Życiówka (obyczaj, fragment)

1
Jak większość chłopaków na podwórku chciałem zostać piłkarzem. Nie ufaliśmy ludziom, którzy nie kochali futbolu. Dawid nie kochał i nikt się z nim nie bawił. Pewnej wiosny dostał kask w prezencie od mamy, a dopiero jakiś czas później rower. Kręcił nim kółka dookoła bloku. Zupełnie sam.
Za śmietnikami znajdowało się boisko do nożnej, ale szybko je zlikwidowali. Dorośli chcieli mieć garaże i reprezentację na mundialu. Wybrali garaże, a podczas kolejnych Mistrzostw Świata nasi piłkarze zostawali w domach. Graliśmy z chłopakami gdziekolwiek. Na chodnikach, trawnikach, między brzoskwiniami w ogródku Wojtka. Dopiero jakiś czas później odkryłem, że dwie ulice dalej nie kończy się świat. Poznawałem osiedle a wraz z nim nowe boiska, których dorośli nie zdążyli jeszcze przerobić na parkingi. Najbliższe znalazłem przy Ósemce. Nawierzchnia pustynna i wysokie bramki. Jeśli doskoczyłeś do poprzeczki byłeś gość, jeśli nie – musiałeś jeszcze podrosnąć. Ósemką zazwyczaj rządzili starsi. Szukaliśmy dalej. Na Koszykowej za stacją paliw też był piach, ale ubity. Bramki tylko odrobinę niższe, a sama płyta w zasadzie nie miała krawędzi. Mogłeś śmiało zagrywać do skrzydła bez obaw, że piłka wyleci w aut. Jeśli wszystkie boiska zajmowali inni, zostawało podwórko. Mieliśmy tutaj wysokie dęby, huśtawki i Karmazyna. Rudego mężczyznę w wieku moich rodziców. Koledzy mówili, że kiedyś był piłkarzem. Nie wyglądał. Miał ciężki, sunący krok a w ręku dźwigał siatkę pełną butelek. Tato twierdził, że Karmazyn pije. Dokładnie nie wiedziałem co to znaczy, ale wyczuwałem, że nic dobrego. Albo robiłeś się od tego rudy, albo kończyłeś piłkarską karierę.

- Ej, Karmazyn! Kiedy gramy?!

Na naszym osiedlu nie zachodziło słońce, jeśli ktoś wcześniej nie wykrzyknął tego pytania. Było okrutne. Przecież wszyscy wiedzieliśmy dobrze, że Karmazyn nie zagra już nigdy.
Czasami bawiliśmy się w chowanego. Najlepszą skrytkę stanowiła piwnica, do której prowadziły dwa wejścia – jedno od klatki, drugie od strony podwórka. Przez to, że kryjówka była najlepsza wszyscy pamiętali, żeby do niej zajrzeć. Gdy grało się w podchody, starsi koledzy uciekali na drzewa. Największy dąb na podwórku miał pewnie dwieście lat a jego wierzchołek dyndał gdzieś na wysokości pobliskich kominów. Tylko dwóch chłopców potrafiło na niego wejść. Gdy już to zrobili zamykali grę śmiejąc się na całą okolicę. Zdezorientowani przechodnie słyszeli głosy, nie wiedząc skąd docierają. Legendy o gadających drzewach krążyły później w innych częściach miasta.
Na podwórku mieliśmy też dziewczyny. Rodzice mówili, że to inna płeć. Niezłe bajki. Według mojej koncepcji dziewczyny musiały pochodzić z zupełnie innej planety i kiedyś miały na nią wrócić. Z jakiegoś powodu utknęły na ziemi, nie mogłem jednak rozwikłać dlaczego tak się stało. Może chodziło o katastrofę statku kosmicznego, którym lata temu podróżowały? Może musiały lądować awaryjnie i akurat nasz świat był najbliżej? Tego nie wiedziałem. Pewnego dnia odkryłem jednak, że nie jestem sam w swoich teoriach. U cioci na regale leżały setki książek. W centralnym miejscu obszernej wystawki niejaki John Gray pisał to, co wiedziałem od dawna. Kobiety były z innej planety. Pan John ustalił, że z Wenus.
Mówiły w obcym dialekcie, nie ściągały chary i zawsze pachniało od nich jakby dopiero wyszły z kąpieli. Bałem się dziewczyn. Na szczęście nie grały w piłkę, miały inne zajęcia. Na swój sposób im współczułem. Pochodziły ze świata w którym nie grało się w nogę. Może dlatego, wcale nie chciały tam wracać?

***

Kiedy 9 lipca 1994 w dalekich Stanach Zjednoczonych Dino i Roberto Baggio gromili Hiszpanów, w polskim mieście nad Odrą przekonywałem rodziców, że nie nadaję się do podstawówki.

- Ale ja ledwo czytam.
- Nauczą cię.
- Pisać nie umiem.
- Też cię nauczą.

Rodzice nie chcieli ustąpić. 1 września trzymając mamę za rękę poszedłem na rozpoczęcie roku szkolnego w Ósemce. Wszystko było tak jak opowiadali starsi koledzy. Najpierw główne uroczystości przed budynkiem, później podział w mniejsze grupy. Stłoczyli nas w ciasnej klasie razem z dziewczynami. Były tak blisko, że niemal muskały swoimi kokardami po nosach. W powietrzu unosiły się mydliny, a ich duże oczy błyszczały tak jak świecą oczy obcym w amerykańskich filmach o inwazji. Od tamtego dnia mieliśmy przebywać z nimi codziennie.
Tygodnie w szkole płynęły szybko, a dziewczyny przeszkadzały nam coraz mniej. Chwilami czułem, że mógłbym je nawet polubić. Mama jak zwykle mogła mieć rację.

- Do wszystkiego można się przyzwyczaić synek, do szpinaku też.

Przyzwyczajałem się do dziewczyn. Oczywiście nie na tyle, żeby szukać z nimi większego kontaktu. Przerwy spędzałem w gronie kolegów, a podczas lekcji byłem najgrzeczniejszy. Jeśli ktoś rozrabiał, spotykała go surowa kara.

- Szymek! Bo cię przesadzę!
- Hihihi...hihihi...
- Szymek! Proszę bardzo, usiądziesz obok Kasi. Może tam się uspokoisz.

Mama mówiła, że w szkole wiele mnie nauczą. Jedna z pierwszych lekcji brzmiała – bądź grzeczny i siedź cicho. Inaczej pożałujesz.

Życiówka (obyczaj, fragment)

2
Na Koszykowej za stacją paliw też był piach, ale ubity. Bramki tylko odrobinę niższe, a sama płyta w zasadzie nie miała krawędzi. Mogłeś śmiało zagrywać do skrzydła bez obaw, że piłka wyleci w aut.

Mocno niejasne. Piach czy płyta (coś twardego, płyta betonowa)? Jak wygląda płyta w zasadzie bez rogów? Co mają rogi do autu, czyli dłuższych boków?

Tato twierdził, że Karmazyn pije. Dokładnie nie wiedziałem co to znaczy

To ile lat ma Podmiot Epicki, że tego nie wie? Żłobek?

Najlepszą skrytkę stanowiła piwnica, do której prowadziły dwa wejścia – jedno od klatki, drugie od strony podwórka.
(...)
Największy dąb na podwórku miał pewnie dwieście lat a jego wierzchołek dyndał gdzieś na wysokości pobliskich kominów.


Skrytka jest na przedmioty, na ludzi jest kryjówka. I co to znaczy „jedno od klatki, drugie od podwórka”? Jeżeli to jest kamienica, to ok.: jedno od strony ulicy, drugie od strony podwórka. Ale sory, nie bardzo widzę żeby na podwórku kamienicy było miejsce na 200letni dąb wyższy od budynku.

Na podwórku mieliśmy też dziewczyny. Rodzice mówili, że to inna płeć. Niezłe bajki. Według mojej koncepcji dziewczyny musiały pochodzić z zupełnie innej planety

Nie wiem na ile wplatasz tu autobiografię. Dla mnie to lekki szok. Moje dzieciństwo wypadło prawie 20 lat wcześniej – i nie mieliśmy na podwórku żadnych tego typu problemów, zabawy były w pełni koedukacyjne. Czasami dziewczyny latały z nami z plastikowymi pistoletami, czasami my się z nimi bawiliśmy plastikowymi zwierzątkami. Ale ok., rozumiem że ktoś może mieć odmienne doświadczenia z dzieciństwa.

nie ściągały chary

Że co?
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług

Życiówka (obyczaj, fragment)

3
Krzysiek_B pisze: Na naszym osiedlu nie zachodziło słońce, jeśli ktoś wcześniej nie wykrzyknął tego pytania. Było okrutne. Przecież wszyscy wiedzieliśmy dobrze, że Karmazyn nie zagra już nigdy.
Ty wiesz oso cosi - ja nie:)
Krzysiek_B pisze:Legendy o gadających drzewach krążyły później w innych częściach miasta.
Do mnie nie dotarły:)

Warsztatowo szału nie ma, dużo pracy przed Tobą...

Życiówka (obyczaj, fragment)

4
Krzysiek_B pisze: Jak większość chłopaków na podwórku chciałem zostać piłkarzem. Nie ufaliśmy ludziom, którzy nie kochali futbolu. Dawid nie kochał i nikt się z nim nie bawił. Pewnej wiosny dostał kask w prezencie od mamy, a dopiero jakiś czas później rower. Kręcił nim kółka dookoła bloku. Zupełnie sam.
To nie jest fragment tekstu. To odrębne zdania, które wzajemnie się do siebie nie odnoszą (a to podstawa w tekście literackim). Pierwsze zdanie - podmiot chciał zostać piłkarzem. Drugie - podmiot (nagle w liczbie mnogiej) nie ufa ludziom, którzy nie kochają futbolu. To, że ktoś chce zostać piłkarzem nie oznacza, że nie ufa ludziom, którzy nie kochają tego sportu. Rozumiesz brak zależności? Żeby miało to sens pomiędzy pierwszy, a drugim zdaniem musiałbyś ukazać coś, co uzasadnia zdanie bohatera (oczywiście po uprzednim ujednoliceniu podmiotu). Dalej: Dawid nie kochał futbolu - podmiot mógł mu nie ufać, ale nie jest powiedziane, że nie mógł się z nim bawić. Kolejne zdanie o rowerze ma się nijak do wcześniejszych przemyśleń.

Spróbujmy tak: Jak większość chłopaków na podwórku chciałem zostać piłkarzem. Miałem swoją drużynę podwórkową i całe popołudnia niezmordowanie kopaliśmy na boisku pod blokiem. Nie ufaliśmy ludziom, takim jak Dawid, którzy nie kochali futbolu. Zresztą Dawid nawet się z nami nie bawił - całe dnie jeździł na rowerze...

Widzisz różnicę?
Krzysiek_B pisze: Za śmietnikami znajdowało się boisko do nożnej, ale szybko je zlikwidowali.
zlikwidowali - kto?
Krzysiek_B pisze: Dorośli chcieli mieć garaże i reprezentację na mundialu. Wybrali garaże, a podczas kolejnych Mistrzostw Świata nasi piłkarze zostawali w domach
??? Chcesz za dużo myśli przekazać w dwóch zdaniach. Po pierwsze (jak się domyślam) - chodzi o dorosłych, którzy chetnie kibicowali reprezentacji, ale mieli w nosie, gdzie grają w piłkę ich dzieci. Po drugie - gdyby dzieci miały miejsce do gry, reprezentacja miałaby szanse na nowych zawodników. Jednak skrót myślowy, którego użyłeś, jest niejasny i niespójny.
Krzysiek_B pisze: Graliśmy z chłopakami gdziekolwiek.
gdzie się dało: na chodnikach, trawnikach....
Krzysiek_B pisze: Graliśmy z chłopakami gdziekolwiek. Na chodnikach, trawnikach, między brzoskwiniami w ogródku Wojtka.
skąd ogródek Wojtka
z brzoskwiniami nagle sie znalazł pod blokiem?
Krzysiek_B pisze: Dopiero jakiś czas później odkryłem, że dwie ulice dalej nie kończy się świat. Poznawałem osiedle a wraz z nim nowe boiska, których dorośli nie zdążyli jeszcze przerobić na parkingi.
Nie bardzo to rozumiem - mały chłopiec mógł oczywiście mieć okrojone możliwości, jeśli chodzi o teren do zabawy, ale nie mógł być nieświadomy, co jest dalej.

Gdybyś napisał, że z czasem rodzice pozwalali mu na większa swobodę, wtedy opowieść o boiskach na innym osiedlu miałaby sens.
Krzysiek_B pisze:
Najbliższe znalazłem przy Ósemce.
Czytelnik nie wie, co to jest Ósemka.
Krzysiek_B pisze: Nawierzchnia pustynna i wysokie bramki.
Nie wiem, jak wygląda pustynna nawierzchnia na boisku :)
Krzysiek_B pisze: Jeśli doskoczyłeś do poprzeczki byłeś gość, jeśli nie – musiałeś jeszcze podrosnąć. Ósemką zazwyczaj rządzili starsi. Szukaliśmy dalej.
My nie dosięgaliśmy, więc trzeba było szukać dalej. Zdanie odwołuje się do poprzedniego i uzasadnia następne.
Krzysiek_B pisze:
Na Koszykowej za stacją paliw też był piach, ale ubity.
Nadal mam problem z wyobrażeniem sobie ubitego piachu, na którym mozna grac w nogę :)
Krzysiek_B pisze: Dokładnie nie wiedziałem co to znaczy, ale wyczuwałem, że nic dobrego. Albo robiłeś się od tego rudy, albo kończyłeś piłkarską karierę.
W tym miejscu także skrót myślowy wyszedł Ci koślawo.


Na razie tyle ode mnie. Wrócę jeszcze - chyba, że ktoś mnie ubiegnie :)
„Styl nie może być ozdobą. Za każdym razem, kiedy nachodzi cię ochota na pisanie jakiegoś wyjątkowo skocznego kawałka, zatrzymaj się i obejdź to miejsce szerokim łukiem. Zanim wyślesz to do druku, zamorduj wszystkie swoje kochane zwierzątka.” Arthur Quiller-Couch

FB - profil autorski

Życiówka (obyczaj, fragment)

5
Ja - pardon - niespecjalnie zgadzam się z przedmówcami. Owszem, trochę nieporadnie. Owszem, krótkie zdania poklecone bez minimalnej choćby płynności, owszem słowa tu i ówdzie zupełnie od czapy ("dyndający" o czubku drzewa), albo gwarowe, niezupełnie jasne ("ściąganie chary"). Ale problemów z rozumieniem opisu "świata według młodocianego piłkarza" jakoś nie miałem. Kompletnie.
Krzysiek_B pisze: Bramki tylko odrobinę niższe, a sama płyta w zasadzie nie miała krawędzi.
Jasne, że chodzi o płytę boiska. Niewykluczone, że jest to błędny związek frazeologiczny, zapożyczony z "płyty stadionu" a stworzony przez Szpakowskiego, niemniej funkcjonujący w języku mówionym. A w kontekście kawałka ugoru bez wyznaczonych linii bocznych, to nawet ironiczny. Naprawdę nie graliście w kopytkową, umawiając się tylko z grubsza, gdzie po bokach kończy się boisko?! Na jednym kawałku mojego szkolnego dziedzińca bramki (to znaczy konkretnie segment siatkowego ogrodzenia vs prostokąt namazany kawałkiem cegły na murze sąsiedniej kamienicy :-P )stały prostopadle do siebie, grało się po łuku :-P i też było dobrze.
Krzysiek_B pisze: Tato twierdził, że Karmazyn pije. Dokładnie nie wiedziałem co to znaczy, ale wyczuwałem, że nic dobrego. Albo robiłeś się od tego rudy, albo kończyłeś piłkarską karierę.
Tak, sformułowanie o piciu nie grzeszy zręcznością, z ową czynnością mają do czynienia (nie, nie chodzi mi o aktywne uczestnictwo :-) ) już dzieci w wieku późnożłobkowym. Ale :
Krzysiek_B pisze: Albo robiłeś się od tego rudy, albo kończyłeś piłkarską karierę.
jest zdaniem kapitalnym, celnie opisującym dwa najgorsze nieszczęścia, jakie wówczas mogły spotkać młodego człowieka na osiedlu. Albo w ogóle w życiu.
Zresztą tak samo, jak tu:
Krzysiek_B pisze: Dorośli chcieli mieć garaże i reprezentację na mundialu. Wybrali garaże, a podczas kolejnych Mistrzostw Świata nasi piłkarze zostawali w domach.
gdzie skrót jest nieco przyduży, ale doskonale (nawet w tej formie zapisu) widać, że chodzi o to, iż nie da się mieć obu rzeczy, bo związek między liczbą kopiących hobbystycznie (pomijając póki co inne czynniki), a siłą repry jest zasadniczo oczywisty. Tylko że muszą mieć gdzie kopać, na dachach garaży się nie da.

Mam za to inny problem z tym ułamkiem tekstu. Wydaje mi się, że jest pisany trochę "kimś", jakimiś przeczytanymi autorami, mniej sobą i od siebie.

Dobra, podsumowanie. Widziałem tu znacznie, znacznie gorsze wypociny. Trudno cokolwiek jeszcze wyrokować, lecz generalna osnowa tekstu jest. Rozstrzygające wydaje się to, czy Krzysiek_B popracuje nad wątkiem, żeby wyczarować ładny postaw sukna.
Słyszysz, Krzyśku_B? Nie leć do następnych części epopei. Pochyl się nad tym, co tu pokazałeś. Zrób z wersji beta wersję w pełni funkcjonalną...

Życiówka (obyczaj, fragment)

6
Słyszę Leszku P!
Trochę pracuję, trochę piszę od nowa, na pewno dały mi te komentarze do myślenia. Zwłaszcza mam wrażenie, że przykłady iris w miarę zrozumiałem.
Z tym alkoholem to Was nie kumam ;) Naprawdę dziecko 5-7 letnie DOKŁADNIE wie czym jest choroba alkoholowa? Co to jest współuzależnienie, ile procent ma wódka i dlaczego lepiej smakuje zmrożona? I czym do cholery są promile? Do żłobka pewnie piersiówkę zabiera jeszcze... :) Dziwi mnie, że Was dziwi, że dziecko może nie wiedzieć co DOKŁADNIE znaczy, że ktoś pije (w tekście jest słówko - dokładnie).
Ciekawy wpis Leszku
Leszek Pipka pisze: Wydaje mi się, że jest pisany trochę "kimś

Bo w sumie ja tak zazwyczaj nie piszę jak w tym fragmencie. Zazwyczaj dopowiadam, dookreślam, aż do przesady.
Ale już tutaj -
Leszek Pipka pisze: jakimiś przeczytanymi autorami
nie trafiłeś ;-) Bo z czytaniem u mnie kiepsko. To znaczy - umiem, ale nie praktykuję. Ale na szczęście po Waszych komentarzach przyjąłem mocne postanowienie poprawy i już pierwsza książka zamówiona, mam nadzieję, że w końcu zacznę być człowiekiem czytającym bo trochę siara.

I ten dyndający jeszcze...No założyłbym się o mały palec, że gdzieś to słyszałem/czytałem i że tak się mówi. No i bym teraz nie miał palca.
Dzięki jeszcze raz za Wasze opinie!

Życiówka (obyczaj, fragment)

