"Napoleon i kadeci" [obyczajowy]

1
tak gwoli wyjaśnienia: jest to stary tekst, który napisałem mojemu nauczycielowi historii - choć nie dałem :? Pomyślałem, że można wrzucić......





Homines periti non modo ea quae perspicua sunt

vident verum etiam occulta suspicari possunt.




Ludzie doświadczeni nie tylko widzą to, co jest

jasne, lecz również mogą podejrzewać rzeczy skryte.





W małym pokoiku siedział przed biurkiem Damian obłożony książkami, czytając w skupieniu podręcznik historii. Po chwili spojrzał na zegarek i zamknął książkę. Wziął leżący w kącie plecak i wrzucił do niego piórnik i zeszyt. Poklepał się jeszcze po kieszeniach sprawdzając, czy wszystko ma i wyszedł z pokoju.

Tymczasem w domu położonym niecałe sto metrów dalej Martyna szykowała się do wyjścia. Odezwał się dzwonek do drzwi. Stanąwszy przed wielkim lustrem poprawiła tu i tam, odgarnęła grzywkę z czoła, obciągnęła bluzkę i poszła otworzyć.

- witaj Damianie – rzekła radośnie

- witam – odparł z uśmiechem, wchodząc do środka.

Wzięła torebkę, z której wystawało repetytorium, założyła buty i wyszli.

Krocząc wesoło osiedlową ulicą rozmawiali energicznie o wielu różnych rzeczach, których nie sposób zliczyć, a nie przystoi przybliżyć.

Nim zdołali się spostrzec byli już przy placu zabaw. Nie przeszli nawet trzech kroków a już przywitał ich pies – stary odźwierny – choć starość zamgliła mu wzrok, to słuch miał wciąż szczenięcy; a nie mogąc otwierać gościom, tłumaczył im zawzięcie, żeby otworzyli sobie sami. Co też kadeci uczynili posłusznie. Ciągle gawędząc obeszli ładny, poniemiecki domek mijając rzędy kwiatów. Stanęli przed drzwiami i zadzwonili.

- …ona jest niepoważna – rzekła Martyna lekko zdenerwowana - Sama już nie wie czego chce. Strasznie mnie wkurzają ludzie bez zainteresowań. Niech się nawet interesuje serialami, ale będzie wiedziała wszystko o aktorach i reżyserach…

Drzwi się otworzyły i ujrzeli Pana łukasika.

- dzień dobry – powiedzieli niemal jednocześnie.

- witam – odparł Pan łukasik.

Prześlizgnęli się przez mały ganek i przeszli przez niską futrynę; Damian musiał się lekko schylić, by nie zahaczyć głową. Weszli do przedpokoju omiatając całe pomieszczenie spojrzeniem, sprawdzając czy nic się nie zmieniło.

- i skończy jako stara panna – szepnął Damian zdejmując buty i kończąc rozmowę.

Pan łukasik minął ich w milczeniu i wszedł do małego pokoiku. Kadeci spojrzeli w tamtym kierunku i przez ich myśli przebiegły wspomnienia ostatnich miesięcy wspólnej nauki, kiedy to w tym właśnie małym, skromnym pokoiku częstokroć opadała żelazna kurtyna sztywnych faktów odsłaniając nagie dno prawdy.

Wskoczyli w kapcie i pełni historycznego zapału weszli do pokoiku. Pan łukasik czekał na nich cierpliwie, siedząc w fotelu, założywszy nogę na nogę. Usiedli wygodnie na legendarnej już kanapie, którą z całą pewnością będą wspominali z rozmarzonymi oczami swym dzieciom; zaczęli się rozpakowywać spodziewając się ciężkich zagadnień. Oczami wyobraźni widzieli jedno celne pytanie lecącące niczym kula wystrzelona z muszkietu, niby taka mała i niepozorna, lecz mogła trafić w samo sedno sprawy - którego często nie widzieli - pozostawiając je bez odpowiedzi. Ileż to już razy tak się zdarzyło? Lecz zawsze jakoś dawali sobie rade; jeśli nawet po długich podpowiedziach i naprowadzeniach nie dawali dobrej odpowiedzi, to krążyli wokół niej.

Na soczyście zielonej Równinie Wiedzy spotkały się dwie siły. Pan łukasik niczym Napoleon ogarnął myślą pole przyszłej bitwy. Za nim stały murem najlepsze pułki z całego cesarstwa, gotowe na jedno skinienie rzucić się na nową Somosierrę. Przed armią stały cztery baterie dział celujące w kilka setek żołnierzy stojących poniżej.

W małej dolince przed wzgórzem pozycje zajęli Kadeci, zastanawiający się z której strony hukną działa, a z której zaszarżują szwoleżerowie. Za nimi stało kilka batalionów piechoty i szwadron ułanów.

Cesarz spokojnie siedział w fotelu zastanawiając z której strony zaatakować. Kadeci wiercili się z niecierpliwości spoglądając na wzgórze z obawą, lecz i z nadzieją. W powietrzu czuć było wiedzą; gdyby tylko mogła się zmaterializować pokryłaby całą Równinę; na dodatek jeśli okazałaby się smaczna pół miasta najadło by się do syta.

Pan łukasik odchrząknął i poprawił się w fotelu.

- to od czego dziś zaczniemy? – spytał niewinnie.

- dziś mieliśmy powtarzać – odparła Martyna

Kadeci widzieli jak Cesarz wydaje rozkazy. Już mieli wycofać się, z obawy, że zagrzmią działa, lecz z szeregów wyszło tylko dwóch grenadierów. Zeszli kilka kroków w dół wzgórza i przykucnęli gotowi do strzału.

- napiszcie mi w takim razie jakie były skutki wystąpienia Lutra.

Rozległy się strzały, a kule przeleciały z groźnym świstem obok nich i trafiły w ziemie. uśmiechnęli się z takiego prostego zadania.

- żeby na maturze były tylko takie pytania – stwierdziła Martyna.

Po zaledwie dziesięciu minutach odczytali swe wnioski. Znów okazało się, że skupili się na różnych aspektach; Damian opisał sprawy wojenne i gospodarcze, a Martyna artystyczne i filozoficzne. I znów dały o sobie znać ich kompleksy. Martyna sądziła, że Damian zawsze wszystko wie i czuła się przy nim wielkie luki w swej wiedzy. Z kolei Damian zachwycał się sposobem jej mówienia. Zwykle wysławiała się kwieciście dotykając każdego aspektu zagadnienia, on mówił zawsze krótko i prosto.

Podczas tej batalii jeszcze nie raz, nie dwa, rozległy się strzały grenadierów i dział. Raz nawet zaszarżowali szwoleżerowie, kiedy nie potrafili powiedzieć czy Jan Karol Chodkiewicz był hetmanem polnym czy wielkim.

Kiedy zapadał zmrok i potyczka miała się ku końcowi Kadetów przejął strach. Gdzieś na skraju równiny słychać było tętent galopującego konia. Posłaniec pędził z wiadomością dla Napoleona i tylko mogli się domyślać jej treści. Czy to posiłki nadchodzą? Czy gdzieś wybuchł bunt?

Do pokoiku wszedł Kacper

- dzień dobry – rzekł do Kadetów, którzy poczuli się nagle starzy – przepraszam, że przeszkadzam, ale dzwoni ciocia Mariola

- powiedz, że oddzwonię za chwilkę – odparł Pan łukasik

- twierdzi, że to pilne

- przepraszam was na chwilkę – poczym wyszedł.

Kadeci zostali sami na placu boju w głuchej ciszy. Cesarz zamienił kilka słów z posłańcem i podyktował wiadomość.

Po zaledwie godzinnym spotkaniu, które skończyło się zanim się spostrzegli, znów obchodzili domek mijając rzędy kwiatów i budkę odźwiernego.

- znowu masz to wrażenie? – spytała Martyna z uśmiechem

- że wiem, że nic nie wiem? To chyba się nie zmieni do końca.



Historia…mówią, że lubi się powtarzać, że jest nauczycielką życia, lecz nigdy nikogo nic pożytecznego nie nauczyła. Mając niebywałe szczęście do ludzi przez dwa lata (nawet przez wakacje!) mogliśmy spotykać się z człowiekiem, który nauczył nas dużo więcej niż wymagało tego przygotowanie do matury. Ukazał nam spojrzenie na świat osoby doświadczonej, mądrej i sprawiedliwej.

Pokazał nam historie z zupełnie innej strony. To już nie były niezrozumiałe i płytkie wiadomości. To nie były suche informacje recytowane przez nauczyciela. To nie były sztywne fakty, które tak dobrze znamy z podręczników. Pokazał nam historie z ludzką twarzą. [/i]
jestem, więc pisze...


Jedni myślą, że piszą. Drudzy piszą, że myślą.

Re: Napoleon i kadeci [obyczajowy]

2
Hairoth pisze:
podręcznik historii.
od historii


Hairoth pisze: Stanąwszy przed wielkim lustrem poprawiła tu i tam, odgarnęła grzywkę z czoła, obciągnęła bluzkę i poszła otworzyć.
Niepotrzebny jest tu imiesłowowy równoważnik zdania; mogłeś napisać "stanęła przed lustrem..." i po kolei wymieniać wszystkie czynności. A jak już chcesz użyć imiesłowu, to oddziel go przecinkiem ;)


Hairoth pisze:- witaj Damianie – rzekła radośnie

- witam – odparł z uśmiechem, wchodząc do środka.
Zapis dialogu zawsze zaczynamy z wielkiej litery


Hairoth pisze:Krocząc wesoło osiedlową ulicą rozmawiali energicznie o wielu różnych rzeczach, których nie sposób zliczyć, a nie przystoi przybliżyć.
Po pierwsze - przecinek po 'krocząc'. Po drugie - energicznie rozmawiać? Mam przed oczyma dwoje ludzi wymachujących wściekle rękoma, a chyba nie o to Ci chodziło ;) Raczej "żywo rozmawiali". I niepotrzebna jest ta wstawka od narratora.


Hairoth pisze:Co też kadeci uczynili posłusznie.
Nie możesz zaczynać tego typu wypowiedzi jako nowe zdania; powinieneś pisać je po przecinku lub myślniku. Bo to zdanie samo w sobie nie może samodzielnie funkcjonować, jest jedynie zdaniem składowym wypowiedzi wielokrotnie złożonej.


Hairoth pisze:, kiedy to w tym właśnie małym, skromnym pokoiku częstokroć opadała żelazna kurtyna sztywnych faktów odsłaniając nagie dno prawdy.
Jak kurtyna może odsłonić dno? Poza tym niezbyt udana metafora - w tego typu tekstach staraj się pisać bardziej dosłownie, bo jeżeli utwór nie ma jakiegoś zamysłu filozoficznego, tego typu wypowiedzi trochę irytują.


Hairoth pisze: lecącące
Lecące ;)


Hairoth pisze: lecz mogła trafić w samo sedno sprawy - którego często nie widzieli - pozostawiając je bez odpowiedzi.
Sedno sprawy ma odpowiedź? Chyba właśnie to ono jest odpowiedzią, sensem.


Hairoth pisze:Lecz zawsze jakoś dawali sobie rade; jeśli nawet po długich podpowiedziach i naprowadzeniach nie dawali dobrej odpowiedzi, to krążyli wokół niej.



Hairoth pisze:- powiedz, że oddzwonię za chwilkę – odparł Pan łukasik

- twierdzi, że to pilne

- przepraszam was na chwilkę – poczym wyszedł.
po czym.

Jeżeli w części po myślniku nie opisujesz sposobu wypowiedzi bohatera, czyli na przykład "powiedział", "rzekł" etc, słowo to piszemy z wielkiej litery.

" - Cześć, Kasiu - powiedział Michał.

ale

- Cześć, Kasiu - Chłopak pomachał jej na powitanie"


Hairoth pisze:To chyba się nie zmieni do końca.
To chyba się nigdy nie zmieni.





Podoba mi się Twoje podejście do nauki historii; świetnie widać je w opowiadaniu. Popieram je całym sercem, bo sama nienawidzę wyklepywania na pamięć suchych faktów.

Ale do rzeczy.

Popracuj nad interpunkcją - nie oddzielasz od reszty zdania wypowiedzi podrzędnie złożonych, imiesłowów etc... To bardzo wypływa na całość - niestety negatywnie.

Fabuła byłaby dużo ciekawsza, gdybyś ją nieco rozwinął, opisując na przykład kilka spotkań, a nie tylko jedno. Nie można wiele powiedzieć o bohaterach; są papierowi i bardzo niewiele mówią.

Nie podobały mi się także metafory - albo piszesz tekst całkowicie metaforyczny, albo całkowicie dosadny. To porównywanie do pola bitwy i używanie nazw, których połowa społeczeństwa ( w tym ja) nie rozumie, trochę odebrało tekstowi uroku.

Mimo to zachęcam do pisania. Może spróbowałbyś rozwinąć nieco fabułę i lepiej ukazać bohaterów - wtedy całość byłaby o wiele ciekawsza.

Jak dla mnie, 3=

Pozdrawiam!

3
dzięki.....moje zamiłowanie do historii skończyło sie tym, że wylądowałem na studiach historycznych....
jestem, więc pisze...


Jedni myślą, że piszą. Drudzy piszą, że myślą.

5
a to polecam gorąco :D niezwykli wykładowcy i świetni ludzie....coś pięknego
jestem, więc pisze...


Jedni myślą, że piszą. Drudzy piszą, że myślą.

7
No to lecim według schematu...



Pomysł 3

Pomysł na przelanie na papier młodzieńczych fantazji i pomieszanie ich z realnymi wydarzeniami nie jest zbyt świeży. Może gdyby nie było to tak oczywiste od początku, byłoby lepiej. Ale jak rozumiem tekst nie miał większych aspiracji ;)

Styl 3+

Jak już Avaritia wspomniała, połamałeś nieco zębów na metaforach.

Schematyczność 2+

No niestety, podobnych historyjek jest naprawdę dużo.

Błędy 3-

Hmm... Nie robiłeś korekty?

Było już wspomniane, że masz kłopot (przynajmniej w tym tekście) z dużymi literami w dialogach. Podobnie interpunkcja. Brakuje czasem kropek i przecinków, czasem też przydałoby się zastosować inny znak, niż widnieje w tekście. Poza tym występuje lekka niedoaltoza (ęąóń itp.), ale na tyle nikła, że da się to wytłumaczyć pośpiechem.

Zdarza się tobie połykać mniejsze wyrazy:
Cesarz spokojnie siedział w fotelu zastanawiając z której strony zaatakować.
Znalazłem też przykład na to, że w momencie kiedy je pisałeś, myślałeś już o następnym. Przynajmniej mi się w takim przypadku zdarzają takie pomyłki:
Martyna sądziła, że Damian zawsze wszystko wie i czuła się przy nim wielkie luki w swej wiedzy.
Ocena ogólna 3

Opowiadanie jest uroczo infantylne (w pozytywnym sensie ;) ) Niestety brak dokładniejszego planu nieco zaniża ocenę. No i jest trochę kwiatków:
Raz nawet zaszarżowali szwoleżerowie, kiedy nie potrafili powiedzieć czy Jan Karol Chodkiewicz był hetmanem polnym czy wielkim.
Znaczy szwoleżerowie nie wiedzieli? :wink:

Ponadto na samym początku wygląda na to, że mamy do czynienia z teleportacją:
Poklepał się jeszcze po kieszeniach sprawdzając, czy wszystko ma i wyszedł z pokoju.

Tymczasem w domu położonym niecałe sto metrów dalej Martyna szykowała się do wyjścia. Odezwał się dzwonek do drzwi. Stanąwszy przed wielkim lustrem poprawiła tu i tam, odgarnęła grzywkę z czoła, obciągnęła bluzkę i poszła otworzyć.

- witaj Damianie – rzekła radośnie
Wygląda tak, jakby natychmiast po wyjściu z pokoju Damian natychmiast zapukał do drzwi kilka domów dalej.

Ogólnie czytało się dobrze. Gdyby jeszcze nie te błędy dialogowe i kiksy.



Pozdrawiam
Nie obgryzaj paznokci. Wenus z Milo też tak zaczynała...

8
Tekst przeczytałem już bardzo dawno temu, jednak brak czasu przeszkadzał mi w wystawieniu oceny. Zapewne już niewiele pamiętam z pierwszych wrażeń i spostrzeżeń, ale postaram się je odświeżyć.



Więc tak. Purgatov ma rację mówiąc/pisząc, że w trakcie tworzenia tego opowiadania myślałeś momentami o czymś innym lub byłeś o linijkę do przodu, zapominając tym samym o teraźniejszej.

Swoją drogą wydaje mi się, że w pewnym momencie zabrakło ci pomysłu na ten tekst. W pewnym momencie (nie powiem już w jakim, bo nie pamiętam) akcja jakby zaczęła biec szybciej, byle bliżej końca.

Dodam, że czytało mi się trochę dziwnie. Nie wiem czy to zgrzyty czy po prostu braki warsztatowe. Z pewnością suchość dialogów, ale jest w tym coś więcej. Tylko co?

Pomysł nie jest jakiś rewelacyjny, na dodatek już wyeksploatowany.

Pozostawię tylko ocenę końcową, jest nią 3.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron