
***
Rzeczywistość Janka Kutrzyna zastała w miękkich papciach i poplamionym podkoszulku. Podkrążonymi oczami łypał znad osmolonego czajniczka na blondynkę niezdarnie grzebiącą się w zapadzistym fotelu. Przyszła zaraz po wieczornych wiadomościach. Wizyta Anny była miłą odmianą od morderstw, gradobicia i spadków na giełdzie. Jedna sprawa jednak słyszeć o kłopotach sąsiada, a co innego dowiedzieć się o własnych.
Czajnik gwizdnął, Janek sprawnie zalał kubki i podał Annie. Mogli teraz spokojnie porozmawiać o upadku tego świata.
Blondyna pochyliła się do przodu i zagaiła mrużąc wąskie, świńskie oczka.
- Co pan wie o Remigiuszu Ceźnie?
Wciągnął ze świstem powietrze, wiedział bardzo wiele.
- Myślał, że jak poprowadzi nas jak zorganizowaną grupę przestępczą, gdzie co drugi lokalny bonzo ma powiązanie z półświatkiem, a interesy załatwia się na cmentarzach to będzie nad tym panował.
- Już wiemy, że nic z tego – wtrąciła Anna.
- Niestety, jak to w wielu filmach gangsterskich, organizacja zaczęła żyć własnym życiem i domagać się ofiar. Capo di tutti capi musi zostać odstrzelony gdzieś na polu kukurydzy, gdyż jego syn złamał prawo omerty, boss sprawy prywatne postawił ponad wiernymi kumplami z policji, sądów i prokuratur, a rozliczni wierni cyngle zostali zepchnięci na trzeciorzędne stanowiska. Teraz pewnie nerwowo wygląda zza zasłonek zaciemnionego gabinetu, jest osaczony, spodziewa się ciosu, ale nie wie, której flanki pilnować, bo wrogów ma wszędzie. A ci zacieśniają nad nim swój krąg, i już tylko czekać, jak będą w stanie sięgnąć go swoimi buciorami. Cezik z synem rozmawia wyłącznie przez synową, i brakuje tylko żeby i synowa była... Aż strach kurwa pomyśleć.
- Czyli Cezik jest dla nas stracony? - wzięła łyk herbaty. - Zaleca pan wykreślenie go z rejestru?
Zadumał się chwilę. Młodzi są tacy narwani, wpisanie na listę trwa latami, potem wynoszenie wyżej i wyżej, a ta po jednej wpadce chce wykreślić jeden z jego większych sukcesów.
- Cezik jest stracony, zgadza się. W obecnych okolicznościach zalecałbym natychmiastowe i kompletne zerwanie wszelkich kontaktów, które nas łączą. - powiedział ze służbowym zadęciem. - Tyle, że pojawia się pewien problem... - szukał dobrego słowa - egzystencjalny mógłbym nawet powiedzieć.
Uważnie słuchała, ściskając ciepły kubek.
- Pół roku temu, kiedy jeszcze Cezik święcił triumfy, doszły do mnie pewne pogłoski.
- O machlojach jego syna?
- O tym wiedzieli wszyscy - żachnął się.- Cezik już to tuszował, puścił swoje harty z walizkami pieniędzy. To nie mogło mu zaszkodzić.
Anna potrząsnęła głową, wydawała się zbita z tropu. Przez chwilę mieliła w ustach jakieś pytanie, po czym rzuciła:
- Przecież to wypłynęło dwa dni temu! Dlatego tu jestem!
Janek wstał i przeszedł się po pokoju.
- Syn złodziej to żadna sprawa. - założył ręce za plecy. - Pamiętam jak kilka lat temu Adam Korczak. – pokiwał głową widząc niedowierzanie Anny. - Tak, z tych Korczaków - wycedził przeciągle. - Ukradł receptę starej Pociewiczowej na jakiś eliksir. Już nawet nie pamiętam, czy to młodości, czy urody, w każdym razie była to jej autorska modyfikacja starej receptury i ponoć całkiem nieźle podciągnęła jej osiągi, nie zwiększając kosztów co istotne. Nie powiem, stara się znała na robocie. W każdym razie młody Korczak ją okradł i recepturę opublikował pod swoim nazwiskiem.
Wyciągnął z kredensu karafkę czerwonego wina. Podniósł wysoko patrząc na Annę. Odmówiła bezgłośnie.
- To była duża rzecz, byłaby afera jak ta lala. Ale to nobliwe rody, podstawą ich istnienia jest unikanie skandali jak ognia. Stara Pociewiczowa też to rozumiała. To zamknięte środowisko, dziewczyny Korczaka są bardzo wysoko na liście matrymonialnej, a stara ma dwóch kawalerów. No – puścił oko do Anny. - Teraz ma jednego.
To jak to się stało, że synalek Cezika go pogrążył? Mówi pan, że sprawa jest znana od pół roku, że ponoć się tym zajęto. To jak?
Janek pokręcił przecząco głową.
- Problemy Cezika zaczęły się wraz z rozprężeniem dyscypliny wewnątrz organizacji. Póki szef jest silny, to jest nie do ruszenia. Ale z rok temu, niektóre lokalne szczurki zaczęły podnosić głowę. Ktoś zorientował się, że może dogadać się z lokalnymi władzami na własną rękę, na początku jechać na reputacji Cezika, by powoli, ale konsekwetnie przepisywać biznes na siebie. I właśnie pół roku temu pewne okręgi osiągnęły samodzielność. To proste, lokalne władze bardziej bały się własnych bandziorów, niż tych ze stolicy. A skoro Cezik nie umiał utrzymać swoich za pysk, to ci poszli na własne.
