Latest post of the previous page:
Leszek Pipka pisze:> Jej miejsce zajęła pisarka Małgorzata Garkowska, do której (a tak, przygotowałem
> się!) blogereczki z Lubimy czytać wzdychają z bałwochwalczym podziwem, zwłaszcza,
> gdy dysponują darmochą z wydawnictwa.
Rozdawanie darmowych egzemplarzy recenzentom to powszechna praktyka i bynajmniej nie każdy tak obdarowany bije autorowi brawo obiema płetwami, bywają i głosy krytyczne. Tak czy owak, to nie pomysł Ithi, więc po czorta ta ironia?
> Dlatego czuję się poniekąd zwolniony z obowiązku
> podtrzymywania Werowego ciepełka dla „naszych”.
Taaa, szczególnie Smok kultywuje tę tradycję :D Z tego co pamiętam było sporo głosów krytycznych ( nie tylko Smokowych) pod adresem twórczości niektórych fioletowych. IMO znowu przesadzasz.
> Bo mam cały worek zastrzeżeń i niechęci
Twoje prawo. Tylko po co to bicie piany? Masz coś do autora? Wal! Ale publiczne golenie mu głowy jest jednak pewną przesadą...
> Osoby dramatu są figurami o takim stopniu typowości, jak personifikacje w średniowiecznych
> moralitetach. Tu i ówdzie przyozdobione zostały cechami nadającymi indywidualny
> rys, ale próby pogłębienia charakterystyki sprowadzają się raczej do uszczegółowienia
> owej typowości. Jeśli dominującą cechą takiej na przykład Agnieszki jest płaczliwość,
> to z biegiem powieściowego czasu płacze coraz częściej i wystawniej. Nawet skok
> w bok, w końcu posiadający w swojej istocie komponenty zemsty i próby ukarania niewiernego
> mężczyzny, również jest płaczliwy.
Mnie to też denerwowało, o czym wielokrotnie informowałem autorkę :) Ale... Takie osoby można nierzadko spotkać w realu, więc trudno zarzucać coś pisarzowi, który po prostu przedstawił rzeczywistość, podobnie jak nie jest winą autorki, że część facetów ( a więc osób mających zupełnie inne podejście do życia) zgrzyta zębami czytając opisy rozmemłanego życia wewnętrznego bohaterki :P
> Jeśli Paweł jest ograniczonym, egotycznym s***wysynem,
> to jest nim coraz bardziej, montując jeszcze większe natężenie s***wysyństwa. Próby
> cieniowania postaci są, niestety, rachityczne i mało przekonujące.
I znowu ta sama uwaga: w realu większość s***wysynów pozostaje jak raz niecieniowanymi s***wysynami. Więc cała "wina" autorki polegała na opisaniu rzeczywistości...
> Tylko bohaterowie
> drugiego planu jakoś się bronią (matka, teściowa), być może dlatego, że szkicowani
> grubszą kreską pozostawiają obszar nieoznaczoności, z lekko tylko sugerowaną temperaturą
> odczuć, jakie powinien mieć czytelnik.
Ja miałem wrażenie, że konstrukcja psychologiczna postaci jest całkiem ok.
> A jak już jesteśmy przy szczególe, to wyjątkowo zirytowały mnie opisy garderoby,
> obecne nieomal na każdej stronie. Jakby Autorka usiłowała w praktyce zilustrować
> wyjątkowo durny pogląd, obecny w każdej wypowiedzi specjalistów od tematu, że „moda
> wyraża Twoją osobowość”. Ja pierdzielę... Jest w tych opowieściach o ubraniach pewien
> znamienny moment, mianowicie opisując jakąś kreację, Gosia pisze, że jest „z długim
> rękawem”. To jest język plotek u zaprzyjaźnionej krawcowej, albo z koleżankami przy
> kawie, nie język narracji powieściowej, gdzie rękawy w opisie ubrania powinny wystąpić
> dwa.
Mnie też to nieco irytowało ( jak chyba większość samców), ale ja - najwyraźniej w odróżnieniu od Ciebie - zdaję sobie sprawę, że kobiety właśnie tak postrzegają świat. Wygląd, a więc i ubranie, są dla nich bardzo ważne, a to wszak literatura kobieca.
> Narracja idzie monotonnie, sprawozdawczo, usypiając na tyle, że cząstkowe kumulacje
> nie są w stanie odpowiednio wstrząsnąć czytelnikiem.
Tu absolutny sprzeciw. Tempo jest dostosowane do typu powieści, to nie kryminał czy sensacja.
> Szkoda. Natychmiast, jeszcze w czasie lektury przyszło mi do głowy, że taki zarys
> fabularny mógłby być kanwą na przykład do wnikliwej rozprawy o dziedziczeniu losu
> i błędów życiowych (matka-ojciec, Paweł-Agnieszka i następne pokolenie), czy też
> niezgody na takie dziedziczenie. O sprzedawaniu moralności za wygodę. O toksyczności
> wzorców. O konflikcie nowoczesności z tradycyjnymi wartościami, albo o nieprzystosowaniu
> tych ostatnich do realiów współczesnego życia. I tak dalej. Bo dobra książka to
> nie tylko efektowna opowieść, ale i to, co się pod nią kryje. To, co się kryje w
> "Układance" (że niby prawo kobiety do szczęścia) jakoś mnie intelektualnie nie porywa.
Osobiście uwielbiam jak czytelnicy "uświadamiają" mnie jakie perspektywy przegapiłem, jakich wątków nie wykorzystałem i jak powinienem pisać, żeby dostać literackiego Nobla :P
Konkludując: mimo pewnych ( obiektywnych), choć IMO nie tak wielkich niedostatków i subiektywnego, typowo kobiecego podejścia do pewnych spraw, uważam książkę za dobrą. Bardzo ładny, plastyczny język, styl i psychologia postaci stawiają ją w rzędzie udanych projektów. Że nie jest idealna? A jaka jest? Jednak moim zdaniem plusy zdecydowanie przeważają nad minusami. Gdybym miał wystawić ocenę wg szkolnej skali, optowałbym za 4/ 4+. I tak towarzysze: autor szkoli się na mózgach czytelników! Pisanie do szuflady nie zapewni takiego doświadczenia jak wydanie książki. Nie wątpię, że kolejna powieść Gosi ( jak w przypadku każdego utalentowanego debiutanta) będzie lepsza.