Rzeczy niepotrzebne

1
Zawiera brzydkie wyrazy.
___________________________________

Włączyłem radio.
— Witaj Nowy Jorku! — ożywczość spikera zgwałciła ciszę — jedenasty września dwa tysiące pierwszego roku będzie pięknym, słonecznym dniem. Pięknym jak każdy dzień w naszym mieście. Jest szósta i najwyższy czas podnieść się z łóżka!
Wstałem. Z aparatem na ramienu i teczką pod pachą wyszedłem z hotelu. Miasto, które nigdy nie zasypia budziło się do życia. Chociaż do spotkania zostało jeszcze kilka godzin, wolałem spędzić czas błądzac po ulicach, niż wpatrywać się w puste ściany.
W narożnej kawiarence wypiłem szybką kawę i leniwym krokiem poszedłem w stronę Central Parku. Przysiadłem na ławce i przyglądałem się przebiegającym ludziom.
— Nie wiesz gdzie są kaczki? — usłyszałem zza pleców.
Zaciekawiony nastolatek zerkał na zmianę na mnie i na mój aparat.
— Kaczki? Nie wiem? Na wodzie chyba?
— Nie, tam ich nie ma.
— Może odleciały?
— Gdzie?
— Do ciepłych krajów?
— Jesteś fotografem? — spytał.
— Tak. Ty też? — zerknąłem na cyfrówkę wisząca mu na ramieniu.
— A... Nie. Przyjechałem na wycieczkę do miasta.
— Sam?
— Tak.
— I co będziesz robił poza szukaniem kaczek?
— Chcę zrobić zdjęcie Nowego Jorku z World Trade Center.
— Wysoko.
— Tak — ponownie spojrzał na mój aparat — Co fotografujesz?
— Chcesz zobaczyć?
Zawahał się.
— Śpieszysz się? — spytałem — Przecież World Trade Center nie ucieknie.
— OK — usiadł koło mnie.
— To dla mnie ważny dzień. Mam dzisiaj rozmowę w sprawie wystawy — sięgnąłem po teczkę i podałem mu portfolio. Położył je na kolanach i zaczął przewracać strony.
— Kto to? — wskazał na fotografię młodej dziewczyny siedzącej na walizce.
— To długa historia — odpowiedziałem — nie wiem od czego zacząć.
— Może od początku? Zawsze najlepiej zaczynać od początku.
— Niewiele o niej wiem. Siedziała przy drodze i wydawało mi się, że szuka podwózki. Nie machała jak normalny autostopowicz, lecz mimo to zatrzymałem auto i uchyliłem szybę. Nie zareagowała. Podniosłem aparat i zrobiłem zdjęcie.
— Hej — krzyknąłem — Jedziesz gdzieś?
— Słucham? — ocknęła się.
— Chcesz gdzieś jechać?
— Tak.
— Dokąd?
— Nie wiem.
— Ja tym bardziej. Wsiadaj.
Rzuciła walizkę na tylne siedzenie i rozejrzała się po samochodzie.
— Ale skąd jedziesz chyba wiesz? — spytałem.
— Nie.
Wzruszyłem ramionami.
Przez dłuższą chwilę jechaliśmy w milczeniu. Pusty krajobraz zlewał się w wielką żółto-szarą plamę. Sięgnąłem w stronę radia i włączyłem muzykę. Jim Morrison śpiewał o psu bez kości i mordercy na drodze.

Samochód połykał kilometry rozgrzanego asfaltu. Odezwała się wraz z ostatnim taktem piosenki.
— Czy to naprawdę ważne dokąd jedziemy? Czy to ważne by pamiętać skąd? Żadne rozczulanie się nad tym co było, załamywanie rąk i płacz - to niczego już nie zmieni. A to co będzie? - nigdy nie ma pewności czy jutro przyniesie coś dobrego. Po co przejmować się przeszłością i bać się przyszłości? Najważniejsza jest chwila, która trwa.
— Jasne — pokiwałem głową zastanawiając się przez chwilę nad stanem umysłowym mojej pasażerki.
— Zobacz jak wspomnienia niewiele różnią się od marzeń. Im bardziej odległe i starsze, tym trudniej odróżnić je od tego co tworzysz w wyobraźni. Gdyby nie pamiątki, rekwizyty z przeszłości - nie byłoby niczego czym mógłbyś udowodnić tą różnicę. Zamilkła na chwilę.
— Ale nie ważne. Powiedz czym się zajmujesz? Bo chyba nie mordujesz bezbronnych autostopowiczek?
— Robię zdjęcia.
— Widzisz! Czyli tworzysz pamiątki. Pomagasz ludziom zachować ich wspomnienia.
— Pięknie to ujęłaś.
— O! Zajazd. Zjemy coś? — krzyknęła na widok stacji.
Zatrzymałem samochód. Patrzyłem jak z wysiłkiem próbuje wyciągnąć walizkę z tylnego siedzenia.
— Zostaw to. Przecież nikt jej nie ukradnie. Żadnej żywej duszy wokół.
— Nie. Mam w niej takie... kobiece skarby.
Weszliśmy do środka. Wsunęła się na kanapę przy oknie, stawiając bagaż tuż przy nodze.
— Co fotografujesz? — spytała.
— Ludzi. Przepuszczam drobne, które udało mi się odłożyć i przemieszczam się z jednego kąta w drugi.
— Czyli znalazłeś sobie nowe hobby na emeryturze?
— Nie. Na emeryturę jestem za młody. Poza tym to nic nowego, zawsze fotografowałem ludzi.
— Musisz ich bardzo kochać, co? — roześmiała się.
— Kochać? Raczej bać.
— Dlaczego?
— Są dziwni — przerwałem i zerknąłem pod nogi. — Co masz w tej walizce?
— Nic.
— To po co ją taszczysz? Jest cholernie wielka. Co to za skarby?
— Naprawdę nic — sięgnęła i położyła ją na stole.
— Zobacz — przez chwilę mocowała się z zamkiem — Nic co byłoby ważne dla ciebie, a tak dużo rzeczy, które znaczą dla mnie tak wiele.
— Ale ona jest pusta — odpowiedziałem zerkając do środka.
— Przecież mówiłam — zrzuciła klamota na podłogę.
— Dlaczego są dziwni? — spytała.
— Co?
— Dlaczego ludzie są dziwni? Może to ty jesteś dziwny? Jesteś samotny i wszyscy wydają ci się wstrętni i źli, tak?
— I kobiety to dziwki, bo żadna mnie nie chce? — zażartowałem.
— Bingo! No ale nawet jeśli są dziwni, to przecież nie boli, prawda? — spytała.
— Zależy kiedy.
— Bolało cię kiedyś? Ktoś złamał ci serce?
— Eugene.
— Eugene? Eugene złamał ci serce? Jesteś gejem?
— Eugene był przyjacielem, z którym pojechałem do Bejrutu. Wymyślił sobie, że zrobimy świetny materiał. Jego tekst i moje zdjęcia.
— No i?
— Zamelinowaliśmy się w jakimś chrześcjańskim mieszkaniu i czekaliśmy na rozwój sytuacji.
Siedziałem przy kuchennym stole i czyściłem obiektyw. Omal nie wypuściłem go z ręki kiedy wpadł rozgorączkowany do środka.
— Chujnia! Zabili Dżemajela. Robi sie źle i wygląda na to, że nieprędko się skończy — pokręcił głową i podszedł do okna.
— Zgłupiałeś? — odciągnąłem go w głąb pokoju — chcesz żeby jakiś idiota rozwalił ci łeb?
— Kurwa! Z takiego czekania niczego dobrego nie będzie, zobaczysz. Siedzisz na dupie zamiast postarać się o zdjęcia. Mam cię do cholery uczyć jak masz pracować?
— Gene, przestań. Nie możemy teraz...
— Co nie możemy? Weź swoje zabawki i zrób coś. Czy to takie trudne? Popatrz — chwycił aparat i podszedł do okna.
— Przykładasz do oka, nastawiasz ostrość i goto...
Zobaczyłem jak głowa Eugene’a eksploduje. Rzuciłem się by podtrzymać padające ciało. Poczułem ból w piersiach. Straciłem przytomność nim osunęliśmy się na podłogę.
Kiedy otworzyłem oczy, pierwsze co zobaczyłem to szpitalna kroplówka. Wokół same jęki. W drzwiach pojawił się blask świecy.
— Nie ma prądu — powiedziała pielęgniarka stawiając ją przy łóżku.
— Gdzie...?
— Przyniosło cię dwóch ludzi. Nikt nie zadał pytań, więc nikt nie odpowiedział. Pamiętasz co się stało?
— Tak.
— Wysłać kogoś po twoje rzeczy? Masz jakiś bagaż?
— Nie mam. Mógłbym zostać sam?
Rozejrzała się po sali.
— To raczej niemożliwe, ale mogę sobie pójść jeśli chcesz. Zawołaj kiedy będziesz czegoś potrzebował.
Próbowałem odgonić od siebie obraz umierającego Eugene‘a. Zasnąłem.
— ... no więc mówie ci. Powtarzam ci to za każdym razem. No właśnie. Który to już raz?
— Nie wiem. Który dzisiaj?
Spacerowaliśmy po Central Parku snując plany na najbliższą przyszłość.
— Musimy zrobić coś dużego. Nie możemy siedzieć na dupie w tym pieprzonym mieście i tracić czasu na mało ważne tematy. Pomyśl... — gorączkował się Eugene.
— Mało ważne? Czego ci potrzeba?
— Wojny! Musimy pokazać ludzi, którzy walczą o sprawę a nie żrą, pierdzą i kopulują publicznie dla rozrywki. Cierpienie stary.
— Jeśli chcesz zobaczyć jak cierpią ludzie, nie musisz jechać na wojnę. Nie chcę szukać czegoś, czego nie mam ochoty znaleźć.
Dochodziliśmy do Central Park West.
— Nie, oczywiście — ironizował — lepiej stań razem z grupką tych małolatów i poczekaj aż boski John powie ci, że miłość naprawi wszystko.
Mijaliśmy wejście do budynku.
— Hej! Panie Lennon — młody człowiek podszedł do mężczyzny wychodzącego z bramy. Podniósł rewolwer i wypalił. Chwyciłem krwawiące ciało, próbowałem zatamować krew. Morderca wycelował we mnie. Krzyknąłem i otworzyłem oczy.
Cienie od migocącego promienia świecy tańczyły na ścianie i suficie.
Przypomniałem sobie, że tej nocy kiedy się poznaliśmy też nie było światła. Wysiadło coś w elektrowni i od kilku godzin nie było prądu. Ściemniało się, więc musiałem zdecydować - spanie czy spacer po mieście. Założyłem wysokoczuły film i wyszedłem.
— ... i nadejdzie dzień kiedy pan ukarze nas wieczną tułaczką w czeluściach piekieł — uliczny kaznodzieja rozkręcał się w najlepsze — Nadejdzie dzień gdy ślepi i głusi poprzez wieczność błądzić będziecie w otchłani. I zaprawdę powiadam wam, że czas ten właśnie nadszedł. Trwóżcie się przed Panem i błagajcie go o łaskę, by dał dzieciom swym jeszcze jedną szansę...
— Zamknij ryj pojebie — rozbawiony przechodzień popchnął samozwańczego proroka.
— Będziesz się smażył w piekle diabelski pomiocie. Tfu! — Próbowałem zrobić zdjęcie gdy ruszyli na siebie z pięściami ale ludzie rozdzielili ich skutecznie.
— Pięknie — mruknął obserwujący scenkę mężczyzna — Wystarczy na pięć minut zgasić światło, a karaluchy wychodzą ze szpar. Fotograf?
— Filozof?
— Początkujący — roześmiał się i wyciągnął rękę — Eugene. Początkujący dziennikarz.
Pusta butelka przeleciała nad naszymi głowami i wbiła się z brzdękiem w szklaną wystawę.
— No to się zaczyna — pomyślałem sięgając po aparat — mam nadzieję, że szef doceni moją nieprzespaną noc.
Miasto wrzało. Żadne zdjęcie nie mogło oddać szaleństwa, które wstąpiło w ludzi. Dźwięk tłuczonych szyb, implodujących telewizorów, trzaskających zawiasów i krzyków, tworzył dziwną muzykę, która wciskała się w każdy zakątek miasta. Przechodnie rzucali się na siebie wyrywając kradzione rzeczy. Niewystarczające ilości policjantów próbowały poradzić sobie z rozwścieczonym tłumem.
Musiałem zmienić film, więc schowaliśmy się w zaułku.
— Niesamowite — ekscytował się Eugene.
— Co?
— Nigdy nie myślałem, że rodzaj oświetlenia ma taki wpływ na obraz człowieka.
— Naprawdę, prawdziwy z ciebie filozof — zamknąłem aparat i przewinąłem negatyw do pierwszej klatki — Idziemy?
— Zaraz, poczekaj. Muszę odetchnąć — próbował uspokoić oddech — widziałeś już kiedyś takie tłumy?
— Zupełnie jak na Woodstock.
Popatrzył na mnie sprawdzając czy nie żartuję.
— Tak naprawdę nie było to w Woodstock tylko w Bethel. Nie było gdzie spać, gdzie jeść ani sikać. Pół miliona ludzi. Nie wiem czy to miasteczko widziało tylu w swojej całej historii. Leżeli na trawie, stali pod drzewem, siedzieli na kamieniu, tańczyli, śpiewali, modlili się, medytowali - robili wszystko.
— Zrób mi zdjęcie — młoda hipiska klepnęła mnie w ramię.
Wskoczyła na walizkę i zrobiła jaskółkę.
— Skąd jesteś? — spytała.
— Z Nowego Jorku a ty?
— Ze słonecznej Kalifornii — roześmiała się. — Trzy lata. Trzy lata jestem juz w drodze.
— I nie nudzi ci się?
— Nudzi? Codziennie inny widok za oknem, inni ludzie, inne rzeczy do zapamiętania. Czy to może nudzić? Matka mawiała, że najważniejsze to zapuścić korzenie. Mieć miejsce, do którego można wracać. Tylko po co? Żeby budować tam zamki i stawiać coraz większe mury?
— I co po tobie zostanie?
— No widzisz. Gadasz zupełnie jak ona. Nie ważne to co wokół - ważne co masz w sobie. Chodź. Idziemy na wzgórze. Wciągnęła mnie w tłum płynący w stronę sceny. Setki tysięcy ludzi czekało na największy koncert świata.
— Cześć Tommy, cześć Marika — zaczepiła hipisów siedzących w otwartych drzwiach busa. — Myślałam, że wrócicie na pustynię.
— Witaj Sunny — Tommy pocałował ją namiętnie — nie mogliśmy. Wszyscy śpiewają, żeby jechać do San Francisco, ale mam wrażenie, to bardziej odpowiednie miejsce.
Odsunął się i wpuścił nas do samochodu.
— Zapalimy coś? — spytała Marika.
— Nie, nie. Poczekaj — powstrzymała ją Sunny.
Otworzyła walizkę i zaczęła grzebać w stercie kolorowych ubrań. Z zamszowego woreczka wyciągnęła malutką butelkę z kroplomierzem.
— Co to? — spytałem.
— Drzwi — zachichotala — wystaw język.
Patrzyłem na jej piękny uśmiech, na wielkie czarne oczy. Podobało mi się jak zdjęła sukienkę i przytuliła się do mnie. Wzory namalowane na podsufitce zaczęły świecić ostrymi kolorami. Falować i gonić z jednego końca w drugi. Poczułem jak niewidzialne dłonie dotykają mnie i unoszą wysoko nad busa, ponad łąkę. Zobaczyłem mały samochodzik zagubiony w morzu ludzi. Coraz wyżej, ponad kontynent, oceany i ziemię. Mijałem planety, gwiazdy, spirale galaktyki, mgławice; coraz dalej i dalej aż do czarnej pustki. Bezgranicznej i bezczasowej, która uspokajała a zarazem przerażała.
Ostre dźwięki atakowały uszy. Po chwili z kakofonii wyłoniły się pojedyńcze instrumenty i skrzekliwy głos oznajmił złodziejowi, że musi być stąd jakieś wyjście.
Muzyka wibrowała.
Upadłem na chodnik. Moje ciało wiotczało, nie miałem siły biec dalej. Umierałem.
— Wstawaj bracie — Tommy szarpał mnie za ramię — koniec zabawy, trzeba wracac do domu.
— Zaczęło się? — spytałem.
— Skończyło. Nie było cię cztery dni.
— Nie było...? Gdzie Sunny? — rozejrzałem się po busie.
— Sunny złapała okazję do domu. Jedziemy do Nowego Jorku, możemy zabrać cię ze sobą, jedziesz?
— Tak — odpowiedziałem.
Wjechaliśmy na pięćdziesiątkę piątkę, potem na siedemnastkę, na szóstce - wskazując na leżący koło mnie aparat - Tommy zapytał:
— Od dawna fotografujesz?
— Miałem szesnaście lat i po raz pierwszy pokłóciłem się z ojcem. Ale nie tak jak nastolatek, który pyskuje starym, tylko na poważnie. Uderzyłem go pięścią w twarz. Kazał mi wypierdalać i nie pokazywać się więcej.
Pokiwał głową przypalając skręta.
— Chwyciłem leżącego na półce polaroida i wybiegłem. Pomyślałem, że jeśli będę udawał turystę nikt się nie domyśli, że zwiałem z domu. Nie wiedziałem gdzie iść. Skręciłem w stronę Central Parku kombinując co dalej. Na ławce siedział taki dziwny, stary facet. Musiał mieć ze sto lat albo więcej. Kurczowo trzymał w ręku teczkę jakby miał w środku drogocenne skarby. Obok leżał aparat, więc pomyślałem, że los daje mi znak. Podszedłem cicho.
— Nie wiesz gdzie są kaczki? — spytałem
Otworzył oczy i spojrzal na mnie lekko zmieszany.
— Kaczki? Nie wiem? Na wodzie chyba?
— Nie, tam ich nie ma.
— Może odleciały?
— Gdzie?
— Do ciepłych krajów?
— Jesteś fotografem? — spytałem.
— Tak. Ty też? — zerknął na mojego polaroida.
— A... Nie. Przyjechałem na wycieczkę do miasta.
— Sam?
— Tak.
— I co będziesz robił poza szukaniem kaczek?
— Chcę zrobić zdjęcie Nowego Jorku z Empire State Building.
— Wysoko.
— Tak — spojrzałem na jego aparat i zastanawiałem się kim jest — Co fotografujesz?
— Chcesz zobaczyć?
Przez moment przeszło mi przez myśl, że zaczepianie nieznajomego w parku to niezbyt dobry pomysł.
— Śpieszysz się? — spytał — przecież Empire State Building ci nie ucieknie.
— OK — klapnąłem koło niego.
— To dla mnie ważny dzień. Mam dzisiaj rozmowę w sprawie wystawy — sięgnął po teczkę i podał mi portfolio. Położyłen je na kolanach i zacząłem przewracać strony.
— Kto to? — zerknłem na fotografię młodej dziewczyny siedzącej na walizce.
— To długa historia — odpowiedział — nie wiem od czego zacząć.
Ostatnio zmieniony śr 06 kwie 2016, 08:35 przez Keek, łącznie zmieniany 1 raz.
cyk... cyk... cyk...

Re: Rzeczy niepotrzebne

2
Keek pisze:Zawiera brzydkie wyrazy.
___________________________________

Włączyłem radio.
— Witaj Nowy Jorku! — ożywczość spikera zgwałciła ciszę —
Chuj ci w dupę, czy chcesz tego???

[ Komentarz dodany przez: ithilhin: Pon 28 Mar, 2016 ]
Przepraszam, ale co ma wnosić ten komentarz? Dostajesz krawat za wulgarność i łamanie regulaminu.

3
Aq pisze:Chuj ci w dupę, czy chcesz tego???
przypomniam, że to forum literackie, a nie giełda gejowskich propozycji, idź z tym gdzieś indziej

[ Komentarz dodany przez: ithilhin: Pon 28 Mar, 2016 ]
A ja przypominam, że mamy narzędzie do zgłaszania postów łamiących regulamin.
Ostatnio zmieniony pn 28 mar 2016, 13:41 przez Smoke, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Rzeczy niepotrzebne

4
[quote="Keek"]Zawiera brzydkie wyrazy.
___________________________________

Wstałem. Z aparatem na ramienu i teczką pod pachą wyszedłem z hotelu.[quote="Keek"]

A może wstałem i poszedłem poszedłem pod prysznic, moje jaja nie wglądały na okazałe, dwa oblane wodą kurczaki ...[quote="Keek"]

[ Dodano: Pon 28 Mar, 2016 ]
tylko do pierwszych akapitów

6
Drogi Autorze. Jeżeli uraziłem twoje uczucia, to pamiętaj, że nie zrobiłem tego celowo, ale fakt, faktem, ten chamski komentarz mogłem sobie podarować. Nie odnosiłem się także do twojej osoby, ani nie składałem ci żadnej propozycji a odniosłem się wyłącznie do tekstu, który w pierwszym zdaniu kompletnie mi się nie spodobał, i tak, jest to tylko moja wyłączna opinia.

W mojej także opinii, stosowanie tego typu przenośni, jest nietrafne, gdyż mamy w tym wypadku do czynienia z czynem złym, ohydnym i naprawdę istnieje wiele innych możliwości, aby ów tekst był atrakcyjny nie tylko z uwagi na zastosowane w nim szokujące zwroty, które w tym wypadku mogłyby być zupełnie inne.

Ale jak mówię, to tylko moje zdanie.

Ocena tekstu

7
Przyznam, że nie mam pojęcia o co w tych wszystkich powyższych komentarzach chodzi, ale... Ale to nie moja sprawa. Ja skupię się na ocenie tekstu; nie pod względem technicznym, bo ta dziedzina u mnie raczej leży, lecz pod względem jego przyswajalności/czytelności. Moim zdaniem, tekst jest naprawdę bardzo dobry.

Nie ma tutaj jakiegoś wielce górnolotnego słownictwa, które - bardzo często - w wielu opowiadanich stara się swoją obecnością stworzyć pozory wielkiej literatury. Sadzę, że nie zawsze jest to odpowiednia droga. Umiejętność opowiedzenia historii; jakiejkolwiek historii to... Hmm, do tego trzeba mieć po prostu predyspozycje. Jedni je mają, a inni nie. Moim zdaniem Ty te predyspozycje posiadasz. Każdy tekst - w jakiś tam sposób - powinien przmówić do czytelnika, pobudzić w nim wyobraźnię i tym samym też zmusić go do dalszego czytania. Ja sądzę, że tobie to się udało.

Przecztałem twój tekst z wielką przyjemnością i zainteresowaniem. Odebrałem to opowiadanie jako coś, co możnaby nazwać: 'Podróż w Czasie i Przestrzeni'. Wszytskie, 'dyskretnie' odnotowane (historyczne) epizody Nowego Jorku, są mi znane, tak więc nie miałem większego problemu, aby to opowiadanie zrozumieć.

Ogólnie, podobało się. Nawet bardzo. Z miłą chęcią przeczytałbym więcej twoich tekstów. Pisz dalej. Sądzę, że warto.

Z poważaniem
Emigre

8
To moja pierwsza próba oceny czyjegoś tekstu tutaj i mam nadzieję, że mój wpis będzie widniał poprawnie.


Zacznę od błahostki - ja bym ten "gwałt" na początku, zamienił jednak na coś bardziej neutralnego, mniej budzącego emocje. Chyba, że właśnie o to chodziło, o tzw. "wbicie pięści"?... Ale czy na pewno? Należałoby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w tak zwyczajnej (spokojnej) scenie warto było to robić? Co innego, gdyby rzecz się miała w miejscu sceny pojawienia się nagłej akcji, wtedy taki "akcent" dla pokazania kontrastu; że coś się gwałtownie zmieniło, można by zamieścić.

Miasto, które nigdy nie zasypia budziło się do życia.
Trochę dziwnie to brzmi, dla mnie to sprzeczność logiczna. Miasto nie zasnęło - bo przecież nigdy nie zasypia - a jednak się budzi?... Wydaje mi się, że nie bez kozery jest takie właśnie powiedzenie o tym mieście, że o czymś ono świadczy, że tętni życiem 24 godziny na dobę... :wink:
Zamieniłbym to na coś w stylu: "Nad miastem, które nigdy nie zasypia, zaczynały pojawiać się pierwsze promienie słońca"
— Nie wiesz gdzie są kaczki? — usłyszałem zza pleców.
— Nie wiesz, gdzie są kaczki? — usłyszałem zza pleców. (przecinek)
Zaciekawiony nastolatek zerkał na zmianę na mnie i na mój aparat.
Ten fragment przeniósłbym kilka wierszy dalej, trochę go modyfikując.

— Jesteś fotografem? — spytał zaciekawiony nastolatek, zerkając na zmianę na mnie i na mój aparat.

Dodam jeszcze, że jak czytam ten fragment, to jakoś tak w głowie samoistnie sprowadza mi się to zdanie do postaci:
"(...) spytał zaciekawiony nastolatek, zerkając na zmianę, to na mnie, to na mój aparat"
— A... Nie. Przyjechałem na wycieczkę do miasta.
Zamieniłbym na:
— Ja?... Nie. Przyjechałem na wycieczkę do miasta.
Jakoś lepiej mi to brzmi, nie jest takie "początkowo ucięte, urwane".
— Niewiele o niej wiem. Siedziała przy drodze i wydawało mi się, że szuka podwózki. Nie machała jak normalny autostopowicz, lecz mimo to zatrzymałem auto i uchyliłem szybę. Nie zareagowała. Podniosłem aparat i zrobiłem zdjęcie.
— Hej — krzyknąłem — Jedziesz gdzieś?
— Słucham? — ocknęła się.
— Chcesz gdzieś jechać?
— Tak.
Hmm, trochę dziwnie mi to wygląda. Rozumiem, że następuje drobna zmiana realiów w tej scenie; retrospekcja, ale przejście jest moim zdaniem trochę niezgrabne. Ja w takich sytuacjach (lub podobnych) stosuje akapity, a nawet przerwę między wierszami, aby czytelnik POCZUŁ tę retrospekcję czy zmianę punktu widzenia sceny.

Zrobiłbym na przykład taki zabieg, oczywiście lekko tekst modyfikując:

— Niewiele o niej wiem. Siedziała przy drodze i wydawało mi się, że szuka podwózki. Nie machała jak normalny autostopowicz, lecz mimo to zatrzymałem auto i uchyliłem szybę.

Samochód stał tuż obok niej, dziewczyna jednak nie zareagowała. Podniosłem wtedy aparat i zrobiłem jej zdjęcie.
— Hej! — krzyknąłem, wpatrując się w nią z uwagą. — Jedziesz gdzieś?
— Słucham? — dziewczyna, jakby ocknęła się dopiero teraz.
— Pytam, czy chcesz gdzieś jechać?
— Aaa... Tak.
- tutaj zmieniłem na "Aaa... Tak", ponieważ dziewczyna "ocknęła się", a człowiek wyrwany z jakiejś tam zadumy nie odpowiada od razu "tak" - uważam, że warto to podkreślić taką zmianą, jaką zaproponowałem.

Jeśli chodzi o tego rodzaju sceniczne przejścia, jak wyżej, to możesz oczywiście popróbować z szatą graficzną, układem tekstu, wybierając najbardziej odpowiedni. Chodzi o to, by czytelnik się nie pogubił(!) i jasno zrozumiał Twoje intencje - w sensie, żeby to "zobaczył", jak na filmie (niemalże).
Przez dłuższą chwilę jechaliśmy w milczeniu. Pusty krajobraz zlewał się w wielką żółto-szarą plamę. Sięgnąłem w stronę radia i włączyłem muzykę. Jim Morrison śpiewał o psu bez kości i mordercy na drodze.

