Ecce Roma [fantastyka, wariacje]

1
Ecce Roma. Opowiadanie ze świata Tadrat Akakus.



Niebo, a w nim Pan nasz, Stwórca, opiekun świętego Imperium, Jego Wysokości i Wiecznego Miasta. I aniołowie... Gdy po raz pierwszy ujrzysz Rzym, po długiej podróży – morskiej po Morzu śródziemnym, greckimi, fenickimi, elfimi statkami, a może po przeprawie lądem, wpierw przez swoje rodzinne strony, potem Europą, ku Alpom, za którymi czeka już Wieczne Miasto – zakochasz się w nim. Zachwyci cię jego pompa, jeżeli lubisz przepych i bogactwo. Jeśli preferujesz spokój, ciszę rozmyślań zajrzyj koniecznie do jednej z wielu bibliotek, a jeśli wysoko cenisz sobie rozrywkę nie będziesz mógł narzekać, wędrowcze, na brak świąt i uroczystości.

Miasto Rzym – siedziba dworu Jego Cesarskiej Wysokości, Senatu, większości urzędów Imperium. Tutaj podejmowane są decyzję dotyczące połowy Europy i części wybrzeży Afryki, losów istot zamieszkujących te obszary. Tutaj raz po raz dochodzi do mordów, walk, potyczek politycznych, a potem feta – przegranych bądź zwycięzców. A co tydzień w Amfiteatrze można podziwiać sztukmistrzów, gladiatorów, pogan... Wszystko czego dusza zapragnie.



Marcus Glacius był sekretarzem Jego Wysokości Cesarza świętego Imperium Rzymskiego. Urząd ten piastował od dwóch, burzliwych i pracowitych lat. Wcześniej był zarządca dóbr na prowincji, rozdzielał przysyłaną żywność między biednych, najmował ludzi do pracy w latyfundiach swego bezpośredniego przełożonego. Pracował pilnie, wytrwale gdyż jego przewiny rzadziej umykały uwadze mocodawców niż spora ilość odniesionych sukcesów.

Po zarządcy przyszła kolej na skrybę u któregoś z senatorów. To z pozoru mniej wymagające zajęcie dawało niewiele większy zarobek niż praca na prowincji, ale już sam komfort wynikający z pracy w stolicy, u wpływowego człowieka sprawiał, że Marcus bez oporów porzucił to co dotychczas robił.

Jednak rzeczywistość nie była taka cudowna – senator, możny Elf Wysokiego Rodu za nic miał ludzkie zwyczaje, lubił pracować całym dniem i całą nocą, nie raz i nie dwa wysyłał Marcusa w dziwaczne podróże, z podejrzanymi ludźmi etc. Wszystko to jednak przydało się – nawiązał sporo, przydatnych kontaktów i nabył wiele doświadczeń. Nie zawsze mogły się one przydać w świetle prawa, ale...

Kariery przy senatorze zrobić wielkiej nie można było, ponieważ pilnie doglądał on swoich podwładnych i oddalał ich od wszelkich spraw mogących wynieść ich wyżej w hierarchii. Czy spowodowane było to zazdrością, nadmierną dumą czy innymi jeszcze względami trudno odgadnąć. W sumie niewiele brakowało a Marcus wróciłby na prowincję jako... sekretarz zarządcy latyfundiów pana senatora! Zaiste byłby to piękny zwrot w karierze młodego jeszcze człowieka.

Opatrzność, a może szczęście, jednak nie pozwoliły by dotychczasowe doświadczenie, wyrzeczenia i siły poświęcone zdobywaniu coraz to lepszych pułapów poszły na marne i senator, w akcie łaski wysłał Marcusa z małą misją dyplomatyczną. Chodziło, jak zwykle zresztą gdy senator załatwiał coś sam, o pomnożenie swoich bogactw nie zawsze mnożąc chwałę i bogactwa Imperium. Marcus wyjechał wtedy po raz pierwszy, ale nie ostatni, do Afryki. Wylądował w Koloniach gdzie miał nawiązać z nim kontakt wysłannik któregoś z możnych na dworze Króla Zwierzoludzi.

Wysłannik ten – szakalokształtny – był pierwszym z mistrzów Marcusa. Nauczył go, zupełnie nieświadomie, ile warta jest dyplomacja, kłamstwo, pełna sakiewka lub odpowiednio ostry nóż. Spędzając czas na rokowaniach, układach i rozrywkach, które okazały się zalążkiem przyszłej przyjaźni Glacius poznał kulturę „dzikusów”, posiadł sposoby bogacenia się i co najważniejsze parę niezwykle ważnych i interesujących faktów, mogących otworzyć mu nawet wrota pałacu Konsula.

Targów dobito po dwóch tygodniach, tak jak „przewidywał” senator.

Po powrocie do Wiecznego Miasta nasz skryba intensywnie zaczął studiować, na ile pozwalała mu praca, świeżo poznaną kulturę, dowiadywał się też wiele o innych nacjach jakie mógł spotkać. Szybko też został, na razie tajnie, członkiem Akademii zbierającej osobistości związane z nauką.

Tymczasem senator, w wyniku bezbłędnie przeprowadzonego i nigdy nie wykrytego spisku stracił życie. Zamordowano go w nocy, w jego własnej sypialni. Wina mogłaby spaść na dziwkę, z której usług mógł korzystać, ale akurat tego dnia senator udał się do swych komnat sam. Nie czuł się za dobrze, był zmęczony ciągłymi walkami wśród senatorów, chciał odpocząć. Podejrzewano więc służbę, ale wszyscy byli poza podejrzeniem. Oczywiście podejrzenia, przesłuchania i badania nie minęły i Marcusa. Wszystko jednak na nic – był niewinny.

Zaistniała sytuacja, pozornie, stawiała jego karierę na straconej pozycji jednakże podebrał go sobie inny z senatorów, młody obiecujący i bardzo ambitny. Był on przeciwieństwem tamtego – pracował mało, pozwalał robić dużo innym, na czym sam wychodził najlepiej, nie zazdrościł innym sukcesów. I właśnie na tym podejściu zaszedł najdalej – niedługo potem, w wyniku skutecznie przeprowadzonego zamachu stanu został Cesarzem świętego Imperium Rzymskiego, a pozbywając się starego wroga został też Królem Wenecji.

Marcus awansował przy tym. Nowy Cesarz wysłał go do Wenecji, gdzie ten zasiadł w Radzie Miasta. Nie został namiestnikiem, gdyż... właściwie trudno powiedzieć. Tak zadecydował Cesarz. Bądź co bądź nie stał się potężniejszy niż był. Trochę bardziej znaczący, to wszystko...

Radni wybrali go... sekretarzem. Funkcję te piastował wytrwale, fachowo. Co tydzień, listownie dostawał z Rzymu polecenia, rozkazy, sugestie, odpisywał fachowymi, bardzo szczegółowymi raportami. W mniemaniu naszego ambitnego młodzieńca była to degradacja do stopnia zarządcy na prowincji. Nie przeszkadzał mu w tej obrazie fakt, że „prowincja” ta była bogatsza, piękniejsza, cenniejsza niż tamta, dawno porzucona. Także fakt, że miał bezpośredni wpływ na sytuację w okolicy był dla niego niewiele wart. Nie był to Rzym, tylko jakieś sto dwadzieścia wysp połączonych mostami etc.

Mimo to, zwłaszcza z czasem, coraz trudniej było mu odmówić podziwu dla Wenecji. Prowadził tu iście szampańskie życie, jako wysłannik Cesarza mieszkał w Pałacu Władcy Wenecji, jako radny obecny był przy wszystkich większych uroczystościach. Sam od siebie urządził dwa, nie powalające przepychem, ale jednak bale... żyło mu się wyśmienicie, mimo tęsknoty do Rzymu, mimo, iż był „tylko” sekretarzem Rady Miasta.

Okres wenecki w życiu Marcusa przyniósł mu dwójkę nowych znajomych, jednego wroga, przyjaciela od serca i – co niezwykłe – kilka bardzo przydatnych doświadczeń.

Przede wszystkim doświadczenia. A najpewniej dawno ukryte talenty czekające sposobnej chwili aby się ujawnić. Było to może w drugim miesiącu pobytu Glaciusa w Wenecji, przechadzał się on właśnie placami i uliczkami tego dziwnego miasta gdy drogę zagrodziło mu trzech Elfów. Wyglądali nędznie, ale widać po nich było, że są zdeterminowani. Bez wahania rzucili się na „pechowego” podróżnika, gdy ten oświadczył, że nie dostaną od niego żadnych pieniędzy. W zasadzie Marcus nie wiedział czemu udzielił akurat takiej odpowiedzi, ale jednak pozwoliło mu to odkryć, że on – dawny zarządca na prowincji, urzędnik, skryba i sekretarz zna się na szermierce. że zna się na walce. Pierwszy z Elfów rzucił się na naszego radnego frontalnie, dwaj pozostali próbowali zajść go na prawym i lewym skrzydle. Uderzył w tego z lewej strony. Po krótkiej szamotaninie wyrwał napastnikowi krótki miecz, uderzył na odlew i nie patrząc na skutki swojego działania rzucił się na dwóch pozostałych, lekko zaskoczonych. Mieczyk śmigał raźno, dumna szata Rzymska opadła i niemal nagi Marcus powalił na ziemię i zabił obu napastników. Trzeci uciekł ranny. Ubrał się i błyskawicznie oddalił się do pałacu. Tego samego dnia najął nauczyciela szermierki by doskonalić swój odkryty talent.

Nauczycielem tym był Macedończyk noszący imię Anton. Był średniego wzrostu, lekko już siwiejący, o atletycznej budowie. Nosił się jak wojskowy – zawsze z mieczem u pasa, w macedońskiej, starej zbroi (zdartej chyba z jego dziadka), na którą narzucał szarozielony płaszcz. Oczy miał żywe, gorejące jakimś blaskiem, miły dla ucha głos. I był naprawdę dobrym wojownikiem.

Zdolności Marcusa rozwinął świetnie, szkolił go wytrwale, czasem bywał brutalny, ponieważ prawdę mówił od razu, wprost. Szybko też zdobył sympatię i zaufanie swego ucznia. Zaprzyjaźnili się, co przyniosło obu spore korzyści. Skorzystał głównie Anton, został lokatorem pałacu, przyjacielem jednego z wpływowych ludzi. Brał udział w balach, świętach, pozwalał sobie na przepych. I zyskał powiernika. Anton nie odegrał później w historii, choć pewno zamierzał inaczej, decydującej roli, ale jednak coś zrobił. Gdy Marcus odjeżdżał z Wenecji z powrotem do Rzymu obiecał staremu przyjacielowi, że znów sie spotkają. Nie kłamał – Anton trafił do Wiecznego Miasta gdzie założył Szkołę Wojenną, kształcił dzieci możnych Imperium na doskonałych żołnierzy, przyszłych dowódców. Zmarł w Rzymie w bardzo podeszłym wieku, wdzięczni wychowankowie i absolwenci szkoły urządzili mu wspaniały pogrzeb.

Wróćmy jednak do okresu weneckiego. Anton spędzał z naszym radnym sporo czasu, dużo debatowali, rozprawiali dzielili się doświadczeniami i opowieściami. To on pomógł Marcusowi zdobyć uznanie pośród innych radnych. Jako, że mieszkał w Wenecji dłużej, lepiej znał panujące tu warunki, stosunki społeczne, oraz wiedział czym należałoby zająć się w pierwszej kolejności. Miasto kwitło.

Cenna ta znajomość prawie że nie dopuściła do zawiązania się drugiej nie mniej cennej. Było to może w kwartał od tamtego napadu. Marcus ponownie spacerował po mieście, obserwował architekturę, zabytki, ponieważ ostatnimi czasy dużo energii poświęcał historii. Zajmował się właśnie frontonem jednej z najstarszych kamienic w Wenecji gdy kątem oka dostrzegł piękną kobietę. Wszystko wskazywało na to, że była prostytutką. Zawód ten nie był w Królestwie Wenecji zakazany, ale patrzono nań przez palce tylko wówczas gdy uprawiano go nocą. Bohater nasz oderwał się od studiów nad architekturą, którą nazywał najwspanialszą biblioteką ludzkości i skierował swe kroki w stronę dziwki. Zamierzał ją ukarać, ewentualnie w akcie łaski ostrzec i odesłać gdzieś. Przez chwilę zastanawiał się także czy nie skorzystać z jej usług, ale przemógł nacierającą falę chuci.

Podszedł do dziewczyny. Była niezwykle ładna, o karminowych ustach i brązowych lekko pofalowanych włosach. Odsłaniała nieskromnie ramiona i część swych wdzięków śmiejąc się bezwstydnie. Nieświadomie odwzajemnił jej uśmiech i zamierzał już coś powiedzieć, gdy ktoś zwalił go z nóg. Podniósł się błyskawicznie – napastnik był zamaskowany i uzbrojony. Szykował się do skoku, nasz bohater dobył broni z którą się już nie rozstawał. Czekał na pierwszy ruch atakującego który niechybnie by nastąpił gdyby nie... miecz Antona. Stary przyjaciel pozbawił głowy napastnika i podszedł gniewnie do dziwki.

Zwyzywał biedną dziewczynę, zarzucał współpracę z szpiegami kartagińskimi, groził śmiercią. Zdezorientowany Marcus wstawił się za dziewczyną, postanowił przesłuchać ją w pałacu. Anton kręcił na to nosem, ale przystał na to rozwiązanie. Nie miał wyjścia...

Dziewczyna okazała się... szpiegiem rzymskim, a dokładnie szpiegiem jednego z senatorów. Po długim przesłuchaniu (pomagał nieoceniony w tym względzie Anton) Glacius dowiedział się kilku nad wyraz ciekawych rzeczy. A więc w Rzymie szykowano zamach stanu na Cesarza, za wszystko był zaś odpowiedzialny senator, który zlecił zabicie dawnego mocodawcy Marcusa. Dziewczyna była jego wysłanniczką, a on jej ostatnim celem w zamykaniu „tamtej sprawy”. Najbardziej zaniepokoił Marcusa planowany zamach stanu. Jeżeli udałby się on Glacius byłby zmuszony do pozostania w Wenecji. Bramy Rzymu zamknęłyby się za nim na dobre. Kłopot stanowiła też dziewczyna. Oddał ją w ręce Antona, a sam napisał natychmiast list do Cesarza. Nie ostrzegał jednak władcy, chciał zdobyć tylko jak najwięcej informacji. Wysłał także swojego zaufanego człowieka, dawnego szpiega Cesarza by ten rozeznał się w sytuacji panującej w Stolicy. Szpieg ten jest właśnie jednym z dwójki zaufanych przyjaciół z okresu weneckiego Marcusa. Jest on też jedną z najbardziej tajemniczych postaci tej historii, znamy tylko malutką część roli jaką odegrał w tym spektaklu.

Poznali sie najpewniej w czasie gdy krzepły pierwsze elementy przyjaźni Glaciusa z Antonem. Pan sekretarz Rady Miasta nie miał w tym okresie żadnej świty. Wystarczył nowy przyjaciel Anton i trochę należnej mu służby. Nie zamierzał także zmieniać tego stanu rzeczy, ale jednak... Z jakichś wspomnień i przebłysków w czasie których dzielił się swoim życiem z innymi można wywnioskować, że Rang (tak był nazywany, sprawa jego pochodzenia jest trudna do zreferowania) miał wpierw szpiegować Marcusa w Wenecji z rozkazu Cesarza. Jednak coś (pytanie bez odpowiedzi: co?) z założonego planu nie wyszło. Rang został uznany w Rzymie za zmarłego (śmiercią tragiczną!) i pracował wytrwale dla swojego przyjaciela. Jest w tej historii za dużo białych plam, ale nawet Anton nie potrafił ich zapełnić.

Wróćmy jednak do okresu weneckiego. Rang ruszył do Rzymu zbadać na miejscu całą sytuację, a Marcus... opuszcza Wenecję na dwa tygodnie w czasie których znajduje się w Koloniach w Afryce. Spotyka tam swojego starego znajomego, szakalokształtnego, uzyskuje w ten sposób wsparcie od kogoś bardziej doświadczonego w dyplomacji. Nawiązuje też korzystne znajomości z Zwierzoludźmi, a do kręgu jego bliższych znajomych dołącza nawiedzony, kiepsko znający życie, ale sympatyczny i inteligentny, niedoszły adept magii – Shasan, Mroczny Elf.

Zastanawiający jest fakt, że cała ta sytuacja nie zrodziła w Marcusie chęci przeprowadzenia własnego zamachu politycznego i sięgnięcia po władzę. Antonowi i Rangowi wydawało się całkowicie logiczne, że ich przyjaciel wykorzysta mający nastąpić zamach stanu by pozbyć się dość lubianego wśród ludu Cesarza, a potem sam nagłym atakiem zbije z tronu Dyktatora. Jednak nic takiego nie zamierzał. Postanowił ratować Cesarza, najpewniej chciał także zemścić się za „degradację” i zsyłkę do Wenecji (mało prawdopodobne) lub chciał w glorii powrócić do Rzymu. Druga teoria jest o wiele bardziej prawdopodobna. Aby zwalić z tronu Dyktatora potrzebowałby armii, choć centurii, w dodatku po stronie zbrodniarza-senatora stał jeden z lepszych czarodziei w Rzymie. A zdobyta gloria na pewno się nie zmarnuje, tak zapewne kalkulował, wręcz przeciwnie – wzbije się na wyższe stanowisko i potem już bez problemu sięgnie po władzę.

Rang i Marcus spotykają się w Wenecji. Szpieg przywozi niewesołe wieści, lada chwila zamach zostanie przeprowadzony. Senatorzy knują, kombinują, starają się zmniejszyć autorytet Cesarza w oczach ludu. Na prowincji wybucha, zainspirowane przez jednego z senatorów, quasi-powstanie. Zdaniem szpiega trzeba działać natychmiast.

Marcus decyduje się. Wraz z Antonem i Rangiem opuszczają Wenecję, bocznymi drogami, niezauważeni w błyskawicznym wręcz tempie docierają do Wiecznego Miasta. Wszystko z pozoru wskazuje na panujący spokój i dostatek. Wydawać by się mogło, że znana nam trójka na darmo opuszczała Wenecję.

Zakwaterowali się w bardzo tanim lokalu w jednej z mniej zamożnych dzielnic miasta. Dzień spędzają wszyscy na intensywnym wywiadzie, ale informacja jakoby zamordowano cesarza nie pojawiła się wśród ludu. Uspokaja to trochę Marcusa, a więc nie jest jeszcze za późno. Ludzie żyją rozbudową Pałacu, pięknem nowej budowli, jej przepychem. Złośliwi i Rzymianie o anty-cesarskich nastrojach pytają wciąż, każdego spotkanego na ulicy przybysza, kto zapłaci za widzimisię Jego Wysokości.

Rang i Anton przynoszą identyczne wieści, ich raporty i spostrzeżenia są takie same. Kiedy więc może dojść do zamachu? Dziś? Jutro? Trzeba działać. Glacius postanawia, że tej nocy włamią się do Pałacu.

Przeczekali do nocy, omawiając wszystko dokładnie w wynajmowanym pokoju, po czym znanymi tylko Rangowi drogami przedostali się do olbrzymiego, bo wciąż rozbudowywanego Pałacu Cesarskiego, górującego nad większością zabudowy swoimi czternastoma wieżami i pięcioma kopułami. Pałac z wolna zamieniał się w skomplikowaną architektoniczną łamigłówką, z mnóstwem sal. Każdą z sal wizytowych budowano w innym stylu, podpatrzonym na dworach połowy ówczesnego świata. Do tego ogrody – rzekomo puste przestrzenie – wcinające się w bryłę budowli, zachwycały roślinnością, jej układem. I baseny, termy, hipodrom, mały amfiteatr, dwie sale do audiencji, jedna balowa w stylu weneckim. Słowem przepych, monumentalizm, bogactwo, niepotrzebne nagromadzenie różnych stylów. Zapomniałbym wspomnieć, że centralnym punktem Pałacu, jego geometrycznym środkiem była Bazylika Pana Naszego, ogromna z największą kopułą, dziesiątkami fresków, malowideł... Wszystko to przytłoczyło najpierw Marcusa, odwykłego już trochę od Wiecznego Miasta. Wenecja, ze swymi stu pięćdziesięcioma wyspami, pałacykami, kamienicami, mostami i kanałami, była inna, skromniejsza niż ten jeden pałac.

Mimo tego wszystkiego Rang prowadził ich pewnie. Weszli od strony wykańczanego ogrodu, przedarli się przez wybujały zastęp krzewów, skład materiałów budowlanych. Skradali się między typowo grecką kolumnadą nad brzegiem sporego basenu, potem czołgali się przez drugi ogród, przemknęli pod nosem strażnika pilnującego kutych wrót do Centralnego Pałacu (gdzie mieszkał Cesarz) i wkradli się do środka przez kuchnię. Minęli Generator Polis Magicus (chroniący Pałac np. od teleportowania się doń nieproszonych gości, przed używaniem wewnątrz magii), przeszli przez mały ogród i poprzez salę wenecką (świeżo ukończoną), weszli do Przedsionka Cesarskiego. Od Części Sypialnej dzielił ich jeszcze jeden ogród, Termy Prywatne i Sala Obiadowa. Przedarli się przez to wszystko nad wyraz sprawnie, ponieważ ulepszane części Pałacu nie były całkiem „szczelne”.

Największy kłopot sprawiły im drzwi prowadzące do Części Sypialnej, ale tutaj zabłysnął Anton, który za pomocą noża szybko poradził sobie z zamkiem. Byli w środku. Sypialnię w której akurat tej nocy spał Cesarz znaleźli bez trudu. Przy jej drzwiach drzemał beztrosko strażnik. Biedak widać sądził, że magiczny system ochrony Pałacu jest wystarczający.

Tu ponownie przydał się Anton i najprostsze z możliwych rozwiązań – siłowe. Ale nim nacieszyli się pierwszym sukcesem usłyszeli kroki patrolu, zaraz po nich kroki służącego (stąpał ciszej i delikatniej).

Skryli się za kolumną, tuż za rogiem, a Anton który zdążył przebrać się za strażnika stanął na „warcie”. Patrol przeszedł obok, a służba (było ich jednak dwóch – dwa mroczne elfy) przystanęła niedaleko kolumny. Rozmawiali o dzisiejszej kolacji i „wyludnieniu” Pałacu. Obwinili o wszystko nowego, rekomendowanego przez któregoś z senatorów, kucharza, egzotyczne przyprawy i coś tam jeszcze...

Wszystko wskazywało na to, że zdążyli w ostatniej chwili. Służbę i strażników podtruto, Pałac pogrążył się we śnie... Służący odeszli, a nasi znajomi podeszli do Antona. Wymienili parę słów i gestów, po czym weszli do sypialni Cesarza.

Władca połowy Europy spał jak dziecko. W duszy Marcusa obudziło się pragnienie, które było tak łatwo zaspokoić – wystarczyło wyciągnąć nóż i zatopić go w piersi pana połowy Europy. Obudzili jednak, z trudem bo z trudem, Cesarza i rozdmuchali tylko jego zdziwienie wyłuskując coraz to nowe fakty i zeznania. W końcu postanowiono działać, do sypialni wszedł Anton. Rang odszedł gdzieś coś posprawdzać, upewnić się. Nad Pałacem znowu zapanowała cisza – zdawać by się mogło, że wszyscy pomarli. Senatora musiało to bardzo cieszyć...

Było tak cicho, że można było usłyszeć nierówny oddech Cesarza, bardzo podenerwowanego. Marcus starał się go uspokoić i przekonać, żeby udawał, jak najlepiej, śpiącego spokojnie człowieka. Nie pomagało, nerwy udzieliły się i Glaciusowi, i Antonowi. Rang nie dawał znaku życia...

Było już po północy. Wszystko wskazywało na to, że do zamachu nie dojdzie jednak tej nocy. Wszyscy się uspokoili, Cesarz powoli zasypiał gdy do Sypialni wszedł, bez jednego dźwięku, Rang. Skinął Marcusowi głową i wyszedł drugimi drzwiami, prowadzącymi do Gabinetu Prywatnego. Nasz znajomy sekretarz widząc, że Cesarz już prawie usnął nie niepokoił go więcej. Czekał. Wyjrzał jeszcze, dla pewności, za drzwi. Anton stał wyprostowany na baczność, także czuwał. Widać przypomniał sobie stare żołnierskie czasy.

Marcus wrócił do Sypialni. Właściwie cała ta sytuacja byłaby mu obojętna gdyby nie przeświadczenie, że śmierć TEGO Cesarza zakończy jego karierę. Właściwie miał co do tego pewność. Zaklął po cichu, i zaczął wpatrywać się w delikatny rysunek na powierzchni marmurów którymi wyłożone były ściany komnaty. Mimo to nie było tu zimno, jedwabne zasłony falowały lekko ruszane ręką zefiru. Czas wlókł się niemiłosiernie. Marcus zaczął zastanawiać się jak też zamachowcy chcą dostać się do Pałacu i wtedy usłyszał głuche uderzenie za drzwiami. Duży człowiek (zapewne Anton) osuwał się na ziemię. Idą...

Schował się za zasłoną i machinalnie rzucił okiem przez okno. Na wewnętrznym placu kompleksu mieszkalnego stało może dwudziestu ludzi, spowitych w otaczająca ciemność. Byli bardzo cicho, a Marcus przez chwilę przysiągłby, że to tylko złudzenie jednak poruszyli się, bardziej w stronę basenu i wtedy nabrał pewności, że ktoś tam istotnie jest.

Drzwi od Gabinetu uchyliły się i do Sypialni wkradły się dwie postacie. Skuliły się przy drzwiach. To samo uczyniły dwie postaci przy drugich drzwiach za którymi powinien stać Anton. Te drzwi uchyliły się i dumnie, wyprostowany wszedł do środka senator. Jedna postać spode drzwi podeszła doń i wyszeptała mu coś do ucha. Marcus ujrzał, iż senator uśmiechnął się.

Glaciusem miotały wątpliwości. Czy zadziałać teraz? Czy poczekać? Gdzie Rang? Czy Anton żyje? Czy uda mu się uratować Cesarza? Jest sam – dookoła noc i wrogowie. Z nikąd pomocy...

Postanowił poczekać na rozwój wypadków, a nieświadomie ścisnął mocniej rękojeść miecza. Tylko chwila refleksji dzieliła go od podjęcia bezsensownego korku wynikającego z najgłębszej rozpaczy. Lecz spiskowcy sami uratowali go od tego. Zaczęli coś między sobą szeptać, wymieniać znaki i całą uwagę Marcusa pochłonęło śledzenia tychże działań i prób usłyszenia o czym też szepczą. Po chwili, wraz z chłodnym powiewem wiatru przyszła refleksja, że powinien usłyszeć i ujrzeć tu jak najwięcej by w przypadku (tu podkreślił w myślach to słowo) ewentualnego procesu winni zostali niechybnie skazani oraz by łatwiej było wykryć wszystkich winnych i zasięg całego spisku.

Dolatywały go jakieś strzępki, polecenia, urywane rozkazy. Zamachowcy też czekali, widać ich plan nie był opracowany do końca, gdyż senator i jeden z jego przybocznych stojąc w pobliżu okna, śledząc wzrokiem swych pomocników na placu, dyskutowali szeptem czy lepiej będzie zabić Cesarza i następnego dnia ogłosić nowego władcę czy też zmusić Cesarza do abdykacji i ustanowienia nowego władcy. Zbrojne opanowanie pałacu, jak wynikało z rozmowy, dorzucono już dawno. Upadał też pomysł zmuszenia Cesarza do abdykacji, ale senator wahał się czy lud nie podniesie głosów sprzeciwu.

Patowa sytuacja trwałaby jeszcze długo, gdyby do senatora nie podeszła jakaś postać i nie przekazała mu informacji, że mag wyłączył Generator oraz, że po zabiciu Cesarza będą mogli natychmiast się teleportować. Ten raport był wyrokiem. Senator odwrócił się od okna i skinął na swych ludzi. Sam skierował się do wyjścia. Marcus miał już dość. Nie namyślając się wiele Glacius wyskoczył ze swojej kryjówki i z obnażonym mieczem rzucił się na pierwszego z brzegu zabójcę. Senator odwrócił się zaskoczony i rzucił się do ucieczki, ale wtem otwarło się jedno ze skrzydeł drzwi prowadzących do sypialni, które z rozpędem uderzyło w senatora. Do sali wpadł Anton, mający dość niepewności i udawania uśpionego strażnika. Błyskawicznie doskoczył do jednego z zabójców zamachującego się na Cesarza. Powalił go bez problemu i wprawnym sztychem pozbawił życia. Senator poznał Marcusa, który zabił właśnie jednego z zabójców i rzucił sie na niego wydzierając z ręki trupa miecz.

Zaczął się pojedynek, tłem którego był rozszalały Anton osłaniający kulącego się w łóżku Cesarza przed dwoma napastnikami. Marcus walczył dzielnie, używał dziwacznych technik licząc, że zaskoczy oponenta. Improwizował, starał się zwalić senatora z nóg, czego o mało nie przypłacił utratą dłoni, gdy potknął się o martwego zabójcę. Senator zepchnął go w stronę okna i Marcus był teraz broniącym się. Parował dzielnie, ale wiedział, iż musi szybko coś wymyślić jeżeli chce wygrać. Upozorował szarżę, po czym starli się klinga w klingę z senatorem. Próbowali przepchać jeden drugiego. Marcus zrobił zwód, zamachnął się potężnie i senator wypadł przez okno. Uchwycił się jednak zasłon i wisiał teraz na tej niepewnej linie kilka metrów nad placem.

W tym samym momencie do stajni cesarskich, aktualnie remontowanych, wdarł się ogień. Stacjonujący w pobliskich koszarach żołnierze rzucili się do gaszenia lecz płomienie ukazały ich oczom czających się na placu barbarzyńców. Porzucili ogień i ruszyli do ataku.

Anton wycierał miecz z krwi wrogów. Marcus patrzył smętnie, stojąc obok Cesarza, na leżącego na bruku senatora. Głowa Wysokiego Elfa otoczona była promieniami z krwi, która wypełniała z wolna przestrzenie między kamieniami. Obok, w świetle dogasających stajni żołnierze układali, z poległych barbarzyńców, stos. Pomagał im Rang, który jak się okazało wywołałbył pożar, „nagonił” Antona do Sypialni i w bardzo niemagiczny sposób zgładził maga odpowiedzialnego za wyłączenie Generatora.

Cesarz patrzył na to wszystko na pół przytomnymi oczyma. Modlił się cicho.

Na czas śledztwa i procesu Marcus Glacius został wysłany przez Jego Cesarską Wysokość na prowincję, ale nie jako zarządca. Przez czas śledztwa i procesu Marcus Glacius, sekretarz Jego Wysokości, mając na uwadze swoje i swoich przyjaciół bezpieczeństwo, miał osiąść w swoim majątku nad Tybrem, kilkadziesiąt kilometrów od Wiecznego Miasta. Majątek ten był okazałą willą, małym miasteczkiem przynoszącym umiarkowany dochód, ziemią uprawną i chłopstwem na niej pracującym. Wszystko to ulokowane między wzgórzami, po obu stronach rzeki.

Marcus spędzał tam dnie doskonaląc swe umiejętności w walce wraz z Antonem, użytkując swoje zdolności zarządcy i spacerując, poznając okolicę. Jeżeli zaś, mimo wszystkich tych zajęć, znalazł chwilę wolnego czasu to spędzał ją na lekturze. Czytywał zwłaszcza poezję, gdyż po pobycie w Wenecji obudziły się w nim nowe pragnienia. Nikomu nie zwierzył się, że raz czy dwa razy próbował coś napisać...

Z jego przyjaciół Rang pozostał w Stolicy, był więc niewyczerpanym źródłem informacji. Co dwa, trzy dni przysyłał listy informujące o przebiegu śledztwa, udziale jego skromnej osoby w tymże śledztwie, o nastrojach społecznych, stosunku ludzi do całej sprawy. Był bardzo pomocny.

Marcus nie był jednak człowiekiem lubiącym siedzieć bezczynnie. Niepokoiło go też, czy aby jego aktualna pozycja i pozytywny zwrot w karierze nie są zagrożone. Nękany wątpliwościami wyjechał na dwa miesiące do swojego szakalokształtnego przyjaciela do stolicy Imperium Tadrat Akakus. Tam to w Afryce, w sercu kraju zwierzoludzi znalazł wreszcie spokój ducha. Czy uczyniła to innosć tamtejszej kultury, odmienne środowisko i społeczeństwo czy może znaczna odległość od Rzymu nie wiadomo.

Po dwumiesięcznym pobycie w Afryce wrócił na półwysep, do swej willi spokojniejszy, wypoczęty i zadowolony. W tym czasie rozpoczął się wreszcie proces. Oskarżonych o zdradę było czterech senatorów, kilkunastu ich współpracowników, dwóch współpracowników zabitego senatora i kilku pozornie niezwiązanych z nikim ludzi. Proces szybko nabierał tempa, gdyż w przeciwieństwie do śledztwa brał w nim aktywny udział sam Cesarz.

Minęło niecałe trzy miesiące i wszyscy oskarżeni zostali skazani na śmierć. Uroczyste wykonanie wyroku miało odbyć się w Amfiteatrze Flasiusziów. Zdrajcy i spiskowcy mieli ponieść haniebną śmierć, jaką co tydzień ponosili poganie i barbarzyńcy by zapewnić rozrywkę mieszkańcom Wiecznego Miasta.

Na tę uroczystość wrócił z prowincji do Rzymu Marcus Glacius.

Dzień ten przeszedł na pewno do historii miasta. Ulicami ciągnęli ciekawscy, ale tylko arystokraci (i to nie wszyscy!) oraz specjalni goście (min. Rang, Anton) wraz ze świtą Jego Wysokości mieli możność obejrzenia kaźni. Po zgładzeniu winowajców, w obecności tych wszystkich ważnych istot miało odbyć się mianowanie Glaciusa Sekretarzem i Prywatnym Doradcą Cesarza, Ranga szefem Wywiadu i Kontrwywiadu, także wojskowego. Anton zaś miał zostać przedstawiony jako nowy dyrektor Szkoły Wojskowej Cesarskiej. Wszyscy trzej zaś zostali mianowani honorowymi obywatelami Wiecznego Miasta.

Nie ma sensu opisywać całej, przepysznej uroczystości powitalnej, gdy sam Cesarz zszedł z tronu i w połowie prowadzących doń schodów przywitał Glaciusa, Ranga i Antona. Były i fanfary i orkiestra i kwiaty i przepyszny obiad na ich cześć.

Po tym wszystkim nastąpiło odczytanie, nie mniej uroczyste, wyroku, a także wprowadzenie więźniów przywitanych gwizdami, okrzykami. Dookoła nich unosił się ciężki do zniesienia odór hańby.

I przyszła wreszcie kaźń – na arenę wpuszczono dzikie zwierzęta i kilka egzotycznych bestii. Prawdziwy festiwal wyuzdanego morderstwa. Strzępy i pozostałości po zdrajcach rozsiane były po całej arenie.

Ostatnim punktem uroczystości była długa uczta w Pałacu Cesarskim, poprzedzona uroczystą mszą świętą.

Tak oto wyglądają ostatnie znane nam lata drogi życiowej Marcusa Glaciusa zamordowanego brutalnie w swojej rzymskiej willi siódmej nocy miesiąca poświęconego niegdyś bogini Mai. Zamordowanego znaleziono następnego ranka w basenie po środku swego domu. Zdawało się, że basen ten wypełnia nie woda ale krew, bowiem tyle jej uszło z zamordowanego. Miał rozpłataną na poły czaszkę, wydłubane oczy i obcięty język. Wszystkie ślady wskazują także, że chciano go jeszcze uprowadzić i gdzieś tam, jak zakładał Arcyszpieg Rang, torturować.

Cesarz, mimo wrodzonej dobroci i wdzięczności dla zabitego nie urządził mu wystawnego pogrzebu. Uroczystości żałobne trwały przez jedną noc. Następnego dnia rano doczesne szczątki Marcusa Glaciusa spoczęły w nieznanym do dziś miejscu.
Huginn ok Muninn flięga hverian dag



i??rmungrund yfir;

óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,

þó si??mk meirr um Muninn.



-------------------------------------------------------



Witajcie w Kraju Umarłych!

Tutaj śmiech zniewoli Wasze lęki!

A marzenia i sny...

Spełni Wielki Papier!!!

3
Dialogów ni ma, bo taka forma...



Sorry, że robię mini off topa...



No i czekam na tego feeda.
Huginn ok Muninn flięga hverian dag



i??rmungrund yfir;

óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,

þó si??mk meirr um Muninn.



-------------------------------------------------------



Witajcie w Kraju Umarłych!

Tutaj śmiech zniewoli Wasze lęki!

A marzenia i sny...

Spełni Wielki Papier!!!

4
Bardzo szybko odechciało mi się to czytać.



"podróży – morskiej po Morzu śródziemnym" - i inne takie powtórzenia



Nie masz pojęcia o czym piszez. Jak już się bawisz w realia rzymskie z elementami fantasy to ogarnij jakie w starożytnym Rzymie były urzędy i jak wygladał cursus honorum. zarządca prowinicji (a może edyl?) -> skryba ? Napewno nie tak.



"lubił pracować całym dniem i całą nocą" - brzmi koszmarnie, pracować "dzień i noc" to jakoś tak bardziej po ludzku.



"Kariery przy senatorze zrobić wielkiej nie można było, ponieważ pilnie doglądał on swoich podwładnych i oddalał ich od wszelkich spraw mogących wynieść ich wyżej w hierarchii" - pogięty szyk wyrazów w zdaniu i mnóstwo zbędnych zaimków.



Wina MOGłABY spaść na dziwkę, z której usług MóGł korzystać, ale akurat tego dnia SENATOR udał się do swych komnat sam. Nie czuł się za dobrze, był zmęczony ciągłymi walkami wśród SENATORóW, chciał odpocząć. PODEJRZEWANO więc służbę, ale wszyscy byli poza PODEJRZENIEM - tutaj w kwestii powtórzeń autor osiagnął rekord świata.



"Radni wybrali go... sekretarzem" - jaki radny? jaki sekretarz?



Nie mam siły do tego tekstu. Jest po prostu zły. Pod każdym względem. Nie, przepraszam do dialogów nie mogę się przyczepić. Bo ich nie ma.

Dodane po 2 minutach:

jeszcze tytuł mnie dobija, ile autor nad nim myślał? Z 10 sekund?

5
Gdy po raz pierwszy ujrzysz Rzym, po długiej podróży – morskiej po Morzu śródziemnym, greckimi, fenickimi, elfimi statkami, a może po przeprawie lądem, wpierw przez swoje rodzinne strony, potem Europą, ku Alpom, za którymi czeka już Wieczne Miasto – zakochasz się w nim.


„Gdy po raz pierwszy ujrzysz Rzym po długiej podróży – morskiej po Morzu śródziemnym greckimi, fenickimi, elfimi statkami – a może po przeprawie lądem, wpierw przez swoje rodzinne strony, potem Europą, ku Alpom, za którymi czeka już Wieczne Miasto – zakochasz się w nim”.


Jeśli preferujesz spokój, ciszę rozmyślań zajrzyj koniecznie do jednej z wielu bibliotek, a jeśli wysoko cenisz sobie rozrywkę nie będziesz mógł narzekać, wędrowcze, na brak świąt i uroczystości.


Przecinek po „rozmyślań”, „rozrywkę”.


decyzję


„Decyzje”.


a potem feta – przegranych bądź zwycięzców. A co tydzień w Amfiteatrze można podziwiać sztukmistrzów, gladiatorów, pogan...




Może raczej „fet”, a może lepiej byłoby jakoś przekształcić to zdanie. Coś mi zgrzyta.


Wszystko czego dusza zapragnie.


Przecinek po „wszystko”.


Marcus Glacius był sekretarzem Jego Wysokości Cesarza świętego Imperium Rzymskiego. Urząd ten piastował od dwóch, burzliwych i pracowitych lat.


Przecinek po „pracowitych”.


Wcześniej był zarządca


„Zarządcą”.


Pracował pilnie, wytrwale gdyż jego przewiny rzadziej umykały uwadze mocodawców niż spora ilość odniesionych sukcesów.


Przecinek po „wytrwale”.


stolicy, u wpływowego człowieka sprawiał, że Marcus bez oporów porzucił to co dotychczas robił.


Bez przecinka po „stolicy”, przecinek po


Jednak rzeczywistość nie była taka cudowna – senator, możny Elf Wysokiego Rodu za nic miał ludzkie zwyczaje, lubił pracować całym dniem i całą nocą, nie raz i nie dwa wysyłał Marcusa w dziwaczne podróże, z podejrzanymi ludźmi etc.


Przecinek po „Rodu”, bez „etc.” może.


Wszystko to jednak przydało się – nawiązał sporo, przydatnych kontaktów i nabył wiele doświadczeń.


Bez przecinka.


W sumie niewiele brakowało a Marcus wróciłby na prowincję jako... sekretarz zarządcy latyfundiów pana senatora! Zaiste byłby to piękny zwrot w karierze młodego jeszcze człowieka.


„W sumie, niewiele brakowało, a Marcus wróciłby na prowincję jako... sekretarz zarządcy latyfundiów pana senatora! Zaiste, byłby to piękny zwrot w karierze młodego jeszcze człowieka.”


Opatrzność, a może szczęście, jednak nie pozwoliły by dotychczasowe doświadczenie, wyrzeczenia i siły poświęcone zdobywaniu coraz to lepszych pułapów poszły na marne i senator, w akcie łaski wysłał Marcusa z małą misją dyplomatyczną.


„Opatrzność, a może szczęście jednak nie pozwoliły, by dotychczasowe doświadczenie, wyrzeczenia i siły poświęcone zdobywaniu coraz to lepszych pułapów poszły na marne i senator w akcie łaski wysłał Marcusa z małą misją dyplomatyczną.”


Chodziło, jak zwykle zresztą gdy senator załatwiał coś sam, o pomnożenie swoich bogactw nie zawsze mnożąc chwałę i bogactwa Imperium.


„Chodziło, jak zwykle zresztą, gdy senator załatwiał coś sam, o pomnożenie swoich bogactw, nie zawsze mnożąc chwałę i bogactwa Imperium.”



Dobrze, to tylko kilka przykładów. Ogólnie, jak widzisz, zdarzają się literówki oraz braki przecinków, tak jak w Twoim poprzednim ocenionym przeze mnie tekście.

Dużo straciłeś na braku dialogów. Naprawdę, mogłeś je dodać – było parę momentów, gdzie aż się prosiły – na przykład przy naszej szpiegującej ślicznotce.

Poza tym, jedną z najważniejszych funkcji dialogów jest urozmaicanie tekstu – a tego tutaj nie było, w związku z czym naprawdę lwia część Twojej pracy wydawała mi się dość suchym opisem czyjegoś życia. Nie bardzo poczułam klimat tej historii, skrzywiłam się już na początku opowiadania (Elfy Wysokiego Rodu? Proszę, nie! Błagam – przykład: Tolkien), potem pomyślałam, że możesz zostać wyśmiany albo dużo osób zareaguje jak Blackgrzywa – Mroczny Elf? Cóż... Większości osób kojarzy się to, jednakowoż, z „blogósiastymi chistoryjkami” (wybacz określenie).

Jak by podsumować? Nie jestem aż tak sceptycznie nastawiona, jak wyżej wspomniany, ale zachwycona też nie. ćwicz, ćwicz, może wrzuć coś, co nie będzie fantasy i BęDZIE ZAWIERAłO DIALOGI. ^^



Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony pt 22 lut 2008, 09:44 przez Eitai Coro, łącznie zmieniany 1 raz.

6
Powtórzenia, powtórzenia i jeszcze raz interpunkcja.

No dobra. Przecinki swoją drogą, ale powtórzenia to zdaje się twoja pięta achillesowa.

Tekst, jak już wspomniano, nie zachwyca. Jest sporo kulawych zdań, co znacznie obrzydza lekturę.

Sama historia może nie jest najgorsza, ale brak dialogów i jakiegoś dopracowania klimatu niweczy starania o dobry efekt.

Gdybym miał zastosować tradycyjną technikę oceniania, werdykt wyglądałby ona mniej więcej tak:

Pomysł: 3

Styl: 3=

Schematyczność: 3+

Błędy: 2 (za te powtórzenia, zrób coś z tym!)

Ogólnie: 3=



Pozdrawiam.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”