Wampirze szczęki

1
Wampirzy lord przechadzał się po swoich komnatach, gdy nagle tuż obok zmaterializował się jego przydupas, Marley. Był to średni stażem wampir o mocno wyłupiastych oczach. Przestraszył nawet swojego szefa.
- Nie pojawiaj się tak nagle w mojej komnacie. To stresujące. Jeszcze dostanę zawału.
- Przecież już nie żyjesz, mój panie.
- Tak? To skąd historia o osinowym kołku i przebijaniu serc?
- Gdybyś żył, to dawno wyssałbyś swoją krew i umarł.
- Już ci mówiłem, że zawsze mam rację.
- Tak, szefie.
- Zrobiłeś, o co cię prosiłem? Znalazłeś informacje, jak przestać być wampirem?
- Przeczytałem wiele ksiąg. Wszędzie piszą o tym, że najlepszy sposób to ucięcie głowy albo przebicie osikowym kołkiem.
- A coś mniej drastycznego? Takie sposoby to zapewni mi pierwszy lepszy łowca.
Marley tylko pokręcił głową. Lord przewrócił oczami i uderzył pięścią w biurko. Jego podwładni się nie spisywali.
- Za co ja ci płacę? Chyba sam prędzej znajdę rozwiązanie.
- Nie, nie, szefie. Poprawię się.
- Mam dziwne wrażenie, że wcale nie chcesz przestać być wampirem. Spodobało ci się wysysanie krwi z bydła? Bądź choć trochę człowiekiem.
- Przecież już nim nie jestem od przeszło czterdziestu lat.
- Staraj się. Czy to, że nie żyjesz usprawiedliwia twoje zachowanie? Spójrz na mnie. Nadal jestem bardziej ludzki niż ty.
- Gdyby tak nie te ostre kły, spiczaste uszy, pomarszczona twarz trupa i czerwone oczy, nie byłoby różnicy.
- Wracaj do roboty albo nie dostaniesz swojej działki krwi! - ryknął Lord. Marley zniknął w obłoku syczącej pary. Zamiast niego pojawił się nietoperz i szybko uleciał przez okno w ciemność nocy.
Lord usiadł w wyściełanym fotelu przy starym dębowym biurku. Ozdobione ornamentami nadawało komnacie odpowiedniego klimatu. Ściany pomieszczenia pokrywały czerwono-czarne arrasy, a na podłodze leżał gruby dywan. W ciemnym rogu stała zaś jakaś postać. Lord wzdrygnął się. Pierwszy raz widział ducha.
- Kim jesteś? – zapytał upiora. – Odejdź stąd. To mój gabinet.
- Co? – zdziwił się tamten. – Jestem niewidzialny. Nie możesz mnie zobaczyć.
- Najwyraźniej jest odwrotnie. Nie gadałbym z powietrzem.
Postać zbliżyła się. Była jak na ducha przystało przezroczysta, ale emanowała też dziwnym bladym światłem.
- Mów mi Phantomass. Już dawno zapomniałem swojego prawdziwego imienia.
- Pierwszy raz cię tu spotykam.
- Błąkam się po tym zamku od stu lat, ale nikt wcześniej mnie nie widział. Pewnie jestem tu już tak długo, że robię się coraz bardziej materialny. Przynajmniej będę miał z kim pogadać.
- Zapomnij. Nurtuje mnie jedna kwestia. Skoro jesteś tak wiekowy jak ja, może wiesz, jak przestać być wampirem?
- Niektórzy mówią, że wystarczy wyjść w dzień na zewnątrz, a słońce spali cię na popiół.
- Nie o to mi chodzi. Pragnę znów poczuć się człowiekiem.
- To chyba niewykonalne. Jesteś trupem, zaraz rozpadniesz się ze starości. Przydałby ci się Eliksir Młodości.
- Wyglądam tak, bo zacząłem głodówkę. Wszyscy mi mówią, że jestem stary. Denerwuje mnie to. Wynocha stąd.
- Niech ci będzie, ale później wrócę zagrać z tobą w karty.
Duch zniknął, wlatując w sufit. Lord zaczął się zastanawiać nad pewną kwestią. Wyciągnął z jednej z szuflad w biurku wielgachną księgę. Prowadził bardzo rozległą kronikę zgonów w okolicy. Każdy musi mieć przecież jakieś hobby. Zaczął przeglądać ją strona po stronie. Gdy dotarł do końca, stwierdził, że nikt nie umarł w murach tego zamku od czasu jego własnej śmierci w gabinecie, w którym właśnie przebywał.
Phantomass najprawdopodobniej jest moim duchem, pomyślał Lord. To było bardzo niepokojące. Teoretycznie obaj nie żyją, a jednak dopiero co gadali ze sobą, będąc kiedyś jedną osobą.
Duch został uwięziony i nie odejdzie do Krainy Wiecznych Łowów, dopóki Lord nie przestanie istnieć.
Znalazł Marleya w zamkowej kuchni. Zajadał gofry, ale gdy zobaczył swojego pana udawał, że przegląda jakąś książkę.
- Powiedz mi jedną rzecz… - zaczął Lord.
- Nic jeszcze nie znalazłem, ale cały czas szukam.
- Trzymasz książkę do góry nogami, ale nie o to mi chodziło. Czy widziałeś kiedyś ducha?
Marley prawie zadławił się gofrem.
- Nie bardzo rozumiem. Ten zamek jest nawiedzony? Biała Dama czy coś?
- To nie duch kobiety, tylko jakiegoś hazardzisty.
- Szkoda. Dawno nie rozmawiałem z żadną dziewczyną. Zazwyczaj śpią, gdy je odwiedzam.
- Mówiłeś, że napastujesz tylko bydło starego farmera Jordana.
- Przeważnie. A tak w ogóle to duchy nie istnieją. Może to przywidzenia ze starości.
- Och, zamilcz! Gdzie reszta?
Miał na myśli Lloyda i Danversa, dwóch braci, których kiedyś uratował przed śmiercią. Co prawda zamienił ich przy tym w wampiry, dlatego nigdy nie byli mu za to wdzięczni.
- Łapią szczury w piwnicy. Zeżarły nam połowę zapasów.
- Pieprzone gryzonie. Już późno, idź spać.
- Dopiero szósta nad ranem. Jeszcze dużo czasu.
- Za chwilę wzejdzie słońce i cię spopieli.
- Już się zmywam.
Marley wyszedł, a Lord zbliżył się do gofrów. Nim jednak zanurzył w nich swoje kły, zjawił się Phantomass.
- O rety! – wrzasnął Lord. Duch wynurzył się tym razem z podłogi.
- Faktycznie tych dwóch gości łapie szczury w piwnicy - powiedział. - Zajrzałem tam tylko na chwilkę.
- Nie pojawiaj się tak często. Czuję się rozczłonkowany. Dziwnie jest gadać z samym sobą.
- Nie rozumiem.
- Nic, taki żart. Inni cię nie widzą?
- Tak przypuszczam. Przypomniałem sobie coś. W wiosce Duże Imałe żyje ktoś, kto może ci pomóc. Sam ma podobny problem, a udaje mu się zachowywać ludzką postać. Posiada lekarstwo stworzone przez samego doktora Frankensteina, ekscentryka i geniusza w jednym. Problem w tym, że pilnuje go wilkołak.
- Aaargh. Wypluj to słowo.
- Nie mam śliny. Jestem duchem.
- Nie ma szans. Te sierściuchy są naszymi odwiecznymi wrogami. Nie zbliżę się tam, mam alergię.
- To twoja jedyna okazja na powrót do normalności. Zastanów się.
Nim Lord zdążył zapytać ducha, skąd to wszystko wie, tamten już zniknął.
***
Franklin był nocnym markiem, dlatego wszyscy uważali go za wampira. Ubierał się w zwykłe wiejskie ciuchy, kubrak, potargane spodnie, kraciastą koszulę i gumowce. Te ostatnie ściągał tylko kładąc się do łóżka. Właśnie spożywał kolację, gdy w jego domu pojawił się Lord. Nachylił się nad stołem i złapał wieśniaka za szyję swoimi długimi palcami zakończonymi ostrymi szponami.
- Witaj, przyjacielu. Mam pytanie i liczę, że mi pomożesz.
- Ja… Oczywiście. Czego sobie życzysz? – zapytał Franklin, ciężko przełykając ślinę.
- Szukam wilkołaka. Podobno ukrywa się w tej okolicy.
- O, to dobrze trafiłeś. W północnej części odbywa się sąd nad odmieńcami. Chcą stracić kilku wariatów. Pewnie ten twój też tam będzie.
- Muszę się więc pospieszyć.
Lord puścił faceta i podszedł do szafki, w której Franklin chował alkohol. Zajrzał do środka, było tam tylko kilka pustych butelek.
- Gdzie twoja śliwowica? – zapytał z gniewem w głosie.
- Skończyła się. Już dawno nie produkuję.
- W takim razie cię zjem.
Wieśniak zaczął piszczeć i jęczeć. Wampir postanowił na razie zostawić go w spokoju. Zniknął w obłoku dymu i pojawił się nieco dalej, na skraju wioski, gdzie zebrało się mnóstwo ludzi. W szeregu stało kilkunastu biedaków, a przed nimi dumnie kroczył żołnierz, wyglądający na ważną osobistość. Zatrzymał się przed facetem z wystającymi z uszu kłakami i zrośniętymi brwiami.
- Ten mi wygląda całkiem normalnie – powiedział do drugiego żołnierza.
- A tamta staruszka, którą przed chwilą skazał pan na ścięcie?
- To była czarownica. Od razu takie poznaję.
- Ale ona tylko uczyła matematyki.
- No właśnie. Jak tam sytuacja?
- Kolejka się robi. Na dzisiaj chyba wystarczy.
- Macie szczęście, ale jeśli choć słowo usłyszę, że dzieją się tu dziwne rzeczy albo ktoś zaginął, zaraz tu wrócę, a wtedy popamiętacie!
Ludzie odetchnęli z ulgą. Kudłaty facet już miał ochotę zwiać, ale wtedy Księżyc wystawił swoją bladą twarz zza chmur i niewielki promień padł na ciało mężczyzny. Przemiana była natychmiastowa i bardzo gwałtowna. Czaszka zaczęła mu się wydłużać, całe ciało pokryło się futrem, a pazury wystrzeliły z palców. Żołnierze zaraz to zauważyli.
- A temu co się dzieje? – zapytał jeden z nich. - Dostał zatwardzenia?
Lord poczuł, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Wilkołak zawył. Złapał nadbiegających wojaków i pozbawił ich przytomności. Reszta szybko się wycofała.
- Jeszcze tu wrócimy – odgrażał się ich przywódca, ale uciekał jako pierwszy. Zwykli ludzie pochowali się w swoich domach. Na placu boju pozostał tylko wampir. Zamachał białym skrawkiem materiału.
- Tylko bez nerwów. Przyszedłem pogadać.
- Nie zbliżaj się – warknął wilkołak. Mówienie przychodziło mu z trudem. Rzucił się do ataku, wampir jednak zaraz uskoczył.
- Tak do niczego nie dojdziemy. Potrzebuję tylko twojego leku. Chociaż jak patrzę na ciebie, to chyba nie pomaga.
Wilkołak zawarczał groźnie. Lord szybko dodał:
- Dostanę go i więcej mnie nie zobaczysz.
Sierściuch odpuścił i zaczął odchodzić. Wampir udał się za nim w nadziei, że coś na tym zyska. Po kilku minutach dotarli do chatki na uboczu. Wydawało się, że poszło podejrzanie łatwo.
- Weź, co chcesz i spieprzaj – warknął facet, który już wrócił do normalności. Schronił się w cieniu domku przed światłem Księżyca.
Lord zajrzał do wnętrza. Wiedział, że wchodzi do jaskini lwa. Na szczęście było pusto, żadne inne wilkołaki nie czekały tam na niego. W ciemności dostrzegł szafkę z jakimiś butelkami. Wampirzy wzrok pomógł mu zlokalizować tę z napisem „LEKRASTWO”.
- Ta zielona flaszka z etykietką pomaga ci pozostać człowiekiem? Dlaczego teraz się przemieniłeś?
- Nie twój zasrany interes.
I jak się przyjaźnić z takimi gburami? Wszystko było zaskakująco proste. Wejść, zabrać i wrócić. To niepokoiło Lorda, jak i fakt, że wielkie lekarstwo może być tylko bublem. Wolał jednak jak najszybciej stamtąd zwiewać, zanim bestia na zewnątrz się rozmyśli. Zabrał eliksir i zmienił się w nietoperza. Zaraz jednak wrócił do pierwotnej postaci.
- Cholera, nie udźwignę tego. Będę musiał wracać na piechotę.
Udało mu się dotrzeć na zamek przed świtem. Wezwał swoich podwładnych i zasiadł w gabinecie razem z Lloydem i Danversem. Na biurku postawił butelkę, ale wcześniej oderwał etykietkę.
