia więcej. Urocza relacja z pisaniem: wyżera od środka i jednocześnie stanowi lekarstwo. Ostatecznie chyba niedestrukcyjna.
Czy jesteś przekonana, że taki wstęp – mam na myśli formę i przejrzystość – jaki niniejszym prezentujesz, zachęci szersze (a może choćby i węższe) gremium potencjalnych czytelników do lektury? Bawisz się słowami (dalej również, z tekstem na czele), tworzysz z nich dość karkołomne konstrukcje, których sens i przeznaczenie nie do końca jest zrozumiałe, a czy pamiętasz o odbiorcy? Zastanów się nad tym, wleź w jego skórę, przeczytaj to jego oczyma; nie wątpię, że potrafisz.
Nie chcę być słaba i nie chcę być przeciętna (pobożne życzenia).
Już widać, że nie jesteś.
Obawiam się - że wszystko, co piszę, to ozdóbki, głębia pozorowana.
Twoje obawy nie są bezpodstawne, ale nie do końca uzasadnione. Fakt, że przychodzi Ci to do głowy, w dużym stopniu niweluje wspomniane negatywne aspekty i pozwoli w następstwie tego uniknąć.
Chcę utrzymać chaos uporządkowany,
A nie jest to przypadkiem sprzeczność?
chcę dojść do złożoności (fabuły, języka)
To się chwali.
Eksperymentuję, nie lubię form utartych, i te eksperymenty też czasem przerażają.
Tyle że te właśnie eksperymenciki mogą niszczyć tekst.
Skoro eksperyment stanowi założenie, to nie może zniszczyć tekstu, gdyż jest jego tkanką, tworzywem w jakimś stopniu, cechą immanentną.
I staraj się nie wprowadzać takich zdrobniałych form.
Nie wiem, nie wiem; bo to mogą być śmieszne próby udziwnienia.
Nie są śmieszne. Wyglądają poważnie i dosyć dojrzale. Aczkolwiek po części brak im uzasadnienia i zakotwiczenia.
Czytam własne teksty i jestem poza światem, ale nie realnym: przedstawionym. To chyba główny problem.
Nie. Byłoby niedobrze z Tobą, gdybyś utonęła w swoim własnym świecie, stworzonym jako fikcja literacka; może nawet przepełniona realizmem – ale to jednak nie jest świat realny, tylko literatura. A tak – masz dystans; co prawda odnoszę wrażenie, że niezbyt chętnie z niego korzystasz.
Zdaje się (sama siebie diagnozuję, potem kontynuacja błędu), że większym problemem od budowy pojedynczego zdania jest konstrukcja całości. Ale to taka moja teoria.
Masz rację.
Większość zdań zamieszczonych tutaj jest rzeczywiście umotywowana, ale nawet ja, czytając to i wiedząc wszystko, nie czuję powiązań z poprzednimi częściami i emocji (zdarzają się tylko podczas pisania) – w czytaniu bieżącym.
Skoro nawet Ty nie czujesz, to jak ma to czuć biedny czytelnik? Jak ma to oceniać? Mam wierzyć na słowo, że większość (i tak dobrze, że nie wszystkie) zdań jest rzeczywiście umotywowana? A niby dlaczego? To nie religia. Mogę się ustosunkować tylko do tego co czytam i tylko w zakresie, jaki z tego wynika. To ja, jako czytelnik, będę dokonywał oceny tekstu na podstawie tekstu, a nie gołosłownych (bo inne nie mogą być) zapewnień autora. I inni postąpią podobnie, zapewniam.
Poprzedni opublikowany tekst pochodzi z tego samego świata, tylko jest nieco przesunięty w czasie i oprócz uniwersum oraz jednej postaci nie ma nic wspólnego z aktualnym fragmentem. A owa jedna postać nawet się tutaj nie pojawia. (Informacja dla tych, którym zdarzyło się przeczytać Międzywymiar i którzy mnie zapamiętali – może więc dla nikogo).
Zdarzyło się. Istotnie wiele wspólnego nie widać, zwłaszcza pod względem stylu i charakteru. Jakby pisał to ktoś inny.
Nie pochodzi z tego samego świata.
Nie poprawiam niczego, co zostało napisane, bo – utknęłabym.
Istotnie, takie zagrożenie czasem istnieje. Ale jednak warto się przemóc i poprawiać to i owo.

No to przejdźmy do właściwego tekstu.
Jest olbrzymia różnica wobec „Międzywymiaru”. Napisałem wtedy:
Nereitte, to dobry tekst. Jesteś trochę na bakier z przecinkami i zaimkami, nieco zbyt wiele "się", lecz to powszechne i uleczalne schorzenia; nieuchronna chropowatość, niekiedy epatowanie zbyt skomplikowanymi frazami, pewne problemy z konstrukcją zdań, w których czasem chcesz zmieścić zbyt dużo. Ale to minie z czasem. Sugerowałbym na przyszłość świadome dążenie w kierunku uproszczenie i wygładzenie używanej terminologii.
Z przecinkami, zaimkami, z „się”, a nawet do pewnego stopnia z „chropowatością” poradziłaś sobie znakomicie. Konstrukcja zdań jest również generalnie w porządku i mówiąc ogólnie – tekst stoi na wysokim poziomie. Za to jego komplikacja i pominięcie sugerowanego uproszczenia – osiągnęły niebotyczny poziom. Zawiłe, splątane, a czasem wręcz wyrafinowane słownictwo i mniej lub bardziej niejasne myśli (nader subiektywne), są uzasadnione jeśli czemuś służą, niosą sens adekwatny do swojej wymowy i charakteru. I jeśli potraktujemy ten tekst jako tło w szerokim pejzażu, w którym przedstawia sobą siność dali, zamglone na horyzoncie wzgórza i poszarpane obłoki, to możemy przyjąć, że wszystko jest w porządku. Styl może się podobać albo nie, ale na pewno jest na poziomie. Ale brakuje czegoś, czegoś zasadniczego. Pierwszego planu i tematu. Jest tylko tło. Mówiąc inaczej, brakuje szkieletu, to są tylko formy, rozbiegane myśli, barwy, zdania, żonglerka słowna często na niczym nie osadzona i nie podporządkowana, bez wiodącej idei, koncepcji, a upraszczając – fabuły. A jeśli będziesz oponować, że jest inaczej, to może i tak - lecz tylko i wyłącznie dla Ciebie.

Bo o co tutaj chodzi? Co wynoszę z tej lektury? Przepraszam za szczerość – ale nic. Literacki surrealizm i to nie w czytelnym, figuratywnym i przedstawiającym stylu Dali, Magritta lub Chirico, ale Miro czy Klee. Pogranicze abstrakcji. Obejrzeć, czyli poczytać – owszem można, to i owo wzbudzi zainteresowanie, jest też dużo plusów, ciekawych punktów samych w sobie i dla siebie, ale summa summarum nic z nich nie wynika. Umiesz pisać, masz bardzo bogate słownictwo, budujesz ciekawe zdania, wyrafinowane metafory, są jakieś przemyślenia, pomysły, emocje – w sumie dobra instrumentacja, ale brak melodii. Przeczytawszy, nie jestem nawet w stanie określić, o czym to było. Rozumiem, to fragment wyrwany z jakiejś dużej całości. Ale wyrwany niefortunnie, bo niewiele o niej mówi, stara się zaprezentować jedynie własny blask, który wprawdzie błyszczy, ale nie wiadomo czym i po co.

Typowych potknięć prawie nie zauważam; kilka uwag:
Zamknij się, kurwa; pozwól wypłynąć egocentryzmowi.
Wiesz, jak miło, jak miło, bez żadnych pierdolonych, wyzwalanych samodzielnie obiekcyjek?
Zarówno tutaj, jak i dalej, tak ostre wulgaryzmy wydają mi się zbyteczne. Obniżają poziom całości, nie wnosząc niczego istotnego.
I zamiast „obiekcyjek”, napisałbym „obiekcji”. Takie zdrobnienia, jawią się przeważnie jako nieco infantylne.
Niby jakiś pierdolony spektakl.
Napisałbym: Niby jakiś cholerny spektakl.
A już ją dzielisz – już jest twoja, poplączesz się zaraz, skończysz bez rozstrzygnięcia, twoja, twoja, twoja wina, twoja wielka wina.
Bardziej tradycyjnie: ...twoja bardzo wielka wina.
Rethie i kobieta patrzą, spozierają, skaczą wzrokami, niby gdzie indziej, poza moją postać.
Jednak „skaczą wzrokiem”.
dlaczego ta dwójka kiwa głowami z pokorą skradzioną jakby kościołowi.
Kościół i pokora? W każdym razie "jakby" niepotrzebne.
Oczywiście – pierwsze słowa babci niczym niekoniecznie nawet pierwsze Boga.
Masz sporo zdań na pograniczu logiki i zrozumienia. Ale - tak jak powyższe – niektóre przekraczają te granice. Przyjmuję, że to celowe, ale czasem jednak razi. Bo najprościej przyjąć, że po prostu jest błędnie zbudowane.
Stosujemy postulat hybrydki, bez roszczeń.
Wprawdzie nie bardzo wiem o co chodzi, ale napisałbym „hybrydy”.
Układam w głowie formułkę: umarli mi wszyscy, nie jestem sobą i na siebie przyjmuję nieswoje czyny,
„nie swoje”
Rozmawiają, ze mnie pośrednik.
Napisałbym: Rozmawiają, jestem pośrednikiem, o ile dobrze rozumiem sens, którego trzeba się domyślać. Albo przyjąć, że jest źle zredagowane.

Na zakończenie powtórzę:
A rokowania na przyszłość są jak najlepsze.

7
Gorgiasz pisze:Ale brakuje czegoś, czegoś zasadniczego. Pierwszego planu i tematu. Jest tylko tło. Mówiąc inaczej, brakuje szkieletu, to są tylko formy, rozbiegane myśli, barwy, zdania, żonglerka słowna często na niczym nie osadzona i nie podporządkowana, bez wiodącej idei, koncepcji, a upraszczając – fabuły. A jeśli będziesz oponować, że jest inaczej, to może i tak - lecz tylko i wyłącznie dla Ciebie.

Bo o co tutaj chodzi? Co wynoszę z tej lektury? Przepraszam za szczerość – ale nic
Mam identyczne zdanie.
Komu dedykujesz powieść?
Kto ma być czytelnikiem?
Przecież piszemy dla czytelników? Chyba, że Ty Autorko piszesz sobie a muzom?
Jakiś target? (sorki, może to nie najładniejsze słowo, ale wyjątkowo trafne)
Jaki to gatunek powieści?
Chcesz to wydać? Jeśli tak, co napiszesz potencjalnemu wydawcy?

8
Rajlo,

dziękuję za opinię. Te odczucia tak uroczo wiążą się z moimi zamierzeniami, że wyglądają niemal nierealnie. I znów realizuje się owa nieunikniona różnica w odbiorach.
Rajla pisze:Bo trudno pojąć, gdzie, czy i jaki kryje się sens...
Uwypukleniu sensów muszę poświęcić parę chwil. Rzeczywiście, to problem, takie ich zatarcie; spróbuję poprzekształcać nieco narrację. W tej formie trudno coś zdziałać, zbytnio jestem do niej przyzwyczajona i sama podsuwa kolejne słowa, ich nasycenie i układy.
Nieco przeczuwałam możliwość "zamglenia" tekstu w tej kwestii, ale wdzięczna jestem za potwierdzenie - w niepewności przesiaduje tyle stanów możliwych, że właściwie nic nie wiadomo.
Rajla pisze:Ale cała powieść pisana w ten sposób?.. Nie, czytając powieść jednak chciałabym wiedzieć, co się tak właściwie dzieje
Jedno słowo: ups. :D



Gorgiaszu,

to zaszczyt - dostać taką opinię. Dziękuję.

Poodnoszę się nieco i podejrzewam, że to ponownie spowoduje nadmierne rozpisanie.
Gorgiasz pisze:No cóż, skoro pozwoliłaś sobie umieścić aż dwa wstępy, w tym jeden znacząco przerośnięty, to ja pozwolę sobie w rewanżu ustosunkować się i do nich.
Gorgiasz pisze:Czy jesteś przekonana, że taki wstęp – mam na myśli formę i przejrzystość – jaki niniejszym prezentujesz, zachęci szersze (a może choćby i węższe) gremium potencjalnych czytelników do lektury? Bawisz się słowami (dalej również, z tekstem na czele), tworzysz z nich dość karkołomne konstrukcje, których sens i przeznaczenie nie do końca jest zrozumiałe, a czy pamiętasz o odbiorcy?
"Czytanie nieobowiązkowe" chciałam umieścić jako zaznaczenie, że od nikogo czytania nie wymagam i nie zdziwię się, jeśli drugi wstęp zostanie pominięty, ponieważ zdawałam sobie sprawę z części jego wad. (Oczywiście źle to sformułowałam, nie mogę mieć pretensji za reakcje). Niemniej - dopuszczałam możliwość, że ktoś się do niego ustosunkuje, a na tym bardzo mi zależało.
Zachęcenie szerszego/wyselekcjonowanego gremium nie tkwiło w moich zamiarach, chodziło raczej o wygłoszenie wszystkich tych niepewności, o nieco ekshibicjonizmu. Z bólem, z bólem oczywiście, ale koniecznie potrzebowałam zawieszenia moich samodzielnych prześladowań, tych obaw silnie blokujących. Więc - z pełną świadomością - poświęciłam obecnych odbiorców dla ewentualnych z przyszłości. Chciałabym móc tworzyć coś pełnowartościowego, a z dotychczasowymi udrękami, niepewnościami właśnie, mogłoby to być niemożliwe.
Gdyby nie skłonność do rozwlekłości, pewnie zdołałabym ten wstęp zamieścić w znośniejszej formie, rozróżnić ważne i niepotrzebnie wydłużone.
Niemniej - bardzo dziękuję za wszystkie uwagi do wstępu, za piękne rozstrzygnięcie. Naprawdę dziękuję, zwłaszcza -

za to:
Gorgiasz pisze:
Zdaje się (sama siebie diagnozuję, potem kontynuacja błędu), że większym problemem od budowy pojedynczego zdania jest konstrukcja całości. Ale to taka moja teoria.
Masz rację.
za to:
Gorgiasz pisze:
Nie wiem, nie wiem; bo to mogą być śmieszne próby udziwnienia.
Nie są śmieszne. Wyglądają poważnie i dosyć dojrzale. Aczkolwiek po części brak im uzasadnienia i zakotwiczenia.
i za dalszą opinię o tle, ale do niej dotrę zaraz.
Gorgiasz pisze:
Czytam własne teksty i jestem poza światem, ale nie realnym: przedstawionym. To chyba główny problem.
Nie. Byłoby niedobrze z Tobą, gdybyś utonęła w swoim własnym świecie, stworzonym jako fikcja literacka; może nawet przepełniona realizmem – ale to jednak nie jest świat realny, tylko literatura.
Chyba nie chodziło o tak wielką skrajność, jak tonięcie w świecie, a zwykłe - absorbowanie przez tekst, czucie go i rozumienie - nawet w sprawach niezrozumiałych. Do poniższego fragmentu wstępu:
Nereitte pisze:Większość zdań zamieszczonych tutaj jest rzeczywiście umotywowana, ale nawet ja, czytając to i wiedząc wszystko, nie czuję powiązań z poprzednimi częściami i emocji (zdarzają się tylko podczas pisania) – w czytaniu bieżącym.
odpowiedzią jest dokładnie to:
Gorgiasz pisze: I jeśli potraktujemy ten tekst jako tło w szerokim pejzażu, w którym przedstawia sobą siność dali, zamglone na horyzoncie wzgórza i poszarpane obłoki, to możemy przyjąć, że wszystko jest w porządku. [...] Ale brakuje czegoś, czegoś zasadniczego. Pierwszego planu i tematu. Jest tylko tło. Mówiąc inaczej, brakuje szkieletu, to są tylko formy, rozbiegane myśli, barwy, zdania, żonglerka słowna często na niczym nie osadzona i nie podporządkowana, bez wiodącej idei, koncepcji, a upraszczając – fabuły. A jeśli będziesz oponować, że jest inaczej, to może i tak - lecz tylko i wyłącznie dla Ciebie.
I rozwiewa wszystkie moje wątpliwości. Nie oponuję, pozwolę sobie tylko na poprowadzenie kontynuacji metafory, choć nie wiem, czy ma jakiekolwiek możliwości zaistnienia w malarstwie rzeczywistym z racji mojego braku wiedzy, dlatego - niech może pozostanie tylko w wersji silnie teoretycznej.
Fabuła jest gwiazdą w wielkiej skali, przerastającą znacznie pole płótna, nieregularną i posiadająca setki ramion. Nachodzi rzeczywiście na obraz (jej odłamek znaczący w danej chwili) - ale przybiera kolor tła; brakuje konturów. Taki jest stan bliższy faktycznemu, choć łamiący może naturalną, może wyuczoną, niemniej: istniejącą - skłonność do ockhamowego brzytwowania.
Gorgiasz pisze: Skoro nawet Ty nie czujesz, to jak ma to czuć biedny czytelnik? Jak ma to oceniać? Mam wierzyć na słowo, że większość (i tak dobrze, że nie wszystkie) zdań jest rzeczywiście umotywowana? A niby dlaczego? To nie religia. Mogę się ustosunkować tylko do tego co czytam i tylko w zakresie, jaki z tego wynika. To ja, jako czytelnik, będę dokonywał oceny tekstu na podstawie tekstu, a nie gołosłownych (bo inne nie mogą być) zapewnień autora. I inni postąpią podobnie, zapewniam.
Przepraszam! W ogóle nie zamierzałam nikomu narzucać spojrzenia, wpajać tych zapewnień; chciałam tylko naświetlić sprawę, podsunąć problem i oczekiwać na opinie dotyczące zwłaszcza stylu, konstrukcji, bo fabuła (moim zdaniem) w tym fragmencie nie była zbytnio wyeksponowana (i pojawia się w ogóle kwestia jej zaznaczenia w powieści), wiele rzeczy - zachowań, myśli, reakcji - mogło wydawać się niejasnych albo nienaturalnych. Ta część była chyba jednak zbędna - albo przynajmniej wymagała precyzyjnego dookreślenia.
I większość rzeczywiście umotywowana - ponieważ w części może kryć się tych motywacji pozorność, nie zdołałam zupełnie wszystkiego dokładnie przeanalizować, gdzieniegdzie przesiadują skłonności bohaterów, w ogóle: sami oni, a to już rodzi zmienność, i część tych spraw rozwija się, może zmienić (projekt nieukończony), drobne informacje ulec przekształceniu. Nie chciałam pisać: wszystko, bo "wszystko" jest zbyt stanowcze i nie pozostawia miejsca na błąd. Mała asekuracja.
Gorgiasz pisze:
W tekście napisało się kilka wulgaryzmów, to nie moja wina, pretensje do bohaterów.
Twoja.
Oczywiście, że moja. Nie pisałam tego do końca poważnie. :)
Gorgiasz pisze:
Nie poprawiam niczego, co zostało napisane, bo – utknęłabym.
Istotnie, takie zagrożenie czasem istnieje. Ale jednak warto się przemóc i poprawiać to i owo.
Właściwie - chodzi mi wyłącznie o tę powieść, z nią mam szczególnie kruchą relację, chcę skończyć projekt, ponieważ zbyt dużo czasu mu poświęciłam, ale wiem, że kiedy tylko oddam się poprawkom, przepadnę. Więc - w jego przypadku - z poprawek, zwłaszcza na bieżąco czy przed ukończeniem - rezygnuję. Wyjątkiem są powtórzenia, najsilniej widoczne błędy albo chropowatości, ale tego za poprawianie właściwie nie uznaję, bo nie przysparza cierpień.
Poza tym chciałam zobaczyć, jak zostanie odebrane przeciwieństwo "Międzywymiaru" pod względem pracy włożonej w jego redagowanie.
Gorgiasz pisze:
Nie chcę być słaba i nie chcę być przeciętna (pobożne życzenia).
Już widać, że nie jesteś.
Bardzo obawiam się, jak powinnam to interpretować. Chodziło oczywiście o pisanie; przeraża mnie przeciętność.
Gorgiasz pisze:Na zakończenie powtórzę:
A rokowania na przyszłość są jak najlepsze.
Dziękuję. Ale nie potrafię tego pojąć.

Będę analizowała jeszcze wielokrotnie tę opinię, mam pewność. Przenikliwa, trafna, sięgająca głęboko i brzmiąca szczerze; mogę ciągle dogrzebywać się nowych wskazówek, z nich idących odświeżeń myślenia. Odniesienie mojego pisania do malarstwa również było sugestywne i zaskakujące, to pięknie zmienia perspektywę, dziękuję.
Gorgiaszu, można Cię tylko podziwiać, wykonujesz na Weryfikatorium wspaniałą, bardzo solidną pracę. Dziękuję, dziękuję i dziękuję, pomogłeś mi - bardzo, bardzo, bardzo. Aż słowa uciekają. (Może, pojmując ogólniej, dobrze; wreszcie).


Przesadziłam z długością, proszę o wybaczenie.



Augusto,

dziękuję za opinię. Krótką, ale konkretną - sfera podstaw tekstu zdecydowanie wymaga zburzenia szkiców elementarności i wprowadzenia jej bardziej stanowczo, w postaci pełnego szkieletu.

Pytania były pewnie postawione dla sprowokowania cichych przemyśleń, rozstrzygnięć - jednak pozwolę sobie odpowiedzieć na kilka z nich.
Augusta pisze:Jakiś target?
Dopiero się wyklaruje. Trudno przewidzieć - cztery lata temu pisałam silnie infantylne teksty o aniołach i demonach, dwa lata temu podejmowałam napuszone próby dokonania perfekcji, teraz - widać, co powstaje; w przyszłości spróbuję science-fiction, może nawet zdołam osiągnąć wymarzoną rzetelność naukową. Watts i Dukaj miłościami.
Póki co o targecie mogę powiedzieć tyle - osoby akceptujące fantastykę i lubiące skomplikowanie, zwłaszcza w warstwie psychiczności i może percepcji, chociaż ona też z psychicznością mocno się wiąże.
Augusta pisze:Chcesz to wydać? Jeśli tak, co napiszesz potencjalnemu wydawcy?
To ćwiczenie, choć rozpoczęte poważnymi planami. Nie chcę debiutować czymś posiadającym wyraźne, trudne do zredukowania wady - i przede wszystkim: bardzo nierównym. O ile najaktualniejsze - liczące 6-8 miesięcy - fragmenty nie należą chyba do najgorszych, to ogólna koncepcja wcześniejszych była inna i teraz - cóż - niezbyt mi odpowiada.
Więc - nie, nie chcę tego wydać. Ale coś, kiedyś - bardzo. Wtedy nad informacjami dla wydawcy się zastanowię.



Dziękuję Wam wszystkim raz jeszcze i przepraszam Was wszystkich raz jeszcze. Nie chce mi się przebierać wśród schematów podziękowań, a kreatywność na dziś zużyta, więc napiszę tylko: Wasza działalność jest niezwykle cenna. Pozostanę wdzięczna na wieki. :)

9
Nereitte pisze:osoby akceptujące fantastykę i lubiące skomplikowanie, zwłaszcza w warstwie psychiczności i może percepcji, chociaż ona też z psychicznością mocno się wiąże.
Hm...
Nie znam takiego określenia targetu ;)

10
Moje skojarzenie - strumień świadomości. O ile jednak udało mi się kiedyś przebrnąć przez pierwsze kilkadzieścia stron Ulissesa Joyce'a, tak tutaj wymiękłam po 1/3 tekstu. Ale ja dość leniwa i niewymagająca jestem jeśli chodzi o fabułę, także ten :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”