GiS fragment

1
Króciutki fragment tomu "Grom i szkwał".
Ciekawy jestem Waszych odczuć w zakresie płynności, języka, czytelności itd. (szczególnie jeśli ktoś czytał KiS)
Za wszelkie uwagi i sugestie będę bardzo wdzięczny.

---------------------------------------------------------------

– Nie pozwolicie mi wrócić do pozostałych? – Graf odwrócił wzrok od trupa, którego mijali.
– Nie, drogi grafie, nie pozwolę.
– Ale miałem wam być potrzebny!
– I jesteście – przytaknął Auriss. – Właśnie zmierzamy tam, gdzie się przydacie bardziej niż gdziekolwiek indziej.
– Co chcecie, bym zrobił? – spytał z wahaniem graf. Nie był pewny, czy chce znać odpowiedź. Domyślał się, że lord szykuje mu rolę zdrajcy, podstępnego, dwulicowego padalca, który… Tu już wyobraźnia odmawiała mu posłuszeństwa. Mimo to ze zdumieniem odkrywał, że oswaja się z tą myślą i taka rola wcale nie jawi mu się już w przesadnie ciemnych barwach, a przynajmniej nie w tak ciemnych jak wówczas, gdyby dotyczyła kogoś zupełnie innego.
– Wiecie, drogi grafie, jak działa magia? – zainteresował się Auriss.
– Magia? – wymamrotał Manfred. – Żercy i wołchwowie wiedzą, nie ja…

Skręcili, wychodząc wprost na grupę uzbrojonych ludzi. Idący na przedzie żołnierze przyklękli, wznosząc kusze do strzału. Na moment wszyscy zamarli, by po chwili się rozluźnić, rozpoznawszy swoich.

Gdy mijali grupę, Manfred dostrzegł sfatygowane drzwi za którymi piętrzyły się poroztrącane meble i tłoczyły się sparaliżowane strachem sylwetki.

– Wyjdźcie bez obaw – ponaglił ktoś zachrypniętym głosem. – Żywot ocalicie.

Graf odwrócił wzrok.

Dotarli do kolejnych schodów, gdy za ich plecami znów rozległo się monotonne nawoływanie:

– Kto się ukrywa, niech wyjdzie…
– Pytałem, czy wiecie, jak dział magia – przypomniał Auriss.
– Nie… – Manfred przełknął ślinę.
– Nigdy was to nie interesowało, drogi grafie?
– Nie lubię tych całych mecyj – przyznał cicho Manfred. Obawiał się, że lord okaże złość, lecz ten wyrozumiale pokiwał głową.
– Ja również nie. Prawdę mówiąc, uważam, że świat byłby o wiele lepszym miejscem, gdyby magii nie było. – Uśmiechnął się pod wąsem – Lecz magia istnieje, czy tego chcemy, czy nie, a skoro tak, to warto wiedzieć, jak działa. Warto znać zasady, by móc je wykorzystać.
– Przecie prócz kapłanów nikt nie potrafi nią władać, a oni nie są skorzy…
– Macie rację – przerwał mu Auriss niecierpliwie. – Tylko kapłani wiedzą, jak ją kształtować w taki sposób, by im sprzyjała. Kształtować, drogi grafie, bo stworzyć się jej nie da.

Manfred spojrzał na niego z zaciekawieniem.

