
Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Świst oddechów był jedynym dźwiękiem, jaki do nas docierał. Przez moment byłem tylko ja - i był on.
Widziałem odbicie zniekształconej twarzy w oczach barwy górskiego strumienia. Źrenice pulsowały niczym gwiazda neutronowa, to łapiąc każdy promyk światła, to izolując się od otaczającej rzeczywistości. Ciemne, gęste rzęsy dodawały spojrzeniu ponętnego, niewieściego pierwiastka. Powieki trwały nieruchomo, lecz to był tylko pozór spokoju.
Podobnie jak ja, z trudem tłamsił w sobie pragnienia.
Nieuchwytnie szybkie mrugnięcie wyczułem bardziej podświadomością niż zmysłem wzroku. Zachwiało jednak naszą chwilą wyrwaną z czasu.
- Niech cię szlag! - krzyknął.
Uśmiechnąłem się szeroko.
Zwycięstwo należało do mnie.