Ok, kolejne opowiadanie w klimatach wiejskich demonów. Tym razem bardziej poważne.
Pożeracz St(r)achu
Lało i wiało okrutnie. Rozszalały wicher przetaczał się przez wieś, za każdym razem dopadając czegoś nowego, czym można było rzucić, zazgrzytać czy zachrobotać. Strugami deszczu ciskał w okna, dusił dym wylatujący z kominów, wył pomiędzy deskami. Kto żyw, już dawno przesiadywał w ciepłej izbie, grzejąc gnaty przy ogniu.
Gwar panujący w gospodzie skutecznie zagłuszał zawodzenie wichru. Ludzie przekrzykiwali jedni drugich, ktoś wznosił toast, ktoś kogoś wyzywał. Pozamykane okna oraz mieszające się zapachy wątpliwego pochodzenia sprawiały, że zaduch był niemiłosierny. Powietrze, cięższe nawet niż podpróchniałe stoły, aż kleiło się w ustach, a dym z paleniska raz po raz wpadał do środka izby, przyduszając siedzących najbliżej.
Nieznajomy siedział przy szynkwasie, plecami do gawiedzi, co chwila zaczepiany przez któregoś z miejscowych. Propozycje sprzedaży podejrzanych towarów, prośby o postawienie kolejki w zamian za opowieść, przypadkowe wyzwiska – wszystko to zbywał obojętnym milczeniem. Siedział nad kuflem i patrzył na muchę, która właśnie tonęła w nietkniętym piwie.
On już niedługo miał się poczuć tak samo.
– Przybył! – krzyknął nagle mężczyzna siedzący przy oknie. – Przybył!
Na chwilę wszystko umilkło. Przez moment w wypełnionej po brzegi karczmie usłyszeć można było trzask i syk płomieni. Naraz powietrze znów wypełnił gwar, a ludzie zaczęli tłoczyć się przy brudnej szybie.
– Łowca demonów!
– To on! To on! – rozniosło się po izbie.
Każdy przekazywał tę wieść siedzącym dalej, chociaż tylko głuchy nie usłyszałby jej za pierwszym razem.
Siedzący przy szynkwasie zacisnął pięści. Już za chwilę miał się przekonać, czy plotki krążące na temat pogromcy zła miały cokolwiek wspólnego z prawdą.
Zdążył już o wszystko wypytać: Stacha wezwano, by rozprawił się z biesem zamieszkującym starą piaskownię. Choć wiązało się to ze sporymi kosztami, to pięć trupów skutecznie zmobilizowało wieśniaków do zebrania wymaganej kwoty. Sprzedano kilka świń, rozkopano ogródki, przetrząśnięto łóżka babek i tak oto, Stachu Pogromca Strachu, zawitał do osady.
Wart był swojej ceny.
To on wypędził świńskie demony oraz rozprawił się z Kartoflakiem – tak przynajmniej głosiły plotki.
– Wszedł do domu wójta! – krzyknął któryś w wieśniaków.
Na te słowa kto żyw, zaczął opuszczać karczmę, gnany pragnieniem ujrzenia, a być może i uściśnięcia dłoni wielkiego pogromcy zła. Jak bowiem głosiła stara prawda: „Kto rękę łowcy demonów dotyka, przed tym bies każdy ze strachem umyka”.
I nawet wicher i ulewa nie były w stanie powstrzymać żądnej błogosławieństwa ciżby.
Czekał jak na ścięcie. Tego się zresztą spodziewał po tym, co słyszał o łowcy. Czas jednak mijał, a pogromca zła nie nadchodził.
Zamiast tego do gospody zaczęli wracać przemoczeni i zziębnięci wieśniacy.
– Stachu biesa ubije, na kosie bydlaka zatknie i do wioski przyniesie, zobaczysz – zapewniał jeden z chłopów.
– Ja tam bym wolał, żeby go w lesie spopielił. Jeszcze jaką klątwę przyniesie – obawiał się jego kompan.
– Jaką klątwę? To przecież Stachu! Nie bój dupy.
Czekał, aż ludzie wrócą do gospody. Czuł ich radość, nadzieję, ulgę – nie smakowały zbyt dobrze. Wolał wcześniejsza atmosferę, pełną sztucznej wesołości, pod którą kryło się napięcie oraz wyczekiwanie – a wszystko okraszone drobinami strachu.
To nim się żywił i właśnie dlatego przybył do osady.
Jego pierwsze dwie zdobycze były niczym uśmiech losu – para złodziei, która naruszyła podziemną pieczęć, przynosząc wolność oraz tak wielce wyczekiwany posiłek. Ich strach, choć zbrukany zaskoczeniem oraz żądzami i tak smakował wybornie. Później był jeszcze myśliwy, stara grzybiarka oraz dzieciak zbierający chrust. Strach tego ostatniego był tym, co uwielbiał. To właśnie po uśmierceniu dziecka nabrał dość mocy, by móc przyjąć kształt człowieka i przybyć do osady. Niestety, przybranie nowej formy wymagało czasu.
I tak oto, gdy przybył w końcu na ucztę, dowiedział się o nadejściu łowcy demonów.
Na szczęście Stachu okazał się typowym szarlatanem – tylko to tłumaczyło fakt, że wciąż nie zawitał do karczmy, by rozprawić się z biesem. Co więcej, ludzie zaczęli gadać, że pogromca po krótkiej rozmowie z wójtem oraz zabraniu pieniędzy wyruszył od razu w stronę piaskowni.
„A więc obaj dobrze na tym wyjdziemy” uśmiechnął się demon.
Ktoś trącił go w ramię.
– Magicznego grochu?
Głos należał do niewysokiego, grubawego chłopa.
– Śmierci? – zapytał w odpowiedzi bies, mrużąc oczy.
– Gdzie śmierdzi, panie, patrz… Aaaaaaa!
Okrzyk bólu rozniósł się po izbie, kiedy bies wbił palce w oczy wieśniaka. Wszyscy spojrzeli na wrzeszczącego.
Bies tylko na to czekał. Dobył sztyletu, który kiedyś należał do myśliwego i ciął grubasa w szyję.
Krew chlusnęła na siedzącą obok niewiastę.
Ta pisnęła z przerażenia.
Wszechobecna radość zaczęła zanikać, pożerana przez płomienie strachu rozchodzącego się pośród gawiedzi. Tłum ponownie ruszył ku drzwiom, tratując się wzajemnie. Kilku bywalców gospody postanowiło jednak na własną rękę rozprawić się z nieznajomym. Ktoś złapał za krzesło, inny za pogrzebacz, gdzieś błysnęło ostrze.
Odwaga – nie lubił jej smaku.
Grubas, który osunął się na ziemię, dusił się własną krwią. Charczał i kaszlał, pełen słodkiego, wybornego przerażenia.
Demon przymknął oczy, delektując się tym smakiem.
Nagle ktoś podbiegł i zdzielił mordercę nogą od stołu. Belka jęknęła i pękła, a bies padł na podłogę.
Gorycz bohaterstwa zalała wykwintne danie, czynią je kompletnie niejadalnym.
– Giń, łotrze! – wrzasnął dzierżący deskę mężczyzna, ale nie wyprowadził kolejnego ciosu.
Coś sprawiło, że znieruchomiał.
Podobnie rzecz się miała z ludźmi dookoła – mogli jedynie oddychać oraz mrugać oczami.
– Sam umrzesz, ścierwo! – krzyknął bies, wstając na nogi. – Wszyscy umrzecie!
Unieruchamiając tak wiele celów ryzykował. Wymagało to bowiem całej mocy, jaką posiadał, a czas działania zaklęcia był ograniczony. Oznaczało to również utratę dotychczasowej formy, ale to już nie miało znaczenia.
Przerażenie gawiedzi zaczęło narastać, szczególnie u tych, którzy patrzyli na przemianę biesa, wracającego do naturalnej postaci.
Nogi konia, tułów niby ludzki, ale cały porośnięty runem owcy, do tego z ogonem jak u świni; ręce chude i pokrzywione, zakończone nie dłońmi, a kurzymi łapkami i na koniec głowa jak u kozła, tyle że bez rogów, a z grzebieniem koguta.
Pożeracz Strachu wypiął pierś. Grozy, którą wzbudzał samym wyglądem, było dość, by nasycić trzech takich jak on, ale nie miał zamiaru na tym poprzestać. Złapał za ostrze i rozciął nim brzuch tego, który jeszcze przed chwilą życzył mu śmierci.
Człowiek jęknął, ale nie mógł zrobić nic więcej. Stał bez ruchu, z przerażeniem patrząc, jak bies powoli wypruwa jego wnętrzności.
Nowa porcja trwogi pozwoliła demonowi na zablokowanie wszelkich okien oraz drzwi na chwilę przed ustaniem paraliżu.
Nieświadoma niczego gawiedź próbowała uciec, lecz nikt nie potrafił tego dokonać.
Byli zgubieni.
A wszystko przez dwóch pijaków, którym nie postawiono kolejki. Desperaci wyruszyli do zamkniętej piaskowni z nadzieją, że znajdą tam coś, co będzie można wymienić za przynajmniej dwa dzbany bimbru. No i znaleźli, lecz nie to, czego szukali.
***
Demon ociężale opuścił gospodę. Jego wełna miała teraz kolor purpury, a kopyta ociekały krwią. Czuł się spełniony. Przyswoił taką ilość strachu, że był teraz dwa razy wyższy i pięć razy grubszy. Prawdę mówiąc, gdyby pożarł odrobinę więcej, nie byłby w stanie się ruszyć.
Wiatr uderzył w biesa ścianą deszczu – nie zrobiło to na czarcie żadnego wrażenia. Rozejrzał się za to, rozważając, gdzie pójść. Czy jednak musiał gdziekolwiek iść? W osadzie wciąż było sporo mieszkańców, których strach tylko czekał na to, by go uwolnić i pożreć – a nic nie wyzwalało go tak, jak śmierć w męczarniach.
– Widzę, że się najadłeś.
Głos należał do mężczyzny kryjącego się pod strzechą domu stojącego naprzeciw gospody. Człowiek był wysoki i opatulony kapotą. Objedzony bies wcześniej go nie zauważył.
– Odejdź, ścierwo – rzucił czart.
– Nie tylko ty przybyłeś tutaj głodny, Pożeraczu Strachu.
Bies zmrużył oczy. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie tego, że w niewielkiej wiosce napotka podobną sobie istotę.
– Kim jesteś, łachudro?
– Ja? Jestem Stachu. Pożeracz Stachu – odparł mężczyzna.
– Nie przedrzeźniaj mojego imienia, bo zginiesz! – zagroził bies.
– Kiedy ja naprawdę jestem Pożeracz Stachu – obstawał przy swoim Stachu. – I żywię się czartami… lubię, jak są tłuste… dobrze odżywione… takie jak ty!
Skoczył na zaskoczonego demona.
Pożeracz Strachu patrzył na wielką paszczę pełną setek ostrych zębów, świadom, że nie da rady uniknąć przeciwnika.
Powietrze wokół wypełniła przesłodka woń jego własnego przerażenia.
Delektował się samym sobą, towarzysząc Stachowi w swym unicestwieniu.
Umierał w rozkoszy.
Pożeracz St(r)achu
2Widzę pewną inspirację Wiedźminem
Pomysł demona po stronie jego własnej i ludzkiej jest bardzo ciekawy, aczkolwiek czegoś tu nie rozumiem: z czego czart żył? To nadal nie był człowiek, a nie mógł kupować emocji na kilogram. Jest aż taka różnica między biesem a czartem?
Do tego jedna mniejsza rzecz:
Z pewnością pojawią się jeszcze inne "ale" on innych osób, ode mnie to jednak wszystko

Do tego jedna mniejsza rzecz:
Miał kurze łapy bez przeciwstawnych kciuków. Poza tym miał kurze pazury - po co mu miecz?
Z pewnością pojawią się jeszcze inne "ale" on innych osób, ode mnie to jednak wszystko

Wybaczam i proszę o wybaczenie
Pożeracz St(r)achu
3Nie czytałem nigdy, ale znam (nie da się chyba nie znać). Filma widziałem

Nie do końca rozumiem ten fragment, chodzi ci o którego biesa? Pożeracza czy Stacha?
Jak to się mówi, siła przyzwyczajenia. Jeszcze przed chwilą był człowiekiem, poza tym, jestem zdania, że pazury to raczej broń kłuta niż sieczna.
