Dziennik maratończyka - Escort

166

Latest post of the previous page:

Jak powstanie coś nowego i przy okazji zdecydowanie lepszego :P.

Otwiera się odwieczne pytanie: czy chciałbym być wydany? I tak i nie. Bo wiem, że gdyby nawet napisać to moje zgrabnym językiem (co na razie dla mnie jest niewykonalne), to i tak znalazłoby się sporo ludu, może nawet jakieś 80% czytelników, którzy by to skrytykowali. Pytanie, czy to się nadaje... Aj tam, nie zależy mi na wydaniu. To prawda - lubimy, uwielbiamy być czytani. To naprawdę dodaje mocy i napędza do dalszej pracy, kiedy te uwagi są wartościowe. Nie myślę o wydaniu :D. Pisanie sprawia mi frajdę, tzn. dopóki mi sprawia, będę tam pisał sobie, a że do szuflady... A poprzeczka zawieszona zawsze wysoko, bo chcę się rozwijać i żeby było lepiej niż jest (poprzez pisanie i czytanie).
Ostatecznie wydanie nie jest moim głównym celem. Jak powstanie coś przyzwoitego to wyślę z ciekawości do wydawnictw, ale w ogóle nie będę tego rozpatrywał w kwestiach stresu: <przyjmą/nie przyjmą>, <wyrzucą po kilku stronach/może już przeczytali?> <ile będę czekał?>. Nie. W ogóle mnie to nie martwi. Nie byłaby to dla mnie sprawa życia lub śmierci lub mniejszej wagi. Przyjemny dodatek do życia ;).
Pisarz miłości.

Dziennik maratończyka - Escort

168
Każdy ma swój punkt widzenia. Ja nie widzę nic wartościowego nad tym, by się werymani nade mną pastwili. Więc dobrze, że napisałeś 'na przykład' ;).
No i nigdy nie twierdziłem, że pisanie to sztuka, bo już i takie spojrzenia krążyły po forumie :D.
Pisarz miłości.

Dziennik maratończyka - Escort

169
Escort pisze: to i tak znalazłoby się sporo ludu, może nawet jakieś 80% czytelników, którzy by to skrytykowali.
No ba. Bo jak się podoba, to co tam można napisać? Podobało się... i koniec. A jak się ma zastrzeżenia, kąśliwe uwagi, krytyczne spojrzenie - o! wtedy to się ludzie rozpisują :D (np, ja). Zbyt się martwisz o zdanie innych. Jak się już wydaje, to nie jest ważne, czy się ludziom podoba, czy nie, ważne by kupowali :P
Uśmiechając się do deszczu mniej się moknie

Dziennik maratończyka - Escort

170
Namrasit pisze: Zbyt się martwisz o zdanie innych
O to,to właśnie. Dziś hejt jest kolejną dyscypliną sportową dla wielu ludzi. Nie ma co się zbytnio przejmować, bo dla nich to po prostu czysta radocha. Zawsze ktoś będzie sarkał i tak jest ze wszystkim. Skoro nie chcesz by werymani się pastwili to jak się przygotujesz na pastwienie czytelników, niespełnionych pisarzy itp. ? Nie da się napisać książki dobrej dla wszystkich.
Moje serwisy: educover.pl oraz nowekorepetycje.pl

Dziennik maratończyka - Escort

171
Może tak to odbieracie. Kiedyś bardziej się przejmowałem, teraz uczę się żyć z krytycznymi uwagami. Bo jak pojawia się bardzo dużo krytycznych głosów w życiu, człowiek się oswaja z tym.
Jeśli chodzi o hejt w przypadku wydania książki: nie czytałbym ich na dłuższą metę. Olałbym, będąc zaślepionym w swojej powieści, bo skoro mnie wydali, to znaczy, że coś w niej było. Może złudne, ale doceniłbym siebie bardziej niż dotychczas. Po prostu stąpam realnie po ziemi.
Nie chcę, by werymani się pastwili, ponieważ nie chcę, by ogólne forum miało wgląd do tego, co tworzę. Nie chcę słuchać opinii wielu znawców, tłumaczyć się jaki był cel i jaki przekaz w moim tekście, jeśli go nie zrozumieją. Doceniam osoby, które pochyliły się nad moim tekstem i jeszcze wracam do krytycznych uwag, więc to nie tak, że nie cierpie ich i unikam. Ale...
Adam Hanuszkiewicz powiedział, że nie potrzebuje krytyków. Potrzebuje pochlebców, żeby poprawili jego samopoczucie. Mam tak samo.
Pisarz miłości.

Dziennik maratończyka - Escort

173
Powinienem być lepszy pod względem warsztatu, żebym zasługiwał na ich techniczne porady. Bo jest jeszcze nad czym pracować samemu, a potem można pomyśleć, jak już nic nie będę mógł sam znaleźć, żeby walczyć o obce oko.

Ten weekend całkiem niezły, w sumie 464k. Jeszcze mi zostały dwa większe wątki, chyba zamknę się w 700k-750k, potem ostateczny zwrot akcji, ale jego nie mam rozpisanego i nie wiem ile zajmie.

Dziś się wyczerpałem. Mam poczucie, że poprzednie sceny są do niczego (okrutnie), kiedy brakowało dynamiki, ja jej nadałem i nagle uważam, że za szybko i zbyt naiwnie pewne rzeczy się potoczyły, a jednocześnie chciałem zaznaczyć naiwność bohaterki - kiedy czytelnik może uznać, że to nieudolność autora, a w ogóle nie zwróci uwagi na bohaterkę.

Nic, niedługo będziemy walczyć dalej. Nie wiem kiedy, muszę ochłonąć. Nadchodzą trudne sceny.
Pisarz miłości.

Dziennik maratończyka - Escort

174
Grunt, że piszesz :) za parę dni pewnie te stworzone już sceny wydadzą Ci się lepsze.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

Dziennik maratończyka - Escort

175
Wolha.Redna pisze: Grunt, że piszesz :) za parę dni pewnie te stworzone już sceny wydadzą Ci się lepsze.
Będę czytał przy poprawkach i wtedy jeszcze bardziej załamywał ręce. Już tak mam czasem, że większość moich scen wydaje się bardzo znakomicie przemyślana. I to jest tak, że powiedzmy obmyśliłem 100 scen. 80 scen wydaje mi się zajebiste, 20 ujdzie. Po napisaniu pierwszy raz, proporcje się odwracają i te 20 wyszło mi bardzo dobrze, 60 przeciętnie, a te, które miały status 'ujdzie' wyszły po napisaniu bardzo słabo i całkowicie niszczą powieść. I potem dochodzi do poprawek, ale...

Bardzo rzadko całkowicie coś zmieniam. Bo nad fabułą ślęczę tydzień, dwa. W trakcie pisania dochodzi do zmian szczegółów (kontrakty i te sprawy... ;) ), bo może się wydarzyć coś nieoczekiwanego - zawiązanie relacji, pobudzenie jakiegoś wątku, spotkanie dwóch bohaterów, którego nie przewidywałem, a które ma znaczenie etc. Takie zmiany naturalnie wchodzą do planów bez naruszania struktury.

Bardzo mocno mnie martwi usuwanie scen, kiedy coś nie wychodzi. Po to obmyślam, żeby w tej kwestii nie było już rachunku błędu. Błąd może być na papierze w opisie i to jest właśnie te 60 scen napisanych przeciętnie, które trzeba konkretnie podrasować, te 20 napisanych bardzo dobrze - chodzi o odczucia i fabułę. Językowo, warsztatowo są podobnie do poprawki ze względu na mój faszerowany poziom. Jeśli chodzi o samo usuwanie, nie zmieniam struktury, natomiast potrafię wywalać po błędnym wejściu w scenę czy nawet jak to dalej pociągnę. Bo mogłoby być inaczej - lepiej. Zarys fabuły, który obmyślam dwa tygodnie, miesiąc (śpię z nimi, budzę się z nowymi pomysłami i rozwiązaniami, romantyczne przygody nocne) są zarysami. Bo jak widzę, że szopen pisze konspekt a potem go rozbudowywuje to... Nie stać mnie na takie manewry. U mnie są wypunktowane poszczególne sceny, zapisuję wątki, które mają być zrealizowane albo są w toku realizacji, na bieżąco prowadzę kartotekę bohaterów, żeby, oprócz wyglądu (ale i tak ich wszystkich znam, ale wolę to mieć, bo jeszcze zmienię komuś oczy, twarz czy włosy - opis bardzo ciężki do przekazania obrazu), wiedzieć na jakiej fazie jest projekcja danego bohatera. Czy on się zmienia, czy ma z kimś utarczki i ogólny jego stosunek. Relacje między gildiami też zapisuję, bo to się zmienia na przestrzeni czasu.

Odnośnie nowych dni:
1. Na tygodniu coś przestałem pisać. Niepokojące. Z takim ruchem nie skończę tego do czerwca.
2. Istnieje prawdopodobieństwo, że w czwartej części pęknie melon. Bo jest jeszcze kilka scen do realizacji, a końcowy wątek mam w ogóle nierozbudowany z tego względu, że nie wiem jeszcze do tamtej fazy kto będzie przyjacielem, a kto wrogiem.
3. Nakręcony sceną spotkania głównego bohatera Cadrica ze swoim głównym wrogiem z trzeciej części i chęć głębokiej zemsty mnie tak nakręciła, że nastukałem niechcący 11k. Wątek goni wątek, bo akcja z rozdziału nr 111 działa się gdzie indziej, ale potem dochodzi do zbiegu okoliczności i spotkania.
4. Zbiegiem okoliczności nie jest stan na dziś 477k. Na tej fazie powinienem obmyślać kontynuację i szczegóły piątej części? Bo jeśli o nią chodzi to na razie mam dwa ogólne zdania o czym będzie i to w głowie.
5. Fajny jest ten dziennik. Choćby nawet, żebym sam siebie czytał później :P.
Pisarz miłości.

Dziennik maratończyka - Escort

176
Escort, ja kiedyś nie pisałem konspektu. Jak mówiłem, teraz po prostu eksperymentowałem z nową metodą pisania - i konspekt nawet mi dość podszedł, ale z drugiejs trony napisałem też parę podrozdziałów bez konspektu, bo w jednym przypadku wiedziałem od a do z, co powinno być, a w drugim wprost przeciwnie: nie miałem zielonego pojęcia poza tym, że "powinna pojawić się Blonnid" więc zacząłem pisać i jakoś samo się napisało.

Co do reszty, właśnie dzisiaj przeczytałem jedną rzecz:
You have to accept that being bad is part of learning to write. Most people who end up approaching professional writer status were always better at it than other kids. Then they get into the professional landscape and realize everyone else in the industry was also better at it than the other kids. This can be very traumatic for a lot of writers, and I’ve seen some of them just freeze. They don’t turn stuff in because as long as they haven’t turned it in, it’s not bad yet.
How do you hack that thinking? You say to yourself, “Look, I can rewrite garbage, I can’t rewrite nothing.”

Mike: It’s the iteration paradox. You miss 100% of the shots you don’t take, but you also miss a ton of the shots you do take when you’re first starting out. You have to do a thing over and over to get good at it, while somehow dealing with the fact that it’s really embarrassing and discomfiting to try hard at something and still be bad.

Megan: And the only way around that is to accept that failure is an essential part of the process.

You are not supposed to sit down and be Proust on your first pass. Proust wasn’t even Proust on the first pass. That means you have to see doing something badly as better than not doing anything at all. I won’t get fired for handing in 1,000 bad words. I will definitely get fired for not handing in anything.

After that, the next step is learning to recognize where and why you’re bad without rolling around on the floor, saying, “This is terrible, I’m obviously the world’s worst writer.” And you do that by looking at your bad work as a dipstick that measures where you can improve rather than one that measures your innate talents.
http://radomirdarmila.pl

Dziennik maratończyka - Escort

177
Bohaterowie ruszają złudnym szlakiem w poszukiwaniu sylfów. Legendarne istoty ciągną swą historię od początku powieści. Teraz nadszedł czas, by zdobyć te mityczne stwory na swoje usługi. Inaczej będą zdani na posłuszeństwo wobec silniejszych. A jeśli wrogowie dotrą do sylfów...

Wroga gildia porwała kilka niewinnych osób i szantażuje, byle uzyskać takiego sylfa na własne rozkazy. Wyścig trwa, ale na razie nikt nie dotarł do tych istot. Wielu kwestionuje, że w ogóle istnieją.

Na terenach minotaurów bohaterowie docierają do informacji od zjawy Sybilli, że sylfy istnieją. Zamieszkują szczyty niebios, gdzie można trafić tylko przez Basztę Prób. Tylko czy kolejny trop nie okaże się kolejną ślepą uliczką...

Do wrogów przystaje Zakon Krwi. Mają powody, by dokonać zemsty na głównych bohaterach. Kłamczuchy obiecują sylfa w zamian za głowy niewinnie porwanych...

555k. Walczymy dalej. Boję się o moich bohaterów.
Pisarz miłości.

Dziennik maratończyka - Escort

178
Czym bardziej nie lubię nowego bohatera, który z czasem będzie wyrastał na jednego z głównych (ale wrogów), tym lepiej się go pisze.
Nie wiem co to za wyjątkowa zależność.

Po wspaniałej sielance, która trwała i objawiała się w wielu fragmentach powieści, w swoim stylu (tak mi mówią) znów niespodziewanie uderzyłem. Nawet mi smutno po ostatnim mordzie. Jak znajomy mi pisał po takich akcjach 'mocne' to jednak tym razem znów to usłyszę, jak sądzę. Trochę mnie to napędza, ale też przeraża, że napędza ;). Ale raczej nie jestem niebezpieczny i chory?

Czytelnik będzie musiał żyć z nową postacią (katem) kolejne rozdziały. Najgorsze, że umyje ręce i pozostanie bez poniesienia kary.

Na dziś jest 582k. Wspaniała podróż po mojej Piątej Krainie.
Pisarz miłości.

Dziennik maratończyka - Escort

180
Chcę, żeby każdy z nich był inny, odmienny, niezwykły. Żeby nie było to na zasadzie przebijania i łamania granic 'ten jest zły', a w drugiej części nowy wróg to 'jeszcze gorszy :twisted: ', a chcę, żeby na swój sposób każdy z nich był inny, wyjątkowy. Choć ten kreowany na dzisiaj, budzi we mnie odrazę. I nie wiedzieć czemu, jednak pisze się go dobrze. Dobrze go czuję, wiem, co chodzi mu głowie i jak nędzny jest.
Pisarz miłości.

Wróć do „Maraton pisarski”