Kocioł

1
Na jednym z pięter wieżowca „San Pierre” w swoim gabinecie siedział John. Pracował przy komputerze, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Duży monitor zasłaniał mu wejście, więc byłby nie zauważył wchodzącej osoby. W pomieszczeniu był jednak zamontowany sprytny system oświetlenia, który reagował na otwierające się drzwi. Zapalały się wtedy dwie lampy nad wejściem. Trzeba przyznać, że John lubił pracować po zmroku, za jedyne źródło światła mając jedynie rażący w oczy ekran. Jemu to nie przeszkadzało, a teraz miał okazję przyjrzeć się przybyłej kobiecie, podczas gdy ona na razie widziała tylko jego twarz. Była młoda, może trzydziestoletnia, blond włosy zaczesała w koński ogon, na nosie miała okulary, a ubrana była w białą koszulę i krótką spódnicę. Zbliżyła się, a John klasnął w dłonie i zapaliły się pozostałe światła.
- Czy mogę zająć chwilę czasu? – zapytała.
- Jakże mógłbym odmówić tak pięknej kobiecie?
- No więc, mam taką sprawę. Chodzi o pewnego człowieka. Nazywam się Jennifer Bluebird, a on to…
Spuściła wzrok i zaczęła czegoś szukać w małej torebce, której John wcześniej nie zauważył. Wyciągnęła z niej brązową kopertę i położyła na biurku. John sięgnął po nią, przechylił i wysypał zawartość. W środku były jakieś papiery, ale je na razie przesunął na bok, przyjrzał się za to kilku fotografiom. Już pierwsza z nich zwróciła jego uwagę, próbował sobie przypomnieć, skąd kojarzy twarz mężczyzny ze zdjęcia.
-To Anthony Bluebird, mój mąż – dokończyła Jennifer. – Powinien pan go znać.
- Zaraz… Chwileczkę.
Zmarszczył brwi, jakby miało mu to pomóc. Ten facet… No tak, pracowali gdzieś razem przez kilka lat.
- Dobrze, ale czego pani oczekuje? Nie jestem detektywem. Jeśli zaginął…
- Nie o to mi chodziło, bo… wrzucili go do Kotła. – Kobieta dokończyła ze szlochem.
- W takim razie nie rozumiem, czego chce pani ode mnie. To komplikuje sprawę.
W zasadzie ją zamyka – dokończył w myślach. Kocioł był tak jakby ostatecznym rozwiązaniem. Zwykle nikt nie płakał po skazańcach, bo trafiali tam tylko najgorsi przestępcy.
- Ja nadal wierzę w pana i resztę – powiedziała Jennifer. – Proszę mi pomóc, zapłacę, ile będzie trzeba.
- To nie kwestia ceny, tylko możliwości. Jestem prostym urzędnikiem.
- Ma pan znajomości. Przecież pod tym budynkiem znajduje się Kocioł.
- Wie pani co, mogę tylko szepnąć słówko pewnym osobom. Nie mam pojęcia, czy to coś da, bo nie słyszałem o przypadkach powrotu stamtąd. Pewnie ciężko jest nawet dokładnie ocenić, dokąd pani mąż trafił.
- Naprawdę będę wdzięczna za jakąkolwiek pomoc. On jest niewinny, udało mi się zgromadzić wiele dowodów, ale obawiam się, że faktycznie jest już za późno. Trudno, przynajmniej się starałam. Tu jest część, jeśli się uda dostanie pan drugie tyle.
Ponownie na biurku pojawiła się koperta, tym razem nieco grubsza. John na razie po nią nie sięgał, bo wiedział, co się w środku znajduje. Był tym lekko zdziwiony. Odchrząknął i popatrzył prosto w jasnoniebieskie oczy Jennifer. Nie odwróciła wzroku. Jest piękna, przemknęło mu przez myśl.
- No tak, więc zobaczę, co da się zrobić Jak mówiłem to zadanie przekracza moje kompetencje. Muszę się przyjrzeć lepiej tej sprawie, żeby przypadkiem nie wypuścić jakiegoś groźnego przestępcy.
Zaśmiał się, ale Jenifer zachowała kamienną twarz.
- Bardzo dobrze pana rozumiem – powiedziała. – W dokumentach, które przyniosłam ma pan kopie wszystkich zebranych przeze mnie dowodów w sprawie. Proszę się im przyjrzeć, na pewno przyzna mi pan rację.
- A o co go oskarżono?
- Wszystko jest w dokumentach.
Kobieta wstała i zaczęła zbierać się do wyjścia. John chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zrezygnował. Kiwnął tylko głową na pożegnanie i patrzył jak Jennifer odchodzi, kołysząc biodrami. Gdy już opuściła gabinet, przejrzał pobieżnie dokumenty i nie znalazł tam nic konkretnego. Jakieś tabelki, analizy finansowe, wykresy. Wynikało z tego tylko tyle, że Antony był wmieszany w malwersacje podatkowe, a może i większe przekręty. Co prawda John nie sądził, żeby był to wystarczający powód na skazywanie kogoś na Kocioł, ale widział już różne przypadki. Pewnie facet wplątał się w członkostwo w mafii i postanowiono się go pozbyć. Trudna sprawa. Co innego wyciągnąć kogoś z wiezienia, ale z Kotła po prostu się nie dało. Sam nie widział nigdy tej wielkiej machiny w podziemiach, ale dużo o niej słyszał. Spotkał kilku więźniów, których tam prowadzono i byli oni przerażeni, zdani tylko na siebie.
Nie miał dostępu do bazy wszystkich skazańców, postanowił jednak wklepać imię i nazwisko Bluebirda w wyszukiwarkę. Wyskoczyło kilka wyników, większość była utajniona. To musiała być gruba afera, bo poszukiwanego nie znalazł na liście.
Wstał z fotela i szybko opuścił swój gabinet, zamykając drzwi na klucz. Czekała go trudna rozmowa z facetem, którego nie lubił, Mickiem Winfreyem. Niechęć ta wynikała głównie z faktu, że tamten miał nieprzeciętnie wysoki iloraz inteligencji i często przechwalał się swoją matematyczną wiedzą.
John zjechał windą do podziemi. Tam mieściły się kwatery naukowców i sam Kocioł. Dostęp do tego poziomu mieli nieliczni pracownicy, on posiadał ten przywilej. Szef go cenił, głównie za sumienność i staranność, dodatkowo często grywali w pokera i znali się z dawnych lat.
Na szczęście w pomieszczeniu, do którego zmierzał nie było Micka, tylko jego mniej rozgarnięty zastępca, Phil. Nie powinno być z nim problemu, zwłaszcza, że także lubił karty.
- O, John! – ucieszył się Phil. Jego robota należała do nudnych, ale odpowiedzialnych. Przed każdym uruchomieniem Kotła musiał sprawdzać, czy wszystkie elementy są sprawne i nie ma żadnych nieprawidłowości. Automat z kawą pewnie pożarł niezliczone monety Phila, bo ten był uzależniony od kofeiny. Zresztą nie tylko od tego.
- Co cię tu sprowadza? – kontynuował. – Dawno nie zaglądałeś. Mam chwilową przerwę w robocie, na razie żadnych więźniów.
- Przyszedłem, z delikatną sprawą, nie do końca związaną z moją pracą. Była u mnie pewna zrozpaczona blondynka. Wygląda na to, że popełniliśmy błąd i wrzuciliśmy niewłaściwego człowieka, jej męża.
- Czasami tak się zdarza, ale nie uważasz, że jest już za późno? Nawet choćby był niewinny, teraz niewiele można już zrobić.
- A jednak jest coś, tak? Słyszałem o procedurze awaryjnej.
- Chłopie, to ostateczna ostateczność. Nie można ot tak, dla zwykłego człowieka, wyczyniać cudów. W dodatku muszę mieć pozwolenie Mike’a lub szefa. To twój znajomy, czy jak?
- Kolega z wcześniejszej pracy. Dobra, nieważne, byłem tylko zapytać. Wiedziałem, że to na nic.
-Zaczekaj, nie powiedziałem, że się tego nie podejmę. Jak się ten koleś nazywa?
- Antony Bluebird.
Phil zaczął stukać w klawiaturę, mrucząc coś do siebie. W końcu powiedział:
- Dziwne, nie mam dostępu do tych danych.
- Jak to możliwe?
- Szef to zablokował. Sprawa zamknięta, przynajmniej na to wygląda. Musisz przekonać do swoich racji więcej osób. Chyba że… Masz ochotę działać na granicy prawa? Nalegasz bym obszedł pewne procedury.
- Eee… Nie wiem. Lepiej nie. Sam wiesz jak jest.
- Dokładnie. Korupcja kwitnie, mało można już spotkać uczciwych obywateli. Wiesz, że od zawsze byłem wrogiem systemu. Zatrudniłem się tutaj, ale to, co napotkałem po drodze… Kocioł nie rozwiązuje wszystkich problemów. Ten twój znajomy nie jest pierwszym niesłusznie oskarżonym. Kto podpadnie władzom, wpada bez procesu. I według nich jest po sprawie. Chyba pora z tym skończyć raz na zawsze.
- Co masz na myśli?
- Zniszczę Kocioł. Odpowiadam za sprawdzanie wszystkiego. Udam, ze coś przeoczyłem i będzie po sprawie. Nieoczekiwane awarie czasem się zdarzają.
Mimo że Phil ściszył głos, John rozejrzał się z obawą. W pobliżu nikogo nie było, ale nawet puste groźby mogły pozbawić ich pracy. Wystarczyło, żeby dotarło to do niewłaściwych uszu.
- Co ty gadasz? Do niczego takiego cię nie namawiam. Wiesz co, lepiej zostawmy tę sprawę.
- Za późno. Zrobię to z tobą lub bez ciebie. Powstanie takie zamieszanie, że nikt nie zauważy jak wyciągnę twojego kumpla.
- A uda się to w ogóle? Przed chwilą mówiłeś…
- Będzie trudno, ale to bardzo możliwe. Mój plan ciągle kiełkuje, zmienia się. A potem koniec tego zbrodniczego procederu. Spróbuję pokombinować, żeby wina spadła na Mike’a. Tylko wydaje się taki mądry, wrobię go jak młokosa. Zobaczysz. A teraz wybacz, muszę jak najszybciej namierzyć tego twojego kumpla.
John chciał jeszcze próbować wyperswadować koledze z pracy te dziwne i szaleńcze plany, ale usłyszał kroki, a po chwili do pracowni wszedł Mike, rozczochrany jak zwykle.
- Co tu robisz, gogusiu? – zwrócił się do Johna. – Sprowadzasz moich pracowników na złą drogę?
- W żadnym razie – odparł tamten, wiedząc, że nieco mija się z prawdą. – Przyszedłem tylko po pewne informacje.
- Tak? I co, otrzymałeś je?
- Oczywiście, potem pogadaliśmy chwilę z Philem o życiu.
- Aha. Chyba zapomniałeś, że ze wszystkim masz się zwracać do mnie, a nie mojego podwładnego. O co chodziło?
- Takie tam nic ważnego. Kilka rzeczy mi się w zestawieniu nie zgadzało.
Mike musiał wyczuć, że jego rozmówca kłamie w żywe oczy, ale przeszedł obok niego i usiadł przy swoim biurku, nie odzywając się więcej. John stwierdził, że najwyższa pora się zmywać, zrobił, co należało, a może nawet trochę za dużo. Wyszedł z pracowni na korytarz. Po prawej na samym końcu znajdowało się przejście do Kotła. Tamtędy prowadzono skazańców na wieczny niespoczynek. Obok w ciemności stała jakaś postać. Poruszyła się, a wtedy padł na nią blask jednego z monitorów pokazujących stan urządzeń i John rozpoznał, że to jego szef, Frank, groźnie mu się przyglądający. Zbliżył się i stanął twarzą w twarz ze swoim pracownikiem.
- Każde pomieszczenie ma monitoring, a rozmowy są nagrywane. Twoja z doktorem Philem również.
- W takim razie wie pan, że to nie moja wina. Phil oszalał, do niczego go nie namawiałem.
- Chce zniszczyć Kocioł. Co o tym sądzisz?
- Ja? Wiadomo, że to coś niedopuszczalnego. Skoro pan o tym słyszał, czemu nie reaguje?
- Na razie to tylko czcze gadanie. Poczekamy trochę, aż doktorek spróbuje włamać się do systemów, a wtedy dopadniemy go na gorącym uczynku. Kocioł jest dobrze zabezpieczony, byle wypierdek nic nie zrobi. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Kim jest ten Antony Bluebird?
- Sam pan zablokował informacje o nim. To mąż pewnej kobiety…
- Która wyraźnie wpadła ci w oko i dała hojny napiwek. Tak, to też widziałem, ale żadnych informacji w bazie nie blokowałem. Musiał to zrobić ktoś inny. Pewni ludzie za bardzo wtykają nos w nie swoje sprawy. Muszę zobaczyć te dokumenty, które tamta kobieta ci zostawiła. Niech doktor Phil się męczy, ale na dziewięćdziesiąt procent nic nie osiągnie. Co prawda każdy skazaniec otrzymuje nadajnik, ale gdy rzuci go za bardzo wstecz, odczyt jest utrudniony. Coś jak z sygnałem komórkowym. Prawdę powiedziawszy nie znam się na tym. Gdyby moi naukowcy robili mnie w konia, nawet bym się nie zorientował. To bystre chłopaki. Aż setka z nich pracowała przy budowie Kotła, w czasach, gdy jego prototypy nazywano wehikułami czasu. A potem pierwsze króliki doświadczalne przepadły i stwierdzono, że to coś, czego nie można kontrolować. Zresztą po co ja ci to mówię? Na pewno znasz tę historię.
- Tak narodził się pomysł wrzucania tam tych najgorszych z najgorszych, wszystkich, których nie dało się naprawić. A teraz teoria rozmija się z praktyką, czego przykładem może być Antony Bluebird.
- Chodźmy więc to sprawdzić – zakończył szef.
Gdy dotarli pod gabinet okazało się, że coś jest nie tak. Drzwi były otwarte, a John był pewny, że nigdy nie zapomniał by ich zamknąć. Potem okazało się, że dokumenty, pieniądze i zdjęcia zniknęły. John przetrząsnął wszystko i nigdzie ich nie było.
- Ale jak to możliwe? Co z czytnikiem?
- Wydaje mi się… Ktoś obszedł zabezpieczenia, wszedł do twojego biura i zabrał dowody.
- No i forsę. Zaraz, przecież są tu kamery. Sprawdźmy nagranie.
Udali się do pomieszczenia z zapisami z kamer. Technik obsługujący monitoring cofnął do chwili, w której John opuszczał swój gabinet. Chwilę potem w środku znalazła się znana mu blondynka. Szybko podeszła do biurka i zabrała do torebki wszystkie dokumenty i kopertę z pieniędzmi. Dobrała się także do szuflad i jakiś czas w nich buszowała. John wiedział, co tam było. Zamknięty na szyfr pojemnik, który szef dał mu do przechowania.
- Zabrała kody – szepnął. - Zapomniałem o tym. To wszystko była tylko przykrywka, zyskała na czasie.
- Muszę coś sprawdzić – powiedział szef. Wyglądał na zdenerwowanego. – Zostań tutaj.
Wtedy John coś sobie przypomniał, był to tylko chwilowy przebłysk. Ten jego dawny znajomy. On wcale nie nazywał się Antony. Kobieta pokazała zdjęcie i uwierzył, dał się nabrać. Dokumenty zniknęły, najpewniej podrobione i niezgodne z prawdą. Jeśli w grę wchodziła grubsza afera, facet, którego Phil miał wyciągnąć, mógł wcale nie być niewinny. A może w ogóle się nie liczył.
Nagle w ciszy, która zapadła, rozległ się odległy dźwięk. Powoli nabierał on mocy i John zrozumiał, co to. Alarm. Wtedy też odebrał telefon od szefa.
- Myliłem się. Oni nie chcieli zniszczyć Kotła. Moje kody też zniknęły. Jaki ja byłem głupi. Phil współpracował z nimi przez cały czas. To ta grupa terrorystów wałczących swoje wydumane ideały. Odwracali naszą uwagę pierdołami. Uciekaj stamtąd jak najszybciej! Zaraz wszystkich nas wciągnie! Cała reszta przepadnie, trafi na śmietnik historii.
John już biegł, mało z tego rozumiejąc. Szybko wskoczył do windy i wybrał parter. Machina wolno ruszyła w dół, w jego mniemaniu wlokła się jak ślimak. W pewnym momencie stanęła i John był pewny, że to koniec. Zwłaszcza, że gdzieś z dołu cały czas dobiegał głośny hałas, jakby Kocioł po raz pierwszy pracował na pełnych obrotach. Na szczęście dojechał do parteru, ujrzał wyjście na zewnątrz, przy którym tłoczyło się wiele osób. Zaczął się przeciskać między pracownikami, ale szło to z trudem. Większość z nich również chciała się jak najszybciej wydostać. John przeczuwał, że zaraz stanie się coś bardzo niedobrego, huk narastał. Wreszcie udało mu się wyjść na świeże powietrze, nie był jednak bezpieczny. Rzucił się do biegu, starając jak najbardziej oddalić od wieżowca. Już myślał, że mu się udało, ale wtedy nastąpił gwałtowny wstrząs i wszystko przykryła biała mgła. Nie wiedział, dokąd iść, bo nic nie było widać. W pewnym momencie rąbnął o coś głową i stracił przytomność.

Kilka godzin po incydencie, szef Frank oglądał relację z katastrofy w telewizji. Właśnie grupa dziennikarzy natarczywie chciała wydobyć informacje z jednego z ocalałych Johna Wilsona. Jak na razie wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że za zamach odpowiada radykalna grupa „Lost Patriots”, która chciała zniszczyć Kocioł i cały zarząd.
Frank wyłączył telewizor. Wszystko poszło zgodnie z planem. Odwrócił się do stojącego za nim siwowłosego faceta, który się uśmiechał.
- Widzisz, Frank? Mówiłem, że się uda, a winę zwalą na tych bojówkarzy. Udało nam się przeprowadzić ten eksperyment, jakże ważny dla wszystkich.
- Straty są za duże. Myślałem…
- Nie martw się, wszystko odzyskasz. Zobaczysz, że było warto.
- Czas pokaże.

Kocioł

2
jest źle. bardzo źle.

przeoranie textu ze wskazaniem rodzajów błędów i słabości przydałoby się Ci z pewnością, jednak o wiele bardziej przydałoby Ci się coś, co możesz zrobić sam - oczytanie. zacznij od kanonu XIX w., potem wybierz coś z pierwszej połowy XX w. - tak łącznie na początek ze dwadzieścia pozycji - innych sensownych rad na chwilę obecną nie widzę, choć może ktoś się zlituje i przeora i wskaże dlaczego tak się nie pisze, dlaczego to nie wyszło ponad poziom szkolnego wypracowania

Kocioł

3
Zgodzę się z poprzednikiem tylko w kwestii: żle oraz programem naprawczym. Nie uważam natomiast by było bardzo źle, bo bardzo źle to mocne określenie i zarezerwowane dla grafomanów, tu grafomaństwa nie ma, a jedynie brak oczytania, składnej fabuły, powiewu świeżości, ciętych dialogów i pisarskiego polotu. Wszystko powinno przyjść z czasem, na razie takie opowiadania traktuj jako wprawki i zatrzymuj dla siebie Autorze, do czytelnika wyjdź już z czymś dobrym, dopracowanym i co bardzo ważne! o d l e ż a n y m.
Cobyśmy tyle pisali, co o pisaniu piszemy.

Kocioł

4
Troszkę jak szkolne wypracowanie - sporo zdań poprawnych, ale nieatrakcyjnych. Parę uwag ode mnie, głównie do pierwszej połowy tekstu, bo drugą przeczytałam nieco pobieżniej.
Na jednym z pięter wieżowca „San Pierre” w swoim gabinecie siedział John. Pracował przy komputerze, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.
Połączyłabym dwa zdania i uprościła, albo przeredagowała. Wywaliła też "swoim", podkreślenia by wymagało gdyby pracował w cudzym.
Była młoda, może trzydziestoletnia, blond włosy zaczesała w koński ogon, na nosie miała okulary, a ubrana była w białą koszulę i krótką spódnicę.
Troszeczkę wyliczanka, czytelnik ma tendencję do przebiegania wzrokiem po takich opisach i nie zapamiętywania absolutnie niczego. Coś krótkiego, jak ładna trzydziestka w okularach może chociaż zapaść w pamięć. A część cech poprzemycać dalej, choćby w didaskaliach - niech sobie poprawi ten blond kosmyk co się wymsknął z kitki.
Spuściła wzrok i zaczęła czegoś szukać w małej torebce, 1 której John wcześniej nie zauważył. Wyciągnęła z niej brązową kopertę i położyła na biurku. John sięgnął po nią, przechylił i wysypał zawartość. 2 W środku były jakieś papiery, ale je na razie przesunął na bok, przyjrzał się za to kilku fotografiom. Już pierwsza z nich zwróciła jego uwagę, 3 próbował sobie przypomnieć, skąd kojarzy twarz mężczyzny ze zdjęcia.
1. Imho do pominięcia
2. Jedno z tych szkolnych zdań - niby poprawne, a jednak nieatrakcyjne. W poprzednim zdaniu John wysypał zawartość, więc teraz wiem że będzie jej opis. Wystarczyłoby "Odsunął plik dokumentów i notatek, aby najpierw przyjrzeć się fotografiom".
3. Tutaj postawiłabym kropeczkę i rozdzieliła na dwa zdanie.

Uwaga ogólna - przytoczony fragment czyta się nieco monotonnie, ale nie jestem na tyle dobra, żeby stwierdzić czy to kwestia rytmu nadanego przez budowę tych zdań. W tym przypadku przydalaby się nam obojgu opinia kogoś bardziej doświadczonego ;)
Ten facet… No tak, pracowali gdzieś razem przez kilka lat.
Chyba warto byłoby zaznaczyć, że to kwestia pomyślana.
- Naprawdę będę wdzięczna za jakąkolwiek pomoc. On jest niewinny, udało mi się zgromadzić wiele dowodów, ale obawiam się, że faktycznie jest już za późno. Trudno, przynajmniej się starałam. Tu jest część, jeśli się uda dostanie pan drugie tyle.
Pogrubione bym sobie darowała, brzmi jakby rezygnowała z jakiejkolwiek formy ratunku i pogodziła się z losem, a przecież tak nie jest.
John na razie po nią nie sięgał, bo wiedział, co się w środku znajduje.
Zostawiłabym tylko pierwsze ze zdań składowych. Nie trudno się domyślić co jest w środku, a istotny jest fakt, że John jej nie wziął.
Spotkał kilku więźniów, których tam prowadzono i byli oni przerażeni, zdani tylko na siebie.
Warto dodać coś do tego opisu. Więźniowe dość często są zdani tylko na siebie. Dodaj coś bardziej plastycznego, co można było wyczytać na ich twarzach, czy wyrózniali się chodem, mizernym wyglądem.
Czekała go trudna rozmowa z facetem, którego nie lubił, Mickiem Winfreyem.
To zdanie jest ok, ale ja bym je i tak podkręciła. Niech serdecznie go nieznosi albo patrzeć na niego nie może.
Niechęć ta wynikała głównie z faktu, że tamten miał nieprzeciętnie wysoki iloraz inteligencji i często przechwalał się swoją matematyczną wiedzą.
Uatrakcyjnić – zdanie poprawne, szkolne, ale niezbyt ładne. Niech bohatera mierzi obchonoszenie się czysto matematyczną wiedzą i granie następcy Einsteina. Cokolwiek mniej suchego.
-Zaczekaj, nie powiedziałem, że się tego nie podejmę.
Ale bardzo mocno to zasugerował...
- Szef to zablokował. Sprawa zamknięta, przynajmniej na to wygląda. Musisz przekonać do swoich racji więcej osób. Chyba że… Masz ochotę działać na granicy prawa? 1 Nalegasz bym obszedł pewne procedury.
- Eee… Nie wiem. Lepiej nie. Sam wiesz jak jest.
- 2 Dokładnie. Korupcja kwitnie, mało można już spotkać uczciwych obywateli. Wiesz, że od zawsze byłem wrogiem systemu.[...]
Mam wrażenei, że Phil ma większa tendencje do monologowania niż rozmawiania. 1. Wygląda dziwnie, bo nigdzie nie było nakłaniania, John sprawia wrażenie jakby chcial jedynie świętego spokoju. 2. Nie brzmi jak naturalna odpowiedź na wypowiedź Johna.
Dodatkowo nie chce się aż wierzyć że na takiej pozycji obsadzono kogoś, kto potrzebuje tylko dwuminutowej pogawedki, aby objawić się jako impulsywny bojownik o cholera wie co. Takich ludzi się najpierw szczegółowo sprawdza. I szef raczej nie traktowałby tego jako „czcze gadanie”. Tj. po dalszej części rozumiem, czemu nie zareagował ostrzej, ale w momencie kiedy szef tak podchodzi do kwestii podstaw bezpieczeństwa w tego typu placówce Johnowi powinna zapalić się czerwona lampka.
- Co tu robisz, gogusiu? – zwrócił się do Johna. – Sprowadzasz moich pracowników na złą drogę?
A to jest dobre zdanie, kupuję razem z wszystkimi grymasami jakie mu muszą towarzyszyć. Facet jako jedyny mówi tutaj wlasnym głosem, a nie tym samym co reszta postaci i narrator. Różnicowanie sposobu mówienia postaci jest trudne i czasem imho lepiej nie robić tego zbyt intensywnie niż przedobrzyć (zwłaszcza w takim krótkim tekscie), ale warto zadbać aby wypowiedzi bohaterów brzmiały inaczej niż narracja.
John przeczuwał, że zaraz stanie się coś bardzo niedobrego, huk narastał.
Rozdzieliłabym. Huk narastał. John przeczuwał/wiedział, że zaraz stanie się coś bardzo niedobrego.
Kilka godzin po incydencie, szef Frank oglądał relację z katastrofy w telewizji.
Bez "szef". Jeżeli chcesz podkreslic ze to ten sam Frank to dodaj nazwisko, cokolwiek, ale samo "szef Frarnk" brzmi dosc źle.


Z uwag ogólnych - masz pomysł na intrygę, ale jest jeszcze niedopracowany. Możesz spróbować poprawić samą historię choćby przez zastanowienie się czemu kwestie bezpieczeństwa w tej "instytucji" wyglądają tak beznadziejnie. (I doprecyzowac może nieco czym jeszcze się zajmuje, brakuje mi trochę tła.) Potencjalni zamachowcy, nawet z udziałem szefa szefów" powinni miec więcej problemów z obejściem wszystkich zabezpieczeń. Sam Kocioł, wokół którego wszystko się kręci, jest opisany dość zdawkowo, a mógłby stanowić mocny trzon opowiadania, rzucajacy cień ca całą społeczność. Jedyne wytłumaczenie dostajemy w formie ekspozycji, w rozmowie między szefem i Johnem (a i btw szef nie powinien przyznawać się, że zupełnie nie zna się na tym czym zarządza.). Jeżeli autor robi z czegoś wielką tajemnicę, to albo musi to zaskoczyć czytelnika na końcu albo niech zrezygnuje i opisuje rzecz powoli, wraz z akcją. Mnie przynajmniej drażni, gdy czytam opowiadanie lub książkę z elementami, kluczowymi i podstawowymi dla świata przedstawionego, a autor chce żebym z nim udawała, że są tajemnicą.

Kocioł

5
Interpunkcja z rozpaczy wyje do księżyca. Zaimki tańczą danse macabre na zgliszczach zdań. Opisy są niczym spalone drogowskazy – donikąd nie prowadzą, skazując wędrowców na błądzenie po bezdrożach znaczeń.

Bardzo polecam "Galerię złamanych piór" Feliksa Kresa – w jasny i przystępny sposób omawia, jak walczyć z podstawowymi błędami, których tu mnóstwo.
There is no God and we are his prophets.
The Road by Cormac McCarthy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron