Kapusta

1
Wszystko w nim ją irytowało. Jego głos, jak miesza herbatę i skrzypi pod nim krzesło, gdy siadał do obiadu. Nie mogła znieść zapachu wody kolońskiej, którą sama mu kupiła, bo nią nie pachniał, a cuchnął. Po jego wyjściu otwierała wszystkie okna. Nie mogła już na niego patrzeć. Czuła wstręt.
- Marzena.
- Tak?
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Słucham.
Udawała, że ją interesuje, co on ma do powiedzenia, ale bardziej była zajęta ustaleniem ile minut za krótko pani Halinka dusiła polędwiczki.
- Poznałem kogoś.
Czuła to wcześniej. To wychodzenie, gdy dzwonił telefon innym, niż zwykle dźwiękiem. W interesach szło mu lepiej. Przynosił więcej pieniędzy. Nawet ją cieszyły kwiaty i prezenty, które dawał jej bez okazji. Po obiedzie znikał w swoim gabinecie i nie męczył jej swoim widokiem i głosem.
Pewnie jest młoda, zgrabna i piękna.
Otarła usta serwetką, wstała i wyszła z jadalni.
Zobaczyła ich na mieście.
Sięgnęła po telefon.
- Halo, mamuś!
- Justynko, przyjadę do ciebie teraz, co?
- Przyjeżdżaj, dziewczynki się ucieszą.
Zobaczyła swoje odbicie w witrynie. Wysoka, szczupła, elegancka. Wspaniała.
Córka otwiera drzwi. Włosy niedbale upięte, w rozwleczonym swetrze, na jednym rękawie plama.
- Cześć mamuś, wchodź!
- Justyniu, kochanie, no jak ty wyglądasz.
- Wiem, mamuś, wiem, ale dzieci. Kawy?
- Poproszę.
W kuchni córki ekspres do kawy, który kupiła jej na urodziny. Nie nauczyła się jego obsługi i wciąż parzy kawę wrzątkiem z czajnika.
Cały dom przypomina kojec dziecięcy, wszędzie porozrzucane części garderoby dzieci i zabawki. Poplamiona sofa, niedomyta podłoga.
- Dziewczynki ząbkują.
- Ojciec ma kogoś.
- Co?
- Ojciec ma kogoś.
- Skąd wiesz?
- Podejrzewałam to od jakiegoś czasu, a dziś ich widziałam.
- Gdzie?
- Na mieście. Wychodzili ze sklepu.
- Mamo, to pewnie tylko zauroczenie, wiesz, głowa siwieje, dupa..
- Nie kończ, proszę.
- Ja porozmawiam z ojcem.
- Nie, nie kochanie, masz swoje sprawy.
- Mamo, jeszcze dziś z nim porozmawiam.
- Justyniu, ja tego nie przeżyję. Jak on mi mógł coś takiego zrobić?

Idąc do auta głęboko wciągnęła do płuc zimowe powietrze, włożyła kluczyk do stacyjki i spojrzała w lusterko.
Jak on mógł jej coś takiego zrobić? Jej, pięknej, wciąż atrakcyjnej i zadbanej pięćdziesięciolatce?
Przyciągającej spojrzenia mężczyzn w różnym wieku. Budzącej zazdrość u młodszych kobiet swoją figurą, zadbaniem, klasą.
A tu tłumok.
Pierwsze, co pomyślała, gdy ją zobaczyła.
Gruby stary tłumok. W botkach i spódnicy do połowy łydki, grubej łydki, i ta kurtka ściągana w pasie. Starsza od niej i od Pawła też.
I on, niosący reklamówkę z kapustą i ziemniakami.
Kapusta. Pierwszą gosposię zwolniła natychmiast, jak tylko zaczęła ją gotować. Żadnego gotowania w jej domu kapusty, przed której smrodem nie chronił wentylator. Wystarczająco nawąchała się go w domu rodzinnym. Sześcioro rodzeństwa, matka gospodyni domowa i ojciec kolejarz. Wracał z pracy, szedł do łazienki, matka w tym czasie odgrzewała obiad. Ziemniaki, kotlety i kapusta. Świeża albo odgrzewana, worki kapusty w zamrażarce.
Mogła iść do liceum, a potem na studia, ale jak najszybciej chciała się od nich uwolnić. Wyuczyła się na kelnerkę, znalazła pracę w ekskluzywnej restauracji. Podawała finezyjne potrawy. Przyszedł kiedyś do restauracji z kontrahentem, obsługiwała jego stolik. Tak się poznali. Zostawił duży napiwek i przez kilka dni przychodził, zamawiał obiad z przystawką, ale nie jadł, tylko patrzył na nią. Pewnego dnia, gdy podeszła z rachunkiem padł na kolana i poprosił ją o rękę.
Na weselu dwa stoły były: jego rodzina i znajomi, kulturalni i stylowi, i jej rodzina swoimi wykrzyknikami przed każdym toastem” No to bach babkę w piach!” i wszystkie kobiety z trwałą ondulacją, czerwonymi od wódki policzkami i niewyskubanymi włosami na znamionach.
Wyglądała zjawiskowo w przepięknej sukni. I nikt brzucha nie zauważył.
Siedemnaście godzin rodziła mu córkę. Gdy zwijała się z bólu matka, siostry i szwagierki przy niej były. Sprawdzone rady dawały. Dzięki nim przetrwała trud porodu. Z jego świata nikogo nie było.
Zjawili się po porodzie, pewni siebie, głośno mówiący na sali pełnej zmęczonych matek i noworodków. Poklepujący go po plecach i rechoczący. Kochała ich.
Nadzorowała budowę ich domu, wybierała meble, dbała o każdy szczegół. Żadnych serwetek robionych szydełkiem, paprotek, meblościanek i szaf na nogach. I żadnej kapusty.
Wstawała rano, czesała włosy, narzucała szlafrok z jedwabiu, schodziła do kuchni i podawała w dzbanku zaparzoną przez panią Halinkę kawę.
Przy stole Justynia, wielkie rozczarowanie, podobna do jej rodziny, gruba i niechlujna. I ten obiad zapoznawczy u jej przyszłych teściów: schabowe z kapustą.
Kapusta. Przeklęta kapusta.
To musiało zacząć się sześć miesięcy temu. Zawsze zadbany, wysportowany, a tu urósł mu brzuch.
I taki roześmiany. Kapusty mu trzeba było.
Roześmiany. Szczęśliwy. Z nią.
Wrócił wcześniej, niż zwykle. Zwykle od kilku miesięcy.
Zamknął się w gabinecie.
Zapukała.
- Proszę.
- Pani Halinka przygotowała obiad.
- Nie jestem głodny.
- Ale…
- Mam dużo pilnej pracy, zostaw mnie samego.
- Zejdź do jadalni!
Zszedł. Pani Halinka przygotowała ziemniaki z koprem, kotlety i kapustę.
Nie tknęła jej. Zaraz po późnym obiedzie poszła do swego pokoju, wzięła kąpiel, założyła koszulę nocną z jedwabiu. Gdy kremowała twarz i szyję usłyszała pukanie do drzwi.
Nie słyszała tego pukania od kilku lat.
Spojrzała w lustro, w odbicie swoich oczu.
- Proszę.

Kapusta

3
brat_ruina pisze:
Baśka pisze: Siedemnaście godzin rodziła mu córkę
Surogatka? :D
Więcej treści w stopce, niż w wpisie.
Że jak masz ponad tysiąc postów, to się już nie musisz starać? Wystarczy emotikonowo suszyć kły?
Szkoda mi wykorzystywać swój i tak ciężki dostęp do Internetu na czytanie takich odpowiedzi.
Nie tego się spodziewałam na forum literackim.

Kapusta

4
Mam kłopot znowu z Twoim dziełkiem, bo technicznie napisane jest stosunkowo dobrze - natomiast odczuwam niechęć osobiście do tematyki opowiadania. To znaczy ma puentę jak się patrzy, niby wszystko na swoim miejscu - a jakoś go nie lubię. Podkreślam jednakże, że (a) nie jest to zarzut względem warsztatu - z tym moim zdaniem jest dobrze, miejscami nawet bardzo (b) nie potrafię dokładnie określić, co mi się tutaj nie podoba. Dodam jednakże, że nie podoba mi się wiele obyczajowych opowiadań i książek, nawet tych, które są wydawane.
Baśka pisze: Nie mogła znieść zapachu wody kolońskiej, którą sama mu kupiła, bo nią nie pachniał, a cuchnął.
Zdanie ogólnie fajnie zbudowane, ale "sama" jest zbędne. "Nią" może się odnosić i do wody kolońskiej, i do kobiety.
Baśka pisze: Czuła to wcześniej.
To akurat mi się nie podoba, ale to być może kwestia gustu. Przeczuwała to wcześniej?
Baśka pisze: Nawet ją cieszyły kwiaty i prezenty, które dawał jej bez okazji.
W potocznym języku "nawet to lubię" jest dopuszczalne, natomiast tutaj mam wątpliwość: czy kwaity cieszyły "nawet ją"?
Baśka pisze: Kochała ich.
Nadzorowała budowę ich domu, wybierała meble, dbała o każdy szczegół.
Zwróć proszę uwagę, że "ich" odnosi się zapewne do dwóch różnych grup osób; jednakże są tak blisko siebie, że równie dobrze może oznaczać budowę domu nieokreślonej grupy facetów (męża i jego kumpli? ojców dzieci matek?).
http://radomirdarmila.pl

Kapusta

5
Też nie mam lekkiego dostępu do sieci bo jestem za granicą, a i pisać też mi nie jest lekko bo warunki mam niesprzyjające do tego.

Tysiąc postów srostów:)

Miniatur trochę napisałem, zdaje się, że obywatel ruina nawet przoduje:)) zwracam uwagę na KAŻDE słowo w miniaturze, bo jest to niezwykle istotne. Jedno może wszystko zmienić, lub znacznie zakrzywić odbiór.

Suszę kły, bo mi się podoba ten szort, ale bez mu

Jako zamkniętej miniaturze brakuje mi szczypty wyraźniejszej pointy. Chyba, że nie jest zamknięta, a tylko fragmentem?
Masz tam jeszcze kilka szczegółów do poprawy, ale weryfki Ci nie zrobię. Bo nie :D

Jesteśmy na portalu literackim?
Ołfak gdzie ja trafiłem:)))


Pozdrawiam.

Added in 3 minutes 59 seconds:
O widzę, że szopenowaty już się zabrał za text, a kolega niezły jest - trza przyznać. Słusznie prawi :D

Kapusta

6
No dobra, bo się zrobiło nerwowo. Przypominam o zakazie pisania jednowyrazowych postów, jak również o zakazie robienia przytyków do osoby. Komentarze mają być merytoryczne. Zasada dotyczy zarówno starych, jak i nowych użytkowników.
Jeżeli wypowiedź użytkownika uznajecie za naruszającą regulamin, należy zgłosić post, a nie wykłócać się pod tematem do tego nie przeznaczonym (nawet jeśli uznajecie, że "moja racja mojsza"). Następne niemerytoryczne posty będą usuwane.
"ty tak zawsze masz - wylejesz zawartośc mózgu i musisz poczekac az ci sie zbierze, jak rezerwuar nad kiblem" by ravva

"Between the devil and the deep blue sea".

Kapusta

7
Technicznie ten tekst jest tak najeżony błędami, że ocena tego aspektu mija się z celem.

Na przykład takie dwa zdania:
Baśka pisze: W kuchni córki ekspres do kawy, który kupiła jej na urodziny. Nie nauczyła się jego obsługi i wciąż parzy kawę wrzątkiem z czajnika.
i pytanie - kto się "nie nauczyła"? W pierwszym zdaniu podmiot wyrażony domyślny zaimkiem osobowym "ona" oznacza główną bohaterkę, w drugim - jej córkę (a przynajmniej tak zgaduję, bo na podstawie składni tego wniosku się wysnuć nie da).

Albo to:
Baśka pisze: To musiało zacząć się sześć miesięcy temu. Zawsze zadbany, wysportowany, a tu urósł mu brzuch.
...czyli urósł mu brzuch w te sześć miesięcy, czy "tu", co sugeruje akt dość gwałtowny. A brzuch raczej nie rośnie nagle.
Baśka pisze: Cały dom przypomina kojec dziecięcy, wszędzie porozrzucane części garderoby dzieci i zabawki. Poplamiona sofa, niedomyta podłoga.
- Dziewczynki ząbkują.
Jaki jest związek przyczynowo skutkowy między zdaniem pierwszym i drugim a pierwszą kwestią dialogu?
Baśka pisze: Otarła usta serwetką, wstała i wyszła z jadalni.
Zobaczyła ich na mieście.
Jaki jest związek pomiędzy tymi zdaniami i jaka jest odległość w czasie między wydarzeniami opisanymi w pierwszym zdaniu i w drugim? Wyszła z jadalni do miasta i tam ich zobaczyła?

Takich dziur w narracji jest niestety sporo i nie da się ich wytłumaczyć celami artystycznymi, a przynajmniej ja tak uważam.

Poza tym strasznie mnie męczy brak potoczystej narracji, zastąpionej zdaniami prostymi. Przez taki "zabieg" czyta się fatalnie, ale w zasadzie to nie podejrzewam, żeby to był zabieg jakiś, a raczej wspomniane już wcześniej braki warsztatowe.

Ale najgorsze jest to, że kompletnie nie zrozumiałem, o co w tym tekście tak w ogóle chodzi i nie widzę sensu, który przyświecał jego powstaniu.

Added in 5 minutes 35 seconds:
szopen pisze: Mam kłopot znowu z Twoim dziełkiem, bo technicznie napisane jest stosunkowo dobrze
No i tu się diametralnie różnimy w ocenie...
szopen pisze: nie jest to zarzut względem warsztatu - z tym moim zdaniem jest dobrze, miejscami nawet bardzo
Możesz to poprzeć jakimś przykładem z tekstu?

Added in 1 minute 29 seconds:
I jeszcze jedna uwaga ogólna - straszna zaimkoza panuje w całym tekście, a to niestety jest szkolny błąd.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

Kapusta

8
Tekst życiowy, bo ileż to kobiet odnosi się z pogardą do innych z powodu własnej urody. A zwierciadłem jest wybrany mężczyzna, bo nie można nazwać go ukochanym. Ileż kobiet chce uciec od kapusty, żeby poczuć się lepszymi?
Sposób pisania drażni i zaciekawia. U niegoważne jest, ze urósł mu brzuch, u niej,że jest wyjątkowo zadbana jak na pięćdziesięciolatkę, u córki, że ma bałagan w domu. Brakuje mi treści związanych z wartościami, charakterem i czegoś innego poza kapustą. Brakuje mi człowieka w człowieku.

Added in 54 seconds:
U niego
Pisać może każdy, ale nie każdy może być pisarzem
Katarzyna Bonda

Kapusta

9
MaciejŚlużyński pisze:
Możesz to poprzeć jakimś przykładem z tekstu?
Skoro przeczytałem tekst do końca, potykając się tylko kilka razy, mimo, że obyczajowych miniaturek nie lubię - to znaczy, że warsztat jest wystarczająco dobry, by można było skupiać się na treści.Po przeczytaniu Twojej opinii te błędy dostrzegam, a nawet więcej - ale, w przeciwieństwie do Ciebie, mi tekst czytało się dobrze.

Uważam zresztą, że co najmniej jeden błąd wskazany przez Ciebie błędem nie jest ("a tu nagle urósł mu brzuch") a jedynie środkiem stylistycznym. Brzuch nie rośnie z dnia na dzień, ale można nagle sobie uświadomić, że ktoś ma duży brzuch.
http://radomirdarmila.pl

Kapusta

10
Baśka pisze: Siedemnaście godzin rodziła mu córkę. Gdy zwijała się z bólu matka, siostry i szwagierki przy niej były. Sprawdzone rady dawały. Dzięki nim przetrwała trud porodu. Z jego świata nikogo nie było.
Ten fragment mi się nie podoba. Po pierwsze, „mu” zbędne. O tym zresztą pisał Brat Ruina. Po drugie, ile osób nienależących do personelu szpitala przebywało na sali porodowej? Matka, siostry, szwagierki... Naprawdę w dawniejszych czasach (z wieku bohaterki wynika, że rodziła dwadzieścia kilka lat temu) pozwalano na obecność takiego tłumu? I ta osoba ma jeszcze pretensje, że z rodziny męża nikogo nie było? Dziwne. I nie sądzę, by dzięki poradom kobiet z rodziny przetrwała trudy porodu. Przetrwałaby i bez nich.
Baśka pisze: Zaraz po późnym obiedzie poszła do swego pokoju, wzięła kąpiel, założyła koszulę nocną z jedwabiu.
Ze zdania wynika, że w pokoju wzięła kąpiel. Może napisz, że najpierw poszła do łazienki, by wziąć kąpiel, a potem do pokoju.

Moja sympatia jest po stronie mężczyzny i kobiety, którą jego żona nazywa grubym starym tłumokiem. Cieszę się, że przemądrzała żona została zdradzona. :wink:

Kapusta

11
MaciejŚlużyński pisze:.
Baśka pisze: Source of the post Cały dom przypomina kojec dziecięcy, wszędzie porozrzucane części garderoby dzieci i zabawki. Poplamiona sofa, niedomyta podłoga.
- Dziewczynki ząbkują.

Jaki jest związek przyczynowo skutkowy między zdaniem pierwszym i drugim a pierwszą kwestią dialogu?
wiedzialbys, gdybyś był kobieta na macierzyńskim :-P
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

Kapusta

12
Nie. Nad tym, co dzieje się w tym wątku (który skupia jak w soczewce ułomności forum) nie można tak po prostu przejść do porządku dziennego. Kwestię nieudolnej moderacji poruszę w osobnym temacie w dziale sprawy organizacyjne- widocznym tylko dla zalogowanych, by nie powiększać tej degrengolady, teraz natomiast będzie o samym tekście i komentarzach do niego.

W kuchni córki ekspres do kawy, który kupiła jej na urodziny. Nie nauczyła się jego obsługi i wciąż parzy kawę wrzątkiem z czajnika.
MaciejŚlużyński pisze: i pytanie - kto się "nie nauczyła"? W pierwszym zdaniu podmiot wyrażony domyślny zaimkiem osobowym "ona" oznacza główną bohaterkę, w drugim - jej córkę (a przynajmniej tak zgaduję, bo na podstawie składni tego wniosku się wysnuć nie da).
powiem tak - nie tylko nie da się czytając to zgubić podmiotu albo nie zrozumieć kto co komu, ale w mojej ocenie nawet wyraz "córki" jest zbędny. wcześniej jest przecież, że matka wchodzi do kuchni córki, więc jeśli jesteśmy w domu obdarowanego i jest tam informacja, że znajduje się tam prezent, to jak ku*wa można nie rozumieć kto nie umie go obsługiwać? zwyczajowo kupujący coś dla kogoś daje to zapakowane i nietykane i de facto nie ma możliwości się tym bawić, poza tym nie może chodzić o matkę, bo jaki związek miałoby kupienie przez nią ekspresu córce i info, że ona-matka wciąż parzy z czajnika?


To musiało zacząć się sześć miesięcy temu. Zawsze zadbany, wysportowany, a tu urósł mu brzuch.
MaciejŚlużyński pisze: ...czyli urósł mu brzuch w te sześć miesięcy, czy "tu", co sugeruje akt dość gwałtowny. A brzuch raczej nie rośnie nagle.
do tego nawet nie wiem jak podejść, więc jedynie poprzestanę na stwierdzeniu: to najdebilniejsza uwaga w tym dziale ever
co do samego fragmentu, to myślę, że można by to nawet wzmocnić słowem "nagle" po "tu"

Cały dom przypomina kojec dziecięcy, wszędzie porozrzucane części garderoby dzieci i zabawki. Poplamiona sofa, niedomyta podłoga.
- Dziewczynki ząbkują.
MaciejŚlużyński pisze: Jaki jest związek przyczynowo skutkowy między zdaniem pierwszym i drugim a pierwszą kwestią dialogu?
zapewne taki, że skoro jest obraz ogólnego burdelu, to córka uprzedzając pytanie albo mając poczucie wstydu tłumaczy/usprawiedliwa ten burdel ząbkowaniem
co do samego fragmentu: okropne jest "części garderoby dzieci", raczej coś bardziej obrazującego, nie taki sztuczny twór, np. pobojowisko pieluch czy coś

oczywiście rodziła mu córkę jest jak najbardziej w porządku

rzeczywiście, brak oddzielenia poszczególnych fragmentów choćby enterami sprawia, że nie da się tego gładko przeczytać

ogólnie text jest zdecydowanie powyżej średniej forumowej, ale też nie rzuca na kolana - sam motyw wałkowany już milion razy, brak jakiejś szczególnej tu oryginalności, a ta modna ostatnimi czasy beznamiętna narracja jest ryzykowna, bo każda niedoróbka jest widoczna jak na dłoni i nie ma czym jej zatuszować
Baśka pisze: Zjawili się po porodzie, pewni siebie, głośno mówiący na sali pełnej zmęczonych matek i noworodków. Poklepujący go po plecach i rechoczący. Kochała ich.
spójrz na te zdania, na to "Kochała ich." "duże" słowa są dobre do tandetnych wierszyków czy jakiejś płaskiej onanistyki. ogólnie panuje zasada, że jeśli chcesz napisać książkę o miłości, to słowo "miłość" nie powinno tam paść ani razu, tak samo jak przy opisie jakiejś rzeźni nie powinny padać zwroty typu: otwarta czaszka, wylewające się wnętrzności czy nawet sama krew - im subtelniej, tym lepiej.
no bo co mi po info, że 'kochała ich' - no, nic. słowo to jest za pojemne i w tym przypadku nic konkretnego nie znaczy, słowo to jest mocno zdeprecjonowane, bo kocha się lejkersów, brata i nutellę - dlatego o wiele bardziej pasowałoby tu coś w stylu: "Ucieszyła się mimo to/że przyszli", czy cokolwiek.
takich momentów jest zapewne więcej, ale musisz sama nad nimi popracować - samej pracy redakcyjnej też będzie sporo, ale nie bój się, widać u Ciebie Literaturę i nie przejmuj się różnymi dziwnymi opiniami, bo będzie ich więcej i więcej - jak to powiedział Pilch o krytykach: bezkarni analfabeci

Smoke: przypominam, że zgodnie z regulaminem we własnych komentarzach nie komentujemy opinii wcześniejszych komentatorów, nie używamy inwektyw i słów powszechnie uważanych za obraźliwe. Uprzejmie proszę o stosowanie się do tych reguł, w przeciwnym razie będę używała nożyczek.

Rubia

Kapusta

13
Baśka pisze: Wszystko w nim ją irytowało.
Od tego zdania rozbolała mnie głowa. A to pierwsze zdanie.
Baśka pisze: Jego głos, jak miesza herbatę i skrzypi pod nim krzesło, gdy siadał do obiadu. Nie mogła znieść zapachu wody kolońskiej, którą sama mu kupiła, bo nią nie pachniał, a cuchnął. Po jego wyjściu otwierała wszystkie okna. Nie mogła już na niego patrzeć. Czuła wstręt.
Jego, nim, mu, nią, jego, niego. Ciężko jest.
Baśka pisze: Udawała, że ją interesuje, co on ma do powiedzenia, ale bardziej była zajęta ustaleniem ile minut za krótko pani Halinka dusiła polędwiczki.
- Poznałem kogoś.
Czuła to wcześniej. To wychodzenie, gdy dzwonił telefon innym, niż zwykle dźwiękiem. W interesach szło mu lepiej. Przynosił więcej pieniędzy. Nawet ją cieszyły kwiaty i prezenty, które dawał jej bez okazji. Po obiedzie znikał w swoim gabinecie i nie męczył jej swoim widokiem i głosem.
Ją, on, mu, ją, jej, jej. Jest coraz ciężej.

Baśka pisze: Pewnie jest młoda, zgrabna i piękna.
Otarła usta serwetką, wstała i wyszła z jadalni.
Zobaczyła ich na mieście.
Sięgnęła po telefon.
- Halo, mamuś!
- Justynko, przyjadę do ciebie teraz, co?
- Przyjeżdżaj, dziewczynki się ucieszą.
Zobaczyła swoje odbicie w witrynie. Wysoka, szczupła, elegancka. Wspaniała.
Córka otwiera drzwi. Włosy niedbale upięte, w rozwleczonym swetrze, na jednym rękawie plama.
Zamieszanie straszne. Przeskakujesz z jednej rzeczy do drugiej w krótkich zdaniach. Czuję zagubienie.

Baśka pisze: W kuchni córki ekspres do kawy, który kupiła jej na urodziny. Nie nauczyła się jego obsługi i wciąż parzy kawę wrzątkiem z czajnika.
Cały dom przypomina kojec dziecięcy, wszędzie porozrzucane części garderoby dzieci i zabawki. Poplamiona sofa, niedomyta podłoga.
Jej, jego. W smole brnę.

Baśka pisze: Idąc do auta głęboko wciągnęła do płuc zimowe powietrze, włożyła kluczyk do stacyjki i spojrzała w lusterko.
Jak on mógł jej coś takiego zrobić? Jej, pięknej, wciąż atrakcyjnej i zadbanej pięćdziesięciolatce?
Przyciągającej spojrzenia mężczyzn w różnym wieku. Budzącej zazdrość u młodszych kobiet swoją figurą, zadbaniem, klasą.
A tu tłumok.
Pierwsze, co pomyślała, gdy ją zobaczyła.
Gruby stary tłumok. W botkach i spódnicy do połowy łydki, grubej łydki, i ta kurtka ściągana w pasie. Starsza od niej i od Pawła też.
I on, niosący reklamówkę z kapustą i ziemniakami.
Jej, jej, ją, niej, on. Jestem na dachu po kolanach w papie.
Baśka pisze: Kapusta. Pierwszą gosposię zwolniła natychmiast, jak tylko zaczęła ją gotować. Żadnego gotowania w jej domu kapusty, przed której smrodem nie chronił wentylator. Wystarczająco nawąchała się go w domu rodzinnym. Sześcioro rodzeństwa, matka gospodyni domowa i ojciec kolejarz. Wracał z pracy, szedł do łazienki, matka w tym czasie odgrzewała obiad. Ziemniaki, kotlety i kapusta. Świeża albo odgrzewana, worki kapusty w zamrażarce.
Kapusta. Uwielbiam kapustę. Na prawdę jest ktoś na Ziemi kto nie lubi kapusty? To już fantasy albo sci-fi.
Baśka pisze: Mogła iść do liceum, a potem na studia, ale jak najszybciej chciała się od nich uwolnić. Wyuczyła się na kelnerkę, znalazła pracę w ekskluzywnej restauracji. Podawała finezyjne potrawy. Przyszedł kiedyś do restauracji z kontrahentem, obsługiwała jego stolik. Tak się poznali. Zostawił duży napiwek i przez kilka dni przychodził, zamawiał obiad z przystawką, ale nie jadł, tylko patrzył na nią. Pewnego dnia, gdy podeszła z rachunkiem padł na kolana i poprosił ją o rękę.
Jego, nią ją i się, się. Papa na rozgrzanym dachu, nogi parzy.
Baśka pisze: Na weselu dwa stoły były: jego rodzina i znajomi, kulturalni i stylowi, i jej rodzina swoimi wykrzyknikami przed każdym toastem” No to bach babkę w piach!” i wszystkie kobiety z trwałą ondulacją, czerwonymi od wódki policzkami i niewyskubanymi włosami na znamionach.
Wyglądała zjawiskowo w przepięknej sukni. I nikt brzucha nie zauważył.
Siedemnaście godzin rodziła mu córkę. Gdy zwijała się z bólu matka, siostry i szwagierki przy niej były. Sprawdzone rady dawały. Dzięki nim przetrwała trud porodu. Z jego świata nikogo nie było.
Zjawili się po porodzie, pewni siebie, głośno mówiący na sali pełnej zmęczonych matek i noworodków. Poklepujący go po plecach i rechoczący. Kochała ich.
Nadzorowała budowę ich domu, wybierała meble, dbała o każdy szczegół. Żadnych serwetek robionych szydełkiem, paprotek, meblościanek i szaf na nogach. I żadnej kapusty.
Wstawała rano, czesała włosy, narzucała szlafrok z jedwabiu, schodziła do kuchni i podawała w dzbanku zaparzoną przez panią Halinkę kawę.
Przy stole Justynia, wielkie rozczarowanie, podobna do jej rodziny, gruba i niechlujna. I ten obiad zapoznawczy u jej przyszłych teściów: schabowe z kapustą.
Kapusta. Przeklęta kapusta.
To musiało zacząć się sześć miesięcy temu. Zawsze zadbany, wysportowany, a tu urósł mu brzuch.
I taki roześmiany. Kapusty mu trzeba było.
Roześmiany. Szczęśliwy. Z nią.
Jego, jej, mu, niej, nim, jego, jej, jej, mu, nią. I tak sparzyła mnie kapusta (tfu!) papa smolna i zginałem, sczezłem, spaliłem się. Ale nowy i odrodzony, jak feniks z popiołów twierdzę, że tekst o niczym i słabo napisany. Lepiej zjeść kapustę, smaczna jest.

Powodzenia i pozdrawiam.

Kapusta

14
Smoke pisze: nie przejmuj się różnymi dziwnymi opiniami, bo będzie ich więcej i więcej - jak to powiedział Pilch o krytykach: bezkarni analfabeci
Rozumiem, że to do mnie i o mnie, więc odpowiem krótko.

Skoro za fakt, że ośmieliłem się merytorycznie odnieść do tekstu i skrytykować oczywiste błędy w nim popełnione, zostałem wyzwany od bezkarnych analfabetów, to chyba dam sobie spokój z komentowaniem dzieł tutaj zamieszczanych.

Samo ich czytanie bywa nie zawsze przyjemne, a czytanie takich uwag pod swoim adresem przyjemne nie jest nigdy.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

Kapusta

15
Też sobie zamieszam chochlą.

Zaimkozę masz kosmiczną. Osiemdziesiąt procent zaimków do wywalenia.

Masz tendencję do gubienia podmiotu. Jak tutaj:
Mogła iść do liceum, a potem na studia, ale jak najszybciej chciała się od nich uwolnić.
Z budowy zdania wynika, że chciała się uwolnić od studiów, na które mogła iść, a chodzi o wspomnianą dwa zdania wcześniej rodzinę.

No i nieszczęsne,
Siedemnaście godzin rodziła mu córkę.
.

Jak dla mnie zupełnie prawidłowe, podkreślające, że dana czynność odbywa się z poświęceniem, dla spełnienia oczekiwań kogoś bliskiego.
Ot, ojciec prosi syna o skoszenie ogródka. Syn niechętnie spełnia prośbę i po powrocie do domu odpowiada na pytanie matki "no, skosiłem mu ten ogródek." A ogródek przecież wspólny, rodzinny.
Żona przygotowuje dla siebie i męża romantyczną kolację. Mąż spóźnia się kilka godzin, kolacja nie dochodzi do skutku. Rozżalona żona dzwoni do koleżanki - "przygotowałam mu kolację, a on...". A kolacja przecież była przygotowana dla nich obojga.

Tekst średni, stylizacja na pisanie "beznarracyjne" wymaga mistrzowskiego warsztatu, którego nie masz.

Powodzenia,

G.
"Każdy jest sumą swoich blizn" Matthew Woodring Stover

Always cheat; always win. If you walk away, it was a fair fight. The only unfair fight is the one you lose.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron