
Siedem koni
Mojej maszyny moc niezrównana,
Potężnym piecem jest napędzana,
Gdy ją odpalam, milkną sąsiedzi,
Bo wiedzą jaki diabeł w niej siedzi.
Trzymam ją wściekłą mocno rękoma,
Wyrywa się bestia niezwykle łakoma,
Ileż w niej siły, ileż dzikości,
Poza mną nikt do niej nie ma śmiałości.
Siedem koni pod maską tkwi,
Zachować trzeba tu zimnej krwi,
Choć nie ma niklu i nie ma chromu,
Chlubą jest ona mojego domu.
Kiedyś na zlot nią może pojadę,
Zawstydzę całą niemałą brygadę,
Dumnie stanę pośród Valkyrii,
BKingów i Harlejowych wikingów,
Będą panienki piszczeć z zachwytu,
I swoich marzeń dosięgną szczytu,
Przewiozę niejedną niewiastę piękną,
Z zazdrości kolegom aż oczy pękną.
Gdybym jej tylko na to pozwolił,
Skosiłaby miasto całe powoli,
Dżungla w Wietnamie - to pestka,
Wycięłaby ją z łatwością dziecka.
Jej żaden nie oprze się trawy kłos,
Echem niesie mocarny głos,
Fruwają mleczyki na lewo i prawo,
Powoje i perze równie tnie żwawo.
Benzyny do niej ćwierć litra wleję,
Wejdę jak heros w zieloną knieję,
Koszenia ogrodu nadszedł już czas,
Nie będę dłużej zanudzać Was.