7
Mam wrażenie, że główny problem z tym tekstem jest taki, że jest on czytelny dla konkretnej grupy odbiorców. Pewnym utrudnieniem dla czytelnika jest, moim zdaniem, pierwszoosobowa narracja. Dlaczego? Bo bohater "siedzi" w opisywanych przez niego realiach, których część czytelników nie zrozumie, bo ich realia były / są odmienne, a jednocześnie trudno, żeby przy każdym takim, dla niego przecież naturalnym, elemencie narrator go wyjaśniał ("Najbliższe znalazłem przy Ósemce, czyli Szkole Podstawowej numer osiem."). Wydaje mi się, że pisanie w pierwszoosobowej narracji jest właśnie przez to trudne: bo z jednej strony musi być naturalne, ze słownictwem, konstrukcją zdań i sposobem myślenia (patrz: pierwszy akapit Twojego tekstu) oraz wiedzą dostosowanymi do bohatera (wiek, pochodzenie, doświadczenie, wykształcenie, itd.), a z drugiej - całość nie powinna być tak hermetyczna, że czytelnik będzie się czuł, jak w obcym świecie. Znalezienie złotego środka pewnie rozwiązałoby ten problem, ale pewnie jest też niezmiernie trudne.
Żeby było jasne - absolutnie nie sugeruję zmiany narracji.
Jak dla mnie Twój tekst nie jest hermetyczny, w większości jest dla mnie czytelny. Bardziej mnie zastanawia zakończenie - takie trochę jakby ucięte "na żywca" siekierą, ale rozumiem, że to fragment, więc pewnie coś tam się później dzieje (przypuszczalnie w sferze kontaktów z mieszkankami Wenus). :-)
Kwestią otwartą pozostaje to, na ile ten tekst, opowiadany przecież przez samego bohatera, musi spełniać wymogi poprawności językowej, spójności tekstu (znów ten pierwszy akapit, który może nie jest napisany "zgodnie ze sztuką", czy logiką, ale jako całość wydaje mi się dość czytelny), itd.
Prawdę mówiąc, to pytanie możnaby zadać w odniesieniu do dowolnego tekstu (np. do książki "Pantaleon i wizytantki", w której zaburzony jest szyk wyrazów w zdaniach). I podejrzewam, że odpowiedź brzmiałaby: "Nie musi, o ile taki tekst jest zrozumiały".
Ale, rzecz jasna, mogę się mylić...
Ogólnie - przyjemnie się czytało. Pisz. I czytaj - czytanie cudzego podnosi własne zdolności pisarskie. Nie mówiąc już o tym, że w cudzych książkach znajdziesz mnóstwo inspiracji (nie mylić z "pożyczaniem" pomysłów).
Powodzenia!

Życiówka (obyczaj, fragment)

8
Że tak się wetnę: naprawdę w Waszym dzieciństwie nie nazywaliście swojej szkoły podstawowej jej numerem? Ósemka dla mnie była od razu oczywista; ja chodziłem do dwudziestki.

całość nie powinna być tak hermetyczna, że czytelnik będzie się czuł, jak w obcym świecie. (Jacek Riter)

Dukaj w swoich opowiadaniach robi genialną zagrywkę z wrzucaniem Czytelnika na głęboką wodę. Świat kompletnie obcy już w pierwszym zdaniu. Zupełnie niezrozumiały w pierwszych akapitach. (Król Bólu i pasikonik, Aguerre w świcie itp). I potem, powoli, stopniowo, Czytelnik ten świat poznaje. Mimochodem, bez nachalności.
Owszem - trzeba umieć tak poprowadzić akcję.
Strach herbu Cztery Patyki, książę na Miedzy, Ugorze etc. do usług

Życiówka (obyczaj, fragment)

9
Według mnie - jeśli popracujesz nad tym , to będzie z tego niezły fundament pod jakąść powieść młodieżową . Opisy są konkretne , a skróty myślowe poniekąd wpisują się w konwencje utworu - w końcu opowiada to dzieciak z osiedla . Życzę powodzenia w dalszym pisaniu . :D
Ja Jak bardzo smutny i marny musi być świat-w końcu tworzymy całkiem do niego nie podobne imitacje i zapisujemy je dla przyszłych pokoleń.

Artysta też człowiek - tylko bardziej porąbany.

Życiówka (obyczaj, fragment)

11
dobry kawałek, jest historia, jest autentyczność, jest literatura, największym plusem jest jednak to, że udało Ci się dać w texcie publicystykę, która jednak dzięki humorowi/dowcipowi/ironii jest na wesoło, a przez to chętnie się to czyta (mówię w dużym skrócie, a chodzi np. o parking-mundial <niejeden wysmarowałby o tym jakiś felietonopoemat, a tu jest krótko i na temat, tak właśnie się to robi>). A to duża sztuka, bo generalnym problemem masy textów jest to, że autorzy wylewają z siebie wszystkie swoje (albo co gorsza pozbierane chaotycznie) smęty i resentymenty i próbują wmawiać, że to literatura. Tu udało się uniknąć tego, ale też trzeba uważać, by nie przeszarżować, bo granica jest cienka.
Ogólnie na duży plus
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron