Latest post of the previous page:
Ja jeszcze kilka słow o melodyjności w literaturze, bo tak się złożyło, że wróciłem sobie do Dzienników Pilcha. Jedna ze stron jego memuarów traktuje właśnie o tejże tematyce.Pozdrawiam.8 kwietnia 2010
[...] Sławne pierwsze zdanie Sklepów ma balans nie lada. W lipcu mój ojciec wyjeżdżał do wód i zostawiał mnie z matką i starszym bratem na pastwę białych od żaru i oszałamiających dni letnich. Czytając wedle metodologii Wisławy Szymborskiej (Jakie ogary? Dlaczego poszły? Czyj las?), łatwo zauważyć, że biblijna i melodyjna ta fraza wiadomości i konkretów podaje bez liku: kto, kiedy, gdzie, w jakim celu wyjechał, kto został - praktycznie co słowo konkret, dopiero na sam koniec płomienie, oszołomienie i żar - akurat tyle upalnej aury, by była, ale nie przygniatała.
Pierwsze zdanie Sanatorium już balansu nie ma, owszem piękne, owszem inaugurujące sławy wywód o Księdze, ale już męczące i długie.
Nazywam ją po prostu Księgą, bez żadnych określeń i epitetów, i jest w tej abstynencji i ograniczeniu bezradne westchnienie, cicha kapitulacja przed nieobojętnością transcendentu, gdyż żadne słowo, żadna aluzja nie potrafi zalśnić, zapachnieć tym dreszczem przestrachu, przeczuciem tej rzeczy bez nazwy, której sam pierwszy posmak na końcu języka przekracza pojemność naszego zachwytu.