Eden [18+]

1
Oświadczam, że wiersz został napisany przeze mnie i tylko przeze mnie.
Życzę miłej lektury.

[+18] - Wiersz zawiera wulgaryzmy.

Zdarzyło się bowiem pewnego razu, że się kochaliśmy,
Choć nie od razu.
Rutyna - nudne, buczące słowo,
Odkryło naszą relację na nowo.
Szalony ten układ był nasz taki,
Oboje - statki, właściwie wraki,
Mieliśmy spełnienie znaleźć w otchłani
Ust swych, boscy i nieokiełznani.
On - cudnie - pomyślał, lecz bał się zgoła,
Że moim pragnieniom podołać nie zdoła,
Myślałam nawet, przyznaję szczerze,
Choć uwierz, robiłam to w dobrej wierze,
By nafaszerować Cię czymś wcześnie rano,
Byś wszedł we mnie odważnie i wyszedł tak samo.
Lecz jeszcze nie czas, nie miejsce, nie chwila,
Słońce ogniste rzęsy rozchyla,
Przed nami dzień biały, radźmy więc sobie,
Ty pracuj jak trzeba,
Ja nic nie zrobię.

Przez mgłę patrzę: ciemność,
Tłum gwiazd-planet w górze,
Ponad nimi Księżyc stawia czoło chmurze.
Biegnę do Ciebie żwawo,
Na metr-kilometr wyczuwam,
Że coś się szykuje, a może... (?!)
Schodzę po schodach, skręt w prawo,
Na wyciągnięcie ręki
Klamka.
Duża, wyraźna do bólu,
I muszę odwrócić wzrok, uciec,
Mój kochany, mój piękny,
Mój królu.

Budzi się świat dnia drugiego,
Przychodzisz do mnie z pytaniem,
Czy chcę coś powiedzieć,
Koniec,
Zajmijmy się śniadaniem.
Nie tknę tej szarej masy
Upchanej w szare naczynie,
Szarych jajek z A klasy,
Szarego gówna w płynie.
Powiem Ci lepiej, kochany,
Powiem to lepiej Tobie,
Ty dziś trochę popracuj,
A ja - nic nie zrobię.

Oto nadszedł niechciany
Zachód Słońca
W dupę jebany,
Kończący się bez końca.
Widziałam Cię po powrocie,
Widocznie byłeś zmęczony,
Widzieć nic nie chcesz w istocie,
Widokiem zniechęcony.
Nie rozumiem,
Rozumiem,
Nie wiem, lecz wiem doskonale,
Że bym Cię położyła,
Całując zapamiętale.
Mam deja vu, ta droga
Do Drzwi mnie prowadzi, Boże,
Chciałabym je otworzyć,
Bo czuję się coraz gorzej.
Wyczekuję cierpliwie na swą pierwszą ofiarę,
Nieustępliwie. Już tracę wiarę.
Nagle dochodzi mnie ciche skrzypnięcie,
Łazienka staje przede mną otworem,
A On, niczym spokojne zaklęcie,
Wymawia te słowa:
"Jest problem z zaworem".

Budzi się świat dnia - absurd - trzeciego,
Wrażenie odnoszę - wiek już następny,
Czuję głód czasu jednorocznego,
Pędzę do kuchni,
Stoi
Mój piękny.
Nie ujdą mej uwadze nocne czułości,
Namiętność szczotki,
Rozkoszny szum pralki,
Mój rycerz dzierżący cudne krągłości
Wanny, sedesu i umywalki.
Usiadłam na łóżku rozgoryczona,
Ponownie samotna w chłodnej pościeli,
Ponownie tym faktem ogromnie zmęczona,
Ponawiać ten stan będę aż do niedzieli.

Budzi się świat dnia czwartego.
Nikt nie przytuli dziecka rozdartego.
Pod poduszką kryję łzy, bo materia nieżywa
Wbrew logice jest bardziej litościwa.
Przy lodówce miał miejsce incydent ciekawy.
Chłopak - myślałam, wyszedł z wprawy,
Nagle mnie w pasie objął z czułością
I niespotykaną dotąd pewnością.
Wtem słyszę telefon.
Służbowe sprawy.
Wściekły na siebie, wyszedł z pokoju,
Pozostawiając mnie w dziwnym nastroju.
Nie zdążyłam powiedzieć Tobie:
"Ty dziś pracuj,
Ja nic nie zrobię."
Nieporuszona, usiadłam na sofie,
Patrząc jak Pan Jan pieprzy Panią Zofię.
Nie pierwszy to raz,
Gdy podczas minety
Pan Janusz w ferworze nie spuścił rolety.

Powiem, że rzecz to błazeńska,
Bezczelnie podglądać sąsiadów,
Lecz mam już dość tych zboków,
Tych zbereźników i gadów.
Widzę deszcz,
Więc deszczem chcę ukoić nerwy,
Bo deszcz potrafi padać bez przerwy,
Ciężkie krople leczą serca wielkie wnęki,
Wystarczy krótki dźwięk deszczowej piosenki.
Wrócił mój piękny, mój król,
Mój wybawca,
Mój opiekun, mój dobry,
Mój wróg, mój oprawca.
Uśmiecha się do mnie cudownie,
Obrzydliwie,
Czuję tę obrzydliwość niezwykle dotkliwie.
Zimny trup Ci powie, czego potrzebuję.
Pożądam głównie czegoś, czego już nie czuję.

Budzi się świat dnia piątego.
Chcę by był ostatni,
Wolny od poczucia niebytu,
Matni.
Praca - Twój dom, Najsłodszy,
Odwiedzę Cię przed zachodem,
Okrutną namiętność szczotki
Wynagrodź mi Ogrodem.

Szósta.
Jestem w budynku oszklonym,
Pięć minut później głosem zniżonym
Szepcze on czule kochance w usta.
I pluje w nie, mruczy.
Słodka Rozpusta.
W domu kładę klucze na stole,
Będzie czekać na Niego na dole,
Naga bogini z Ogrodu,
Zakochana w swym pięknym bogu.

Wraca Adam, dwie twarze:
Rozmarzony
(Znam treść tych marzeń)
I smutny
Jak szkielet w przepaść rzucony.
Ujrzał mnie po chwili
Równie rozmarzoną,
Przed Nim ten raz jeden
Całkiem uniżoną.
Dopadł do mnie, przytulił,
Osaczył pieszczotami,
Aż miło, cudownie,
Jego język ze łzami przetoczył się
Swobodnie.
Seks uleczył rany,
Mój Adam - powtórnie zakochany,
Nie zrozumiał.

Budzi się świat dnia szóstego.
Krocząc w sukni czerwonej
Słyszę:
- Nie ma piękniejszej istoty.
- Przez Ciebie zdradzonej.

Docieram do srebrnej poręczy,
Schodzę po schodach, skręt w prawo,
Słyszę dźwięk, Adam klęczy,
Syk głośny kusi enklawą.
Już na wyciągnięcie ręki
Wąż o łuskach perłowych,
W dotyku kuszący i miękki,
O oczach szmaragdowych.

Zabierze Ewę do Ogrodu,
Edenu wspaniałego,
Gdzie nie ma drzwi, nie ma schodów
I nie ma ukochanego.

Eden [18+]

2
Kiedy czytałam, przyszło mi na myśl, że to jest tekst do piosenki. Niektóre sformułowania nasuwają podobieństwa do innych utworów, ale ogólnie dobrze się czyta.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

Eden [18+]

3
Dlaczego przy każdym kawałku zaznaczasz, że jest Twój? Przecież to oczywista oczywistość?
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Eden [18+]

6
Nie ma takiej potrzeby. Skoro go tu zamieszczasz podpisując swoim nickiem, zakładamy, że jest Twój.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja rymowana”