Arcybiskup [fantasy] część 1

1
Leniwie połyskujące, słabe refleksy światła odbijały się w białym klejnocie. Ostatki nafty właśnie wypalały się w knocie lampy pozostawionej w biegu przez karczmarza. Mimo panującej w małym pokoju ciemności, Reyn zdołał zauważyć drżenie zakrwawionych rąk panny Henrietty.
- Weź go - powiedziała pewnym i stanowczym głosem, kontrastującym ze strachem w jej oczach. - Powierzam ci misję.
Kolejne sekundy mijały nieubłaganie, zamieniając się w tysiąclecia. Reyn i Henrietta stali naprzeciw siebie nieruchomo od dłuższej chwili. Oboje czuli, jak pochłania ich ciemność, która wdzierała się przez maleńkie okienko pokoju. Księżyc w pełni skrył się za chmurami i jedynie małe źródło światła, które stało na stoliku w kącie pomieszczenia, pozwalało im widzieć cokolwiek.
Strony zniszczonych woluminów i dokumentów walały się po podłodze. Czerwona, wciąż ciepła maź, powolnie wsiąkała w suchy pergamin. Przy ścianie, obok drzwi, leżały sterty pozostałości drewnianych półek, krzesła i małego biurka, których nogi zostały powyrywane. Nawet widniejące na ściennym płótnie twarze Świętej Matki i jej syna były teraz bardziej przygnębione, jakby wiedziały, że żadne desperackie czyny nie uratują mieszkańców miasteczka.
- Nie patrz się tak na mnie. - Henrietta wciąż stała z wyciągniętą w kierunku mężczyzny dłonią. - Tylko ty możesz to zrobić, błagam cię.
Reyn zdawał się nie rozumieć swojej sytuacji. Jeszcze kilka dni temu pławił się luksusach, zdobytych dzięki ostatnim zleceniom. Szczególnie dla niego, zwykłego Łowcy, było to niecodzienne zjawisko. Obiecał sobie, że nigdy więcej nie wyruszy na polowanie, osiądzie w małej miejscowości i w spokoju dożyje starości. Niestety wybrał nieodpowiednie miejsce.
- Dlaczego ja? - odezwał się w końcu, a zaraz potem zaśmiał się w duchu z żałosnego dźwięku swojego głosu.
- Ja muszę zostać, ona też - kobieta wskazała na osobę kulącą się pod oknem. - To jest nasz obowiązek. Ty musisz wziąć ten klejnot i jak najszybciej dotrzeć do biskupa Esalboltha. To sprawa życia i śmierci.
Wciąż nic z tego nie rozumiał i nie był pewny, czy nawet chciał cokolwiek zrozumieć. To wszystko działo się zbyt szybko. Zbyt wiele sprzecznych i niezrozumiałych faktów kołatało się w jego umyśle. Widział jednak łzy napływające do oczu Henrietty. Do pięknych, dużych, słodko orzechowych oczu wspaniałej panny Henrietty napływały najszczersze łzy, jakie w życiu widział. Zrozpaczone spojrzenie kobiety łamało mu serce i nawet gdyby poznał ją przed sekundą, byłby w stanie zrobić dla niej wszystko. Strach jednak paraliżował wszystkie jego zmysły, stał w bezruchu, jakby zamrożony. To nie mogło dziać się naprawdę.
Henrietta zniecierpliwiona bezczynnością, wcisnęła siłą klejnot do jego dłoni. Reyn, postawny i dobrze zbudowany mężczyzna, w tej chwili skurczył się do rozmiaru kościelnej myszy. Stał bezradnie z otwartymi ustami, z malującą się żałośnie na jego twarzy maską oszołomienia.
- Reyn! - Ujęła jego twarz w dłonie. - Obudź się! To nie jest czas na zdziwienie. Musisz działać, błagam cię. Jeśli tego nie zrobisz, będziemy zgubieni!
Wyrwany z transu mężczyzna poczuł wzmożoną ochotę pocałowania Henrietty. Zupełnie bezsensowną i niepasującą do chwili. Henrietta była urodziwą kobietą i nawet zbroja, którą nosiła nie odejmowała jej uroku. Gdy tylko ją ujrzał, wiedział, że to kobieta, z którą mógłby spędzić resztę życia. W lśniącym, srebrnym pancerzu i krwistoczerwonej pelerynie nie wyglądała jak rycerz, lecz jak księżniczka. Zazwyczaj upięte włosy, teraz roztargane przez wiatr i walkę, sprawiały, że z żalu i szczęścia pękało mu serce. Była jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj. Jedynie z nią chciał opuścić to miejsce.
Ubiegła go. Poczuł ciepły dotyk cienkich warg, jakby muśnięcie pierwszego wiatru wiosny. Nie słyszał już krzyków wieśniaków zza okna, jedynie rozszalałe bicie swojego serca.
- Błagam cię, Reyn - Jej głos tym razem załamał się. - Zrób to.
Oszołomiony jeszcze bardziej, cofnął się o kilka kroków i mimowolnie dotknął palcami swoich ust. Potworny ból wręcz zmaterializował się w jego piersi, wyrywał się i szarpał ciało.
Nie odezwał się ani słowem. Przy drzwiach odwrócił się jeszcze, chcąc coś powiedzieć, jednak spojrzenie Henrietty upewniło go w przekonaniu, że ona już o tym wie. Gdy zniknął w ciemności korytarza, Henrietta zamknęła wejście do pokoju. Z całej siły kopnęła stertę zniszczonych mebli.
- Cóż za inscenizacja - odezwała się dotąd milcząca, skulona postać pod oknem.
Światło lampy było coraz bledsze. W pokoju panowała już prawie całkowita ciemność.
- To nie była inscenizacja.
Henrietta osunęła się na podłogę. Dotknęła dłonią swojej stopy, w którą przed chwilą wbił się kawałek ułamanej półki. Czuła jak materiał pod butem pochłania ciepłą ciecz.
- Przecież go nie kochasz - stwierdziła ze śmiechem druga kobieta.
- Może i nie - przytaknęła Henrietta. - Nie dowie się.
- Bo umrze. Tak jak ty, jeśli zaraz stąd nie uciekniesz.
- Jak mogłabym cię zostawić? - Tym razem kobieta w zbroi poczuła spływające po policzkach łzy.
Nie mogła dłużej ich powstrzymywać. Były to łzy rozpaczy, żalu i świadomości rychłej śmierci.
- Czuję twoją krew, Hen. Jesteś wspaniałą wojowniczką, ale jesteś ranna i zmęczona. Nawet nie dotrwasz do...
- Przestań - przerwała jej czarnowłosa. - Może nie wyglądam, ale jestem twarda. Dotrwam. Złożyłam przysięgę.
- Nikt nie musi dowiedzieć się, że jej nie dotrzymałaś.
Henrietta zaśmiała się w głos, z którego emanowała niepewność.
- Bóg będzie wiedział - szepnęła.
- Bóg to kutas - ucięła kobieta pod oknem. - Trzeba zabrać się do roboty, dosyć tego dramatu.
Podniosła się wolno, lampa słabo oświeciła zarys jej sylwetki i twarz. Szare włosy, mieniące się pomarańczową barwą światła, przylgnęły do szyi i twarzy, mokre od krwi i potu. Ucięte zaraz nad szyją, odsłaniały bladą skórę karku. Kobieta miała na sobie brudną, białą koszulę i porwane skórzane spodnie. Jej posoką naznaczony był praktycznie cały pokój. Zwykły człowiek straciwszy takie ilości krwi, dawno zszedłby z tego świata.
- Inga... - jęknęła Henrietta. - Ja...
- Wiem - odpowiedziała ranna kobieta, odwróciwszy się do okna.
Inga również była piękna. Nawet piękniejsza od Henrietty, jednak nikt tego nie zauważył. Chroniło ją zaklęcie. Nikt nie zapamiętał jej twarzy, jedynie zarys pospolitej, nic nieznaczącej osoby. Tak było bezpieczniej. To Henrietta zwracała na siebie całą uwagę i zainteresowanie. Inga na pierwszy rzut oka była tylko tłem do działań. Zwykłą nieistotną uczennicą. Jednak rzeczywistość była zupełnie inna.
- Zabij mnie już teraz – odezwała się Hen po kilku chwilach ciszy. - Proszę. Nie chcę tego widzieć.
Powietrze stało się ciężkie. Zdawało się wibrować od przesycenia negatywnymi emocjami. W małym pokoju z tyłu karczmy nagromadziły się gniew, smutek i żal całego miasteczka. Ciemność w sercu Ingi upajała się tym wszystkim. Kobieta mogła tylko z obrzydzeniem czekać na jej uwolnienie. Kobieta wiedziała, że zguba dla tego miejsca nadejdzie niedługo. Z obrzydzeniem czekała na jej przyjście.
Odwróciła się i spojrzała na Hen. Było już ciemno, lampa przestała się palić, ale Inga widziała. Widziała drżące ze strachu ciało oraz bojące się spojrzeć w oblicze śmierci, zamknięte oczy.
Miło byłoby zobaczyć je kiedyś jeszcze raz, pomyślała Inga. Szkoda.
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin

Dr Bąbelek

Arcybiskup [fantasy] część 1

2
Fajny ten fragment, zainteresował mnie. Odchudziłabym trochę opisy na początku (a belka we własnym oku... :lol:) Obok bardzo dobrych, żywych zdań (czuję tych bohaterów) pojawia się kilka gorszej jakości. Ciekawe jak się tu znalazły, wydają mi się mocno odstawać od poziomu reszty.
Ceallach pisze: Zrozpaczone spojrzenie kobiety
Za dużo, już było o jej oczach i łzach.
Ceallach pisze: Wyrwany z transu mężczyzna poczuł wzmożoną ochotę pocałowania Henrietty.
To właśnie jedno ze zdań gorszej jakości :)
Ceallach pisze: Henrietta była urodziwą kobietą i nawet zbroja, którą nosiła nie odejmowała jej uroku
j.w.
Ceallach pisze: Tym razem kobieta w zbroi poczuła spływające po policzkach łzy
Zwykle takie próby uniknięcia powtórki imienia się nie sprawdzają.
Ceallach pisze: Henrietta zaśmiała się w głos, z którego emanowała niepewność
"w głos, z którego" brzmi niepoprawnie.
Ceallach pisze: To Henrietta zwracała na siebie całą uwagę i zainteresowanie.
Jakby niepotrzebe dopowiedzenie.
Ceallach pisze: Inga na pierwszy rzut oka była tylko tłem do działań. Zwykłą nieistotną uczennicą. Jednak rzeczywistość była zupełnie inna.
To też, bo może lepiej dać się o tym przekonać czytelnikowi w akcji?
Ceallach pisze: Zdawało się wibrować od przesycenia negatywnymi emocjami
To na pewno niepotrzebne :) Nastrój już zbudowałaś dialogiem.
Ceallach pisze: Kobieta mogła tylko z obrzydzeniem czekać na jej uwolnienie. Kobieta wiedziała, że zguba dla tego miejsca nadejdzie niedługo. Z obrzydzeniem czekała na jej przyjście.
A tu się coś pomieszało.

Ale ogólnie, bardzo pozytywnie!

Arcybiskup [fantasy] część 1

3
Dziękuję bardzo! :)
Kilka osób już pomagało mi wyeliminować niefajnie brzmiące zdania, sama zauważam je dopiero po długim czasie, ale jak widać, kilka się uchowało :D

W ogóle to mam jeszcze pytanko małe, jeśli chciałabym dodawać kolejne części tego opowiadania, to mam normalnie zakładać nowe tematy? Dla pewności zawsze czytam regulamin przed wstawieniem i chyba nie znalazłam konkretnej informacji. W sensie, że nie widziałam, żeby było to zabronione, ale zawsze lepiej spytać :D
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin

Dr Bąbelek

Arcybiskup [fantasy] część 1

4
Ceallach pisze: normalnie zakładać nowe tematy
tak. możesz na początku posta zalinkować poprzednie części, ale nie jest to wymagane.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Arcybiskup [fantasy] część 1

5
Ceallach pisze: Leniwie połyskujące, słabe refleksy światła odbijały się w białym klejnocie. Ostatki nafty właśnie wypalały się w knocie lampy pozostawionej w biegu przez karczmarza. Mimo panującej w małym pokoju ciemności, Reyn zdołał zauważyć drżenie zakrwawionych rąk panny Henrietty.
By nie rozdrabniać się = mamy tu biały klejnot, knot lampy i ciemność, która jednak nie skrywa zakrwawionych rąk - czyli skąd blask klejnotu, co ma do tego lampa i do czego przypiąć ręce? Za duży galimatias wprowadzony od początku, by cokolwiek zrozumieć.
Ceallach pisze: - Weź go - powiedziała pewnym i stanowczym głosem, kontrastującym ze strachem w jej oczach. - Powierzam ci misję.
Kolejne sekundy mijały nieubłaganie, zamieniając się w tysiąclecia. Reyn i Henrietta stali naprzeciw siebie nieruchomo od dłuższej chwili. Oboje czuli, jak pochłania ich ciemność, która wdzierała się przez maleńkie okienko pokoju. Księżyc w pełni skrył się za chmurami i jedynie małe źródło światła, które stało na stoliku w kącie pomieszczenia, pozwalało im widzieć cokolwiek.
sekundy zamieniające się w tysiąclecia - a oni stoją jakby nic.
Przecież w pokoju(jak wynika z poprzedniego fragmentu) było ciemno -więc co ma do tego okno? i skąd źródło światła w koncie?
Ceallach pisze: Strony zniszczonych woluminów i dokumentów walały się po podłodze. Czerwona, wciąż ciepła maź, powolnie wsiąkała w suchy pergamin. Przy ścianie, obok drzwi, leżały sterty pozostałości drewnianych półek, krzesła i małego biurka, których nogi zostały powyrywane. Nawet widniejące na ściennym płótnie twarze Świętej Matki i jej syna były teraz bardziej przygnębione, jakby wiedziały, że żadne desperackie czyny nie uratują mieszkańców miasteczka.
Straszny tu bałagan. Dużo się dziele ale nic z tego logicznie nie wynika. Zdania wyrwane z kontekstu, nic nie obrazują, nic nie tłumaczą.
Ma ten fragment w sobie coś= ale na boga uporządkuj myśli - rozpisz to co widzisz tak, by i czytelnik to zobaczył!
Życzę przyjemnej zabawy w poprawę, bo warto. Tylko okiełzaj natłok myśli. :D

Added in 1 minute 29 seconds:
*kącie :cry:
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

Arcybiskup [fantasy] część 1

6
Dzięki ithilhin za odpowiedź :)
Kurczę, po tylu poprawach myślałam, że już nic takiego się nie znajdzie... :< Ale racja, trochę chaotycznie to wygląda, jak tak o tym wspomniałaś. Dziękuję za rady, wezmę je sobie do serca i następnym razem spróbuję pisać bardziej przemyślane zdania :>
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin

Dr Bąbelek

Arcybiskup [fantasy] część 1

8
Ceallach pisze: Leniwie połyskujące, słabe refleksy światła odbijały się w białym klejnocie. Ostatki nafty właśnie wypalały się w knocie lampy pozostawionej w biegu przez karczmarza. Mimo panującej w małym pokoju ciemności, Reyn zdołał zauważyć drżenie zakrwawionych rąk panny Henrietty.
Jak wyglądają "leniwie połyskujące, słabe refleksy światła"? Połyskują powoli? Są ledwie widoczne? dla mnie przedobrzyłaś ten wstęp, jest przekombinowany. Sugerowałbym wyrzucenie kilku podobnych potworków, a tekst na pewno zyska'

Ceallach pisze:- Weź go - powiedziała pewnym i stanowczym głosem, kontrastującym ze strachem w jej oczach. - Powierzam ci misję.
Po tym dialogu zobaczyłem napis w lewym górnym ekranie monitora SAMOUCZEK: Naciśnij "J", aby wyświetlić dziennik zadań.

Ceallach pisze:Kolejne sekundy mijały nieubłaganie, zamieniając się w tysiąclecia. Reyn i Henrietta stali naprzeciw siebie nieruchomo od dłuższej chwili.
Napisałaś to samo w dwóch zdaniach. No, prawie - niemniej w pierwszym zdaniu sugerujesz, że rzecz ciągnie się od dłuższego czasu. W zdaniu nr. 2 piszesz, że X i Y stali naprzeciw siebie od dłuższego czasu. Bez sensu, a takich udziwnień jest w tekście sporo. Już teraz widzę, że masz tendencję do poetyzowania języka. Mam podobnie i myślę, że mogę Ci powiedzieć to samo, co powiedział mi znajomy redaktor. Poetyzowanie - OK, ale tylko w chwilach, które naprawdę tego wymagają. A które tego wymagają? Ciężko stwierdzić, ale najlepiej wyobrazić sobie film. Najbardziej romantyczne, wniosłe deklaracje padają na tle zachodzącego słońca, a najczęściej dotyczą miłości. Twoja scena nie jest taką. Oczywiście, zaraz podniesiesz, że to nie musi być słońce i słusznie - nadal jednak uważam, że nad tą sceną powinna być muzyka budząca napięcie, może taki trochę ambient; ale na pewno nie poetycka, wzniosła. Mam nadzieję, że rozumiesz, o czym piszę :)
Ceallach pisze: Oboje czuli, jak pochłania ich ciemność, która wdzierała się przez maleńkie okienko pokoju.
Wywal "które". Zamiast tego polecam "wdzierająca się przez(...)". Skrócisz zdanie, sens zostanie zachowany, a Ty unikniesz powtórzeń. Słowo "Które" zostanie Ci na zdanie, KTÓRE :D naprawdę będzie tego potrzebować :)

Ceallach pisze: Jeszcze kilka dni temu pławił się luksusach, zdobytych dzięki ostatnim zleceniom. Szczególnie dla niego, zwykłego Łowcy,
"Łowcy" z małej. Nie piszesz słów typu "dziennikarz", "wiedźmin", "policjant" z dużej litery. To taka drobnostka ;)
Ceallach pisze:Wciąż nic z tego nie rozumiał i nie był pewny, czy nawet chciał cokolwiek zrozumieć. To wszystko działo się zbyt szybko.
Niekumaty ten bohater. Najpierw stoją tysiąclecia chwil etc., a nagle dla niego dzieje się wszystko zbyt szybko? Wiem, czepiam się, może ma to sens w szerszym kontekście. Ale postanowiłem i o to zahaczyć
Ceallach pisze: Reyn, postawny i dobrze zbudowany mężczyzna, w tej chwili skurczył się do rozmiaru kościelnej myszy. Stał bezradnie z otwartymi ustami, z malującą się żałośnie na jego twarzy maską oszołomienia.
Nie kupuję w ogóle tej sceny. Wiesz co, może to jest kwestia własnych upodobań. Więcej nawet: powiedziałbym, że "postawny i dobrze zbudowany" jest co drugi bohater fantasy, ale... Geralt taki nie był. Potter taki nie był. Tyrion (xD) też taki nie był. W ogóle ostatnio zauważam trend, że wszyscy zaczynają pisać "mroczne" fantasy, a nie mają do tego predyspozycji/warsztatu. Ty na szczęście zaznaczyłaś, że to jest fantasy bez żadnych naleciałości "dark". Dlatego zostawiam wygląd bohatera w spokoju i przyczepiam się do drugiego zdania. Wyobrażasz sobie bohatera - postawnego i przystojnego - stojącego z bezradnie otwartymi ustami z maską oszołomienia na twarzy? Ja nie, ale ostatnio mało czytam, to może i brak mi wyobraźni. W ogóle "maska oszołomienia" to nieudana konstrukcja. Spróbuj czegoś innego, a najlepiej wywal to oszołomienie. Nie pasuje do sytuacji. Wydaje mi się, że w takie sytuacji miałbym na twarzy grymas niezadowolenia, może smutku, przejęcia - ale nie oszołomienia.

Ceallach pisze:- Reyn! - Ujęła jego twarz w dłonie. - Obudź się! To nie jest czas na zdziwienie. Musisz działać, błagam cię. Jeśli tego nie zrobisz, będziemy zgubieni!
Wreszcie ktoś mu to powiedział :D

Ceallach pisze:Ubiegła go. Poczuł ciepły dotyk cienkich warg, jakby muśnięcie pierwszego wiatru wiosny. Nie słyszał już krzyków wieśniaków zza okna, jedynie rozszalałe bicie swojego serca.
A tu bardzo ładny opis. Pasuje nawet do tego, co sam czułem przy pierwszym pocałunku :) Jak chcesz to potrafisz!
Ceallach pisze:- Błagam cię, Reyn - Jej głos tym razem załamał się. - Zrób to.
Nie przeszkadza mi to, ale uśmiechnąłem się :D Cóż, jestem zbereźnikiem :P

Dobra, generalnie podsumowanie:

Tekst nie podszedł mi do gustu. Przekombinowane zdania, bohaterowie nie budzą emocji, dialogi są zaledwie poprawne. Masz momenty, kiedy naprawdę fajnie piszesz, ale generalnie jeszcze trochę pracy Cię czeka. Fabularnie ciężko jest tutaj cokolwiek wyhaczyć, bo jest tego po prostu mało i ubogo. Większość błędów została wyhaczona już przez poprzedników, nie będę się więc już po nich powtarzać.

Co bym zalecał?

Mniej poetyzacji języka. Sam zabieg nie jest zły, może nadać temu tekstowi charakteru, ale na razie przesadzasz z tym. Wygląda to trochę tak, jak gdybyś chciała podkreślić mrok opowiadania przez wrzucanie do co drugiego zdania zwłok albo innych trucheł. Coś by tam z tego wyszło, ale raczej pokracznego. U Ciebie pokracznie nie jest, ale balansujesz na krawędzi kiczu. Wyrzuć barwne metafory z co drugiego zdania, a na pewno zyskasz dynamikę i przejrzystość. Ładne, długie opisy otoczenia Ci nie wychodzą.

Co na plus?

Wychodzi Ci ładnie opisywanie emocji, co jest o tyle dziwne, że emocji paradoksalnie u Twoich bohaterów prawie w ogóle nie ma. Niemniej tutaj błyszczysz najbardziej. Kolejna sprawa to opisy: przesadzasz z nimi, ale będziesz miała łatwiej z poprawieniem ich, głównie dlatego, że masz bogate słownictwo. Łatwiej zrzucać, niż budować :)

Tyle ode mnie.

Added in 11 minutes 38 seconds:
No tak i jeszcze uwaga ode mnie: tekst naprawdę byłby w porządku, gdyby nie to, że jest przekombinowany :) Bo pod względem ortografii etc. jest naprawdę zadbany - co się chwali.
Bo lubię pisać.

Arcybiskup [fantasy] część 1

9
tumi1 pisze: Wywal "które". Zamiast tego polecam "wdzierająca się przez(...)". Skrócisz zdanie, sens zostanie zachowany, a Ty unikniesz powtórzeń. Słowo "Które" zostanie Ci na zdanie, KTÓRE :D naprawdę będzie tego potrzebować :)
No z tym jest zawsze problem, takie wyrażenia jak "który", "swój", "on" i inne podobne często pierwsze przychodzą na myśl i staram się je oszczędzać :D A w tym zdaniu chyba zrobiłam się za bardzo rozrzutna. Rzeczywiście można by było zrobić to, jak piszesz.
tumi1 pisze: "Łowcy" z małej. Nie piszesz słów typu "dziennikarz", "wiedźmin", "policjant" z dużej litery. To taka drobnostka ;)
Możliwe, że źle to tu ujęłam, albo nawet nie powinnam tak zrobić. Ale chodziło mi tu mniej o profesję, a bardziej jako pozycję społeczną, czy coś w tym stylu. No i chciałam to podkreślić. Żeby po przeczytaniu tego słowa, gdy napisane jest z wielkiej litery, czytający zapamiętał, że to nie po prostu łowca. Że znaczy to coś innego niż to, co my znamy :)
tumi1 pisze: Nie przeszkadza mi to, ale uśmiechnąłem się :D Cóż, jestem zbereźnikiem :P
Spoko, rozumiem :D Mój chłopak przy zdaniu "Weź go" roześmiał się w głos, więc wiem o co chodzi :D

Dziękuję ci bardzo za opinię, rady wezmę sobie do serca :) W sumie mam wrażenie, że opisy nigdy jakoś za specjalnie mi nie wychodziły, więc będę musiała nad tym pracować. Oczywiście, że dużo przede mną pracy, jestem tego świadoma. Zauważam już postępy, to i więcej motywacji do ćwiczeń :D Przyznam, że chyba wyjdzie z tego takie trochę dark fantasy, ale mam nadzieję, że wyjdzie dobrze. Będę się starać :)
Postęp też zauważyłam w przyjmowaniu krytyki, bo z racji że jestem osobą raczej wrażliwą, to po takim komentarzu jeszcze jakiś czas temu pewnie skuliłabym się w kącie pokoju i rozpamiętywała te słowa przez długi czas :D A teraz jakoś lżej mi to przychodzi. Także ten. Dzięki wielkie jeszcze raz! :)
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin

Dr Bąbelek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron