To, czego nie mówili na studiach [wulgaryzmy]

1
wulgaryzmy w tekście

1. Agnieszka przycisnęła guzik dzwonka do drzwi, zaraz wycofała dłoń i zaczęła nasłuchiwać. Długo jednak nikt nie otwierał i już zaczęły ją ogarniać wątpliwości: nie słyszeli czy poruszają się powoli? Czy powtórna próba będzie nietaktem, jeżeli wiadomo, że w mieszkaniu żyją osoby niepełnosprawne? Mijały sekundy, potem minuta. Może to nie to mieszkanie? Ale nie, na klatce stał wózek elektryczny, więc to raczej powinno być to. Już uniosła dłoń, by zapukać, lecz w tej samej chwili za drzwiami rozległo się szuranie i uchyliły się, ukazując kobietę koło pięćdziesiątki w stroju domowym. Agnieszka, która z zasady preferowała wygodę w ubiorze, poczuła ulgę – rano rozmyślała nad tym, czy włożyć bluzkę i spódnicę, czy niekoniecznie. Teraz na widok tej kobiety, matki podopiecznego, jak zdążyła się domyślić, pomyślała, że trafiła z tymi dżinsami i brązowym swetrem. Grunt to nie budować zaraz na samym początku niepotrzebnego dystansu.
Kobieta przyglądała jej się z nieruchomym wyrazem nie umalowanej twarzy.
- Dzień dobry – przywitała się Agnieszka i zdawkowo uśmiechnęła na zachętę – nazywam się Agnieszka Górska, dzwoniłam do pani, byłyśmy umówione na siedemnastą…
Kobieta uśmiechnęła się nagle, zupełnie jakby słowa dziewczyny były hasłem wywoławczym dla ukrytych sznureczków w kącikach jej ust.
- Aaa, pani z ogłoszenia, tak?
- Tak jest.
- Proszę wejść. Milena Jabłońska, dzień dobry. Pije pani kawę, herbatę?
- Herbatę poproszę.
Dziewczyna ściągnęła płaszcz, zdjęła buty i rozejrzała się dyskretnie. Czysto, schludnie, meble zadbane, widna kuchnia.
- Proszę tutaj! – zawołała gospodyni z pomieszczenia po prawej. Dziewczyna weszła. Pastelowe barwy pokoju, w rogu laptop, krzesło, obok wózek inwalidzki, stół. A przy stole siedział około dwudziestoparoletni chłopak o dziwnie ściągniętej twarzy i patrzył bystro na wchodzącą. Agnieszka, z typową dla siebie zmiennością nastrojów, pożałowała jednak, że nie ubrała się inaczej. Brązowy sweter w połączeniu z dżinsami może i przełamywał lody, ale mocno rozczochrane włosy koloru kasztanowego, podpuchnięte od niewyspania niebieskie oczy plus pomidorowaty odcień policzków nie nadawały się do zaprezentowania chłopakowi. A przecież, jak teraz właśnie boleśnie uświadomiła sobie Agnieszka, jej podopiecznym miał być chłopak, równolatek, jeśli nie starszy. Niepełnosprawny… ale chłopak. Młody mężczyzna.
- Dzień dobry – powiedziała nieśmiało.
- Dzień dobry – odparł powoli głosem, który brzmiał jak sztucznie wygłuszony.
- To jest właśnie mój syn Jakub – przedstawiła gospodyni, stawiając na stole herbatę. Z jednego kubka wystawała słomka.
- Proszę siadać. Więc pani jest z tej uczelni, tak? – pytała matka. Jej ręce nie chciały nawet na chwilę odpocząć. Wygładziła serwetę, potem przysunęła kubek synowi, zamieszała mu łyżką herbatę, poprawiła słomkę.
- Tak, studiuję pedagogikę specjalną na Uniwersytecie Pedagogicznym. Widziałam ogłoszenie, że państwo potrzebujecie wolontariusza do osoby niepełnosprawnej. Pomyślałam, że się zgłoszę.
- Potrzebujemy – powiedziała Milena Jabłońska z cichym westchnieniem – po prostu, żeby ktoś posiedział. Jestem sama. Opiekuje się nami taka fundacja, więc przychodzą rehabilitanci, jest też jakaś pani z MOPSu, ale ja bym potrzebowała, żeby był ktoś młody, rozumie pani? Pracuję na pół etatu, męża nie mam, syn sam w domu siedzi.
Agnieszka skinęła głową, patrząc ukradkiem na Jakuba. Miał ciemne włosy i piękne niebieskie oczy. Spoglądały teraz gdzieś za okno. Zauważyła, że jego ręce, którymi niepewnie przysunął sobie słomkę, były bardzo chude.
- Rozumiem – odparła, wodząc oczami po ścianach. Żadnych plakatów, ale dużo płyt z audiobookami na półkach. Książki, głównie science-fiction. W kącie jakaś drabinka do ćwiczeń.
- Pani jest na którym roku?
- Pierwszym dopiero – odpowiedziała Agnieszka tonem, jakby się usprawiedliwiała – ale myślę, że doświadczenie trzeba zdobywać jak najwcześniej.
Matka Jakuba uśmiechnęła się.
- Bardzo rozsądne podejście, i to u tak młodej osoby. To kiedy miałaby pani czas, żeby przyjść?

2. To wcale nie było łatwe. Na studiach jeszcze nie zdążyli im powiedzieć, że reguła, że za pomoc otrzymuje się wdzięczność, nie zawsze się sprawdza. Jakub miał stwardnienie rozsiane. Oznaczało to, ni mniej ni więcej, tylko to, że pamiętał siebie chodzącego, biegającego, a nawet pływającego i grającego w tenisa. Teraz zaś miał podłączony cewnik i ważył mniej niż Agnieszka. Przy którejś wizycie wyjaśnił z lekkim prychnięciem, że najpierw był leczony interferonem, po którym w ogóle przestał chodzić, a potem dietami – razem z matką, która chciała koniecznie mieć to samo, co jej syn. Była więc wegańska, po której schudli oboje, ale poza tym nic się nie zmieniło, a teraz dla odmiany planują przejść na dietę paleo.
- O co w tym chodzi? – dopytywała Agnieszka, kiedy oboje siedzieli, przeglądając forum internetowe. Jakub poruszał się po klawiaturze koszmarnie powoli, ale wytrwale. Męczył się jednak prędko, więc dziewczyna przejęła od niego myszkę i, klikając na odpowiednie tematy, odczytywała na głos dane na temat X-boxów i parametrów niezbędnych do odpalenia Wiedźmina 3.
- Czarna magia – mruknęła – więc ta dieta paleo, to?...
- Niby taka, jaką mieli nasi przodkowie – wyjaśnił Jakub – czyli jaskiniowcy.
- Działa?
- Jakaś lekarka ją wymyśliła. Niby działa.
- Skąd masz tyle sprzętu? – zapytała, pokazując ulokowane na półkach słuchawki, joysticki i inne gadżety.
- Prowadziłem kanał na YouTube i testowałem to, co mi przysyłali.
- Wow! – powiedziała Agnieszka ze szczerym podziwem – znasz się na tym? Zazdroszczę!
- Taak, jest, kurwa, czego – warknął – już nie prowadzę. Zbyt kiepsko widzę i nie utrzymam w rękach pada.
Dziewczyna bez słowa odsunęła się lekko na krześle. Przez chwilę milczeli. Na szczęście zadzwonił telefon Jakuba. Matka, bo któż by inny. Agnieszkę za każdym razem, kiedy przekraczała próg ich mieszkania, przez kilka sekund wchłaniała ciszę tego miejsca. U niej w akademiku było oczywiście inaczej, w rodzinnym domu też – telewizor, psy, dość rozmowni rodzice plus rodzeństwo tworzyli hałaśliwe tło, które uważała za naturalne odgłosy życia rodzinnego. Jednak u Jabłońskich panowała cisza. A może tak jej się tylko wydawało, w końcu gdy przychodziła, zostawała z Jakubem sam na sam, bo matka wychodziła załatwiać rozmaite sprawy. Z początku ta cisza ją peszyła, próbowała jakoś ją rozproszyć rozmawianiem o błahostkach, śmiechem i puszczaniem ulubionej muzyki. Jednak Jakub miał ją w sobie i jej się już nie dało odpędzić. Więc z czasem pogodziła się z tym, że wkraczanie do tego mieszkania zaczęło przypominać wejście w inną przestrzeń – prawie jak przejście ze sfery profanum do sacrum. Z czasem zaczęła w myślach nazywać to mianem „mój prywatny zen” i dziwiła się sobie, że kiedyś nie wiedziała, że tak można. Siadali zawsze w tym samym miejscu – matka Jakuba rano przesadzała go z łóżka na krzesło i tak siedział cały dzień, o ile nie przyszedł rehabilitant.
Chłopak odebrał telefon i ustawił na głośnomówiący.
- Kubuś – mówiła Milena Jabłońska, a w tle słychać było szum i nadawany przez megafon komunikat – kolejki są straszne, będę później.
- Ile mniej więcej?
- Nie wiem, ale może nawet dwie godziny, bo są straszne kolejki w mięsnym, a do kas to w ogóle szkoda gadać. Jest tam pani Agnieszka u ciebie?
- Tak, jestem – odparła dziewczyna.
- To dobrze. No to siedźcie sobie, a ja się postaram jak najszybciej przyjechać.
- Proszę się nie spieszyć! – zawołała Agnieszka – ja tu jeszcze chwilę pobędę.
- Dobrze, dobrze. – Pani Jabłońska rozłączyła się.
- To co? – zapytała dziewczyna raźnym tonem. – Zrobić herbaty?
- Zrób, sobie też, jak masz ochotę.
Gdy wróciła z dwoma kubkami, Jakub usiłował wystukać jakiś adres strony www. Agnieszka siedziała obok, nie komentując – dowiedziała się już, że powinna dać mu szansę na zrobienie samemu, choćby miało to zająć pół godziny. Wreszcie jednak dał za wygraną i powiedział:
- Mam prośbę. Wejdź na YouTube’a i wpisz S-Master. To mój kanał.
Doceniła to. Przysunęła się nieco bliżej. Oglądali wspólnie filmiki z Jakubem, gdy miał pełniejszą twarz, bardziej ekspresyjną mimikę, mówił wyraźniej i nie miał kłopotów z ruchami precyzyjnymi rąk.
- Fajne, nie znam się, ale mi się podoba – oświadczyła wreszcie. Spojrzała na zegarek, po czym zerwała się i powiedziała:
- Teraz już muszę lecieć, jutro kolos z pedagogiki społecznej. Nie wiem, z czego on to chce zrobić, jak na tych wykładach nic nie ma, ale coś ponoć na meila podesłał.
- Może chcesz… tu się pouczyć? Możesz ściągnąć z poczty co tam chcesz, ja ci nie będę przeszkadzał? – zapytał, a czułe ucho wyłowiłoby lekką zmianę w jego głosie.
- Serio? Mogę?
- Tak. Jeśli chcesz.
- Pewnie, że chcę. Tutaj mam spokój, nie to, co tam w pokoju z dziewczynami. Najlepiej uczy mi się na głos, zniesiesz to jakoś, jak będę gadała?
- Dawaj. Posłucham.
***
Milena Jabłońska nie wróciła po zapowiadanych dwóch godzinach i Jakub, z zaciśniętymi zębami i wyraźnie unikając wzroku dziewczyny, powiedział w pewnym momencie:
- Aga… czuję się nieco skrępowany…
To była jedna z tych rzeczy, które Agnieszka w nim lubiła. Kto inny poza sytuacjami oficjalnymi powiedziałby: „czuję się skrępowany” a nie po prostu „głupio mi”?
- No?
- Poprosiłbym mamę, ale nie ma jej… Oczywiście nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz. Nie od tego jesteś w końcu. Ale…
- Ale? – ponagliła go z udawaną irytacją, porządkując notatki.
- Trzeba mi opróżnić woreczek. Przy cewniku – urwał nagle i cisza, charakterystyczna dla tego domu, przecięła zdanie jak nóż.
- Ok – powiedziała rzeczowo. Przysługi należy wykonywać naturalnie. Jak każde inne czynności. To była kolejna rzecz, której jej jeszcze nie powiedzieli na studiach. – Jak mam to zrobić?
- Pod umywalką jest kaczka.
Po powrocie z łazienki podstawiła naczynko, wydobyła woreczek ze skarpetki Jakuba i odchyliła małe wieczko w rurce. Po chwili zamknęła ją z powrotem. Wylała zawartość do muszli, przepłukała kaczkę i odstawiła na miejsce. Umyła ręce i wróciła do pokoju.
Jakub milczał. Agnieszka natomiast ni z tego, ni z owego, powiedziała:
- Człowiekiem jestem i nic co ludzkie, nie jest mi obce. Mądre to, nie?
- Być może – odparł Jakub wolniej niż zazwyczaj. A Agnieszka podeszła do niego i pocałowała go długo w policzek. Potem wzięła jego rękę i przystawiła do swojej twarzy, wytrzymując jego spojrzenie.
A potem wróciła Milena Jabłońska i dziewczyna wyszła do domu.

3. Było dobrze. Ale czegoś jednak brakowało. Minęło trochę czasu, zanim Agnieszka znalazła słowo, które mogłoby to zdefiniować. W końcu pojawiło się i wtedy dziewczyna pomyślała: brakuje połączenia.
Dookoła niej odbywały się spotkania przyjaciół, działało koło naukowe, trwały zajęcia. Agnieszka jeździła do rodziny, bywała zapraszana na oblewanie pierwszej sesji. Odkrywała uroki RPG i gry w mafię. A w mieszkaniu Jakuba wciąż trwała cisza. Chłopak rzadko opuszczał dom. Jego matka miała zbyt zniszczony kręgosłup. Samo dźwiganie syna z łóżka na krzesło i z powrotem wyczerpywało już jej siły, więc nieczęsto zabierała go na zewnątrz, chociaż na klatce schodowej został zamontowany podjazd.
- Chciałabym cię zabrać na nasze spotkanie – powiedziała z wahaniem któregoś dnia po tym, jak koleżanka zadzwoniła z propozycją zagrania w mafię.
- Chcesz? – upewnił się.
- Tak. To we wtorek.
Milczał przez chwilę.
- Moja matka ma drugą zmianę – powiedział.
- Damy sobie radę – zapewniła go żarliwie.
- Dobrze, więc pójdziemy.
Oznaczonego dnia stawiła się sporo wcześniej. Jakub kończył posiłek. Nieporadne ruchy widelcem wspomagał, nisko nachylony nad stołem, językiem. Zaczekała cierpliwie, odniosła talerz i powiedziała:
- Teraz mów mi, co mam robić.
- Przyjedź wózkiem. Dalej trochę. Zablokuj go z obu stron. Teraz obróć mi krzesło. Dalej, musi być prostopadle.
Obciążone krzesło szurało straszliwie po posadzce.
- No a teraz musisz mnie postawić, obrócić i posadzić.
- Jak?
- Weź mnie pod pachami. Do siebie.
Agnieszkę ogarnęły wątpliwości.
- Ile ważysz?
- Pięćdziesiąt sześć kilo.
- Ja sześćdziesiąt… Powinnam dać radę…
Pochyliła się nad Jakubem, zarzuciła sobie jego ręce na ramiona, pociągnęła go do góry i obróciła, lecz gdy usiłowała go posadzić na wózku, poczuła, jak bezwładne ciało mężczyzny osunęło się na podłogę tuż przed siedziskiem.
- Lecę! – zawołał.
- No przecież wiem – syknęła, bezskutecznie usiłując go przytrzymać, był jednak zbyt ciężki. Po chwili siedział już na podłodze i Agnieszka z rozpaczą uświadomiła sobie, że nie jest go w stanie podnieść. Mimo to spróbowała. Schwyciła go z tyłu za klatkę piersiową i usiłowała wciągnąć z powrotem na krzesło. Pogorszyło to jednak sprawę.
- Uważaj, przygniatam sobie nogi…
Spróbowała je spod niego wydobyć, szarpała, ale nie dała rady. Położyła go więc i wydobyła nogi, ale wówczas uświadomiła sobie, że doprowadzenie go z pozycji leżącej do pionu przekraczało jej możliwości.
- Dasz radę usiąść? – zapytała, bliska płaczu.
- Musiałabyś mi zgiąć i zablokować nogi, i pociągnąć za ręce.
Spróbowała. Nie potrafiła. Kolana nie chciały się uginać, stopy były jakieś sztywne. Opór jego ciała wymagał siły, którą nie dysponowała. Dodatkowo, ją samą zaczęły boleć ręce i dół kręgosłupa. Świetnie, pomyślała. I mimo że przeklinała rzadko, w myślach zaczęła powtarzać: kurwa, kurwa, kurwa! A Jakub leżał, między krzesłem i wózkiem inwalidzkim, i w żaden sposób nie był w stanie jej pomóc inaczej niż werbalnie.
- Lecę po pomoc, może któryś sąsiad…
- Dobrze.
Wypadła na klatkę schodową i zapukała do sąsiadów z naprzeciwka, szczęściem, otworzył jej mężczyzna w średnim wieku, który, gdy tylko zaczęła nieskładnie tłumaczyć, że niepełnosprawny, że podłoga, że jest sama, bez słowa poszedł za nią. Po chwili ona blokowała nogi, a sąsiad wciągał Jakuba na krzesło, potem obrócił je. Młodszy mężczyzna kazał jeszcze pochylić sobie ciało („chwyć za kark i pociągnij” powiedział, i mimo że bała się, zrobiła jak kazał) i przesunąć nieco w głąb krzesła.
Po wszystkim, podziękowali sąsiadowi, który polecił się na przyszłość. Potem zapadła cisza, i oboje wiedzieli już, że nie pojadą razem grać w mafię.
- Przepraszam – wyszeptała Agnieszka.
- Nie szkodzi – powiedział wolno Jakub – mamie też się to zdarzało. Rehabilitant jej pokazał, jak to należy robić.
- Byłeś już kiedyś na podłodze? – roześmiała się gorzko.
- Tak. Dzwoniła wtedy do rehabilitanta, dyktował jej przez telefon, jak mnie podnieść. Też zawołała wtedy sąsiada, ale innego.
Agnieszka powiedziała z nieco wymuszoną wesołością:
- No, to ja będę musiała się umówić na jakieś szkolenie, czy coś…
- Proszę bardzo. Przychodzi dwa razy w tygodniu. Na przykład jutro, między dziewiątą a dziesiątą.
Zrobiła im herbaty. Wypili i pożegnała się. Cały czas bolały ją mięśnie rąk i łupało w krzyżu.

4. – Halo, dzień dobry?
- Halo, pani Agnieszka?
- Tak, to ja.
- Dzień dobry. Jak tam u pani? Dawno u nas pani nie była?
- Tak, ja wiem. Dzwonię, żeby powiedzieć, że więcej nie przyjdę.
W słuchawce zapadła cisza.
- Ale… jak to, stało się coś? Chyba dobrze się pani u nas czuła?
- Tak, tak, bardzo dobrze. Tylko, no, mam teraz dużo zajęć i nie mam czasu, wie pani.
- Studia, tak?
- Tak, tak. Zajęcia, praktyki, teraz jest nowy semestr, no i nie mam czasu.
- Szkoda, pani Agnieszko, szkoda. Dać pani Kubę do telefonu?
- Nie, nie trzeba. Proszę mu tylko to przekazać.
- Oczywiście, przekażę. Szkoda, wielka szkoda. Ale odwiedzi nas pani jeszcze kiedyś?
- Tak, na pewno. Muszę kończyć, do widzenia.
- Do wi…
Agnieszka wcisnęła przycisk z czerwoną słuchawką i oparła czoło o szybę. Że może być tak, jak właśnie się stało, też jej nie powiedzieli. Ani na studiach, ani nigdzie indziej.
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 08:48 przez .Red, łącznie zmieniany 2 razy.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

2
Ciekawy tekst, bo skończył się inaczej. To zakończenie daje więcej do myślenia niż rozwinięcie jakiejkolwiek cukierkowej relacji. Wygląda, jakbyś pisała swobodniej wraz z rozwojem tekstu, albo mi się tylko tak czytało? Coś mi nie gra w pierwszym fragmencie, wyrzuciłabym jednak te rozważania nad strojem własnym. Zamiast tego może więcej o mieszkaniu, w jakim się znalazła, albo o własnych odczuciach? Coś z zapachów? Opisujesz niemal tylko "wzrokiem". Dialogi też można ożywić. Nie będę Ci wyłapywać usterek, nie jestem w tym dobra, ale powiem, że tekst, szczególnie dwa ostatnie fragmenty, zapadły mi w pamięć - i ma potencjał.

3
Fragment oznaczony literką 3 pisało mi się najswobodniej, głównie dlatego, że tam był właściwie sam opis czynności. Najtrudniej pisało mi się ostatnią rozmowę telefoniczną. Chciałam ją odpowiednio wyważyć, i to było trudne.
Z zapachów - właściwie nie pomyślałam o tym, aczkolwiek opis zapachów momentami mógł być zbyt ryzykowny. Podobnie jak kusiło mnie, żeby bliżej opisać proces spożywania posiłku, ale się powstrzymałam.
Co do rozważań nad strojem własnym - chciałam w ten sposób wyrazić niepewność młodej osoby, która przychodzi do obcego domu i usiłuje się odnaleźć w nowej roli.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

Re: To, czego nie mówili na studiach [wulgaryzmy]

4
Wolha.Redna pisze:
1. Agnieszka przycisnęła guzik dzwonka do drzwi,
Trzymała ten guzik w dłoni i przyciskała go do drzwi?

Wolha.Redna pisze:Czy powtórna próba będzie nietaktem, jeżeli wiadomo, że w mieszkaniu żyją osoby niepełnosprawne?
Żyją? Czyli jeszcze nie powymierali?
Wolha.Redna pisze:Mijały sekundy, potem minuta.
Fakt.
Wolha.Redna pisze:Może to nie to mieszkanie? Ale nie, na klatce stał wózek elektryczny, więc to raczej powinno być to.
Czemu ten trzecioosobowy narrator musi się tak nad wszystkim głowić?
Wolha.Redna pisze: Już uniosła dłoń, by zapukać, lecz w tej samej chwili za drzwiami rozległo się szuranie i uchyliły się,
I się uchyliły... rozumiem, że DRZWIAMI się uchyliły...?


Wolha.Redna pisze: Kobieta przyglądała jej się z nieruchomym wyrazem nie umalowanej twarzy.
"nieumalowanej"

Nieruchomy wyraz nieumalowanej twarzy. A cóż to?


Wolha.Redna pisze: - Proszę tutaj! – zawołała gospodyni z pomieszczenia po prawej.
Nie ma nas tam więc trudno wyobrazić sobie, jakie to jest to pomieszczenie po prawej.
Wolha.Redna pisze: Agnieszka, z typową dla siebie zmiennością nastrojów, pożałowała jednak, że nie ubrała się inaczej.
hehe :twisted:
Wolha.Redna pisze:ale mocno rozczochrane włosy koloru kasztanowego, podpuchnięte od niewyspania niebieskie oczy plus pomidorowaty odcień policzków nie nadawały się do zaprezentowania chłopakowi.
Czemu kasztanowy kolor włosów nie nadawał się do zaprezentowania chłopakowi?
Wolha.Redna pisze:ale chłopak. Młody mężczyzna.
Bystry narrator ;)
Wolha.Redna pisze: brzmiał jak sztucznie wygłuszony.
Ja nie wiem jak brzmi sztucznie wygłuszony głos.

Wolha.Redna pisze: Jej ręce nie chciały nawet na chwilę odpocząć.
Zawzięte te ręce ;)


Wolha.Redna pisze: Na studiach jeszcze nie zdążyli im powiedzieć, że reguła, że za pomoc otrzymuje się wdzięczność, nie zawsze się sprawdza.
Dwa razy "że"

Wolha.Redna pisze: Oznaczało to, ni mniej ni więcej, tylko to, że pamiętał siebie
"tylko to" już nie potrzebne.
Wolha.Redna pisze:razem z matką, która chciała koniecznie mieć to samo, co jej syn.
Chciała mieć to samo. Chorobę czy jedzenie? Bezpieczniej może będzie użyć "jeść" zamiast "mieć".

Wolha.Redna pisze:Jakub poruszał się po klawiaturze koszmarnie powoli, ale wytrwale.
Może posługiwał się klawiaturą a nie po niej poruszał.
Wolha.Redna pisze:Męczył się jednak prędko, więc dziewczyna przejęła od niego myszkę
Myślałam, że miał problem z klawiaturą...

+Błąd z użyciem czasów.
Wolha.Redna pisze: klikając na odpowiednie tematy, odczytywała na głos dane
A to jakaś nowa technologia?
Wolha.Redna pisze:na temat X-boxów i parametrów niezbędnych do odpalenia Wiedźmina 3.
ODPALENIA narrator nie dość, że bystry to i nieoficjalny ;)

Wolha.Redna pisze: Na szczęście zadzwonił telefon Jakuba. Matka, bo któż by inny.
Teraz narratorowi dopisało szczęście.

Wolha.Redna pisze: Agnieszkę za każdym razem, kiedy przekraczała próg ich mieszkania, przez kilka sekund wchłaniała ciszę tego miejsca. U niej w akademiku było oczywiście inaczej, w rodzinnym domu też – telewizor, psy, dość rozmowni rodzice plus rodzeństwo tworzyli hałaśliwe tło, które uważała za naturalne odgłosy życia rodzinnego. Jednak u Jabłońskich panowała cisza. A może tak jej się tylko wydawało, w końcu gdy przychodziła, zostawała z Jakubem sam na sam, bo matka wychodziła załatwiać rozmaite sprawy. Z początku ta cisza ją peszyła, próbowała jakoś ją rozproszyć rozmawianiem o błahostkach, śmiechem i puszczaniem ulubionej muzyki. Jednak Jakub miał ją w sobie i jej się już nie dało odpędzić. Więc z czasem pogodziła się z tym, że wkraczanie do tego mieszkania zaczęło przypominać wejście w inną przestrzeń – prawie jak przejście ze sfery profanum do sacrum. Z czasem zaczęła w myślach nazywać to mianem „mój prywatny zen” i dziwiła się sobie, że kiedyś nie wiedziała, że tak można. Siadali zawsze w tym samym miejscu – matka Jakuba rano przesadzała go z łóżka na krzesło i tak siedział cały dzień, o ile nie przyszedł rehabilitant.
Chłopak odebrał telefon i ustawił na głośnomówiący.
Już zdążyłam zapomnieć, że dzwonił telefon. Może ta wzmianka o ciszy, która, tak na marginesie, jest piękna, powinna znaleźć się w innym miejscu?


No i cała masa innych rzeczy ale nie będę się dalej rozpisywać.
Moja opinię możesz przyjąć z przymrużeniem oka. Bo co ja tam wiem.
O ile podobała mi się fabuła i zakończenie to tekst uważam za słaby.

zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 08:47 przez mijabi, łącznie zmieniany 1 raz.
..

5
Dziękuję za komentarz. Każdą opinię traktuję tak samo. Dzięki za wskazanie uchybień, aczkolwiek z niektórymi się nie zgadzam.
Żyją - synonim, żeby nie było, że "w mieszkaniu mieszkają". Aczkolwiek być może popełniłam w tym miejscu kalkę z rosyjskiego (niezmiernie rzadko, ale zdarza mi się).
Dlaczego narrator musi się nad wszystkim głowić - bo to jest narracja prowadzona z punktu widzenia Agnieszki. Mowa pozornie zależna, jak wczoraj zauważyła Natasza ;) Głowi się, bo taki ma charakter.
"Pomieszczenie po prawej" - weszła i dowiedzieliśmy się.
"zawzięte ręce" - cóż ja mogę rzec, no takie były ;)
"A to jakaś nowa technologia?" - nie rozumiem. Parametry to są określone dane. Chorzy z SM miewają problemy ze wzrokiem, więc Agnieszka odczytywała mu potrzebne informacje.
"Na szczęście" - ponownie mowa pozornie zależna.
Co do całościowej opinii - każdy ma własną, nie wymagam zachwytów ;)
Dzięki za wskazanie niedoróbek i niezręcznych sformułowań.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

6
Dla mnie również najważniejsza uwaga została już wypowiedziana przez Gallę: „Ciekawy tekst, bo skończył się inaczej.” Jakoś tak naturalnie, zwyczajnie, „życiowo”, a jednak nieoczekiwanie. Inaczej niż.. nawet określić trudno, ale właśnie inaczej. W prosty sposób osiągnęłaś znakomity efekt. Bez zbędnych wyjaśnień, moralizatorstwa, ideologii i całej zbędnej nadbudowy. Kto ma odwagę, nich rozmyśla: dlaczego. I pamięta, że nie wiadomo, jaką rolę przypisze mu jeszcze los do odegrania.

Ogólnie, dobrze się czytało. Psychologia i zachowania poszczególnych osób, występujących z jakże różnych pozycji, są tutaj kanwą i istotą opowieści, a znajdują głównie odzwierciedlenie w dialogach. W mojej ocenie, są one dobrze i realistycznie skonstruowane, jednak w jednym miejscu – może nie tyle zgrzyta – co rozmowa sprawia wrażenie pewnego niedopracowania, a może nawet sztuczności. To oczywiście, tylko subiektywne wrażenie.
- Proszę wejść. Milena Jabłońska, dzień dobry. Pije pani kawę, herbatę?
- Herbatę poproszę.
Wydaje się, że propozycja „kawy czy herbaty” pada byt wcześnie. Wchodząca stoi jeszcze w drzwiach, względnie dopiero przekracza próg, padło jedynie sakramentalne „dzień dobry”, a sytuacja nie jest najłatwiejsza, obie kobiety mają ze sobą pewien bagaż w sensie psychicznego obciążenia i brakuje chwili (a może nawet kilku) na wzajemną ocenę, wstępną akceptację, mniej lub bardziej milczące porozumienie. Również natychmiastowa odpowiedź (gdyby była czymś – opisem chociażby – przedzielona) jest zbyt pośpieszna, schematyczna i bezpośrednia. Ta scena jest nazbyt spłycona (pierwsze zetknięcie, pierwsze wrażenia, są ważne), nie sprawia wrażenia realistycznej.

No i troszkę bym skorygował:
Agnieszka przycisnęła guzik dzwonka do drzwi, zaraz wycofała dłoń i zaczęła nasłuchiwać.
„zaraz” - nie jest tutaj najszczęśliwszym określeniem. Napisałbym na przykład: natychmiast jednak wycofała dłoń.
że w mieszkaniu żyją osoby niepełnosprawne? Mijały sekundy, potem minuta. Może to nie to mieszkanie?
Powtórzone „mieszkanie”.
Już uniosła dłoń, by zapukać, lecz w tej samej chwili za drzwiami rozległo się szuranie i uchyliły się, ukazując kobietę koło pięćdziesiątki w stroju domowym.
Powtórzone „się”. Może: ...lecz w tej samej chwili zza drzwi dobiegło szuranie i uchyliły się one,...
rano rozmyślała nad tym, czy włożyć bluzkę i spódnicę, czy niekoniecznie. Teraz na widok tej kobiety, matki podopiecznego, jak zdążyła się domyślić, pomyślała, że trafiła z tymi
„rozmyślała – pomyślała”: powtórzenie

W tym akapicie mamy również powtórzone „to” oraz „czy”; ale te powtórzenia wydają się być uzasadnione.
Kobieta przyglądała jej się z nieruchomym wyrazem nie umalowanej twarzy.
„nieumalowanej” potraktowałbym jako przymiotnik – razem.
- Dzień dobry – przywitała się Agnieszka i zdawkowo uśmiechnęła na zachętę – nazywam się Agnieszka Górska,
Pierwsza Agnieszka do usunięcia. Ogólnie: zbyt często powtarzasz to imię.
Kobieta uśmiechnęła się nagle,
„Kobieta” była przed chwilą; powtórzenie.
Dziewczyna ściągnęła płaszcz,
„Dziewczyna” również była przed chwilą. Zdanie rozpocząłbym od „Ściągnęła”. Wiadomo, o kogo chodzi, podmiot domyślny wystarczy.
Dziewczyna weszła.
Ponownie „Dziewczyna”.
Pastelowe barwy pokoju, w rogu laptop, krzesło, obok wózek inwalidzki, stół.
W rogu bardziej pasowałby jakiś mebel, a nie laptop, który zresztą musi na czymś stać.
A przecież, jak teraz właśnie boleśnie uświadomiła sobie Agnieszka,
„Agnieszka” niepotrzebna.
A przecież, jak teraz właśnie boleśnie sobie uświadomiła,
Na studiach jeszcze nie zdążyli im powiedzieć, że reguła, że za pomoc otrzymuje się wdzięczność, nie zawsze się sprawdza.
Napisałbym: Na studiach jeszcze nie zdążyli im powiedzieć, iż reguła głosząca (twierdząca), że pomoc obliguje do wdzięczności (wywołuje wdzięczność), nie zawsze się sprawdza.
po którym w ogóle przestał chodzić, a potem dietami – razem z matką, która chciała koniecznie mieć to samo, co jej syn.
Chyba nie chciała mieć to samo, lecz jeść to samo, co syn?
Jakub poruszał się po klawiaturze koszmarnie powoli, ale wytrwale. Męczył się jednak prędko,
Powtórzone „się”.
Może: „Jego ruchy po klawiaturze...”
Jednak Jakub miał ją w sobie i jej się już nie dało odpędzić. Więc z czasem pogodziła się z tym,
Powtórzone „się”.
Więc z czasem pogodziła się z tym, że wkraczanie do tego mieszkania zaczęło przypominać wejście w inną przestrzeń – prawie jak przejście ze sfery profanum do sacrum.

Bardzo ciekawe spostrzeżenie i porównanie. Może warto by rozwinąć.
Siadali zawsze w tym samym miejscu – matka Jakuba rano przesadzała go z łóżka na krzesło i tak siedział cały dzień, o ile nie przyszedł rehabilitant.
„przesadzała – siedział”: powtórzenie. Może: …i tkwił tak cały dzień, o ile...
Oglądali wspólnie filmiki z Jakubem, gdy miał pełniejszą twarz, bardziej ekspresyjną mimikę, mówił wyraźniej i nie miał kłopotów z ruchami precyzyjnymi rąk.
Napisałbym: ...i nie miał kłopotów z precyzją ruchów.
- Fajne, nie znam się, ale mi się podoba – oświadczyła wreszcie. Spojrzała na zegarek, po czym zerwała się i powiedziała:
Trzy razy „się”. I te cztery końcówki „ła” nie brzmią najlepiej.
To była kolejna rzecz, której jej jeszcze nie powiedzieli na studiach.
To zdanie sugeruje, że skoro nie powiedzieli jej na studiach, to nie może o tym wiedzieć. A przecież wiedziała. Dlatego rozwinąłbym je: To była kolejna rzecz, której jej jeszcze nie powiedzieli na studiach, ale której już sama zdążyła się nauczyć.
- Być może – odparł Jakub wolniej niż zazwyczaj. A Agnieszka podeszła do niego i pocałowała go długo w policzek.
- Być może – odparł wolniej niż zazwyczaj. A ona podeszła do niego i pocałowała go długo w policzek.
A potem wróciła Milena Jabłońska i dziewczyna wyszła do domu.
Lepiej „poszła do domu”, albo zakończyć zdanie po „wyszła”.
Teraz obróć mi krzesło.
„mi” można usunąć; było przed chwilą.
że nie jest go w stanie podnieść. Mimo to spróbowała. Schwyciła go z tyłu za klatkę piersiową
Powtórzone „go”.
Spróbowała je spod niego wydobyć, szarpała, ale nie dała rady. Położyła go więc i wydobyła nogi, ale wówczas uświadomiła sobie,
Sześć końcówek „ła”. Dobrze by było to przeredagować.

7
Gorgiasz, dziękuję. Co do ruchów precyzyjnych - to jest określenie fachowe. Umieściłam je tu celowo, bądź co bądź mamy tu studentkę pedagogiki specjalnej ;) no ale rozumiem, że umknął mi kontekst i nie jest to jasne.

Ciekawe, że dużo osób zwraca uwagę na ten fragment o ciszy. Proces jego pisania wyglądał tak: " a se napiszę". No i napisałam ;)
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

8
Wolha.Redna pisze: "A to jakaś nowa technologia?" - nie rozumiem. Parametry to są określone dane. Chorzy z SM miewają problemy ze wzrokiem, więc Agnieszka odczytywała mu potrzebne informacje.
Miałam na myśli sens zdania.
..

9
Z tym bystrym spojrzeniem byłbym ostrożniejszy, znam wielu takich o podobnym, ale na tym ich bystrość się konczy. Psy też tak potrafią.
Kolejki w mięsnych bardziej pasują czasom EWA 1 jak YpuTube
Mięśnie po wysiłku bolą później.
Koniec - podoba się dla mnie:)

10
Co do bólu mięśni po wysiłku, po takiej sytuacji jak opisana bolą od razu. Przetestowane przeze mnie empirycznie, słowem swoim zaświadczam niniejszym ;) No i długo bolą :P
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

11
Wolha.Redna, ;)
Ja głęboko wierzę, że Ty nie postąpiłaś tak jak bohaterka na końcu.
Odnoszę wrażenie, od samego początku, że ma to podłoże psychologiczne (to drugie albo trzecie).
uhhh. Szkoda, że nie umiem tego wytłumaczyć... Ale moje refleksje są sprzeczne z przesłaniem. Nieco.

W każdym razie, jednak, podoba mi się.
..

12
Opisana sytuacja rozgrywa się na gruncie prywatnym, moje doświadczenie zaś jest zawodowe.
Mijabi, a jakie przesłanie w tym dostrzegasz? Bo starałam się powstrzymać od narzucania go.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

13
Własnie nie potrafię wyjaśnić. Wiesz jak to jest, jak o czymś myślisz, a nie umiesz tego powiedzieć innym, żeby to samo pomyśleli?
..

14
Nie wiem czy znam, w każdym razie cieszę się, że znalazły się osoby, które miały ochotę pomyśleć nad tym tekstem.
Mijabi, żeby nie było wątpliwości: jestem asystentką ON. Oprócz sceny przesadzania na wózek, wszystkie opisane osoby i wydarzenia zostały przeze mnie wymyślone. Nie sądziłam, że muszę to osobno zaznaczać ;)
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”