Latest post of the previous page:
Co do wręcz zbrodniczego wpływu Wiedźmina na polską fantastykę to się trzeba zgodzić. Z tym zastrzeżeniem, że ani Sapkowski nie jest winny ani jego powieść... Winni są nieudolni naśladowcy, ludzie którzy nie potrafią (nie chcą?) ruszyć głową i wymyślić cokolwiek nowego. Krwawa łaźnia, mało wyszukana ale za to podana w dużej ilości erotyka, wulgaryzmy... Nie sposób nie stwierdzić, że to obecny przepis na polską fantastykę i prawdą jest, że początkiem tego bagna był Wiedźmin.Ale jednak o ile naśladowcy nie znajdują już mojego uznania to sama saga a zwłaszcza opowiadania zdobyły go dużo (z biegiem czasu trochę to uznanie utraciły ale jednak...) Często wspomniane przerywniki drażnią (mnie zwłaszcza drażniły w Narrenturmie i reszcie nowej trylogii) a ostatnie dwa tomy są zwyczajnie bardzo słabe (zakończenie mnie rozczarowało kompletnie). Przeczytałem je z rozpędu. Ale pierwsze tomy (2 opowiadań i 2 - 3 sagi) to naprawdę świetna rozrywka.
Dowcipy - może mało wyszukane nieraz ale też śmiałem się niejednokrotnie. Trzeba lubić duża dawkę ironii po prostu.
Postawa wiedźmina też mnie nie przekonuje mentalnie, moralnie czy w jakikolwiek inny sposób ale uważam, że jest dobrze nakreśloną "niewłaściwą postawą". Tzn. może nie niewłaściwą co trochę tragiczną. Tego tragizmu już tak dobrze nie nakreślił ale przy odrobinie empatii...

Co do Ciri to akurat dla mnie była to postać, której szczerze nie znosiłem... Z powodów, które zresztą opisałeś. Ale w żaden sposób jej czar na mnie nie zadziałał. Inne postacie nie są już tak tandetne. Yennefer jak pisała łasic ma w sobie sporo kobiecych cech zazwyczaj pomijanych milczeniem. Uwielbiałem Regisa. W tej postaci zawarł Sapkowski tą szlachetność, której brakło pozostałym. Przy tym świetny dowcip, sporo przemyśleń życiowych. Może nieraz trywialnych, może nieraz przedstawianych w sposób lekko prostacki (poprzez wpływ na rozmowę np. Jaskra
 ) O Geralcie już mówiłem. Takim kolejnym szlachetnym osobnikiem był Borch Trzy Kawki (Smok;)) Ten świat choć "zwieśniaczony" czasem świetnie rysuje kontrasty między rzeczywistością (tego świata) a pewnymi jednostkami. Sapkowskiemu nie jest obcy dobry smak (od czasu do czasu) i nieraz potrafi wskazać i wartości wyższe i je docenić.
) O Geralcie już mówiłem. Takim kolejnym szlachetnym osobnikiem był Borch Trzy Kawki (Smok;)) Ten świat choć "zwieśniaczony" czasem świetnie rysuje kontrasty między rzeczywistością (tego świata) a pewnymi jednostkami. Sapkowskiemu nie jest obcy dobry smak (od czasu do czasu) i nieraz potrafi wskazać i wartości wyższe i je docenić. Język, mnie raził głównie nadmiar wulgaryzmów i ta gwara może też nie zawsze trafiona. Ale był jednak bardzo "żywy", bardzo dynamiczny. W moim odczuciu sprawiał właśnie, że świat nie był szary a barwny (choćby i tysiącem odcieni szarości! Czego jednak w całej masie fantasy nie ma. Tam jest dobro i zło i tyle...)
A propos Władcy to się zgodzę. Choć obie książki czytałem z wielką przyjemnością to jest to jednak inna półka. Władca to "literatura piękna" a polskie fantasy to "literatura rozrywkowa" w większości... To oczywiście etykietka, może mylić i na pewno upraszcza ale sens jest chyba jasny.

Myślę jednak, że przeczytanie Wiedźmina we wczesnym okresie rozwoju nie jest bardzo niebezpieczne
 Ja zacząłem od Hobbita, potem był Wladca, Silmarillion. W tym okresie Tolkien był Bogiem dla mnie. Uwielbiam jego styl i choć widzę i mankamenty jak ten zbyt jasny podział na dobro i zło to kocham tą baśń. Bo jest to jedna z najpiękniejszych baśni (mówię o całym świecie śródziemia) Potem przyszedł czas na Sapkowskiego i też mnie zafascynował, oprócz sagi czytałem jeszcze choćby "coś się kończy, coś się zaczyna" i też mi się podobało. Choć jeśli o grozę chodzi są znacznie lepsi od niego. To było trochę jak powrót (po Tolkienie) do smutnej rzeczywistości ale to było na swój sposób cenne. Od tego czasu przeczytałem różne pozycje z fantastyki (SF jakoś mnie nie bawiło poza kilkoma książkami z serii Star Wars i Solarisem Lema bo już jego Pirx mnie zanudził...) jednak zdecydowanie mniej niż Ty
 Ja zacząłem od Hobbita, potem był Wladca, Silmarillion. W tym okresie Tolkien był Bogiem dla mnie. Uwielbiam jego styl i choć widzę i mankamenty jak ten zbyt jasny podział na dobro i zło to kocham tą baśń. Bo jest to jedna z najpiękniejszych baśni (mówię o całym świecie śródziemia) Potem przyszedł czas na Sapkowskiego i też mnie zafascynował, oprócz sagi czytałem jeszcze choćby "coś się kończy, coś się zaczyna" i też mi się podobało. Choć jeśli o grozę chodzi są znacznie lepsi od niego. To było trochę jak powrót (po Tolkienie) do smutnej rzeczywistości ale to było na swój sposób cenne. Od tego czasu przeczytałem różne pozycje z fantastyki (SF jakoś mnie nie bawiło poza kilkoma książkami z serii Star Wars i Solarisem Lema bo już jego Pirx mnie zanudził...) jednak zdecydowanie mniej niż Ty  Do setki na pewno nie dobiłem. Były książki lepsze i gorsze ale Wiedźmin miał w sobie coś co sprawiło, że wciąż go dobrze wspominam. Mimo, iż fantastyki czytam coraz mniej. Przeszedłem na opowieści grozy - King czy Barker ze współczesnych oraz Lovecraft czy Poe z dawnych. Swoja drogą jeśli o Poe'go chodzi to pisał również piękne wiersze. Można więc powiedzieć, że zaczynając od standardów (tego co czyta prawie każdy
 Do setki na pewno nie dobiłem. Były książki lepsze i gorsze ale Wiedźmin miał w sobie coś co sprawiło, że wciąż go dobrze wspominam. Mimo, iż fantastyki czytam coraz mniej. Przeszedłem na opowieści grozy - King czy Barker ze współczesnych oraz Lovecraft czy Poe z dawnych. Swoja drogą jeśli o Poe'go chodzi to pisał również piękne wiersze. Można więc powiedzieć, że zaczynając od standardów (tego co czyta prawie każdy  ) jak Władca czy Wiedźmin doszedłem do Diderota, Prousta, Dickensa, Moliera, Shakespeare'a i wielu innych. No a z drugiej strony do całej masy poetów. I zgadza się, po takiej lekturze inaczej się patrzy na Sapkowskiego inaczej na Pilipiuka itp. Tyle, że czego innego szuka się w jednym a czego innego w drugim. Gdy ostatnio sięgnąłem po Ziemiańskiego odłożyłem tomik po jednym opowiadaniu bo nic co tam było mnie nie zaciekawiło. W jednym zdaniu Prousta więcej znajduje subtelnej esencji niż w jednej książce Ziemiańskiego tyle, że... Teraz szukam czegoś innego.
) jak Władca czy Wiedźmin doszedłem do Diderota, Prousta, Dickensa, Moliera, Shakespeare'a i wielu innych. No a z drugiej strony do całej masy poetów. I zgadza się, po takiej lekturze inaczej się patrzy na Sapkowskiego inaczej na Pilipiuka itp. Tyle, że czego innego szuka się w jednym a czego innego w drugim. Gdy ostatnio sięgnąłem po Ziemiańskiego odłożyłem tomik po jednym opowiadaniu bo nic co tam było mnie nie zaciekawiło. W jednym zdaniu Prousta więcej znajduje subtelnej esencji niż w jednej książce Ziemiańskiego tyle, że... Teraz szukam czegoś innego. Spotkałem ostatnio w Bieszczadach gościa już po 30 na oko był albo i starszy. Skończył romańskie liceum, niezwykle oczytany i inteligenty facet (ma podobno wydawać coś w Fabryce Słów za jakiś czas), który stwierdził, że teraz już wyrósł z literatury "umoralniającej", że teraz czyta właśnie głównie fantasy choć to pokroju Pilipiuka czy Ziemiańskiego oceniał wyłącznie jako rozrywka. Więc wszystko zależy czego oczekujemy od książki, w jakim okresie ją czytamy.
Literatura to miejsce, gdzie kraj, w którym wychował się autor nie powinien mieć znaczenia.
Może w fantasy nie powinna mieć ale poza tym to już zupełnie inna sprawa. Po prostu miejsce gdzie żyjemy na nas działa mimo woli. Klub Pickiwcka to w 95% Anglia i angielskość. A w niczym to nie przeszkadza. Przynajmniej jest to szczere i prawdziwe. Pan Tadeusz to z kolei Polska i polskość, Wesele tak samo. W modernizmie był właśnie postulat sztuki uniwersalnej ale sprawdza się to tylko czasami. Co prawda dzięki uniwersalności Moliera grają na całym świecie a Mickiewicz poza krajem jest mało znany to jedno i drugie ma swoje dobre i złe strony.
Mam nadzieję, że to choć trochę z sensem było