– Magia to energia, a wedle mędrców jej ilość jest stała. Nie zwiększa się ani nie zmniejsza. Ile nam jej bogowie dali, tyle mamy i możemy wykorzystać. Nie da się jej zniszczyć, a jedynie zmienić z jednej w drugą.
– Nie pojmuję – wymamrotał Manfred.
– Gdy zegniecie gałąź, to wraca do swego kształtu, bo jest sprężysta. To rozumiecie?
– Tak. – Gałąź rozumiał.
– Gałąź jest sprężysta, a gdy zrobicie z niej łuk, to tę sprężystość możecie zamienić w prędkość strzały i jej siłę.
– Mądrze mówicie! – przytaknął gorliwie Manfred, niezadowolony z kierunku, w którym zmierzała rozmowa. – Pojmuję już, o tak.
– Kapłani robią to samo, ale, jak się zapewne domyślacie, ich mocy podlega nie tylko to, co możemy dotknąć czy zobaczyć, ale i inne, ukryte dla nas substancje.
– Tak, tak – Manfred udał, że słucha z uwagą.
– Wszystko ma jednak swoją cenę. – Auriss zerknął ukradkiem na grafa. – Żerca musi rozdzielić moc na dwoje. Jedną część ukształtuje, a za pomocą drugiej napędzi sam proces. Jak kowal, co miechem dmucha, by utrzymać ogień zmiany. Magia to zły interes, grafie, bo Żerca więcej straci, niż zyska.
– Albo wołchw. – To było jedyne, co przyszło grafowi do głowy.
– Tak, albo wołchw… – Auriss zmarszczył brwi. widząc, że Manfred nie uważa. – Pytaliście, co się dzieje z waszą czeladzią i z tymi, co nam się poddali, a nie mają szlachetnego urodzenia.
– Ja pytałem? – zdziwił się Manfred.
– W sali, wśród innych – przypomniał Auriss.
– Ach tak, zgadza się. – Graf speszył się graf, nie mogąc odnaleźć w sobie nawet cienia tamtej buńczuczności.

Skręcili w wąski, wypełniony trupami korytarz, na końcu którego przez kolorową mozaikę zdobiącą drzwi przesączało się wątłe światło. Graf znów poczuł, że żołądek podpływa mu do gardła. Jęknął, nadepnąwszy na czyjąś rękę, i spróbował się cofnąć, lecz zamiast tego poleciał do przodu pchnięty przez któregoś z żołnierzy.

– Opanuj się człowieku! – Zirytowany głos Aurissa podziałał jak kubeł zimnej wody, by po chwili zmienić się w rozpalone żelazo. – Już za późno.
– Na co za późno, na bogów? – jęknął.
– Na decyzję. – Kolorowe światło wydobyło z półmroku uśmiech lorda, sprawiając, że nogi Manfreda po raz kolejny odmówiły posłuszeństwa. – Zaraz zostaniecie bohaterem.
– J… ja?
– Dzięki waszemu poświęceniu, drogi grafie, ktoś inny ocali życie.
– Lordzie! – krzyknął pchnięty na drzwi, które otwarły się ze zgrzytem.
– Chcieliście mi się przydać – przypomniał Auriss. – Więc się przydacie.
– Co…? – Potknął się o czyjeś ciało i runął na ziemię. Chciał się podnieść, lecz przygnieciono go do podłoża. Po chwili poczuł, że krępują mu ręce.
– Lordzie…! – Zdążył zaskomlać, zanim wciśnięto mu w usta śmierdzącą szmatę. Zacisnął powieki, tracąc przytomność i kontrolę nad własnym pęcherzem.
Zapraszam: http://www.jacek-lukawski.pl

GiS fragment

2
Cześć.
Twoje skróty nic mi nie mówią, ale to bez znaczenia.
Było dobrze.

"I jesteście – przytaknął Auriss. – Właśnie zmierzamy tam, gdzie się przydacie bardziej niż gdziekolwiek indziej." - to chyba najsłabsze zdanie. Myślę, że nie znam nikogo, kto chciałby wyrazić w tak długi i dość skomplikowany sposób myśl, którą da się skrócić. Wyjątkowy erudyta. Być może taki jest ten bohater. Ale ja go nie znam. Większość typów, którzy kogoś niewolą itp., nie jest erudytami, więc takie zdania powodują zgrzyt.
Pozostałe wykazują mocną manierę, ale są konsekwentne, więc jest w porządku.
Interpunkcja bardzo dobra, znalazłem chyba jeden tylko błąd. Może dwa.

Opisu świata tyle co nic, więc nic nie poraziło. Było wystarczająco, aby wyobrazić sobie jakieś minimum i przyjąć, że to utopijne średniowiecze.

GiS fragment

4
Domyślał się, że lord szykuje mu rolę zdrajcy, podstępnego, dwulicowego padalca, który… Tu już wyobraźnia odmawiała mu posłuszeństwa.
a mi się wydaje, że autorowi wyobraźnia się skończyła i poszedł na łatwiznę.
nieładnie :P
Mimo to ze zdumieniem odkrywał, że oswaja się z tą myślą <- tą myśl i taka rola wcale nie jawi mu się już w przesadnie ciemnych barwach, a przynajmniej nie w tak ciemnych jak wówczas, gdyby dotyczyła kogoś zupełnie innego.
to zdanie z logicznego punktu widzenia jest błedne - parafrazujac: facet bardziej się zmartwi czyjąś rola zdrajcy niz swoją (am i right?)

nie podoba mi się "tunel wypełniony zwłokami" - szorstko to brzmi i rozmija się z tym, co chcesz pokazać - czyli podlogą zaścieloną trupami. korytarze wypełnione zwłokami były w imperium malazańskim podczas oblężenia capustanu, gdzie treach bronił ze swoim oddziałem jednego domu przy murze i faktycznie zwłoki się piętrzyły, zamykając korytarze, tu bohaterowie po nich łazą, więc az się prosi o korektę.

i teraz tak: dyskusja o magii - niech ona cos wnosi, może wnosi dalej, tu jest niespójna i - mam wrażenie - autor na dobra sprawę prowadzi dialog na siłę, równie dobrze chłopaki mogli jechać w milczeniu, a czytelnik podziwiać okolicznosci przyrody.

zakonczenie tego kawałka - gdzieś kiedyś, u gemmela, wiedźma - twierdząc, że jest stara i chroma - kazała wejśc wielmozy w krąg magiczny i dopełnić rytuału przywołania bestii, by zabiła gorbena (chyba, skleroza, moze nav będzie pamiętał). rytuał się powiódł, ale potwór nie zdołał zabić ofiary i odesłany wrócił w krąg.
jako że za magie, jak słusznie zauwazył twoj auriss, trzeba płacić, zginął ten, który nie dopełnił warunków umowy przywołując demona.

trochę to przewrotne bylo, nieco cyniczne i z pewnościa wdzięczne i podkreslające osobowość wiedźmy i naiwność wielmoży.
u ciebie auriss sugestiami nie buduje napięcia i brak mi pointy w naiwnym podązaniu grafa za lordem.

i co on tak mdleje na ządanie? nie mógłby pokrzyczeć trochę?
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

GiS fragment

5
Dziękuję Wam.

MoRiA
Ta konkretna postać lubi wysławiać się w określony sposób. Jest to dopasowane do jej charakteru.

Romku
Słuszna uwaga!

Ravva
Ładnie, ładnie. Graf został wykreowany na wygodnickiego tchórza z aspiracjami i instynktem przeżycia. Zbyt skomplikowane procesy myślowe go nużą.
Serce mi pęka, gdy kwestionujesz wspomniane zdanie ;) Z założenia faktycznie miało pokazywać dulszczyznę "Jak Kali komuś ukraść krowę..."
Mdleje nie po raz pierwszy - teraz i tak dłużej wytrzymał.
To fragment wyrwany z kontekstu. Tu mamy kilka słów - teorii o działaniu magii, a zaraz praktykę - z czynnym udziałem grafa ;)

Pozostałe kwestie wezmę oczywiście pod rozwagę - dziękuję!
Zapraszam: http://www.jacek-lukawski.pl

GiS fragment

6
Jacek Łukawski pisze: Gdy mijali grupę, Manfred dostrzegł sfatygowane drzwi za którymi piętrzyły się poroztrącane meble i tłoczyły się sparaliżowane strachem sylwetki.
Tu masz się - się, ale to chyba będziesz sobie czyścić w późniejszym etapie składania tekstu.

Jacek chcesz jeszcze w tym roku skończyć 'Grom i szkwał'?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”