- Wiecie co to jest?
- Pewnie jakiś alkohol.
- Nie! To eliksir, który sprawi, że znów będziemy ludźmi.
- Mówiłem, że wóda.
- Cisza! To mały krok dla nas, ale duży skok dla wampirów.
Lord wyjął trzy puchary ze swojej szafki z ważnymi rzeczami i postawił obok butelki. Nalał sobie i braciom.
- No, pijcie, pijcie – zachęcił. – Czeka nas wielka chwila. Zaraz znów będziemy ludźmi.
- Dobrze, niech więc tak będzie – zgodzili się bracia.
Wypili do dna. Lord nadal czekał. Nic się nie działo, żadnej przemiany, wyglądali jak przedtem. Pokiwał głową i zamoczył usta w napoju. Zaraz tego pożałował. To coś śmierdziało czosnkiem. Wypluł wszystko, ale dalej czuł ten drażniący posmak. Spojrzał na Lloyda i Danversa i zobaczył jak eksplodują, zmieniając się w chmurę popiołu. Phantomass wyłonił się zza ściany i zaklął.
- Czemu jeszcze żyjesz?
- Myślisz, że jestem taki głupi? Byle gówno w butelce i dam się nabrać? Wystawiłem moich kompanów, ale miałem rację. Oszukałeś mnie! To nie było lekarstwo.
- Na pewno nie dla takich jak ty. Sądziłem, że twoje pragnienie skończenia z żywotem krwiopijcy wygra ze zdrowym rozsądkiem.
- Czemu chciałeś mojej śmierci?
- Słyszałem twoje myśli. Ty draniu. Dopóki żyjesz, nie odejdę. Muszę cię zabić i będę próbował, aż do… dopóki tego nie zrobię.
- Wyniosę się z zamku, a ty jesteś tutaj uwięziony. I co?
- Nie trzyma mnie zamek, tylko twoje ciało. Pójdę wszędzie tam, gdzie ty.
Duch zniknął, a zamiast niego pojawił się Marley.
- Przepraszam za spóźnienie. Coś mnie ominęło?
- Najwyraźniej. Musimy zebrać nową ekipę, bo stara się wykruszyła.

Wampirze szczęki

2
Ogólnie czytało się gładko, w oczy rzucają się błędy logiczne (o tym za chwilę) i sztuczne dialogi. Widzę w tym głębszy sens, ale to może tylko moja wyobraźnia. Całość ciekawa za wyjątkiem opisu wampirów.

Generalnie wampiry to dla mnie już tak wyświechtany temat jak ekranizacje trzech muszkieterów, ale stwierdziłem "ciekawe co tam nowego wymyśli". Dla mnie osobiście obraz prawdziwego wampira to ten opisany przez Annę Rice min. w "Wywiadzie z wampirem". Nie pochyliłeś się tutaj nad ich naturą, problemami. Przytoczyłeś tylko stereotypy powtarzane od wieków. Wampir generalnie jest istotą żywą, nie jest człowiekiem, ale nie jest też trupem. Trupy nie jedzą, a krew to przecież ich pożywienie. Mogą mieć jakieś określone moce, siłę, szybkość, czytanie w myślach - cokolwiek. Tutaj na to nie trafiłem. Skoro Twój wampir znowu chce być człowiekiem warto dodać kilka zdać wyjaśnienia dlaczego.

Możesz też odrzucić w cholerę klasykę i opracować własny szablon wampira. Bo dlaczego by nie?
fanthomas212 pisze: Lord usiadł w wyściełanym fotelu przy starym dębowym biurku
Lepiej by brzmiało w fotelu obitym czarnym aksamitem, albo coś podobnego.
fanthomas212 pisze:Phantomass najprawdopodobniej jest moim duchem, pomyślał Lord. To było bardzo niepokojące. Teoretycznie obaj nie żyją, a jednak dopiero co gadali ze sobą, będąc kiedyś jedną osobą.
Dobry pomysł, podoba mi się :P
fanthomas212 pisze:Za chwilę wzejdzie słońce i cię spopieli.
Skoro siedzą w zamku to światło dostaje się przez okna. Zamek wampirów zapewne miałby te okna zabite deskami albo coś w tym stylu, żeby ułatwić sobie życie.
Moje serwisy: educover.pl oraz nowekorepetycje.pl
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”