Jako osoba o słabym warsztacie postanowiłam odłożyć w czasie pomysły najbliższe mojemu sercu. Są wymagające i na razie nie jestem w stanie zająć się nimi w odpowiedni sposób. Tą powieść wymyśliłam w akcie spontanicznego dryfowania w świecie wyobraźni.
Poniższy styl nie jest dla mnie typowy. Bardziej odpowiada mi pisanie w pierwszej osobie i to w czasie teraźniejszym. Jednak muszę zacząć od czegoś mniej wymagającego i powoli uczyć się pisania od podstaw.
Fragment jest króciutki. Bardzo zależy mi na poznaniu opinii i odczuć osób, które znają się na rzeczy.
Z góry dziękuję za wszelkie opinie i poświęcony mi czas.
Poszarpana spódnica wlokła się po wilgotnej ściółce, raz po raz zahaczając o wystające z podłoża korzenie. Spierzchnięte usta błagały o choć jedną życiodajną kroplę. Nie zatrzymała się ani na chwilę. Nie mogła. Musiała iść. Przed siebie. Do przodu. Jak najdalej. Powinno już świtać. Spojrzała w górę, lecz rozłożyste korony drzew skutecznie blokowały wszelkie promienie wschodzącego słońca. Szła więc przed siebie osaczona przez niekończącą się ciemność. Była pewna, że schodząc zboczem przy wschodniej wieży, prędzej czy później dotrze do miasteczka. Pewność powoli ustępowała miejsca nadziei.
Wody.
Wszystko w tym lesie było przeklęte. Drzewa, z całych sił starające się nie przepuścić najmniejszego promienia słońca. Każdy głaz, na którym ślizgały się jej ubłocone buty. Każda gałąź, o którą zahaczała rozłożysta suknia. A raczej to, co z niej zostało.
Zamarła. Kto tam? Starała się uspokoić rozszalały oddech. Zamknęła oczy wsłuchując się w cichy szum. Dźwięk wyostrzył się.
Woda!
Ruszyła pędem w stronę źródła dźwięku. Potargana suknia, obtarte stopy czy pojawiające się znikąd gałęzie – teraz już nic nie miało znaczenia - nawet te przeklęte uparcie zasłaniające światło drzewa. Po chwili szaleńczego biegu, jej oczom ukazał się wartki strumień, rozwidlony między porośniętymi mchem głazami. Rzuciła się w jego kierunku. Upadła na wilgotną glebę zanurzając usta w przejrzystym nurcie. Czuła jak z każdą kroplą wstępują w nią nowe siły i nowa nadzieja. Podniosła się otarłszy usta wierzchem rękawa. To nie przystoi damie – w jej głowie zabrzmiały słowa tak usilnie wpajane przez panią Adams. Skrzywiła się na wspomnienie pucołowatej francuskiej guwernantki, która dręczyła okoliczne Mademoiselles, ucząc je dobrych manier, niezbędnych do oczarowania odpowiedniego kandydata na męża.
Nurt strumienia biegł w szaleńczym tempie, przedzierając się przez kilka spróchniałych pni, by niżej sunąć już spokojniej, tworząc wyraźne koryto.
Tam gdzie strumień, musi być i rzeka. Tam gdzie rzeka na pewno będą… ludzie!
Sięgnęła dłońmi do wysoko upiętej fryzury. Wypinała z niej srebrne spinki, a kasztanowe pukle jeden po drugim opadały na blade ramiona. Podwinęła dół nasiąkniętej wodą sukni i podpięła ją na biodrze, z trudem wbijając zaostrzone końcówki ozdób w sztywny materiał.
- Nie za wczesna pora na przechadzkę? – zamarła. Nie, nie, nie! A jednak. Jego przerażająco spokojny ton sprawił, że przez ciało dziewczyny przeszedł lodowaty dreszcz. Zdążyła się już nauczyć, że w przypadku tego mężczyzny, pozorny spokój zwiastował najgorsze. Przymrużyła powieki, a dłonie same zacisnęły się w pięści. Co mogła zrobić? Przecież był tam. Stał tuż za nią.
- Nie zaszczycisz mnie nawet spojrzeniem? – słowa mężczyzny nie docierały do oszołomionej dziewczyny. Zastygła w miejscu jakby odwrócenie się skutkowało natychmiastową przemianą w słup soli. Oddałaby wszystko, by obudzić się w dziecięcym pokoiku i znów wślizgnąć pod kołdrę starszej siostry. Niestety był to koszmar, z którego nie mogła się ocknąć.
Zakazana Róża [fantastyka, króciutki fragment powieści]
1,,Monsters are not under your bed,
they are inside your head''
they are inside your head''