Podziemny Wrocław (fragment) 18+

1
Fragmencik 4. rozdziału czegoś, co powstaje jako powieść hardboiled z domieszką urban fantasy... takie trochę Sin City ze sporą domieszką groteski i zepsucia, ale także i humoru Może niekoniecznie widać to akurat w tym fragmencie, ale starałem się wybrać w miarę barwny :)

+18 i jest wulgaryzm

Prokurator Karol Płotka zjadł obiad w swojej ulubionej restauracji, następnie udał się do fryzjera, gdzie doprowadzono do porządku jego włosy i wąsy, oraz do pralni, skąd odebrał ulubiony garnitur. Wstąpił na chwilę do domu, by ów garnitur założyć i zabrać przy okazji puzderko zawierające pierścionek z białego złota, z ćwierć-karatowym diamentem. Wykosztowałby się na niego koszmarnie, gdyby rzeczywiście kupił go w sklepie. Szczęśliwie pierścionek taki znalazł w depozycie policyjnym i jakimś cudem błyskotka „zaginęła” ze stanu magazynu.

Odstawiony niczym amant, zszedł jeszcze do sklepiku osiedlowego, gdzie kupił butelkę Château du Prieur, a następnie wsiadł do taksówki, która czekała na niego od piętnastu minut.

– Dokąd sobie pan życzy? – zapytał taksówkarz z ukraińskim akcentem.

Płotka podał adres, po czym zagłębił się w rozmyślaniach na rozmaite tematy związane z życiem i śmiercią.

Na miejsce dojechali w mniej niż trzydzieści minut. Płotka uiścił opłatę, pożegnał się z taksówkarzem i ruszył w kierunku bramy dziesięciopiętrowca, którą otworzył sobie, wpisując kod do domofonu.

W windzie czuł już rosnącą ekscytację. Uśmiechnął się na widok koślawo wydrapanego akronimu A.C.A.B., pod którym zresztą sam chętnie by się podpisał. Na siódmym piętrze wyszedł z windy i zapukał do oklejonych na szaro, antywłamaniowych drzwi. Zapukał w sposób, który dla niewprawnego ucha brzmiał dosyć normalnie. Jednak dla niego i dla osoby znajdującej się za drzwiami, był to szyfr tak wyrafinowany, że znaczącą rolę odgrywały w nim nawet dziesiąte części sekundy.

Drzwi otwarła kobieta, na oko pięćdziesięcioletnia, mocno umalowana i ubrana w jedwabny, lekko przejrzysty, różowy szlafrok.

– Wejdź – powiedziała niskim, zachrypniętym głosem.

Prokurator Karol Płotka wytarł swoje błyszczące buty w całkowicie normalną wycieraczkę i wkroczył do miejsca, w którym granica pomiędzy rozkoszą a cierpieniem była delikatna niczym skrzydła motyla.

– Frau Rita. – Ucałował jej dłoń i wręczył butelkę wina.

Kobieta ruszyła w stronę salonu, kołysząc harmonijnie biodrami. Płotka otaksował linię jej ciała, zaczynając od ramion, poprzez plecy, biodra, pośladki, aż do nóg i stóp uzbrojonych w buty na pięciocalowych szpilkach. Prokurator poczuł, że w jego spodniach robi się ciasno.

– Komm zu mir – powiedziała.

Płotka włożył parasol w stojak na parasole i zdjął buty. Płaszcz i kapelusz odwiesił na wieszak. Poprawił przed lustrem fryzurę i krawat, i ruszył w stronę salonu, gdzie na małym stoliczku stały już dwa duże kieliszki do czerwonego wina. Rita postawiła butelkę na stoliku i zniknęła na chwilę w kuchni. Gdy wróciła, wręczyła Płotce korkociąg.

– Otwórz.

Prokurator Karol Płotka posłusznie otworzył wino i nalał z dużą wprawą do obu kieliszków. Następnie otarł szyjkę butelki czarnym, frotowym ręczniczkiem i odstawił wszystko na stół.

Rita sięgnęła po kieliszek, zamieszała wino, pociągnęła nosem, a następnie upiła mały łyczek, pozostawiając ślad szminki na szkle.

– Nie takie złe.

– Starałem się – powiedział.

– Następnym razem postaraj się bardziej.

– Tak jest.

Płotka skosztował wina. Jak dla niego, było wyśmienite, czego nie śmiał powiedzieć Frau Ricie. Wyjął z kieszeni marynarki puzderko, otworzył i postawił na stole.

– Co to ma być? – spytała.

– Pierścionek. Złoty. Z brylantem.

Rita wzięła puzderko do ręki i chwilę przyglądała mu się, obracając i pozwalając, by światło grało na fasetkach kamienia. Brylant wyglądał na prawdziwy.

– Ćwierć karata – mruknęła. – Zimna biel, niewielkie inkluzje. Beznadziejny.

Płotka poczuł falę rozkoszy, która przebiegła mu wzdłuż kręgosłupa.

– Na podłogę! – warknęła.

Prokurator posłusznie położył się na plecach.

– Mówiłeś, że masz do mnie jakieś pytanie.

– Tak.

– Co „tak”?

– Tak proszę pani! – poprawił się Płotka.

– O co chodzi?

– Dwa trupy w ciągu dwóch tygodni. Oba noszące ślady... jakby... wgryzienia wampira. W ciałach brak krwi.

Frau Rita wstała i zaczęła przechadzać się powoli wokół leżącego mężczyzny.

– Zabójstwa popełnione w nocy.

– Zgadza się.

– Oczywiście, że się zgadza. Tylko taki marny robak jak ty, mógłby pomyśleć, że to było pytanie.

Kobieta nachyliła się i jednym, płynnym ruchem zdjęła czarne, koronkowe majtki. Pomiędzy połami szlafroka błysnęły podwiązki, co nie umknęło uwadze Karola Płotki. Po chwili majtki wylądowały na jego twarzy. Pociągnął nosem w poszukiwaniu choćby śladu kobiecego zapachu, jednak nie odnalazł go tam. Była nieskazitelnie sterylna.

– Pewnie nie macie żadnego podejrzanego, co?

– Nie proszę pani.

– I nie przyszła wam do głowy rzecz najbardziej oczywista z oczywistych?

– To znaczy? – Mniej więcej do tego momentu Płotka przewidział przebieg rozmowy. Ostatnie pytanie zbiło go z tropu.

Rita kucnęła nad nim, ukazując w rozchylonym szlafroku zbyt wiele. Złapała za krawat i zaczęła zaciskać go powoli. Płotka poczuł, że jego twarz robi się purpurowa. Oddychało mu się coraz ciężej.

– Dziewczyny ulicy wiedzą wszystko. Moje doniosły mi, że prosektorium przy waszej komendzie, odwiedzał dwukrotnie niejaki Lutz Frankenheimer – powiedziała powoli. – Niby doktor, a w sumie szarlatan i hochsztapler. W dodatku nazista.

– Ttaakk... – wychrypiał prokurator.

– Pozwoliliście mu uśmiercić ukąszonych, tak?

Płotka pokiwał głową. Nie miał już powietrza, by mówić. Zaczął klepać podłogę, co było umówionym znakiem ratunkowym. Frau Rita poluźniła krawat i podniosła się, zarzucając szlafrokiem tak, by ujrzał kształtne półkule pośladków. Prokurator był bliski ekstazy.

– Powiedz mi w takim razie jedną rzecz. – Usiadła na kanapie i znów wzięła kieliszek z winem. – Dlaczego nie zapytaliście jego, kto zabił tych ludzi?

Płotka spojrzał na nią ze zdziwieniem.

– No co się tak gapisz? Czy ten twój bystrzak, inspektor bez wątroby wpadł na to, by zapytać Frankenheimera, który z wrocławskich wampirów zagryzł te ofiary? Przecież stary nazista zna się z nimi wszystkimi. Piją razem każdego wieczora. Jeśli nawet za pierwszym razem nie wiedział, za drugim już powinien doskonale wiedzieć.

– Jebany... – mruknął Płotka.

– Jesteście bystrzy jak woda w kiblu. – Chlusnęła na niego winem. – I dywan do wywalenia. Zdejmuj gacie platfusie!

Płotka posłusznie wykonał polecenie, opuszczając spodnie do kolan. Frau Rita rozchyliła butem jego nogi, a następnie zaczęła miażdżyć jego przyrodzenie obcasem.

– Odkupisz mi ten dywan parszywy kundlu!

Prokurator jęczał z bólu i rozkoszy.

– Zobacz, do czego mnie doprowadziłeś! Wszystko przez twoją ignorancję! Macie odpowiedź pod samym nosem, a bawicie się w wielkie śledztwo. Dwa patałachy! Degeneraci!

Splunęła na niego i poszła w stronę łazienki.

– Przepraszam – jęknął Płotka masując obolałe krocze. – Wybacz mi!

– Muszę cię jakoś ukarać, ale jeszcze nie wiem jak – krzyknęła z przedpokoju. – Zajrzę do mojej magicznej szafy. Tam na pewno znajdę natchnienie.

Wróciła po chwili z dużym, metalowym lejkiem do oleju. Prokurator poczuł ekstatyczne dreszcze, kiedy nachyliła się nad nim i prowadziła mu wąż do przełyku. Chwyciła butelkę, w której w dalszym ciągu znajdowała się ponad połowa zawartości i zaczęła lać.

– Przepytajcie tego Frankenheimera. Tylko ani słowa o tym, skąd się dowiedzieliście, bo znajdę i wykastruję.

Płotka zadrżał, a jego wciąż obolała męskość, podniosła się ku górze. Nie musiał przełykać. Wszystko leciało bezpośrednio do przełyku, a potem żołądka. Pomyślał tylko, że z pewnością bardzo szybko się upije.
http://bartoszadamiak.com/reset

Podziemny Wrocław (fragment) 18+

2
bulgor pisze: zapukał do oklejonych na szaro, antywłamaniowych drzwi. Zapukał w sposób, który dla niewprawnego ucha brzmiał dosyć normalnie. Jednak dla niego i dla osoby znajdującej się za drzwiami, był to szyfr tak wyrafinowany, że znaczącą rolę odgrywały w nim nawet dziesiąte części sekundy.

Drzwi otwarła kobieta,
W tym króciutkim fragmencie aż trzy razy powtórzyłeś „drzwi”. Razi.
bulgor pisze: W windzie czuł już rosnącą ekscytację. Uśmiechnął się na widok koślawo wydrapanego akronimu A.C.A.B., pod którym zresztą sam chętnie by się podpisał. Na siódmym piętrze wyszedł z windy
A tu niepotrzebnie powtarzasz „winda”. Wystarczyłoby napisać, że wysiadł na siódmym piętrze.
bulgor pisze: kołysząc harmonijnie biodrami. Płotka otaksował linię jej ciała, zaczynając od ramion, poprzez plecy, biodra, pośladki, aż do nóg i stóp uzbrojonych w buty na pięciocalowych szpilkach. Prokurator poczuł, że w jego spodniach robi się ciasno.
Po pierwsze, niepotrzebnie powtarzasz „biodra”. Po drugie, słowo „prokurator” śmiało można usunąć. Po trzecie, stopy to też nogi, więc „aż do nóg i stóp” brzmi niezręcznie.
bulgor pisze: Chwyciła butelkę, w której w dalszym ciągu znajdowała się ponad połowa zawartości i zaczęła lać.
Po słowie „zawartość” trzeba wstawić przecinek.
bulgor pisze: a jego wciąż obolała męskość, podniosła się ku górze.
Tu z kolei przecinka nie trzeba.

Początek ciężko się czyta, bo zdania są długie, monotonne, pozbawione rytmu. Sucho wyliczasz, co zrobił prokurator. Potem narracja robi się trochę ciekawsza, pojawiają się dialogi.

Tekst nie zaciekawił mnie. O miażdżeniu narządów intymnych i oblewaniu kogoś wódką lubiłam czytać, kiedy miałam czternaście lat. Myślę, że piszesz dla bardzo prymitywnego czytelnika. Twój bohater wydał mi się niewiarygodny. On składa się tylko z jednej cechy: bez końca się podnieca. Nic więcej nie umiem o nim powiedzieć. Poza tym masz tendencję do drobiazgowego opisywania nieistotnych czynności, takich jak postawienie kieliszka na stole, nalewanie wina itd. A kiedy trzeba opisać dokładniej coś, czego czytelnik nie umie sobie wyobrazić, milczysz. W tej końcowej scenie nie napisałeś nawet, czy bohater podniósł się z podłogi. Przyjmuję więc, że nadal leżał na plecach. W takim razie opisany przez Ciebie sposób przymusowego pojenia byłby niemożliwy. Wlewanie przez rurkę płynów do żołądka nie jest proste, bo treść często cofa się do przełyku. Prokurator powinien siedzieć, a jeśli leży, to musi mieć mocno podniesioną głowę.

Nie napiszę, że tekst jest słaby, bo byłoby to niesprawiedliwe. On po prostu nie trafia w mój gust :)

Podziemny Wrocław (fragment) 18+

3
Pisz bulgor, pisz dla mnie, ja jestem bardzo prymitywnym czytelnikiem:)

Sporo pracy redaktorskiej w tym kawałku, ale jest potencjał.
Zwróć uwagę jak Marek Krajewski przedstawia miasto. To są niby drobne szczegóły, ale ważne. Spójrz, na przykladzie Płotki, który zjada obiad w swojej ulubionej restauracji - jakiej, gdzie, może nawet co jadł...? Wsiada do taksówki... Podaje adres - jaki? bulgor, oni jadą ulicami Wrocławia, śmiało o tym, nie opisujesz planet Oriona...


Powodzenia.

Wrzuć za jakiś czas dalszą część.

Podziemny Wrocław (fragment) 18+

4
brat_ruina pisze: Pisz bulgor, pisz dla mnie, ja jestem bardzo prymitywnym czytelnikiem:)
Dzięki komentarzowi Brata Ruiny uświadomiłam sobie, że źle się wyraziłam. Nie powinnam pisać, że autor tworzy dla prymitywnego czytelnika, bo któryś czytelnik mógłby poczuć się urażony. W sumie chodziło mi o to, by zachęcić Bulgora do dodania opisów i czegoś, co sprawiłoby, że książka stałaby się „bogatsza”. :)

Podziemny Wrocław (fragment) 18+

5
bulgor pisze: Prokurator Karol Płotka zjadł obiad w swojej ulubionej restauracji, następnie udał się do fryzjera, gdzie doprowadzono do porządku jego włosy i wąsy, oraz do pralni, skąd odebrał ulubiony garnitur. Wstąpił na chwilę do domu, by ów garnitur założyć i zabrać przy okazji puzderko zawierające pierścionek z białego złota, z ćwierć-karatowym diamentem.
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony, ten opis od razu charakteryzuje postać, w paru zdaniach mówiąc czytelników kim jest ten bohater i czego można się po nim spodziewać. Z drugiej strony, to takie czysto reporterskie podejście: zjadł, uczesał się, załozył garnitur.
bulgor pisze: Prokurator Karol Płotka wytarł swoje błyszczące buty w całkowicie normalną wycieraczkę
Po co "swoje", a czyje miał wycierać? PO co charakteryzacja wycieraczki jako nromalnej?

Tekst raczej nie dla mnie. Nie zaciekawił. Nie rozumiem też, co takiego odkrywczego było w tym, że mieli przepytać nazistę o cokolwiek - skoro "nie przyszło wam na myśl", znaczy, że powinno przyjść, znaczy, że powinni o jego znajomościach wiedzieć. W tkaim wypadku to kompletni debile. Jeżeli zaś nie wiedzieli, to skąd to pytanie "nie przyszło wam na myśl"?
http://radomirdarmila.pl

Podziemny Wrocław (fragment) 18+

7
A nikt na to nie zwrócił uwagi? Na to mianowicie, że akcja ma miejsce w... magicznym Wrocławiu. Nawiasem mówiąc: ciekawe, skąd taka panuje wokół Wrocławia aura? I czy jest to tylko efekt pijaru włodarzy tego miasta (trochę na przekór np. wszechobecnemu brudowi, zalegającym w każdym rogu śmieciom), czy też może skutek dyskretnego uroku historii tego miejsca oraz jego klimatu, związanego oczywiście z ciekawą, częściowo napływową ludnością w nim mieszkającą??? Jak sądzicie?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”