Jakiś czas temu napisałem opowiadanie. Męczyłem się nad nim długo - szczególnie zadowolony byłem z jego zdania, które szlifowałem bardzo długo, aż było dowcipne, ładnie się czytało, po prostu wspaniałe. Następnego dnia przeczytałem to, co napisałem i coś mnie tknęło.
Sięgnąłem po półkę i wyjąłem jedną z lektur mojego dzieciństwa. Przewertowałem kartki. I tam moje ukochane zdanie tkwiło bezczelnie, z dokładnością do przecinka. Byłem załamany. Opowiadanie skasowałem.
Pytanie mam do wszystkich -- czy wam też się to zdarza? Że nagle się orientujecie, że wasza wspaniała metafora, to oklepany tysiąc razy frazes? Że odruchowo używacie połączeń kilku wyrazów, bo świetnie brzmią razem, i potem zauważacie, że to po prostu taka "klisza", taki szablon powtarzany przez wszystkich? Albo, co znacznie gorsze i znacznie bardziej dołujące -- że jakieś wypieszczone zdanie lub wręcz pomysł jest nieświadomą kopią z jakiejś książki przeczytanej 20-30 lat temu?
I czy istnieją jakiekolwiek sposoby (poza dyscypliną, pracą, dyscypliną i rzecz jasna pracą), by z tym walczyć? Może to prostu oznaka, że ktoś nie powinien się w ogóle brać do pisania?
2
Dlaczego skasowałeś opowiadanie?? Wyciągaj je czym prędzej z kosza czy back-upów i do poprawiania!! Trudno, musisz wymyslić inne świetne zdanie na puentę czy o to miało być.
Myślę, że samo uświadomienie sobie problemu istniania klisz językowych bardzo pomaga - kiedy zaczniemy ich wypatrywać w tekstach swoich i cudzych, po prostu przestaną nam się tak podobać. Z cytatami, zwłaszcza z ważnych lektur sprzed lat, problem jest duuużo większy, bo już człowiek czasem nawet nie pamięta źródła, ja chyba kiedyś zostałam złapana na cytowaniu bodajże Sapkowskiego, bo się na nim wychowałam i przyjęłam jakąś jego opinię czy sformułowanie już za swoje własne.
Wyższą szkołą jazdy w przypadku takiego przesiąknięcia cudzą prozą (lub poezją) jest świadome stylizowanie tekstu, świadome odwołania pasujące stylem do treści i psychologii postaci (czy przypadkiem scena miłosna w "Imieniu róży" nie jest pisana dość biblijnym stylem? Co pasuje przecież do bohatera i sposobu, w jaki nauczono go odbierać świat. - ale nie jestem pewna, może bredzę)
No ale to dla fachowców, nam szaraczkom pozostaje poprawiać
I naprawdę, naprawdę nie wyrzucaj tekstów tylko z takiego powodu!! Nawet jakby to ktoś ci wytknął taki błąd. Błędy trzeba po prostu poprawiać, a do skutku.
Na pocieszenie powiem, że moje opowiadanie, które wysłałam do SFFiH, wróciło od pani redaktor aż kolorowe od poprawek, pytań i komentarzy. I co? I poprawiłam - i poszło drukiem
Myślę, że samo uświadomienie sobie problemu istniania klisz językowych bardzo pomaga - kiedy zaczniemy ich wypatrywać w tekstach swoich i cudzych, po prostu przestaną nam się tak podobać. Z cytatami, zwłaszcza z ważnych lektur sprzed lat, problem jest duuużo większy, bo już człowiek czasem nawet nie pamięta źródła, ja chyba kiedyś zostałam złapana na cytowaniu bodajże Sapkowskiego, bo się na nim wychowałam i przyjęłam jakąś jego opinię czy sformułowanie już za swoje własne.
Wyższą szkołą jazdy w przypadku takiego przesiąknięcia cudzą prozą (lub poezją) jest świadome stylizowanie tekstu, świadome odwołania pasujące stylem do treści i psychologii postaci (czy przypadkiem scena miłosna w "Imieniu róży" nie jest pisana dość biblijnym stylem? Co pasuje przecież do bohatera i sposobu, w jaki nauczono go odbierać świat. - ale nie jestem pewna, może bredzę)
No ale to dla fachowców, nam szaraczkom pozostaje poprawiać

I naprawdę, naprawdę nie wyrzucaj tekstów tylko z takiego powodu!! Nawet jakby to ktoś ci wytknął taki błąd. Błędy trzeba po prostu poprawiać, a do skutku.
Na pocieszenie powiem, że moje opowiadanie, które wysłałam do SFFiH, wróciło od pani redaktor aż kolorowe od poprawek, pytań i komentarzy. I co? I poprawiłam - i poszło drukiem

3
Stary temat, odświeżam, bo właśnie przeczytałem...
O Książce Sumlińskiego - 30 fragmentów co najmniej jest uderzająco podobnych do książek Chandlera i MacLeana. Wygląda niemal identycznie, a czasami bez kwalifikatora "niemal".
Bardzo proszę nie pisać o Komorowskim, o tym, czy fakty wymyślał, czy wygrał proces. To można wstawić do ulubionego wątku w Hyde Parku
Tutaj tylko zastanawiam się, czy faktycznie.
Czasami się przyłapuję na tym, że wstawiam jakieś sceny czy zdania, które mi pasują naprawdę idealnie. Szlifuję je, zamieniam słowa na inne, zmieniam szyk, aż wreszcie wyglądają po prostu tak, jak powinny wyglądać, tak dobrze, jakbym to nie ja je napisał. I wiecie co? Faktycznie czasami to nie ja je napisałem. Najdłuższy fragment, jaki tak zdarzyło mi się popełnić, był o bitwie w czasie burzy, w blasku błyskawic, gdy główny bohater ślizga się w kałużach krwi i tak dalej. Długo nad tym pracowałem, a całość miała chyba z pięć, czy sześć zdań, cały akapit.
Potem coś mi się przypomniało, sięgnąłem do książki Howarda i... jedyna różnica była w tym, że u Howarda bitwa rozgrywała się na pokładzie okrętu.
I znowu pytanie: co z tym zrobić? Czy tylko ja tak mam i jest to oznaką braku talentu, czy też zdarza się to wszystkim?
O Książce Sumlińskiego - 30 fragmentów co najmniej jest uderzająco podobnych do książek Chandlera i MacLeana. Wygląda niemal identycznie, a czasami bez kwalifikatora "niemal".
Bardzo proszę nie pisać o Komorowskim, o tym, czy fakty wymyślał, czy wygrał proces. To można wstawić do ulubionego wątku w Hyde Parku

Czasami się przyłapuję na tym, że wstawiam jakieś sceny czy zdania, które mi pasują naprawdę idealnie. Szlifuję je, zamieniam słowa na inne, zmieniam szyk, aż wreszcie wyglądają po prostu tak, jak powinny wyglądać, tak dobrze, jakbym to nie ja je napisał. I wiecie co? Faktycznie czasami to nie ja je napisałem. Najdłuższy fragment, jaki tak zdarzyło mi się popełnić, był o bitwie w czasie burzy, w blasku błyskawic, gdy główny bohater ślizga się w kałużach krwi i tak dalej. Długo nad tym pracowałem, a całość miała chyba z pięć, czy sześć zdań, cały akapit.
Potem coś mi się przypomniało, sięgnąłem do książki Howarda i... jedyna różnica była w tym, że u Howarda bitwa rozgrywała się na pokładzie okrętu.
I znowu pytanie: co z tym zrobić? Czy tylko ja tak mam i jest to oznaką braku talentu, czy też zdarza się to wszystkim?
4
Zdarza się wszystkim. Jeżeli ktoś dużo czyta, również pisze, to kiedyś musi zaistnieć taka sytuacja. Rada jest prosta: jeżeli masz pewność, że coś zerżnąłeś od innego autora - skasuj ten fragment, napisz od nowa. I tyle.szopen pisze:I znowu pytanie: co z tym zrobić? Czy tylko ja tak mam i jest to oznaką braku talentu, czy też zdarza się to wszystkim?
Wyższy level do już kopiowanie samego siebie - czyli namiętne wykorzystywanie wcześniej napisanych fragmentów (często nieświadome) i zapętlanie się wokół pojedynczych wątków.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!
5
Zdarza się każdemu. Mnie sie zdarza "pojechać" Chmielewską lub wczesną Musierowicz w tekście obyczajowym. Czasem jakieś pojedyncze sformułowanie można zostawić i stwierdzić, że to trybut. ;-) (Offtop: Sumliński - całkowicie apolitycznie - miał już wcześniej historię z tekstem Winnickiej, więc to raczej inna sprawa, zresztą teraz bynajmniej nie ukrywa, że spisywał).
:offtop:
Fajnie, że ktoś jeszcze czyta Howarda. Teraz jest przez wielu traktowany jak grafoman, a on moim zdaniem miał wielki talent pisarski. Nie mogę odżałować, że tak się zmarnował. Kto wie, co jeszcze mógł napisać... (Na przykład Tolkien do wieku, w którym Howard się zabił nie napisał nic nawet w połowie tak ciekawego jak on, a prozaicy dojrzewaja późno).
O, i dzięki tej wzmiance o Howardzie odkryłam, że są już dostępne w sieci (darmowe, legalne) opowiadania o Solomonie Kane'ie, a jeszcze kilka lat temu nie było. Mam co czytać na weekend.
:offtop:
szopen pisze: do książki Howarda
Fajnie, że ktoś jeszcze czyta Howarda. Teraz jest przez wielu traktowany jak grafoman, a on moim zdaniem miał wielki talent pisarski. Nie mogę odżałować, że tak się zmarnował. Kto wie, co jeszcze mógł napisać... (Na przykład Tolkien do wieku, w którym Howard się zabił nie napisał nic nawet w połowie tak ciekawego jak on, a prozaicy dojrzewaja późno).
O, i dzięki tej wzmiance o Howardzie odkryłam, że są już dostępne w sieci (darmowe, legalne) opowiadania o Solomonie Kane'ie, a jeszcze kilka lat temu nie było. Mam co czytać na weekend.
7
;D Zabrzmiało to dwuznacznie, a chodziło mi tylko o to, że o ile poeci najlepsze rzeczy często piszą za młodu (choć też bywają wyjatki), prozaicy dzieła swojego życia piszą na ogół w wieku ponad trzydziestu pięciu lat, a często i później (Sienkiewicz "Ogniem i mieczem" napisał gdy miał 38 lat, Prus "Lalkę" po czterdziestce, itd - a przecież byli to ludzie zawodowo parający się piórem). Howard się zabił w wieku trzydziestu lat. 