Ognisko

1
Witajcie. Wiele myślałem co wrzucić, niech będzie i to.
Dlaczego je napisałem? Jakaś wizja w głowie. Zastanawiam się co poprawić, co zmienić, co zostawić.

Rok 1971, koniec sierpnia, lasy niedaleko Biebrzy.

Obóz harcerski położono na polanie pomiędzy starym dębowym lasem a małym jeziorkiem. Blask ogniska rozświetlał okolicę. Wysokie płomienie podsycane wysuszonymi szczapami rzucały chyboczące się cienie na plandeki namiotów. Noc była ciemna, niskie chmury zasłaniały sierp księżyca jak i liczne gwiazdy.
Zastępy młodych harcerzy siedziały półkolem dookoła ogniska, słuchając uważnie drużynowego. Wysoki, barczysty mężczyzna o ogorzałej twarzy właśnie powstał z swojego miejsca. W blasku ognia widać było jego nieskazitelny mundur i odznaczenia przypięte do muskularnej piersi. Drużynowy rozejrzał się uważnie po widocznych w migotliwym świetle płomieni twarzach i przemówił.
- Czuwaj drużyno. Dziś mam zaszczyt powitać w naszym gronie wyjątkowego gościa. To mieszkający po drugiej stronie jeziora rybak, a jednocześnie żołnierz ostatniej wojny. Sierżant brał udział w wyzwalaniu tych ziem i poprosiłem go w waszym imieniu aby opowiedział swoją historię z tym związaną - tu harcerz wskazał na świeżo przybyłego mężczyznę. Gość był niski, zgrabiony, ubrany w zielonkawy mundur z baretkami, jedynie na nogach miał wysokie czarne kalosze zamiast wojskowych butów. Szczupłą twarz okalały nielicznie siwe włosy, tylko błękitne oczy patrzyły uważnie. Ukłonił się lekko przed siedzącymi zastępami.
- Czuwaj - okrzyk rozległ się gromko, wykrzyczany ochoczo przez gardła piętnastoletnich chłopców. Mężczyzna uśmiechnął się, skinął głową i usiadł na kłodzie przy ognisku. Długimi palcami nabił fajkę i zapalił zapalniczką, błysnęły w świetle płomieni niemieckie litery. Głęboko zaciągnął się wonnym dymem.
- A więc chcecie opowieści, chłopcy? Mam jedną, straszną – westchnął ciężko, głos rybaka brzmiał chropowato. Zaciągnął się mocniej fajką, przez chwilę milczał wpatrzony w szumiący las - Zdarzyło się to gdy wyzwalaliśmy te ziemie, już w roku czterdziestym czwartym. Wtedy byłem kapralem w Drugiej Dywizji Piechoty Ludowego Wojska Polskiego.
Pamiętam ten dzień dobrze, bo był najstraszniejszym dniem w moim życiu. Tkwiliśmy okopani w lesie, czekając na wzmocnienia. Z wyjściowego stanu naszej dywizji została może połowa żywych, a część z nich i tak była ranna. W okolicy kręciły się specjalnie formowane grupy niemieckich dywersantów, które miały nas osłabiać, odcinać od zaopatrzenia.
Tego dnia rano straciliśmy kontakt z jednym z naszych posterunków, po prostu przestali nadawać przez radio. Wybrano mnie abym poszedł sprawdzić co się z nimi stało. Bałem się strasznie, bo widzicie Niemcy wiedzieli już wtedy, że przegrali wojnę. Naszych jeńców traktowali okrutnie. Widziałem często potwornie okaleczone ciała partyzantów, jeńców czy cywili, powykręcane od bólu i cierpienia. Ale wiedziałem że muszę iść, bo to przecież był rozkaz dowódcy. Zresztą nieraz już tam chodziłem z meldunkami czy prowiantem, najlepiej z całego mojego oddziału znałem drogę do tego posterunku.
Wyruszyłem wcześnie, tamten punkt obserwacyjny był niebyt daleko, ot cztery kilometry, ale ja wiedziałem że muszę być ostrożny. Wszędzie dookoła rozciągały się bagna. Pamiętam, że tego dnia słońce nieznośne grzało, już po paru krokach mundur lepił się do ciała, a automat cholernie ciążył mi w dłoniach. Do tego gęsto latały końskie muchy, obsiadając mnie gdy tylko się zatrzymałem.
Już z daleka usłyszałem Niemców. Głośno się śmiali, przekrzykując wzajemnie, jakby nie zważając na otoczenie. Z tego powodu ostatnie kilkadziesiąt metrów musiałem się przeczołgać, uważając na suche gałązki i paprocie, ale w końcu ukryty pod drzewem mogłem zobaczyć polankę.
Tam gdzie był kiedyś posterunek, stał teraz mały oddział dywersyjny. Sześciu Niemców w czarnych mundurach z trupimi czaszkami i podwójnymi błyskawicami paliło papierosy, depcząc po rogatywkach z orzełkiem. Załogę posterunku zamordowali już wcześniej, cała trójka wisiała na rozłożystym dębie. Na tym nie poprzestali, wcześniej okrutnie ich okaleczyli. Wyłupili oczy, wyrwali języki. Trupy miały otwarte, spuchnięte usta, rozcięte brzuchy z rozciągniętymi po polanie bladoróżowymi jelitami. Skwar powodował, że ciała poczęły się już rozkładać, z daleka czuć było nieznośny smród.
Z tego co zrozumiałem oprawcy żałowali że nasi żołnierze tak szybko umarli, bo zabawa była dobra. Wiedziałem, że sam ich nie pokonam, nie miałbym szans trafić wszystkich za pierwszym razem, poza tym podejrzewałem że pewnie ktoś jeszcze jest ukryty w lesie na straży. Zaciskałem tylko spotniałe ręce na automacie, zastanawiając się czy wycofać się po pomoc do kwater dywizji, czy śledzić Niemców do ich kryjówki.
Wtedy na polanę weszła Ona. Młoda dziewczyna, na oko dziewiętnastoletnia. Niezbyt wysoka, szczupła, ale z potrzebnymi krągłościami, o długich jasnych włosach sięgających jej do ramion. Szła boso, ubrana jedynie w zwiewna białą suknię do kolan i kwietny wianek okalający czoło. Wydawała się nie zauważać wiszących trupów, tylko uśmiechnęła się lekko do Niemców. Jeden z nich coś do niej krzyknął i wymierzył z karabinu, ale pozostali szybko go rozbroili, i przechwalając się podeszli do dziewczyny. A Ona gestem zachęciła żołnierzy aby szli za nią, i ruszyła w tamtą stronę.
Opowiadający kościstym palcem wskazał moczary na przeciwległym brzegu. Przez chwilę milczał, zaciągając się fajką, po czym kontynuował historię chropawym głosem.
Też chciałem iść za dziewczyną, prawie wstałem, a wtedy Ona na chwilę obróciła się w moją stronę. Widziałem jej prawdziwe oblicze tylko przez sekundę, ale to wystarczyło, bym spocił się ze strachu.
Jej twarz zmieniła się w długą wysuszoną maskę naciągniętą na sterczące kości. Zęby zżółkły, wystawały teraz pod dziwnymi kątami z dziąseł tego potwora. Oczy stały się obrzydliwie wyłupiaste, zbrązowiały na szlamowaty kolor. Jasne włosy zmieniły się w czarne kłaki otaczające pozbawioną uszu głowę. Kończyny wydłużyły się, tak samo palce u rąk. Stały się długie, cienkie, z wystającymi kośćmi pokrytymi błoną. Skóra zazieleniła się na chorobliwy odcień, pokryła liszajami i plamami zgnilizny. Biała suknia stała się poszarpanym szarym łachem, a wianek obręczą z przegniłych wodorostów. Potwór uważnie się na mnie popatrzył, uśmiechnął paskudnie i gestem pokazał abym milczał.
Nie mogłem wstać. Sparaliżował mnie strach, więc przez wiele godzin leżałem. Nie widziałem nic, tylko słyszałem odgłosy z moczar, ale to wystarczyło bym dygotał jak osika. Najpierw Niemcy się śmiali, ale potem.. Docierały do mnie głośne wrzaski: bólu, przerażenia, jakby ktoś obdzierał ich żywcem ze skóry. Słyszałem trzask łamanych kości, wypruwanych wnętrzności, ale nie to było najgorsze. Najstraszliwsze okazały się dźwięki uczty potwora. Mlaskanie, bekanie, ohydne odgłosy pożerania żywcem ludzi.
Dopiero pod wieczór odważyłem się podnieść z mojej kryjówki. Ciągnięty strachem ale i potworną ciekawością ruszyłem na brzeg moczar. Zapadał już zmierzch, w bladym świetle dostrzegłem pozostałości oddziału dywersyjnego. Na polanie równo ułożone leżały hełmy, klamry od pasa i broń. Obok nich potwór ułożył na kupę kości. Obgryzione doszczętnie z mięsa, ze śladami zębów, niektóre połamane i z wyssanym szpikiem. Pamiętam że wtedy wymiotowałem najdłużej w swoim życiu. Pochylony wpół, plułem żółcią, aż nie miałem nic w żołądku.
Do obozu wróciłem dopiero późną nocą, nieludzko blady i zmęczony. Opowiedziałem dowódcy o zamordowanej obsadzie posterunku, ale pominąłem pojawienie się potwora. Skłamałem, że przez resztę czasu szukałem grupy która to zrobiła, niestety bezskutecznie. Wydaje mi się że dowódca zobaczył coś dziwnego w moich oczach, bo więcej już nigdy nie wysłał mnie na zwiad, i bacznie mi się przyglądał przez kilka dni.
Weteran skończył swoją opowieść, dopalił fajkę. Popatrzył po rumianych z przejęcia twarzach harcerzy. Wstał, ukłonił się elegancko i ruszył do łódki przycumowanej w nabrzeżnych szuwarach. Odchodząc skrzyżował spojrzenia z siedzącym na brzegu półkola chłopcem.
Sylwetka mężczyzny zmalała, skóra na twarzy ściągnęła się odsłaniając wystające kości czaszki. Błysnął uśmiech złożony z pożółkłych, krzywych zębów. Włosy przerzedziły się, pokryły szlamem i wodorostami. Długie palce oblekła zielonkawa błona, kończyny wydłużyły jeszcze, obrosły liszajami. Zielonkawy stwór popatrzył uważnie na harcerza, uśmiechnął szerzej, oblizując długim językiem pokryte ranami wargi i znikł w szuwarach. Po chwili słychać już było tylko ciche skrzypienie wioseł, niosące się po gładkiej jak stół tafli jeziora. Zapachniało zgnilizną i wodorostami.

Ognisko

3
SirVimes pisze: Dlaczego je napisałem? Jakaś wizja w głowie. Zastanawiam się co poprawić, co zmienić, co zostawić.
Nie wiem, dlaczego to napisałeś. Może był konkurs na gawędę harcerską?

Added in 40 minutes 59 seconds:
Ciekawe, jakie odznaczenia miał druh na mundurze. Order Sztandaru Pracy II klasy?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Ognisko

4
Jeju, co Ci tak bardzo nie pasuje w tym opowiadaniu, Nataszo?
Napisałem bo chciałem, a skoro nie masz zastrzeżeń co do jego stylu i języka, wnoszę, że jest poprawne. O to mi chodziło. Może i jest sztampowe, ale to są moje ćwiczenia tego jak pisać.

Co mógł mieć na mundurze? Sprawności, ordery okolicznościowe, za zasługi, z tego co pamiętam z własnych lat harcerskich to od cholery tego mogło być.

Ognisko

5
SirVimes,
bo to opowiadanie jest nietknięte duchem czy myślą - ani o wojnie, ani o harcerstwie, ani o ducha i zjawach. Buduje się na kliszach i banale.
Powiedz, co jest przesłaniem opowieści? Mlaskanie i bulgotanie przy spożywaniu na śniadanie esesmanów?

Added in 25 minutes 31 seconds:
SirVimes pisze: Obóz harcerski położono na polanie pomiędzy starym dębowym lasem a małym jeziorkiem. Blask ogniska rozświetlał okolicę. Wysokie płomienie podsycane wysuszonymi szczapami rzucały chyboczące się cienie na plandeki namiotów. Noc była ciemna, niskie chmury zasłaniały sierp księżyca jak i liczne gwiazdy.
kto położył ten obóz?
płomienie nie rzucają cienia! chyba :D
Wstęp - drewno straszne.
SirVimes pisze: Zastępy młodych harcerzy siedziały półkolem dookoła ogniska, słuchając uważnie drużynowego.
co słuchały, skoro on jeszcze nie wstał i nie przemówił: "czuwaj"?
SirVimes pisze: To mieszkający po drugiej stronie jeziora rybak, a jednocześnie żołnierz ostatniej wojny.
rybak na małym jeziorku pracy dużo nie miał!
SirVimes pisze: Drugiej Dywizji Piechoty Ludowego Wojska Polskiego
Działa w tym rejonie?
cdn
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Ognisko

6
Natasza, marudzisz, kiedyś by mu wydrukowali. Spóźnił się bagatela, o jakieś trzydzieści lat :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Ognisko

7
Navajero pisze: Spóźnił się bagatela, o jakieś trzydzieści la
40!
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Ognisko

8
Z tego co pamiętam to w Radiu Pogoda leciało w nocy Płonie Ognisko, i cała reszta się ułożyła w głowie. To jest jakaś piąta rzecz (szort) jaką napisałem. Teraz gdybym miał jeszcze raz wszystko tworzyć, inaczej byłyby postaci, nie opisywałbym każdej w akapicie, także i akapity zrobiłbym krótsze. Może za jakiś czas przerobie to, dopiszę, czy coś innego, nie wiem. To jest jakieś 7-8tysięcy znaków, wydaje mi się, że dość mało.
Przepraszam, Nataszo, że moje opowiadanie nie powaliło cię na kolana. Jeśli oczekiwałaś wykręcającego wnętrzności i mózg morału, przesłania, czy pytania do interpretacji to srogo zawiodłem, wiem. Mam kilka rzeczy innych, inaczej napisanych, które może bardziej ci się spodobają, jeśli chcesz, to napisz, wyślę Ci prywatnie, bo są zbyt intymne i nie chcę ich akurat tu wrzucać.

Ognisko

9
SirVimes pisze: Przepraszam, Nataszo, że moje opowiadanie nie powaliło cię na kolana. Jeśli oczekiwałaś wykręcającego wnętrzności i mózg morału, przesłania, czy pytania do interpretacji to srogo zawiodłem, wiem. Mam kilka rzeczy innych, inaczej napisanych, które może bardziej ci się spodobają, jeśli chcesz, to napisz, wyślę Ci prywatnie, bo są zbyt intymne i nie chcę ich akurat tu wrzucać.
Oczekiwałam, że pisze się, bo coś ma się do przekazania. A tu chała, niestety
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Ognisko

10
Och, to znaczy...piszmy tylko dla Muzy? W opowiadaniu masz jeden plot twist, którego się spodziewasz albo nie. To wszystko. Możemy się zastanawiać czy wodnik jest dobry, czy jest zły, czy dalej poluje na ludzi. Tyle. Nie będzie tu sensu życia, czy tak wzniosłych rzeczy, przykro mi bardzo...chyba.

Ognisko

11
SirVimes pisze: Nie będzie tu sensu życia, czy tak wzniosłych rzeczy, przykro mi bardzo...chyba.
no tak, twist jest solą literatury
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Ognisko

12
Masz szorta, dłuższego trochę niż wypada, ale jednak szorta. Z plot twistem, w sumie nie wiem czy ciekawym czy nie, bo nie jestem nawet w części obiektywny. Nie lubisz tych klimatów? Okej. Nie lubisz takich rzeczy? Okej. Ale ty masz pretensje, że nie ma tu prawd objawionych. Nie ma, bo nie zawsze są.

Ognisko

13
Dobra
1. narracja - drewno w opisach, prowadzenie akcji na poziomie żadnym - ani dynamiki, ani barw, ani napięcia (twist jest spalony, gdy zaczynasz opowieść
SirVimes pisze: A więc chcecie opowieści, chłopcy? Mam jedną, straszną
2. postaci - nie ma w ich niczego, co by zatrzymało czytelnika. Nawet potwór jest do chrzanu!

Mam - znalazłam sens opka: to jest psychologicznie przestroga przez homoseksualizmem "bo się stwora zje". Amen ;)
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Ognisko

14
Jak ty marudzisz... Ale proszę, proszę.
1. Narracja - ok, Twoje zdanie. Twist jest spalony? Nie wiem, pewnie jak już je przeczytasz raz, to faktycznie, nihil novi sub sole.
2. Tu masz jedną postać. Rybak/wodnik. Nie kupujesz go? Okej, proszę bardzo

Ognisko

15
SirVimes pisze: Tu masz jedną postać. Rybak/wodnik.
nieprawda. A muskularny druh z odznaczeniami? A chłopcy? Esesmani? Do czegoś w opku byli potrzebni?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”