Ognisko/2

16

Latest post of the previous page:

"Las mieszany" to nie to samo co "drzewa mieszane".
Żarzące się węgle w ognisku są czerwone, ale w całości ognisko, w którym wysoko strzelają w górę płomienie już nie.
Ja też chciałabym wiedzieć, skąd patrzy narrator.
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

Ognisko/2

17
Natasza pisze: Dobra. Ja się poddaję :)
No i dobrze, bo musiałbym użyć broni niekonwencjonalnej :P

Ontopicznie ( żeby nie było, że tylko podszczypuję Nataszę :P): szanowny autorze, nie jest tragicznie, ale warsztat naprawdę kuleje. Bądź grzeczny i słuchaj starszych ;)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Ognisko/2

18
SirVimes, jeśli chcesz by twoje opisy, sceny trafiały do czytelników, to powinny im się wydawać w jakiś sposób prawdziwe, rzeczywiste. Własne wspomnienia też warto weryfikować. Nawet jeśli mowa o fantastyce.
Ludziom zgrzyta ognisko, bo nie pokrywa się z ich doświadczeniem.
Z innej paki: zjadłeś kiedyś sam kurczaka o wadze 1-2kg? To teraz pomyśl o ludzkich wymiarach potworze, który pochłonął za jednym posiedzeniem 200-300kg mięsa. Albo i więcej.
Nie wszystko trzeba przeżyć, część doświadczeń można protezować, ale gdzieś tam muszą się znaleźć prawdziwe uczucia :)

To jeden sposób oceny tekstu. Poziom językowy to inna sprawa:
"Jadowicie czarne oczy" - co to oznacza, że oczy są "jadowicie" czarne?
"a wianek obrzydliwie wijącymi glizdami." - napisałeś, że glisty wiły się w sposób, który był obrzydliwy. Zapewne miałeś na myśli, że wijące się glisty są obrzydliwe.
"Najpierw Niemcy się śmiali, ale zabawa płynnie przeszła w głośnie wrzaski" - czyli: najpierw się głośno śmiali, potem trochę rechotali, a trochę jęczeli, następnie było słychać tylko ciche chichoty i krzyki bólu, aż w końcu tyko wrzeszczeli wniebogłosy :)

BTW, myślałeś by przykleić narratora do któregoś z chłopców? Początek i koniec mogą lepiej zagrać, gdy staną się mniej ogólne, a bardziej osobiste.
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

Ognisko/2

19
SirVimes pisze: Najchętniej bym to po prostu...
SirVimes pisze:Tamtego dnia po prostu wyszła spomiędzy szumiących drzew
SirVimes pisze: chciałem wstać, zostawić Pepeszę i po prostu za nią pobiec
SirVimes pisze:Położyłem się na płask w trawie i przez kolejne godziny po prostu leżałem
weź se po prostu to wszystko wyprostuj.

Ale ja nie o tym, to tylko tak przy okazji...

Tu.
SirVimes pisze:Mlaskanie, bekanie i przeżuwanie ciągnęło się godzinami.
we wcześniejszej weryfikacji ktoś już o tym chyba wspominał, a tu dalej z uporem maniaka kilka godzin bekasz tym potworem. Ja rozumiem, że bestia niewychowana i obce jej savoir vivre, ale skróć ten czas bo zarżeć przy tym można.

Powiesz, że się czepiam. Czepiam, bo nie masz w tym opowiadaniu kilku baboli, tylko babol babolem babola pogania. Ktoś już wspomniał, że trzeba było by się pochylić nad każdym zdaniem... Nad każdym może nie, ale większości.

Na sam koniec jeszcze ten cukiereczek
SirVimes pisze:Wstał i ukłonił się elegancko przejętym harcerzom.
elegancko przejęci harcerze:))

Ognisko/2

20
Nie będę zajmowała się w tej chwili poprawianiem zdań albo koślawych, albo nie pasujących do sytuacji, jaką opisują. Chciałam się skupić na dwóch sprawach: konstrukcji opowiadania oraz wiarygodności opisywanych zdarzeń.
Najpierw konstrukcja.
SirVimes pisze: Czujne oczy wpatrywały się jak w obraz w zielonookiego druha. Dzisiejszy dzień miał być specjalny, drużynowy przygotował dla nich niespodziankę.
- Jak wszyscy już wiecie, dziś zaprosiłem do naszego kręgu specjalnego gościa.
SirVimes pisze: Weteran skończył swoją opowieść, gasząc fajkę. Wstał i ukłonił się elegancko przejętym harcerzom. Odchodząc do łodzi rybak skrzyżował spojrzenia z siedzącym na brzegu półkola chłopcem o gładko ulizanych włosach.
Rybak skurczył się nagle, jakby zapadł w sobie. Skóra na twarzy wyblakła i naciągnęła na wydłużone kości czaszki. Błysnął w świetle ogniska uśmiech złożony z krzywych, zżółkłych zębów. Przerzedzone włosy pokryły się szlamem i wodorostami. Długie palce oblekła zielonkawa błona.
Stwór uśmiechnął się do harcerza, oblizując długim jęzorem pokryte ranami i liszajami wargi,
Napisałam w komentarzu pod poprzednią wersją, że drużynowy jest tylko konferansjerem i, na dobrą sprawę, mogłoby go nie być, gdyż nie odgrywa w opowiadaniu żadnej roli. Zostawiłeś go, zmieniając tylko opis, lecz funkcja drużynowego pozostała ta sama, czyli - żadna. A można było inaczej. Gdyby odchodzący stwór skrzyżował spojrzenie i uśmiechnął się nie do anonimowego harcerza, lecz właśnie do drużynowego, czytelnik pozostałby z zagadką: co właściwie wiedział drużynowy? I kim jest? Skąd ta znajomość z "rybakiem"? Powstałaby klamra łącząca początek i koniec opowiadania, drużynowy przestałby być jedynie "gadającą głową", a efekt końcowego zaskoczenia zostałby wzmocniony przez pytania, na które nie ma odpowiedzi.
A teraz wiarygodność.
Wprowadzenie do fabuły postaci fantastycznych nie oznacza, że inne elementy świata przedstawionego można traktować z dużą dowolnością. Niestety, nie. W Twoim opowiadaniu ta dowolność występuje na dwóch poziomach: detali opisu oraz samej akcji.
Najpierw detale. O niektórych już była mowa przy okazji opisu lasu i ogniska, więc teraz sprawa tego, co i jak dostrzegamy.
SirVimes pisze: Piegowate i śniade twarze migotały w blasku ogniska. Czujne oczy wpatrywały się jak w obraz w zielonookiego druha.
W świetle ogniska nie da się rozpoznać ani piegów na twarzach, ani koloru oczu osób, które tam siedzą. Jeśli nie wierzysz, to sprawdź.
SirVimes pisze: Twarz starego rybaka okalały nieliczne siwe włosy, głęboko osadzone błękitne oczy przepatrywały niewielką polankę.
To samo.
SirVimes pisze: Miała najpiękniejsze oczy jakie w życiu widziałem, lazurowe, przypominające mi górskie jeziora.
Daj sobie spokój z tymi oczami. Tu z kolei odległość jest zbyt duża, takie obserwacje są wiarygodne, kiedy się stoi o dwa-trzy metry od dziewczyny. Obserwowana z większej odległości, musi wywoływać wrażenie piękną sylwetką, bujnymi włosami, wdziękiem ruchów...
A teraz wiarygodność sytuacyjna.
SirVimes pisze: Potworne dźwięki dobiegały ze strony moczar.
Najpierw Niemcy się śmiali, ale zabawa płynnie przeszła w głośnie wrzaski: bólu, przerażenia. Wydawało mi się, że są żywcem obdzierani ze skóry. Słyszałem trzask łamanych kości, odgłos wypruwanych wnętrzności z ciał.
Najgorsze były świadectwa uczty, jaką ta piekielna istota sobie tam urządziła. Mlaskanie, bekanie i przeżuwanie ciągnęło się godzinami. Ohydne odgłosy pożeranych ludzi, połączone z ich przerażonymi głosami.
Z mojej kryjówki odważyłem się wyjść dopiero pod wieczór.
A dlaczego żaden z tych żołnierzy nie zrobił użytku z karabinu? Potwór potworem, kule mogą się odbijać od od jego skóry, ale broń przecież nie utonęła w bagnie, gdyż cud-dziewczyna potem ją ułożyła starannie razem z innymi rzeczami. Sześciu uzbrojonych facetów i ani jednego strzału?
Fantastyka nie zawiesza praw fizyki, przyrody i psychologii. Wprost przeciwnie, chociaż wszyscy wiemy, że takich potworów nie ma (a w każdym razie wierzymy, że ich nie ma), to jednak, kiedy już się pojawią, reakcje na ich obecność muszą być PRAWDZIWE i autor nie może zakładać, że potwór jakoś tam poradził sobie z karabinami. Zwłaszcza że ich właściciele żyją, gdyż, sądząc po odgłosach, są pożerani stopniowo, a to trwa.
I tu kolejna sprawa.
Rozciągnięcie tej makabry na wiele godzin (aż do wieczora) wcale nie potęguje efektu grozy. Wprost przeciwnie, we mnie wywołuje raczej wrażenie niezamierzonego komizmu i osłabia wiarygodność. Jeden żre, żre i żre, a drugi leży i słucha, słucha, słucha... Ja rozumiem, że konsumpcja sześciu facetów musi potrwać, ale z fabularnego punktu widzenia nie dostrzegam konieczności, żeby potwór pożarł wszystkich. Pars pro toto - ta zasada sprawdziłaby się i w Twoim opowiadaniu. Jeden albo dwóch pożartych, pozostali z rozszarpanymi gardłami, pogruchotani, wszystko się rozegrało w ciągu najwyżej godziny, zwiadowca wrócił do oddziału z obłędem w oczach.
Efekty makabryczne trzeba umieć dawkować, gdyż ich nadmiar, wbrew pozorom, osłabia wrażenie.

No i, do licha, koryguj oczywiste błędy! Pisałam już poprzednio, że odmienia się: moczary - moczarów, a Ty swoje. Ortografia nie jest sferą dowolności!
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Ognisko/2

21
^odniosę się do kwestii potwora, jeśli muszę.
1. To historia. Skoro rybak/myśliwy to wodnik, to na ile rzeczywista musi być ta historia? Jesli kupujesz, ze człowiek zmienia się w potwora, to pojemność żołądka nie jest mega istotna. To stwór z starych wierzeń, nie ma racji bytu realnego, więc jakiekolwiek szufladkowanie..jest niewskazane. Jeszcze raz. to historia rybaka, nie moja. On ją opowiadał. Może koloryzował? Może ona się nie zdarzyła wcale,a jedynie zjadł jakiś Niemców na bagnach?

Ognisko/2

22
SirVimes pisze: Jesli kupujesz, ze człowiek zmienia się w potwora, to pojemność żołądka nie jest mega istotna.
No, niestety, ale jest. W historii równie ważne, jak pewne zawieszenie wiary, jest dbanie o detal. Zobacz - niech wszyscy mi wybaczą - jak przedstawia autor strzygę w opowiadaniu "Wiedźmin". Dokładnie ile ma wzrostu, jakie zęby, jakie łapy. Po co to robi? Dla krotochwili? Dobre opowiadanie poznaje się po tym, że każde słowo w nim jest "mega istotne". Bo, jeśli takie nie jest, to znaczy iż, jest zbędne, i można ze spokojem owe słowo usunąć, bez szkody dla tekstu. I akurat Rubia, już zwracała uwagę, że postać drużynowego nie pełni żadnej roli w tekście. I co? Powiesz mi teraz, że drużynowy jest "mega istotny"?
Słuchaj, można popełnić błędy, sam wstawiłem na tym forum takie "twory" za, które zdrowo oberwałem. Nie ma po co iść w zaparte, uwierz mi, Wery puszcza w niepamięć nie takie teksty. A ty uparłeś się na jakąś obronę Częstochowy.
Over and out.
I told my whole body to go fuck itself Patrick Coleman, Churchgoer

Ognisko/2

23
To się nie rozbija o pojemność żołądka. Spójrz, że wielu osobom coś tutaj zgrzyta, w różnych miejscach, a to już jest sygnał alarmowy.
Ja nie twierdzę, że jeśli potwór zje 1/100 tego co pochłonął, to historia nagle, magicznie stanie się dobra.
Ale twierdzę, że jeśli zahaczy o realne doświadczenia, to stanie się bardziej wiarygodna.

Spójrz na Ankh-Morpork i Mroki, czy samą rzekę Ankh. Te opisy są kompletnie nierealne. A mimo to, na spotkaniach polscy czytelnicy pytali się Pratchetta, czy wzorował się na Warszawie, czy Krakowie. Okazało się, że miał na myśli Londyn. O czym to świadczy?
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

Ognisko/2

24
SirVimes pisze: Jeszcze raz. to historia rybaka, nie moja. On ją opowiadał. Może koloryzował? Może ona się nie zdarzyła wcale,
Widzisz, pomiędzy opowiadającym, czyli rybakiem/wodnikiem a czytelnikami jest jeszcze narrator reprezentujący autora. Jeśli narrator nie zasugeruje, że w opowieści rybaka coś nie gra, że tak być nie mogło, że może to w ogóle się nie zdarzyło, a rybak łże jak najęty, wtedy wszystkie wpadki opowiadającego idą na konto autora, czyli Twoje.
A w związku z objętością żołądka potwora - tutaj niebezpieczna jest PRZESADA. Nic na to nie poradzę, że we mnie rozbawienie przemieszane z politowaniem budzi facet, który przez parę godzin leży sparaliżowany strachem, słuchając odgłosów przeżuwania, chociaż ma możliwość wycofać się chyłkiem i zwiać.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron