

Doktor przeciągnął się na krześle. Był już naprawdę zmęczony. Poranny dyżur w szpitalu, etat w państwowej przychodni i teraz tutaj, szósta godzina w prywatnym gabinecie dawały mu się we znaki do tego stopnia, że pacjentki, najzwyczajniej w świecie, zaczęły go irytować. Panie doktorze, a czy te rozstępy po ciąży to zejdą? A po tych tabletkach, to ja jestem strasznie gruba. Tu mnie boli, trochę niżej, o tu. Obawiał się, że jeszcze chwila i nie wytrzyma. Po szesnastu godzinach jedyne, czego pragnął, to prysznic i ciepłe, wciąż jędrne ciało Stefanii. Dotknąwszy podbródka poczuł, iż zarost bez najmniejszego problemu poradził sobie z cienką powłoką naskórka i zaczyna kiełkować tak, by rano, tuż przed goleniem, upodobnić go do egzotycznego przestępcy. Atramentowe, głęboko osadzone oczy z gęstymi rzęsami i krzaczaste, szerokie na jakieś dwa centymetry brwi nadawały twarzy bandycki charakter. Śniada cera, kompilacja genów białego ojca i pochodzącej z Nairobi matki sprawiała, że teraz, w lecie, wyglądał na ciemnoskórego. Włosy w hebanowym odcieniu, pozbawione jakichkolwiek oznak upływającego czasu, odejmowały mu lat.
Westchnął i spojrzał w monitor. Było tu wszystko - ciąże, cysty, grzybice, brodawczaki, cztery przypadki kontrolne bez żadnych uwidocznionych patologii i niestety jeden nowotwór, zaawansowany, wygrywający w przedbiegach. W tym akurat przypadku sprawa była jasna - inauguracja walki o życie niespełna dwudziestoletniej dziewczyny, stanowiła jednocześnie jej finał.
Jeszcze mocniej ugruntowany w niezmiennym od lat przekonaniu, wzdrygnął się. Był pewien, że Bóg nie istnieje, że to marketingowy twór powołany do życia wiecznego przez najgorsze ludzkie popędy. Przecież Miłością nie mógł być ten, który rzeźbiąc idealne krągłości, szczupłe talie i promienne uśmiechy, nagle postanawiał to wszystko odebrać - często bez ostrzeżenia, prawie zawsze bez zgody. Dlatego w niego nie wierzył, a jeśli już, w jego świecie Bóg był zwykłym, pospolitym łajdakiem.
Pośliniwszy kciuk doktor roztarł ślad po długopisie na palcu wskazującym i zahaczając wzrokiem o cyferblat nowego zegarka, dał spóźnialskiej jeszcze tylko pięć minut. Dwudziesta druga dwadzieścia. Na liście pozostała ostatnia pacjentka. Mimo, że była tu tylko raz, pamiętał ją, takiej kobiety nie sposób było zapomnieć. Naprawdę atrakcyjna przyciągała wzrok, jednak miała w sobie coś, co sprawiało, że nigdy nie odważyłby się wykroczyć poza zawodowe relacje. Nie dlatego, że flirtowanie z pacjentką naruszało kodeks etyczny, zgodnie z którym postępował odkąd zaczął pracować, czasami mu się zdarzało, luźna pogawędka, subtelne komplementy. Ale nie z nią. Nie potrafił tego nazwać, ale było w niej coś, co budziło nieufność, co sprawiało, że czuł się onieśmielony i spięty.
-Przepraszam za spóźnienie. - Kobieta, o której myślał, stanęła w drzwiach, uśmiechnięta i piękna, nawet o tej porze, kiedy większość ludzi marniała i traciła kolory. Nie zwrócił uwagi na to, co miała na sobie, nigdy nie zwracał, jednak od razu zauważył czerwone szpilki, w jego mniemaniu kwintesencję kobiecości i szyku. Wyglądała bosko. - Mam nadzieję, że nie czekał pan długo.
-Nie, nie – zaprzeczył, odwzajemniając uśmiech. - Proszę usiąść. Za dziesięć minut miałem wychodzić, więc cieszę się, że jednak pani zdążyła.
-Ja też się cieszę. I mam nadzieję, że załatwimy to szybko.
Skrzywił się nieco na ton, którego wyjątkowo nie lubił. Mimo dość ciepłej barwy, dała się słyszeć tam nuta nieznosząca sprzeciwu.
-W czym mogę pani pomóc? - Jednym kliknięciem myszki przywołał kartę pacjentki. Jego twarz rozjaśniała. W gabinecie, w którym jedyne źródło światła stanowiła mała lampka biurkowa, panował półmrok.
-Prawdopodobnie jestem w ciąży – oznajmiła sucho.
-Robiła pani test?
-Tak. Wyszedł pozytywny.
-Data ostatniej miesiączki?
-Trzydziesty pierwszy maj.
Doktor wprawnie uderzał w klawisze klawiatury.
-Niech się pani rozbierze - nakazał.
Podczas, gdy pacjentka przygotowywała się do badania, jeszcze raz zerknął na bieżąca historię, uzupełnioną o dane z wywiadu przeprowadzonego na pierwszej wizycie. Z punktu medycznego nie było tu nic, co mogłoby przyciągnąć uwagę, żadnych cyst, nadżerek, guzków w piersiach. W tabeli ciąża/poród/połóg kilka zdań.
-Według informacji z karty widzę, że była już pani w ciąży.
-Tak – potwierdziła. - Poroniłam.
Choć brzmiała zdecydowanie, lekarz wyczuł wahanie, jakąś milisekundową pauzę, którą wariograf odczytałby jako kłamstwo.
Badanie trwało niecałe pięć minut. Ekran ukazujący wnętrze macicy wyglądał jak próbnik tynku w sklepie z farbami - z szarobiałych kropek, tworzących bliżej nieokreślone wzory, trudno byłoby wyłowić zygotę, zaczątek kolejnej ludzkiej istoty. W niemalże nabożnym skupieniu doktor przyciskał jakieś małe guziki, po czym odwróciwszy monitor, wyłączonym długopisem zakreślił kółko.
-Tutaj mamy ciałko żółte.
Kobieta uniosła głowę.
-Czyli mówiąc kolokwialnie coś, co biorąc pod uwagę brak owulacji i dwie kreski na teście, najpewniej oznacza wczesną ciążę.
-To pewne?
-Żeby potwierdzić, należy zrobić badanie na poziom hormonu beta HCG. Poza tym, musi się pani liczyć, że na tym etapie... sama pani rozumie. Tym bardziej, że było już poronienie.
-Rozumiem - ucięła. - Proszę w takim razie o skierowanie.
-Badanie proszę zrobić w odstępie dwudziestu czterech godzin – powiedział, kiedy pacjentka z powrotem usiadła po przeciwnej stronie biurka. Podając druk skierowania, czekał, że może coś powie, o coś zapyta. - Wzrost poziomu beta HCG da nam pewność, że jest ciąża.
-Ok.
-Jeszcze jedno. - Pospiesznie przebiegł wzrokiem po szklanym ekranie. - Nie mam wpisanej przyczyny poronienia i wieku płodu.
-Przyczyny naturalne, dwunasty tydzień.
-Ile pani miała lat?
Znowu chwila wahania, milisekundowa, ale jednak.
-Dwadzieścia jeden.
-Ciąża pojedyncza, czy...
-Bliźniacza.
-Nigdy potem nie była pani...
-Nie byłam. Coś jeszcze?
-A jak piersi? Bada się pani?
-Czasami.
-To może... skoro już pani tu jest. – Sam nie wiedział, co go podkusiło. Przecież chciał jak najszybciej wrócić do domu.
W chwilę potem stała przed nim naga od pasa w górę. Usadzając wzrok ponad ramieniem pacjentki delikatnie, kawałek po kawałku zbadał najpierw jedną, potem drugą pierś. Były lekko nabrzmiałe.
-Wszystko w porządku? - zapytała, kiedy ten, po raz kolejny, wrócił w to samo miejsce. Nagle, z jakiś powodów, zapragnął z tą swoją bandycką urodą wyglądać nieco łagodniej, mniej złowieszczo. Odchrząknął.
-Zrobimy jeszcze usg, proszę się położyć.
-Coś tam jest?
-To standardowa procedura - odpowiedział rzeczowo, uśmiechając się chyba trochę zbyt promiennie. W jej głosie wyczuł wyraźny niepokój.
Podczas badania przyglądała mu się uważnie.
-Może się pani ubrać. - Unikając wzroku pacjentki, urwał kawałek papierowego ręcznika.
Kiedy się wycierała, szybko uzupełnił dane. Kurwa mać!
Od razu to wyczuł - lewa pierś, tuż nad brodawką, nieco w kierunku pachy. Zgrubienie, niewyprażone kukurydziane ziarenko, które, uparte, nie chciało umknąć spod palców. I choć konieczność biopsji nie podlegała dyskusji, kilkudziesięcioletnie doświadczenie, obraz usg, wyraźnie powiększone węzły pachowe piersiowe oraz intuicja, która nigdy go nie zawiodła, sprawiły, że zrobiło mu się żal tej pięknej, nieco zuchwałej kobiety.
Pochylił się i z nadzieją, że tym razem, choć raz, intuicja mu zagra na nosie, ubrał w słowa kolejną, smutną historię. W chwilę potem wrócił myślami do ciepłego, zdrowego ciała Stefanii.
Tak. Zdecydowanie chciał być już w domu.
Ponieważ ostatnio wiele osób wstawia fragmenty tekstów z nieprawidłowym opisem, przypominam fragment regulaminu o tytułach:
4. Nazywanie tematów:
§ 1. „Tytuł tekstu” +[gatunek] (np. opowiadanie fantasy) + ewentualnie dodatkowe informacje (np. że to jedynie fragment). Teksty bez opisu będą blokowane. (Nie dotyczy tekstów w dziale Miniatur)
§ 2. Nie wpisujemy tytułów w rodzaju: „Zobaczcie co napisałem” lub „Hej, może się Wam spodoba” oraz „Fragment nie wiem czego”. Tak oznaczone teksty mogą zostać usunięte bez powiadomienia autora.
WR