Pani Hujacova

1
Pani Hujacova.

Faktoria chemiczna Oleochem w Usti nad Labem. Jedna z tych starych dziewiętnastowiecznych fabryk, gdzie nikt nie dba o jakikolwiek wygląd, byleby działało. Tynk na ścianach pozostał tylko w kilku miejscach na zmurszałej cegle, zapadnięte dachy magazynów, cieknąca instalacja tysięcy rur i rurek, wszędzie syk, stukanie, cykanie i brzęczenie. Ponure miejsce. W wąskich uliczkach między budynkami przy dobrej pogodzie słońce zagląda tylko przez chwilę.
Trzeba wykazać się dużą cierpliwością i umiejętnością żeby wprowadzić tam tira cysternę do załadunku, najlepiej za dnia bo w nocy światła jak na lekarstwo i nie trudno zahaczyć o ścianę tym bardziej cofając gdy nic się nie widzi.
Technikiem jest tam pani Hujacova, z tym nazwiskiem nie miałaby lekko w Polsce. To kobieta której albo brakuje chwilę do emerytury, albo na niej jest i sobie dorabia. Niewysoka, mocno przy kości i niezwykle sympatyczna Czeszka w dresie, klapkach i tishercie. Odpowiedzialna jest tam między innymi za nalew. Jak na swój wiek i tuszę z wyjątkową łatwością lawiruje po pomoście naczepy między włazami komór. Widać że nie robi tego pierwszy raz. Wymieniliśmy serdeczności i każde z nas przystąpiło do swojej pracy, ona sztycę do środka, ja na dole dokumenty, ceemerki i paking listy…
Po chwili wchodzę na górę i to co widzę wprawia mnie w skrajne osłupienie i zaraz po tym w konwulsję śmiechu. Pani Hujacova najzwyczajniej w świecie oparta o barierkę cysterny podczas nalewu jara sobie szluga.
Wszystkie zakłady chemiczne na zachodzie od Niemiec po Portugalię mają maksymalnie wyżyłowane systemy BHP, za brak pełnego obuwia ze znaczkiem CE można zostać oddelegowanym za bramę z rocznym lub stałym banem na wjazd, nie wspomnę o ciuchach antystatycznych, kasku, okularach, rękawicach…
Nie dałem po sobie poznać emocji, kamienna twarz. Przystanąłem obok jak gdyby nigdy nic, też oparłem się o barierkę i czekam, ciekawość mnie zżera co ona zrobi z tym petem, jak go wrzuci do środka to chyba wezmę od niej autograf, ale nie, pani Hujacova, zrobiła coś, przez co napisałem tę opowieść, dla tego momentu;
Ostatni mach tuż przy filtrze, chmura z ust i pstryk niedopałkiem w górę, lotem paraboli w dół sześć metrów niżej idealnie w czeluść kratki kanalizacyjnej. W tym momencie została dla mnie mistrzem świata i okolic, na podium z konfetti na stadionie Madrytu i hymnem. Ponad dwadzieścia lat paliłem, setki razy pstrykałem petami, ale takiego majstersztyka nigdy nie widziałem.

2
pan_ruina pisze:gdzie nikt nie dba o jakikolwiek wygląd, byleby działało
nikt nie dba o drobiazgi, byleby działało...
pan_ruina pisze:wszędzie syk, stukanie, cykanie i brzęczenie
syki, stuki, cykania i brzęczenia
pan_ruina pisze:Ponure miejsce. W wąskich uliczkach między budynkami przy dobrej pogodzie słońce zagląda tylko przez chwilę.
Może nie ponure? Skoro tam tyle dziwnych hałasów? Klimatyczne?
pan_ruina pisze:nie trudno zahaczyć o ścianę tym bardziej cofając gdy nic się nie widzi
nietrudno cofając zahaczyć o ścianę (nie wiem czy o ścianę można zahaczyć? - może przywalić w ścianę?), tym bardziej gdy nic nie widać...
pan_ruina pisze:Technikiem jest tam pani Hujacova, z tym nazwiskiem nie miałaby lekko w Polsce. To kobieta której albo brakuje chwilę do emerytury, albo na niej jest i sobie dorabia. Niewysoka, mocno przy kości i niezwykle sympatyczna Czeszka w dresie, klapkach i tishercie. Odpowiedzialna jest tam między innymi za nalew. Jak na swój wiek i tuszę z wyjątkową łatwością lawiruje po pomoście naczepy między włazami komór.
Może tak?
Technikiem jest tam pani Hujacova. Ma szczęście ta niewysoka i tęga Czeszka w około-emerytalnym wieku. Z takim nazwiskiem w Polsce? Lekko by nie miała. Niezwykle sympatyczna, pomyka w dresie, klapkach i tishercie. Odpowiedzialna jest między innymi za nalew. Jak na swoje lata i tuszę z wyjątkową zwinnością lawiruje po pomoście naczepy między włazami komór.

cdn... (jeśli Autor chce)
:)

4
To ja o historyjce - mnie zaciekawiła i się spodobała - fajnie poprowadzone od opisu do akcji.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

5
pan_ruina pisze:Po chwili wchodzę na górę i to co widzę wprawia mnie w skrajne osłupienie i zaraz po tym w konwulsję śmiechu. Pani Hujacova najzwyczajniej w świecie oparta o barierkę cysterny podczas nalewu jara sobie szluga.
Po chwili wracam na górę i to co widzę wprawia mnie w skrajne osłupienie, a sekundę później powoduje konwulsje śmiechu: pani Hujacova oparta o barierkę cysterny w najlepsze jara sobie szluga. Co w tym zabawnego? A to, że pali podczas nalewu.
pan_ruina pisze:jak go wrzuci do środka to chyba wezmę od niej autograf, ale nie, pani Hujacova, zrobiła coś, przez co napisałem tę opowieść, dla tego momentu;


gdy go wrzuci do środka, chyba świat się zatrzyma...

Nie wiem czy autograf jest tu właściwy?
Poza tym czas teraźniejszy (wrzuci), a za sekundę przeszły (zrobiła)
Ujednolicić musisz.
Czyli wrzuci, robi coś...
przez co przytaczam tę anegdotkę, opisuję tę historię, uwieczniam ten moment etc...
pan_ruina pisze:lotem paraboli w dół sześć metrów niżej idealnie w czeluść kratki kanalizacyjnej
w dół - zbędne (bo jest niżej)
lub: sześć metrów lotem, trajektorią paraboliczną i prosto w czeluść kratki kanalizacyjnej

majstersztyku?
Chyba tak?
Nie majstersztyka.

[ Dodano: Wto 28 Kwi, 2015 ]
Ogólnie: fajna historia :)

7
Voila ;)
Ja tam bym doradziła, żeby z tego zrobić powieść.
Drabbli nie wydają tak powszechnie jak powieści, a szkoda, żeby takie fajne historie się marnowały.
Rzesze powinny to przeczytać, a nie wąska grupka zapaleńców. (Bez urazy dla miłośników drabbli).

Pani Hujacova

8
Augusta pisze: Voila ;)
Po dwóch latach może wyglądać to tak


Faktoria chemiczna Oleochem w Usti nad Łabą. Jedna z tych starych dziewiętnastowiecznych fabryk, gdzie od lat nikogo nie obchodzi wygląd czegokolwiek; ważne, żeby działało... Ściany z resztkami tynku, trzymającego się tylko gdzieniegdzie na zmurszałej cegle, zapadnięte dachy magazynów, cieknąca instalacja z tysięcy rur i rurek, wszędzie syk, stukanie, cykanie i brzęczenie. Ponure miejsce. W wąskie uliczki między budynkami, przy dobrej pogodzie. słońce zagląda tylko przez chwilę.
Trzeba konkretnych umiejętności połączonych z ogromną cierpliwością, żeby wprowadzić tam tira-cysternę do załadunku. Najlepiej za dnia, bo w nocy światła jak na lekarstwo i nietrudno zahaczyć o ścianę, zwłaszcza jadąc tyłem.
Załadunkiem rządzi technik Hujacova. Pojęcia nie mam cóż może znaczyć to nazwisko, wystarcza myśl, że w Polsce miałaby z nim nielekko. Starsza kobieta, której niewiele brakuje do emerytury, a może już nawet na niej jest i tylko sobie dorabia. Uśmiechnięta i niezwykle sympatyczna Czeszka, niewysoka, mocno przy kości, w dresie, klapkach i t-shircie. To ona odpowiada za nalew. Jak na swój wiek i tuszę z wyjątkową łatwością lawiruje po pomoście naczepy, między włazami komór. Widać że nie robi tego pierwszy raz. Wymieniliśmy już serdeczności i każde z nas przystąpiło do swojej pracy, ona sztycę do środka, ja na dole - dokumenty, ceemerki i packing listy…
Po chwili wchodzę na górę i to co widzę wprawia mnie w skrajne osłupienie i zaraz po tym w konwulsyjny śmiech, który z trudnością tłumię. Otóż Pani Hujacova oparta o barierkę cysterny, podczas nalewu, najzwyczajniej w świecie jara sobie szluga.
Wszystkie zakłady chemiczne na zachodzie od Niemiec po Portugalię mają maksymalnie wyżyłowane systemy BHP, za brak pełnego obuwia ze znaczkiem CE można zostać oddelegowanym za bramę z rocznym lub stałym banem na wjazd. Nie wspominając o ciuchach antystatycznych, kasku, okularach, czy rękawicach…
Nie dałem po sobie poznać emocji, kamienna twarz. Przystanąłem obok jak gdyby nigdy nic, też oparłem się o barierkę i czekam. Zżera mnie ciekawość, co ona zrobi z tym petem, bo jak wrzuci do środka, to chyba wezmę od niej autograf – o ile przeżyję ten manewr. Ale nie, pani Hujacova zrobiła coś, przez co napisałem tę opowieść, ona cała jest dla tego momentu.
Ostatni mach tuż przy filtrze, smuga dymu z ust i pstryk niedopałkiem w górę, ten leci wyliczoną parabolą – i sześć metrów niżej trafia idealnie w czeluść kratki kanalizacyjnej. Fanfary, konfetti, wuwuzele, wiwatujący tłum, najwyższe podium na płycie Maracany. Mistrzostwo świata i okolic. Ponad dwadzieścia lat paliłem, setki razy pstrykałem petami, ale takiego majstersztyku nie widziałem nigdy. I pewnie nigdy nie zobaczę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”