Tłusta kotka ociężale wskoczyła Annie na kolana.
- Podnieśli bunt, niech będzie. Ale dlaczego czekali pół roku? - pytała, głaszcząc kota.
- Wcale nie czekali, a zwierali szeregi. To są kręgi na wodzie. Pierwszy odważny wrzucił kamień, kręgi zaczęły się rozchodzić, bunt narastał. Teraz już tylko zbierają żniwo. Historia lubi się powtarzać, dwadzieścia lat temu podobnie Cezik zdobył władzę, tyle że był na tyle roztropny, by starego Olmacha trzymać blisko.
Poruszyła się nerwowo.
- I Olmach poddał się bez walki? - prychnęła.
- Poddał się gdy było jasne, że nie ma szans. To cwany lis, wie że jak nie on, to Cezik, ale ktoś będzie. Większość kwili pod butem, ale zrobi wszystko, by ten but na pysku czuć, to daje im poczucie bezpieczeństwa.
Spojrzał uważnie na Annę. Masowała kark, zdawała się o czymś intensywnie myśleć. Chwilę wyczekał, może chce o coś zapytać? Milczała.
- W zaufaniu mogę ci powiedzieć – uśmiechnął się. - Olmach już zmienił front. Był kimś, potem przydupasem Cezika, a teraz znalazł nowego pana. Ale – zawiesił głos. - Chyba należy mu się, że tak powiem, szacunek.
Anna podniosła wzrok.
- Nie patrz tak na mnie. To nie lada sztuka przetrwać własny upadek, a potem tak lawirować, by wciąż być blisko koryta. I w sumie, jak się lubi pieniądze nie tak bardzo jak władzę, to jest to całkiem wygodne.
- Panie Janku, niech będzie jasne. Cezik trzyma za pysk całe podziemie, jego synowi coś odwala, Cezik tuszuje i wszystko gra. Tyle, że w tym samym czasie buntują mu się doły. Jak rozumiem sugeruje pan, że dół zasabotował całe to tuszowanie, żeby w odpowiednim czasie nabruździć. I właśnie to się stało dwa dni temu?
Janek przytaknął w milczeniu.
- Więc już po zawodach, Cezik stracony. - zagryzła wargi. - A ten nowy to kto, wie pan coś o nim?
- Ten nowy to Olmach – Janek zatrząsł się ze śmiechu. - Widzisz, ten stary skurwiel wrócił. Ale z tego co wiem, to ktoś mu pomógł. Ktoś na tyle potężny, by mianować szefa podziemia.
Zrzuciła kota z kolan i wstała. Przechadzając się po pokoju, zapytała:
- To może i Cezik teraz zastosuje taktykę Olmacha, i wkupi się w łaski?
- Nie bądź głupia, to zwykła psychologia, nie trzeba tu twoich studiów kryminalistyki. Olmach za nic w świecie nie weźmie do siebie kolesia, którego zdradził. Póki Cezik ma jeszcze strzępy władzy, będzie furiacko gryzł i szarpał, bo tyle mu zostało. Jak się wypompuje przytrafi mu się jakiś – zawiesił głos - wypadek. Psi syn nie zainteresuje się jego losem, nawet klepsydra się pod kościołem nie pojawi i Olmach tego dopilnuje.
Anna krążyła po pokoju ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Trzeba więc skaptować Olmacha, a Cezika wykreślić.
- Wpadłabyś na to i beze mnie. - żachnął się. - Ale nie dlatego cię do mnie przysłali. Cezik jest żywotną inwestycją naszych struktur. Bez niego większość akcji, zaplanowanych do pięciu lat wprzód, weźmie w łeb. Teraz czas bym to ja usłyszał coś czego nie wiem.
Przeszła obok stołu przesuwając zwolna czerwonym paznokciem po blacie.
- Muszę przyznać, że nie byłam z panem do końca szczera.
- Taka robota, co zrobisz – wzruszył ramionami. - Ja wszystko rozumiem, taki poczciwy chłop ze mnie. Ale teraz zacznij mówić.
- Dwadzieścia lat pan spędził w tej organizacji – mówiła cicho. - Dwadzieścia lat w masce utkanej z kłamstw. To musiało być bardzo trudne.
Dwadzieścia bardzo ciekawych lat. Nie nosiłem żadnej maski, bo to nie impreza przebierańców. Jak wejdziesz między wrony kraczesz jak i one. Byłem jednym z nich, tyle że miałem swoje hobby. Jedni mają modelarstwo, inni zbierają znaczki, a ja donosiłem. Jak się jest skurwielem zdolnym zabijać to i z byciem kapusiem nie ma większych rozterek.
- Dwadzieścia lat – powtórzyła. - Kasa od Cezika, pensja od nas i tylko taka nędzna nora, pewnie żeby nie wzbudzać podejrzeń. Ale przecież nie puścił pan tych pieniędzy na dziwki i koks. Więc gdzie są te pieniądze panie Kutrzyn?
Serce zabiło mu mocniej.