Wolha_Redna: postęp to pojęcie związane głownie ze sferą techniki i technologii, w odniesieniu do zjawisk życia duchowego czy intelektualnego ma ograniczone zastosowanie, a w literaturze można je odnieść chyba jedynie do kwestii warsztatowych. Czyli: jeżeli pisałaś kiedyś rozwlekłe, sztucznie brzmiące dialogi (wymieniam pierwsze, co mi przychodzi do głowy, nie odnoszę się do konkretnych tekstów), a teraz potrafisz napisać zręczną, żywą rozmowę - tak, to jest postęp. Jeżeli plątali się kiedyś po Twoich opowiadaniach nadmiarowi bohaterowie, z którymi nie wiedziałaś, co zrobić, a teraz nie produkujesz zbędnych postaci - to również jest postęp.
Podobnie postępem będzie np. umiejętne posługiwanie się retrospekcją, zamiast linearnego prowadzenia fabuły rozciągniętej na 20 lat, z czego 18 można by spokojnie pominąć.
Tak więc, własne postępy w pewnym zakresie możesz sama ocenić.
Ale: to dotyczy jedynie takiego najbardziej podstawowego poziomu umiejętności pisarskich. W wielu zakresach "postęp" czy "postępy" w literaturze w ogóle nie mają racji bytu.
Bo jak by oceniać pod tym względem twórczość takiego np. Parnickiego? Jego
Srebrne orły, powieść wczesna, ma klasyczną strukturę i napisana jest pięknym, klarownym językiem. A im później, tym więcej komplikacji, aż do całkowitej niemal dekompozycji fabuły i takiej złożoności języka, która bardzo utrudnia odbiór tekstu. I co z tego miałoby wynikać? Sam Parnicki kiedyś powiedział, że bardzo chciałby pisać jak Sienkiewicz, lecz historia jest dla niego materią tak skomplikowaną i pełną niejasności, że inaczej nie potrafi. Kokietował pewnie trochę, gdyż jego szkice literackie były nadal przejrzyste i uporządkowane, jeśli chodzi o narrację. No i właśnie: taka ewolucja twórczości (bardzo zresztą konsekwentna, te zmiany można obserwować z powieści na powieść) nie ma wiele wspólnego ani z postępem, ani z regresem (Parnicki nie stracił umiejętności wypowiadana się w sposób jasny i całkowicie zrozumiały, tyle że czynił to w esejach, nie powieściach), jest natomiast jakimś tajemniczym procesem, w którym przekonanie o złożoności i niepoznawalności świata opisywanego przekłada się bezpośrednio na formę jego opisu. Czyli można by przyjąć, że to jednak również jest postęp, chociaż na pewno nie dla miłośników przejrzystych fabuł.
Ale, jak rozumiem, Tobie nie chodzi o tego rodzaju przemiany, lecz o ocenę rozwoju własnych umiejętności. Ech...
Nemo iudex in causa sua 
Można co najwyżej powiedzieć: kiedyś tego nie umiałam, a teraz już tak. To też jest jakaś miara, jeśli np. przy szlifowaniu drabelka ze słów stu trzydziestu zejdzie się do przepisowej setki, nie tracąc wiele z założonego przesłania.