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie
Pożeracz St(r)achu
4Chodzi mi tutaj o Stacha. Teraz już sam sobie częściowo na to pytanie odpowiedziałem - żywił się strachem demonów. Wciąż jednak byłyby to porcje zbyt małe, by być w stanie powalić Pożeracza świeżo po uczcie, przynajmniej tak mi się zdaje.
Wybaczam i proszę o wybaczenie
Pożeracz St(r)achu
5Bardzo mi się podobało. Zwłaszcza pomysł narracji ze strony biesa, jak i samo zakończenie. Opowiadanie ma dobrą atmosferę i można się naprawę wczuć.
Chociaż trochę się zastanawiam nad jednym. Demon miał zamiar urządzić sobie ucztę, jednak na wieść o łowcy z jakiegoś powodu postanowił z tym poczekać? W dodatku, wyglądało na to, że nie miał zbyt wiele mocy po przybraniu formy człowieka. Nie byłoby lepiej na jego miejscu od razu zrobić rzeź? Może i chciał poczekać na łowcę i się przekonać, czy jest tak dobry, jak mówią. Ale, gdyby się taki naprawdę okazał, to bies byłby na straconej pozycji.
Poza tym, nic innego mnie już nie nurtuje. Tekst jest naprawdę dobry.
Chociaż trochę się zastanawiam nad jednym. Demon miał zamiar urządzić sobie ucztę, jednak na wieść o łowcy z jakiegoś powodu postanowił z tym poczekać? W dodatku, wyglądało na to, że nie miał zbyt wiele mocy po przybraniu formy człowieka. Nie byłoby lepiej na jego miejscu od razu zrobić rzeź? Może i chciał poczekać na łowcę i się przekonać, czy jest tak dobry, jak mówią. Ale, gdyby się taki naprawdę okazał, to bies byłby na straconej pozycji.
Poza tym, nic innego mnie już nie nurtuje. Tekst jest naprawdę dobry.
Pożeracz St(r)achu
6Miło słyszeć.
Cóż, to tekst pisany z ręki, w celu potrenowania opisów, więc sfera fabularna nie jest zbyt dopracowana. Można założyć, że taki był jego plan, ale ten cały łowca trochę go zdezorientował.Virne pisze: Chociaż trochę się zastanawiam nad jednym. Demon miał zamiar urządzić sobie ucztę, jednak na wieść o łowcy z jakiegoś powodu postanowił z tym poczekać? W dodatku, wyglądało na to, że nie miał zbyt wiele mocy po przybraniu formy człowieka. Nie byłoby lepiej na jego miejscu od razu zrobić rzeź?
Ogólnie jest to taka niby kontynuacja dwóch poprzednich opowiadań, które też są na Wery:
Kartoflak
Ostatni kwik
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie
Pożeracz St(r)achu
7Cześć,
Bardzo spodobał mi się Twój tekst. Ma klimat, świetny styl i fascynujący pomysł. Zdarzyło się kilka potknięć językowych jak np. to:
> kto żyw, zaczął opuszczać karczmę, gnany pragnieniem ujrzenia, a być może i uściśnięcia
> dłoni wielkiego pogromcy zła.
- z czego wynika, że wieśniacy chcieli uścisnąćlub ujrzeć dłoń Stacha. A nie to to chyba chodziło, prawda ? :)
Do tego nie rozumiem aluzji przy kuflu z muchą. Jeżeli miałoby to być nawiązanie do końcówki, to jest to odrobinę wyprzedzanie faktów, mylne i niezrozumiałe, skoro narracja jest prowadzona z punktu widzenia biesa. Nie mógł on wiedzieć wcześniej, co się z nim stanie, więc zbędny jest ten komentarz. Jeżeli zaś miała ona nawiązywać do upojenia, a więc późniejszej "uczty" biesa, to również nietrafiona aluzja, bo mucha się jednak topiła, a więc umierała, czego zaś nie można powiedzieć o "najedzonym" biesie.
Poza tym zastanawia mnie finał - nie jest wskazane w tekście po czym bies poznał, że Stach jest istotą podobną do niego. Do tego te ostre zęby, których nikt z wieśniaków wcześniej nie zauważył. Stachu wyglądał wobec tego zwyczajnie, aż tu nagle ma w paszczy niezłą broń i zdolny jest pokonać Pożeracza Strachu. Trochę to taki królik z kapelusza, która pojawia się ni stąd ni zowąd. Warto wtrącić w tekście mimochodem o czymś, co mogłoby zwrócić uwagę biesa, czymś co odstawałoby od wyobrażenia szarlatana i sprawa miałaby się nieco inaczej.
Poza tym logicznie, miejscami zabawnie, ciekawy zabieg gry językowej z imionami demonicznych istot. Naprawdę miło się czytało.
Pozdrawiam
Bardzo spodobał mi się Twój tekst. Ma klimat, świetny styl i fascynujący pomysł. Zdarzyło się kilka potknięć językowych jak np. to:
> kto żyw, zaczął opuszczać karczmę, gnany pragnieniem ujrzenia, a być może i uściśnięcia
> dłoni wielkiego pogromcy zła.
- z czego wynika, że wieśniacy chcieli uścisnąćlub ujrzeć dłoń Stacha. A nie to to chyba chodziło, prawda ? :)
Do tego nie rozumiem aluzji przy kuflu z muchą. Jeżeli miałoby to być nawiązanie do końcówki, to jest to odrobinę wyprzedzanie faktów, mylne i niezrozumiałe, skoro narracja jest prowadzona z punktu widzenia biesa. Nie mógł on wiedzieć wcześniej, co się z nim stanie, więc zbędny jest ten komentarz. Jeżeli zaś miała ona nawiązywać do upojenia, a więc późniejszej "uczty" biesa, to również nietrafiona aluzja, bo mucha się jednak topiła, a więc umierała, czego zaś nie można powiedzieć o "najedzonym" biesie.
Poza tym zastanawia mnie finał - nie jest wskazane w tekście po czym bies poznał, że Stach jest istotą podobną do niego. Do tego te ostre zęby, których nikt z wieśniaków wcześniej nie zauważył. Stachu wyglądał wobec tego zwyczajnie, aż tu nagle ma w paszczy niezłą broń i zdolny jest pokonać Pożeracza Strachu. Trochę to taki królik z kapelusza, która pojawia się ni stąd ni zowąd. Warto wtrącić w tekście mimochodem o czymś, co mogłoby zwrócić uwagę biesa, czymś co odstawałoby od wyobrażenia szarlatana i sprawa miałaby się nieco inaczej.
Poza tym logicznie, miejscami zabawnie, ciekawy zabieg gry językowej z imionami demonicznych istot. Naprawdę miło się czytało.
Pozdrawiam
Pożeracz St(r)achu
8Dzięki za robudowany komentarz i wytknięcie pewnych nieścisłości.
Opowiadanie, po drobniutkim liftingu dostało się do Biblioteki na NF, więc już przy nim grzebał nie będę. W końcu jakiś mały, niespodziewany sukcesik
.
Miło.
Opowiadanie, po drobniutkim liftingu dostało się do Biblioteki na NF, więc już przy nim grzebał nie będę. W końcu jakiś mały, niespodziewany sukcesik

Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie
Pożeracz St(r)achu
9Teraz wiem, że koniecznie muszę przeczytać Kartoflaka (ta nazwa rozbiła mnie na atomy. Leże i kwiczę). Za wyjątkiem tego sztyletu trzymanego w kurzych łapach nie mam w zasadzie do czego się przyczepić i w kierunku tekstu leci props. Nie inspirowałeś się może trochę Wędrowyczem w nieco poważniejszej formie?
Gdzie dwóch się bije tam pod wozem kózka dołki kopie, a kto ślimakiem wojuje ten od sera ginie.
Pożeracz St(r)achu
10Heh, obyś się nie zawiódł.
Nie jesteś pierwszą osobą, której lekko to nie gra, ale już mniejsza o to. Diabeł tkwi w szczegółach, a tu akurat szczegół ów trzyma w łapach.
Nie znam tej postaci. Ogólnie mało czytam, że tak powiem, normalnych książek (ostatnio zacząłem powoli nadrabiać). Jak już to bardziej takie, o stalach, śrubach, całkach (czyli prawdziwa "fantastyka"

Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie