ONA wychowała się w szczęśliwej, zgodnej rodzinie. Dorastała otoczona miłością najbliższych.
ON był sierotą bez konkretnego zawodu. Potrafił godzinami opowiadać o nieszczęściach, które go spotkały w życiu i prześladującym go pechu.
ONA miała w sobie tyle miłości i ciepła do zaofiarowania.
ON kochał ją , ONA kochała jego, więc się pobrali. Wkrótce ich związek dopełnił SYNUŚ.
ON w żadnej pracy nie zagrzał długo miejsca. Ale to przecież nie była jego wina, to tylko ten cholerny pech, który prześladował go przez całe życie. Rano długo spał, a potem topił swoje nieszczęścia w piwie.
ONA musiała wrócić do pracy. Codziennie rano wstawała, gotowała, karmiła synka, zmieniała pieluchy i odstawiała do rodziców. Szybko biegła do pracy, późnym popołudniem biegiem wracała do domu, odbierała dziecko od dziadków. No i nieustannie myślała, jak związać koniec z końcem, mając do dyspozycji jedną, mizerną pensję, która musiała wystarczyć na opłaty, wyżywienie, lekarstwa dla często chorującego dziecka , na OC i benzynę do jego samochodu.
Pomimo tego, że była nieudacznikiem, ON nadal ją kochał.
Pierwszy raz uderzył, gdy była w ciąży. Ale to się nie liczyło, bo przeprosił.
Jednak czasem, wieczorami, gdy nachodziły go demony , wołał ją do do dużego pokoju. Nie protestowała. Szła potulnie, bo nie chciała, by SYNUŚ to widział, nie krzyczała, żeby nie słyszał.
Bił tak, by nie zostawiać śladów, a nieliczne siniaki ONA zakrywała długimi rękawami, golfami.
Nic nikomu nie powiedziała, nie skarżyła się. No bo komu miała powiedzieć?
Ojcu, który tylko by się zdenerwował?
Mamie ciężko chorującej na serce? Przecież to mogłoby ją zabić!
Koleżance z pracy? Dwadzieścia wspólnie przepracowanych lat, osiem godzin przez pięć dni w tygodniu, to widać było za mało, by się zwierzyć.
Kiedyś zagroziła rozwodem. Gdy wróciła z pracy do domu, znalazła tylko słowo „powodzenia”, napisane na podkładce po piwie. Synek i tatuś zniknęli na długie godziny, a ONA szalała z niepokoju.
- Mamusiu, tatuś powiedział, że będziemy teraz mieszkać u innej pani - oświadczył sześciolatek po powrocie. Poddała się, nie złożyła papierów o rozwód.
Zresztą zrozumiała, że to nie był dobry pomysł. W jej rodzinie rozwody się nie zdarzały, bo „co Bóg złączył…”
ON ją kochał. SYNUŚ kochał TATUSIA. ONA kochała SYNUSIA.
- Synku, mamusia jest zmęczona, musi się wyspać – mówił wrzucając jej tabletki nasenne do napoju.
Minęło dwadzieścia lat i SYNUŚ stał się dorosłym SYNEM.
- Wypierdalaj z domu gnoju, śmieciu, debilu! Skończyłeś szkołę a do roboty nie masz chęci?
Naślę na ciebie policję!... Podrzucę ci narkotyki! – wrzeszczał, wymachując metalowym prętem nad głową syna.
ONA najpierw się rozpłakała, a potem coś w niej pękło.
- Nigdy nie dam ci rozwodu, przecież ja cię kocham. A na świadków powołam całą twoją rodzinę!
Powiem, że przez długich pięć lat zaniedbywałaś rodzinę i dziecko, bo studiów zaocznych ci się zachciało. A dalej jesteś głupia jak but.
- Nigdy nie opuszczę mieszkania, gówno mnie obchodzi, że jest twoją własnością! Jeszcze tu wrócisz do mnie ostatecznie pognębiona! Bo jak nie, to będziesz mi płacić alimenty do końca życia. Ja jestem chory i mam na to papiery! Zniszczę ciebie i całą twoją patologiczną rodzinę.
Syn? Jak i syn? Ja nie mam syna!
Przecież ja cię kocham : historia banalna
1
Ostatnio zmieniony czw 11 lut 2016, 16:31 przez ZONa, łącznie zmieniany 2 razy.
“ Nie ganiaj za ludźmi, bądź sobą, rób swoje i pracuj ciężko. Odpowiedni ludzie - ci, którzy pasują do Twojego życia pojawią się sami i zostaną ”
— Will Smith
— Will Smith