Samochód połykał kilometry rozgrzanego asfaltu. Odezwała się wraz z ostatnim taktem piosenki.
— Czy to naprawdę ważne dokąd jedziemy?
Zmieniłbym układ tekstu na:

Przez dłuższą chwilę jechaliśmy w milczeniu. Pusty krajobraz zlewał się w wielką żółto-szarą plamę. Samochód połykał kilometry rozgrzanego asfaltu. Sięgnąłem w stronę radia i włączyłem muzykę. Jim Morrison śpiewał o psu bez kości i mordercy na drodze.
Odezwała się wraz z ostatnim taktem piosenki.
— Czy to naprawdę ważne dokąd jedziemy?


Dokończę później, bo muszę wyjść z domu. :P

G.P.[/quote]

[ Dodano: Sob 02 Kwi, 2016 ]
Zgodnie z obietnicą - ciąg dalszy mojej wypowiedzi na temat powyższego tekstu:
— Czy to naprawdę ważne dokąd jedziemy? Czy to ważne by pamiętać skąd?
Czy to ważne, by pamiętać skąd? - przecinek.
Żadne rozczulanie się nad tym co było, załamywanie rąk i płacz - to niczego już nie zmieni.
Przed "co było" przecinek, natomiast za "co było" umieściłbym zamiast przecinka średnik.
A to co będzie? - nigdy nie ma pewności czy jutro przyniesie coś dobrego.
Przed "co" przecinek.
Przed "czy jutro" przecinek.

Powyższe zdanie zmodyfikowałbym, bo czytając je (jako rozważania filozoficzne) odczuwam pewien niedosyt.
Zmieniłbym na:

A to, co będzie? - dziewczyna westchnęła. - Nigdy nie ma pewności, czy jutro przyniesie coś dobrego.
— Jasne — pokiwałem głową zastanawiając się przez chwilę nad stanem umysłowym mojej pasażerki.
"(...) pokiwałem głową, zastanawiając się przez chwilę (...)" - przecinek.

W tym zdaniu też mam pewne braki, bo skoro ów pasażerka wydała mu się właśnie taka dziwna, to dorzuć coś na temat zachowania bohatera, że ukradkiem zerknął na nią parokrotnie, może coś o jego oczach, że otworzył je w zdziwieniu nieco szerzej (przyglądając jej się ukradkiem).
Niewielka zmiana, a zdanie dzięki takiemu zabiegowi będzie bogatsze i wpłynie na "widzenie" bohatera przez czytelnika.
— Zobacz jak wspomnienia niewiele różnią się od marzeń.
Przed "jak" - dałbym przecinek.
Im bardziej odległe i starsze, tym trudniej odróżnić je od tego co tworzysz w wyobraźni.
Przed "co" przecinek.
Sugestia: jeśli "co" występuje przed czasownikiem (tworzysz w wyobraźni), wówczas stawiamy przecinek.
Gdyby nie pamiątki, rekwizyty z przeszłości - nie byłoby niczego czym mógłbyś udowodnić tą różnicę.
"nie byłoby niczego, czym mógłbyś udowodnić tą różnicę." - przecinek oraz "tę" różnicę. Chyba brzmi lepiej.
— Ale nie ważne.
"nieważne" - razem.
Powiedz czym się zajmujesz?
Przed "czym" - przecinek.
— O! Zajazd. Zjemy coś? — krzyknęła na widok stacji.
Zmieniłbym na:
"— O! Zjazd! — krzyknęła na widok stacji. — Zjemy coś?"
lub:
"— O, zjazd! — krzyknęła na widok stacji. — Zjemy coś?"
— Zostaw to. Przecież nikt jej nie ukradnie.
Dodałbym "ci":
"— Zostaw to. Przecież nikt ci jej nie ukradnie."
— Nie. Mam w niej takie... kobiece skarby.
dodałbym "lepiej":
"— Lepiej nie. Mam w niej takie... kobiece skarby."
ALE!
Jeśli chcesz zostawić samo "nie", bo na przykład wydźwięk zdania miał być bardziej zdecydowany, to wówczas zmieniłbym na:
"— Nie. — odparła szybko. — Mam w niej takie... kobiece skarby."
— Ludzi. Przepuszczam drobne, które udało mi się odłożyć i przemieszczam się z jednego kąta w drugi.
Dziwnie to brzmi, zmieniłbym na:

"— Ludzi. Przepuszczam drobne, które udało mi się odłożyć i przemieszczam się z kąta w kąt."
— To po co ją taszczysz? Jest cholernie wielka. Co to za skarby?
— Naprawdę nic — sięgnęła i położyła ją na stole.
Skoro walizka jest "cholernie wielka", to jakoś bym to zaakcentował, gdy ją kładła na stole. Bez obrazy kobitki, ale skoro wcześniej miała kłopoty z wyjęciem jej z samochodu (wyciągała ją z wysiłkiem), to teraz też trzeba coś w podobny sposób pokazać, np:

"— To po co ją taszczysz? Jest cholernie wielka. Co to za skarby?
— Naprawdę nic — sięgnęła po nią, trochę niezdarnymi ruchami kładąc ją na stole. "

P.S. Wiem, że ów walizka okazała się chwilę później pusta, jednak lekkie rzeczy będące duże gabarytowo, mogą sprawić wiele kłopotów z przemieszczaniem ich - i to nie tylko kobietom!... :P

I w tym momencie pomyślałem sobie, skoro walizka była "cholernie wielka", to jaki musiał być ten stół?... :P
— Nic co byłoby ważne dla ciebie, a tak dużo rzeczy, które znaczą dla mnie tak wiele.
Przed "co" - przecinek. Ogólnie to zdanie mi się nie podoba, brzmi jakoś tak "niewyraźnie"...
— Bingo! No ale nawet jeśli są dziwni, to przecież nie boli, prawda? — spytała.
Przed "ale" - przecinek. Całość zdania jest dziwna, zwłaszcza druga jego część.
— Zamelinowaliśmy się w jakimś chrześcjańskim mieszkaniu i czekaliśmy na rozwój sytuacji.
Siedziałem przy kuchennym stole i czyściłem obiektyw. Omal nie wypuściłem go z ręki kiedy wpadł rozgorączkowany do środka.
— Chujnia! Zabili Dżemajela. Robi sie źle i wygląda na to, że nieprędko się skończy — pokręcił głową i podszedł do okna.
— Zgłupiałeś? — odciągnąłem go w głąb pokoju — chcesz żeby jakiś idiota rozwalił ci łeb?
"chrześcijańskim" - literówka, brak "i".

I tutaj znowu zmiana realiów? Retrospekcja w retrospekcji?...
Aż nie wiem, co powiedzieć. Czytam dalej.
Mam cię do cholery uczyć jak masz pracować?
Przed "jak" - przecinek. Chociaż mam wątpliwości. :/
Rzuciłem się by podtrzymać padające ciało.
Przed "by" - przecinek.
Poczułem ból w piersiach. Straciłem przytomność nim osunęliśmy się na podłogę.
Przed "nim" - przecinek.
Kiedy otworzyłem oczy, pierwsze co zobaczyłem to szpitalna kroplówka.
"Kiedy" zamieniłbym na "Gdy" - lepiej brzmi.
Przed "to" - przecinek.
— Gdzie...?
"— Gdzie?..."
— Przyniosło cię dwóch ludzi. Nikt nie zadał pytań, więc nikt nie odpowiedział. Pamiętasz co się stało?
Zmieniłbym na:

"— Przyniosło cię tu dwóch ludzi. Nikt nie zadawał pytań, więc nikt nie odpowiedział. Pamiętasz co się stało?"
— To raczej niemożliwe, ale mogę sobie pójść jeśli chcesz.
Przed "jeśli" - przecinek.
Zawołaj kiedy będziesz czegoś potrzebował.
Przed "kiedy" - przecinek.
W tym zdaniu słowo "kiedy" zastąpiłbym wyrażeniem "gdy" - lepiej brzmi, też z przecinkiem przed.
Próbowałem odgonić od siebie obraz umierającego Eugene‘a. Zasnąłem.
— ... no więc mówie ci. Powtarzam ci to za każdym razem. No właśnie. Który to już raz?
— Nie wiem. Który dzisiaj?
Literówka - "mówię".

Hmm, kolejna zmiana czasu/ realiów? Zaakcentowałbym to w następujący sposób, odrobinę zmieniając:

"Próbowałem odgonić od siebie obraz umierającego Eugene‘a.
Zasnąłem.

— ... no więc mówię ci. Powtarzam ci to za każdym razem. No właśnie, który to już raz?
— Nie wiem. Który dzisiaj?
"
— Mało ważne? Czego ci potrzeba?
Zmieniłbym na:
"— Mało ważne? Czego ci jeszcze trzeba? " - lepiej zabrzmi.
— Wojny! Musimy pokazać ludzi, którzy walczą o sprawę a nie żrą (...)
Przed "a" - przecinek.
Cierpienie stary.
Tutaj pewności nie mam, ale widzi mi się tu przecinek:

"Cierpienie, stary."
— Jeśli chcesz zobaczyć jak cierpią ludzie, nie musisz jechać na wojnę.
Przed "jak" - przecinek.
— Hej! Panie Lennon — młody człowiek podszedł (...)
"— Hej! Panie Lennon! — młody człowiek podszedł (...)" - za Lennonem wykrzyknik.
— ... i nadejdzie dzień kiedy pan ukarze nas wieczną tułaczką w czeluściach piekieł (...)
Przed "kiedy" - przecinek. Z kontekstu wynika, że ma być "Pan" - z wielkiej litery (co później zresztą czynisz).
— Nadejdzie dzień gdy ślepi i głusi poprzez wieczność błądzić będziecie w otchłani.
Przed "gdy" - przecinek.
Trwóżcie się przed Panem i błagajcie go o łaskę, by dał dzieciom swym jeszcze jedną szansę...
Konsekwentniej byłoby, gdybyś napisał "Go" z wielkiej litery.
— Zamknij ryj pojebie — rozbawiony przechodzień popchnął samozwańczego proroka.
Dałbym wykrzyknik po " zamknij ryj poje...!" i sądzę, że powinien być przecinek przed "poje...!"
— Będziesz się smażył w piekle diabelski pomiocie. Tfu! — Próbowałem zrobić zdjęcie gdy ruszyli na siebie z pięściami ale ludzie rozdzielili ich skutecznie.
Przed "gdy" (ruszyli na siebie) - przecinek.
Przed "ale" (ludzie rozdzielili ich) - przecinek.
— No to się zaczyna — pomyślałem sięgając po aparat
Przed "sięgając po aparat" - przecinek.
Dźwięk tłuczonych szyb, implodujących telewizorów, trzaskających zawiasów i krzyków, tworzył dziwną muzykę,
Zamieniłbym na:
"Dźwięki tłuczonych szyb, implodujących telewizorów, trzaskających zawiasów i krzyków, tworzyły dziwną muzykę,"
Popatrzył na mnie sprawdzając czy nie żartuję.
Przed "czy" - przecinek.
— Tak naprawdę nie było to w Woodstock tylko w Bethel.
Dałbym przed "tylko" przecinek.
Nie wiem czy to miasteczko widziało tylu w swojej całej historii.
Przed "czy" - przecinek.
— Z Nowego Jorku a ty?
Przed "a" - przecinek.
— Trzy lata. Trzy lata jestem juz w drodze.
Literówka - "już".
Nie ważne to co wokół - ważne co masz w sobie.
"Nieważne" - razem.
Przed "co" (wokół) - przecinek.
Przed "co" (masz w sobie) - przecinek.
To zdanie bym zmodyfikował do postaci:
"Nie ważne to, co wokół - ważne jest to, co masz w sobie."
— No widzisz. Gadasz zupełnie jak ona. Nie ważne to co wokół - ważne co masz w sobie. Chodź. Idziemy na wzgórze. Wciągnęła mnie w tłum płynący w stronę sceny. Setki tysięcy ludzi czekało na największy koncert świata.
Chyba od "Wciągnęła mnie w tłum (...)" powinien być już nowy akapit?
— Witaj Sunny — Tommy pocałował ją namiętnie — nie mogliśmy. Wszyscy śpiewają, żeby jechać do San Francisco, ale mam wrażenie, to bardziej odpowiednie miejsce.
Nie gra mi to zdanie. Odpowiedź "nie mogliśmy", jest w mojej opinii, trochę za późno. W związku z tym, warto przypomnieć, "co nie mogliśmy", bo tak umiejscowione - dziwnie brzmi. Co innego, gdyby owe stwierdzenie było wypowiedziane zaraz na początku. Dopisałbym po prostu: "nie mogliśmy wracać/wrócić". Sama końcówka w/w fragmentu też mi jakoś nie pasuje do reszty - zmieniłbym na:

"Wszyscy śpiewają, żeby jechać do San Francisco, ale mam wrażenie, że tutaj jest bardziej odpowiednie miejsce."
Z zamszowego woreczka wyciągnęła malutką butelkę z kroplomierzem.
Bardziej pasuje:
"Z zamszowego woreczka wyciągnęła malutką buteleczkę z kroplomierzem."
Patrzyłem na jej piękny uśmiech, na wielkie czarne oczy.
Zamiast przecinka dałbym "i" oraz dodałbym "jej" (wielkie...) Wiem, że powtórzenie, ale jako całość będzie brzmiało zgrabniej.
Kurczowo trzymał w ręku teczkę jakby miał w środku drogocenne skarby.
Przed "jakby" - przecinek.

Na samym końcu:
— Chcę zrobić zdjęcie Nowego Jorku z Empire State Building.
Pomyliły Ci się budynki? Chyba miało być WTC?
Dalej też napominasz o Empire, więc nie wiem, czy tak miało być? Jeśli tak, to jaki sens był takiego zabiegu, bo go nie nie rozumiem. (czekam na wyjaśnienie tego!)

Podsumowanie:

W miarę czytania zacząłem odczuwać znudzenie treścią. Ale końcówka jest świetna! Naprawdę niezły miałeś pomysł z tą "pętlą", która pokazuje się dopiero na samym końcu!
Muszę jednak powiedzieć, że w pewnych momentach można się było pogubić, ale domyślam się teraz, jakie były Twoje zamiary. Trochę niezgrabne w tekście to przechodzenie z... (jakby to nazwać?) z "akcji w akcję".
Pomimo wywodów dziewczyny w aucie, brakuje mi w całym tekście jasnego przesłania tytułowych "rzeczy niepotrzebnych", a zakończenie pomimo, że świetne i zaskakujące, to mogłoby być bardziej... "wybuchowe"? Czegoś mi tam brak, "szczypty soli" - może zapomniałeś o wspomnianej dacie w tej opowieści? Może trzeba było to wykorzystać na samym końcu, choćby zdawkowo?...

Jeszcze raz powiem, że zachwycił mnie ten pomysł z "pętlą". Gdybyś tylko mógł i chciał, stworzyłbyś coś większego niż zwykła opowiastka, coś o niepowtarzalnym charakterze. Ale trzeba byłoby to sprawniej połączyć w całość.
Trochę brak mi tu stylu, który przykuwałby uwagę.

Subiektywnie w niektórych miejscach brak mi kropek, mam na myśli dialogi i tzw. didaskalia. Ale to moje zdanie.
Mam nadzieję, że czegoś nie pominąłem, albo - co gorsza - że nie wypunktowałem zbyt wiele...

Radzę Ci, popracuj nad tym tekstem, zmień go w jakieś 500.000 znaków - plus, minus - popracuj nad stylem, wyczuciem bohatera/ów, może zmień tytuł?...

Tak to widzę.

G.P.

P.S. Do Administracji - Szkoda, że jest tylko 5 minut na dokonywanie poprawek. :/
Wskazówka - Nie wiem, czy to technicznie możliwe, ale czas na dokonywanie poprawek powinien być uwarunkowany objętością komentarza.[/quote]

Zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 06 kwie 2016, 08:34 przez G.P., łącznie zmieniany 1 raz.

9
Emigre pisze:Nie ma tutaj jakiegoś wielce górnolotnego słownictwa, które - bardzo często - w wielu opowiadanich stara się swoją obecnością stworzyć pozory wielkiej literatury. Sadzę, że nie zawsze jest to odpowiednia droga. Umiejętność opowiedzenia historii; jakiejkolwiek historii to... Hmm, do tego trzeba mieć po prostu predyspozycje. Jedni je mają, a inni nie. Moim zdaniem Ty te predyspozycje posiadasz. Każdy tekst - w jakiś tam sposób - powinien przmówić do czytelnika, pobudzić w nim wyobraźnię i tym samym też zmusić go do dalszego czytania. Ja sądzę, że tobie to się udało.

Przecztałem twój tekst z wielką przyjemnością i zainteresowaniem. Odebrałem to opowiadanie jako coś, co możnaby nazwać: 'Podróż w Czasie i Przestrzeni'. Wszytskie, 'dyskretnie' odnotowane (historyczne) epizody Nowego Jorku, są mi znane, tak więc nie miałem większego problemu, aby to opowiadanie zrozumieć.
Dzieki. Tez uwazam, ze najlepiej by przekazywac rzeczy prostymi slowami, a najlepiej miedzy nimi. Ciesze sie, ze dostrzegles "epizody". Chcialem trzymac sie faktow jak najlepiej potrafie.


G.P. pisze:To moja pierwsza próba oceny czyjegoś tekstu tutaj i mam nadzieję, że mój wpis będzie widniał poprawnie.

...

W miarę czytania zacząłem odczuwać znudzenie treścią. Ale końcówka jest świetna! Naprawdę niezły miałeś pomysł z tą "pętlą", która pokazuje się dopiero na samym końcu!
Muszę jednak powiedzieć, że w pewnych momentach można się było pogubić, ale domyślam się teraz, jakie były Twoje zamiary. Trochę niezgrabne w tekście to przechodzenie z... (jakby to nazwać?) z "akcji w akcję".
Pomimo wywodów dziewczyny w aucie, brakuje mi w całym tekście jasnego przesłania tytułowych "rzeczy niepotrzebnych", a zakończenie pomimo, że świetne i zaskakujące, to mogłoby być bardziej... "wybuchowe"? Czegoś mi tam brak, "szczypty soli" - może zapomniałeś o wspomnianej dacie w tej opowieści? Może trzeba było to wykorzystać na samym końcu, choćby zdawkowo?...

Jeszcze raz powiem, że zachwycił mnie ten pomysł z "pętlą". Gdybyś tylko mógł i chciał, stworzyłbyś coś większego niż zwykła opowiastka, coś o niepowtarzalnym charakterze. Ale trzeba byłoby to sprawniej połączyć w całość.
Trochę brak mi tu stylu, który przykuwałby uwagę.

Subiektywnie w niektórych miejscach brak mi kropek, mam na myśli dialogi i tzw. didaskalia. Ale to moje zdanie.
Mam nadzieję, że czegoś nie pominąłem, albo - co gorsza - że nie wypunktowałem zbyt wiele...

Radzę Ci, popracuj nad tym tekstem, zmień go w jakieś 500.000 znaków - plus, minus - popracuj nad stylem, wyczuciem bohatera/ów, może zmień tytuł?...

Tak to widzę.
Dzieki za te poprawki. Ciezko mi to upilnowac kiedy szybko pisze, a pozniej tego nie zauwazam. Poprawie gdybym robil nastepna edycje.
Z budynkami tak mialo byc. Przed Woodstock nie bylo jeszcze WTC :)
Z zalozenie calosc miala sie zlewac. Plynac szybko.
Tytul to tylko roza, nie przywiazywalbym sie. Byleby pachnialo tak samo. :)
Przerobic na pol miliona znakow? To bylaby prawie powiesc. No ale Kwiaty dla Algernona tez zaczynaly jako opowiadanie. Nie planuje, ale dzieki za zachete i wsparcie.
cyk... cyk... cyk...

10
Z budynkami tak mialo byc. Przed Woodstock nie bylo jeszcze WTC :)
Rozumiem, trzeba spojrzeć na końcówkę z punktu widzenia młodego - "skąd" przyszedł. Ale jakoś tak z automatu kojarzy się to z początkiem (gdzie była data 11 września...), stąd mój pomyślunek o ewentualnej pomyłce.
Tytul to tylko roza, nie przywiazywalbym sie. Byleby pachnialo tak samo. :)
Uważam, że tytuł jednak ma ogromne znaczenie - może zachęcić, może zniechęcić, może nawet budzić kontrowersje.
Tytuł musi być adekwatny do treści, co sam przyznajesz zresztą: "byleby pachniało tak samo", gdy jest inaczej, czytelnik (widz, telewidz), zaczyna sobie w pewnym momencie zadawać pytanie: "dlaczego, skąd, co autor miał na myśli?", itp.
Dlatego o tym wspomniałem w moim wpisie. Tytuł, to jakaś myśl przewodnia, która powinna przewijać się przez całość.
Przerobic na pol miliona znakow? To bylaby prawie powiesc. No ale Kwiaty dla Algernona tez zaczynaly jako opowiadanie. Nie planuje, ale dzieki za zachete i wsparcie.
Ależ ja to właśnie miałem na myśli - powieść. Po prost widzę, że rdzeń Twojego opowiadania zasługuje na większy format. Tylko główny bohater musiałby być bardziej wyrazisty i posiadać jakieś imię (chyba, że to celowy zabieg...). Zakończenie mnie zaskoczyło - a takie końcówki lubię najbardziej. Zaskakujące zakończenia pozostają w głowie na dłużej. A z tym się wiąże nośność tematu - o tym ludzie mówią, wymieniają się wrażeniami - itd.

Szkoda, że nie masz większych planów związanych z tekstem, wygląda mi na to, że kolejny świetny pomysł się zmarnuje...

P.S. A dlaczego walizka okazała się pusta? Dziewczyna wcześniej wspomniała przecież, że ma tam "kobiece skarby"... Czy to była metafora?

11
G.P. pisze:Uważam, że tytuł jednak ma ogromne znaczenie - może zachęcić, może zniechęcić, może nawet budzić kontrowersje.

Szkoda, że nie masz większych planów związanych z tekstem, wygląda mi na to, że kolejny świetny pomysł się zmarnuje...

P.S. A dlaczego walizka okazała się pusta? Dziewczyna wcześniej wspomniała przecież, że ma tam "kobiece skarby"... Czy to była metafora?
Z drugiej strony - ilez to ciekawych tytulow bylo, ciekawszych od tego co w srodku. Ale ogolnie masz racje, nie przecze. Po prostu nie myslalem zbyt wiele nad tytulem.

Zmarnowanych pomyslow mam caly notes :) Zawsze chodzi o motywacje do przytrzymania sie przy klawiaturze. Jesli nie jest nia gotowka ani nadmiar odzewu, to nie czuje sie smaku marchewki. Bata tez brak.

Czyli - co autor mial na mysli? :) Niech zostanie to niedomowione. Wiekszosc pewni ma cos co mu sie ciagnie przez zycie i czego nie potrafi sie pozbyc.

Jeszcze raz dzieki za pochylenie sie nad tym tekstem.
cyk... cyk... cyk...

12
Przerobic na pol miliona znakow? To bylaby prawie powiesc. No ale Kwiaty dla Algernona tez zaczynaly jako opowiadanie. Nie planuje (...)
Keek- Jeśli zamysł opowiadania ma potencjał na znacznie większy format, a Ty z niego rezygnujesz - to tak, jakbyś z tony złota odlał tylko małą monetę, a resztę wyrzucił!

Wybacz moją natarczywość, ale po prostu próbuję Cię zdopingować. W swoim powitalnym wpisie mówisz, że (raczej...) nie masz ambicji pisarskich, ale jesteś tu. Powiem więcej, upubliczniłeś tu swój tekst. Powiem jeszcze więcej, w krótkim czasie upubliczniłeś i drugi! O czymś to świadczy. Miałem wątpliwości, czy byłeś ciekaw samej tylko opinii czy też szukasz motywacji do działania, ale z ostatniego komentarza widzę, że - i jedno, i drugie. Wyraźnie widać, że szukasz większej zachęty.

Zatem zachęcam Cię - zrób coś więcej z tym tekstem, bo szkoda tony złota...
Albo marchewek :wink: - jak wolisz.
I to nie jest metafora.

G.P.

13
G.P. pisze: Keek- Jeśli zamysł opowiadania ma potencjał na znacznie większy format, a Ty z niego rezygnujesz - to tak, jakbyś z tony złota odlał tylko małą monetę, a resztę wyrzucił!

Wybacz moją natarczywość, ale po prostu próbuję Cię zdopingować. W swoim powitalnym wpisie mówisz, że (raczej...) nie masz ambicji pisarskich, ale jesteś tu. Powiem więcej, upubliczniłeś tu swój tekst. Powiem jeszcze więcej, w krótkim czasie upubliczniłeś i drugi! O czymś to świadczy. Miałem wątpliwości, czy byłeś ciekaw samej tylko opinii czy też szukasz motywacji do działania, ale z ostatniego komentarza widzę, że - i jedno, i drugie. Wyraźnie widać, że szukasz większej zachęty.
Nie ma co wybaczac. Cala przyjemnosc po mojej stronie. Tyle, ze w te tony zlota nie wierze. Przyznam - przejrzales mnie. Nie szukam pochwal a raczej motywacji i potwierdzenia, ze jest sens zabierac sie za pisanie. Ja znam te historie. Mam je w glowie. Przelewac to to na papier to juz konkretna praca i chcialbym miec jakies przeczucie, ze jest ona komus potrzebna. Tymczasem rozgladam sie wokolo i widze, ze wiedzej jest w dzisiejszej sztuce tworcow niz odbiorcow. Nie zebym to potepial, sam sie w to wpisuje, tyle, ze mam swiadomosc, ze nie wygram w tym konkursie z mlodym, pelnym zapalu tworca. Nie wiem jak to wyrazic, zeby nie brzmiec jakos nadecie, ale mam nadzieje, ze rozumiesz co mam na mysli.

PS. Wlasciwie to nie drugi a juz trzeci :D
cyk... cyk... cyk...

14
PS. Wlasciwie to nie drugi a juz trzeci :D
Faktycznie - trzeci!

Słuchaj, to nie sam talent stoi za sukcesem, ale determinacja; ciężka praca. Nie bez kozery jest powiedzenie: "bez pracy nie ma kołaczy"...
mam swiadomosc, ze nie wygram w tym konkursie z mlodym, pelnym zapalu tworca.
Dziwi mnie, że jako przykład podajesz młodych. Popatrz też na tych, co są i późniejszej daty - dotyczy to różnych dziedzin twórczych. Odczuwam wrażenie, jakbyś szukał usprawiedliwienia dla (lenistwa?...) siebie.
Nie programuj się przed starem na przegraną. Tym bardziej, że mówię, iż tekst jest, pod względem pomysłowości - dobry (o ile nie bardzo dobry). Szkoda tylko, że nie mam za sobą już jakiejś beletrystycznej publikacji, może zadziałałaby ona na Ciebie jako "autorytatywna podpórka". A tak - nic o mnie nie wiesz, czy mi się przypadkiem "wydaje"...
Zaryzykuj! Kto nie ryzykuje...

(ten nie je marchewki! :mrgreen: )
Tyle, ze w te tony zlota nie wierze.
No ja tu mówię na początek o tylko jednej tonie złota - a ten nawet nie zaczął dobrze, a już myśli o KILKU!... :/

[ Dodano: Nie 03 Kwi, 2016 ]
Po przemyśleniach, uzupełnię moje wcześniejsze podsumowanie tekstu (bez tego odczuwam, że moja opinia jest trochę krzywdząca). W miejscu, gdzie wspomniałem o stopniowo doznawanej nudzie podczas czytania, powinienem był dodać, że tekst ożywiają dwa incydenty, którym to zbyt mało miejsca poświęcono w niniejszej treści: strzał w głowę Eugene oraz zabójstwo Johna Lennona.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”