
Opowieść o samozatraceniu
Część Pierwsza
Szkoła... To droga do przyszłości każdego młodego człowieka. Jedni uczą się z zamiłowania, inni z przymuszenia, a jeszcze inni ... przepraszam za wyrażenie, ale leją na to cienkim sikiem. Jestem jednym z tych uczniów, którzy uczą się z przymusu, ale nie z inicjatywy rodziców, ale mojego zdrowego rozsądku. Osobiście uważam, że na młodzież kładzie się zbyt duży nacisk. Stąd biorą się te wszystkie wybryki jak zamiłowanie do alkoholu, trawki czy nawet narkotyków. Szczególnie rodzice są tymi którzy kładą młodych pod presje, to główny powód ucieczek z domu, samookaleczenia czy samobójstw. Nawet przemoc w szkole to też w jakimś stopniu wynik presji.
Opowiem wam co wydarzyło się w pewien listopadowy dzień w gimnazjum w moim rodzinnym mieście, ale zanim to nastąpi opiszę wam co działo się wcześniej, abym mógł usprawiedliwić swoje postępowanie.
Poniedziałek rano dzień jak każdy inny, chociaż znienawidzony przez tak wiele osób. Chyba nie jestem jednym z nich. Jedyna rzecz, która denerwowała mnie tego dnia to pulsujący ból głowy, który nie dał mi spać zeszłej nocy. Nie wiem czy powodem była jakaś choroba, czy ogromne ilości alkoholu, które spożywałem w ostatnich dniach (nie licząc dnia wcześniejszego). Na lekcjach nie potrafiłem się skupić, co raczej było oczywiste. Na historii, gdzie siedziałem sam w ławce stało się coś dziwnego... Gdy nauczyciel z przejęciem opowiadał o bitwie pod termopilami mnie zakręciło się w głowie, która chwile potem upadła na ławkę. Nie miałem przez chwilę kontroli nad swoim ciałem. Po dłuższej chwili walczenia z własną bezsilnością paraliż (jeśli tak mogę to nazwać) ustąpił. Podniosłem się z ławki i oparłem o oparcie krzesła. Widocznie miałem jeszcze jakieś problemy wzrokowe, bo wszystko co widziałem było zamglone i zniekształcone. Potrafiłem siebie kontrolować, ale poczułem wielką chęć zrobienia czegoś niedobrego. Wyobraziłem sobie jak rzucam krzesłem o tablice, o centymetry chybiając nauczyciela. Lecz w jakiś dziwny sposób nie potrafiłem przestać myśleć, przestać sobie tego wyobrażać, i wreszcie doszło do mnie, że ja zrobiłem to naprawdę. Przetarłem oczy, a mój nauczyciel leżał na ziemi pod tablicą patrząc się na mnie z przerażeniem, zasłaniał się ręką, w której wciąż trzymał kredę i bardzo ciężko oddychał. Krzesło, którym najwidoczniej rzuciłem leżało z pogiętymi nogami zaraz obok jego głowy, a tablica nie była w najlepszym stanie. Nawet nie pamiętam jak znalazłem się w gabinecie dyrektora. Zresztą przebieg rozmowy z nim jest dla mnie równie zamglony. Jedyne co pamiętam to, to że siedziałem naprzeciwko jego biurka i wpatrywałem się w jego usta, które wykrzykiwały różne zdania i pluły z każdą trudniejszą sylabą. Później zabrano mnie na posterunek. Ale i tu w mojej pamięci znajduje się wielka dziura.