Elegia. Wulgaryzmy!

1
___Siedzę na tarasie jakiejś dziwnej pizzerii - była najbliżej cmentarza – wraz z tą częścią klasy, która się odliczyła, żeby pożegnać Maćka. Jakąś częścią, może połową, może nieco więcej niż połową, bo są wakacje, chyba nieszczęśliwie sobie wybrał czas na własny pogrzeb.
Ciężko znoszę żałobny rytuał, całą „kapliczną” część ceremonii przestałem na zewnątrz, nie miałem ochoty patrzeć na zwłoki leżące w drewnianym pudle, które, choćby się bardzo nie chciało, zawsze mimowolnie przyciągają wzrok. Nie musiałem opierać się poruszeniom głów bez żenady moszczących się w lukach między innymi głowami, by nie uronić żadnego szczegółu w wyglądzie czy ubraniu czegoś, co jeszcze niedawno było żywym człowiekiem, to falowanie i powiew szeptów w oczekiwaniu na mszę zawsze niszczy ciche skupienie, jakie się zmarłym po prostu należy. Chociaż wtedy - bo gdy są żywi, nie zawsze przydziela im się właściwą porcję uwagi.

___Stałem paląc i myślałem, że jestem na Maćka wściekły za to, że tak beznadziejnie pokierował swoim życiem. Że dziwnie pełne, murzyńskie wargi - z których jedna była uszkodzona, chyba przy porodzie, naznaczona w połowie głęboką krechą - rozciągał w uśmiechu głównie wtedy, gdy wracał do szkolnych wspomnień, dopominając się akceptacji dla nieśmiertelnego tekstu o tym, jacy byliśmy zajebiści, jak żeśmy dokładali do pieca, niezależni i inteligentni znacznie powyżej klasowego poziomu. Gówno prawda, przemykanie się na marginesie, bez przydziału do jakiejś konkretnej grupy dla mnie, z różnych przyczyn, było przymusem, trzymaliśmy się razem tylko dlatego, że ja byłem biedny, a on miał starych z jakimś niewielkim biznesikiem, niewiadomym sposobem funkcjonującym przez całą komunę. Wystarczał na sfinansowanie synowi dobrych książek, zachodnich płyt i na pierwszy (a bodaj i jedyny) w klasie własny samochód, którym czasem Maciek podwoził nasze tyłki do szkoły. Ja nie miałem nawet na cząstkę tego bogactwa, więc korzystałem skwapliwie z możliwości, jakie dawała owa trochę wymyślona znajomość. Tyle było tej zajebistości, a niezależności i inteligencji wystarczyło na rzucenie scenicznym szeptem słowa „Katyń” w kierunku pleców zwróconej ku mapie historyczce, omawiającej atak Hitlera na Związek Radziecki.

___Jemu pewnie było łatwiej, ale i tak nie kupił niczyjego zainteresowania. Poza Robertem, ale to już później, znacznie później, gdy Robert siedział w pace za jakieś duże mafijne machloje w polonijnej firmie, poprosił, a może wręcz kazał koledze z klasy, żeby mu przywoził żarcie i fajki, dbał o osieroconą rodzinę. Zaś w nagrodę, gdy wyszedł, podobno wydymał Maćka na sporą kasę, niby inwestowaną w obrót na giełdzie warzywnej. Jak było naprawdę, nikt teraz nie sprawdzi, wtedy już nie było rodziców i ich pieniędzy, a Maciek, nagle zdeklasowany, zamiast przyciągać współczucie dla swoich niepowodzeń, odpychał nielicznych zainteresowanych marudzeniem, ciężko-nudną martyrologią, opowieściami o mieszkaniu, spuszczonym za bezcen i samochodzie, który poszedł do żyda, bo właścicielowi brakowało na podatek, wachę, w końcu na jedzenie.

___Maciek podobno pił, o pomoc nie umiał poprosić z wdziękiem, dawałem swoje dwie, trzy dychy i żegnałem się szybko, odmawiając cienkiej herbaty w brudnej szklance i wymyślonych wspomnień. W mieszkaniu – tym drugim, po rodzicach - było już przygnębiająco, trochę śmierdziało, a żona i dzieci miały w oczach zmęczenie i niechęć. Trzymały się z daleka, tylko pies, starawy beagle, leżał na sfilcowanych poduszkach wersalki i czasem się przeciągał. Potem Maciek poszedł do szpitala na serce, też idiotycznie, w końcówce tygodnia, gorąco było, mieliśmy się spotkać, a ja zubożeć o jakieś z trudnością wycięte z budżetu grosze, niedziela, personel cały na działkach, na grillach, na urlopach, pewnie nie miał kto usłyszeć dzwonka, albo przyszedł, złorzecząc pod nosem, ale za późno.

___Więc stałem tak i byłem wkurwiony, że przyszło wszystkiego ze trzydzieści osób, że zamówiona do orszaku skrzypaczka siedzi na ławce i czyta jakąś Galę czy Tinę w oczekiwaniu na swój wielki występ, że ksiądz zajechał wypasioną volvicą i idzie do kapicy całkiem niespiesznie, rozmawiając wesoło z ptasio chudym asystentem, niosącym, nie wiedzieć czemu, brązowy, skórzany neseser, niczym biznesmen jakiś. Że jeszcze najmarniej pół godziny będę tak stał i słuchał buczącego niskimi rejestrami instrumentu, a potem przeciągniętych, manierycznie modulowanych głosek, wyśpiewywanych przez organistę. Do spóły - duet taki – z wyraźnie fałszowanymi melorecytacjami duszpasterza, zawsze pamiętającego o świętych i biskupach. A potem trzeba będzie pomóc, bo pewnie jakiś wieniec będzie ciężki i ktoś zapomni o zapałkach do znicza. Że z nikim nie chcę teraz gadać, więc nawet jeśli ktoś podejdzie, to będę musiał go zbyć jakąś wyłączającą z relacji kwestią, że palić właściwie też mi się nie chce, bo duszno, gardło obolałe i gorzkie od fajek wypalonych wcześniej.

___Potem była już tylko sucha rutyna, mikry kondukt, ze trzy wieńce, niesione przez fundatorów, minimalistyczna ceremonia, rozpisana na byle jakie pożegnanie, wydukane przez księdza ze zmiętej kartki, sapanie grabarzy, pot na ich czołach i rytmiczny werbel kolejnych górek ziemi spadających na wieko. Szybko, zdawkowo, nikt nie przejawiał chęci, by dośpiewywać kanoniczne wersety, pojedynczy głos ministranta ginął gdzieś w bujnych koronach kasztanów. Maćkowa żona chlipała, ale raczej z poczucia obowiązku, podobno straszna z niej franca i mocno się przyczyniła do takiego końca - dziewczyny już zaczęły szeptać między sobą, słyszałem - jeszcze wieńce, ktoś postawił na ziemi tuż przy krawężniku szklaną ohydę z tandetnymi złoceniami i plastikową podstawką, ale był przygotowany, pstryknęła zapalniczka, cmentarna, ze specjalną końcówką do zapalania zniczy, ktoś inny podszedł do rodziny, niezdarne gesty, spuszczone głowy, dyskretnie wygłaszane kwestie. Koniec.

___I już palimy, co u ciebie, jak leci w życiu, to gdzie pójdziemy, patrzcie, Robert miał
przyjechać i nie przyjechał, a Ewka jest w szpitalu, od czasu do czasu jeszcze sobie ktoś przypomni dlaczego tu jesteśmy i w powietrzu fruwają nieśmiertelne banały że tak musiało być, że nasza półka, że cholera, wierzyć się nie chce. A mnie jest smutno, kurwa, jak mi jest smutno, trochę, że Maciek, trochę, że my wszyscy, a właściwie to bez powodu liznął mnie jęzor jakieś trudnej do nazwania rozpaczy, że aż muszę mrużyć oczy, jakby to miało mnie uchronić przed kolejnymi jej falami.

___No więc siedzimy na tym tarasie, oglądam ich wszystkich przez szparki miedzy przymkniętymi powiekami, tacy są przezroczyści, że widzę ich na wylot. Chłopski filozof z dwiema komórkami, które położył na stoliku, rzuca wyrazami, jakie mają zrobić na reszcie wrażenie, choć niekoniecznie rozumie ich sens, ten obok, poczciwy przecież, gada jak opętany o celu życia – kasie i nicnierobieniu, jakby już wszystkie inne tematy poszły do grobu z Maćkiem, Bodek, właściwie mój najlepszy przyjaciel – od potem, po szkole, gdy już została za nami - z odwiecznym problemem sformułowania tego, co mu siedzi w głowie uśmiecha się nerwowo, widzę, jak mu się czoło marszczy, żeby zdążyć z kwestią, zanim zmieni się temat; cicho Bodek, spoko, lepiej już nic nie mów, tak jest dobrze, później pogadamy. Kiedyś. Teraz jeszcze powiesz co głupiego i przylepi się do ciebie, śmiać się będą za plecami.

___Zza mojego prawego ramienia peroruje, a właściwie skrzeczy megierskim głosem dziewczyna, która kiedyś wydawała mi się fajna, wrażliwa nawet, a dziś ciasnota jej poglądów, kategorycznych i zapiekłych na wieki dusi, odbiera powietrze. Naprzeciwko kierowniczka od marketingu – czemu taka afektowana i infantylna? - pierdoli coś o ciepłych słowach, jakimi udzielała Maćkowi pomocy, no bo niby co więcej mogła zrobić, jazgot wytwarzany przez ich usta i struny głosowe obija mi uszy, co się z nami porobiło, czy naprawdę nie mamy sobie nic normalnego do powiedzenia?

___Szczęśliwie Gośka, jak zawsze, po dwóch browarach złapała fazę, powiew niegdysiejszych klimatów robi miłą swojskość, wspartą kilkoma wesołymi opowieściami z życia dzisiejszej szkolnej katechetki, Monia, choć nie Einstein, ale jak zawsze naturalna, nie waha się rzucić kurwą zaciągając mocno papierosem i dorzucić żale na kochanka-księdza, z którym ma dziecko i siedem światów. Danka jest z nich wszystkich najmądrzejsza, wyważona, spokojna w gestach, z ciepłym, nieinwazyjnym głosem, jej spojrzenie jest rozumiejące i akceptujące.

___Ktoś przyniósł wódkę, polewa pod stołem, kelnerka nie zaszczyca nawet odrobiną uwagi jawnego pogwałcenia gastronomicznej etykiety, zajęta jest leniwym dialogiem z kucharzem, przerywanym wpatrywaniem się w plazmowy ekran, na którym Murzyni podrygują w rytm gangsterskiego hiphopu. Od samego patrzenia na oleisty płyn czuję na języku palącą mdłość ciepłego alkoholu.

___Waldek wylewa na ziemię jedno piwo za Maćka, wszyscy na chwilę wstają, milkną, słychać szum ulicy i okrzyki dzieciaków, gdzieś niedaleko kopiących piłkę. Potem już nie wraca towarzyski rausz, jakoś się zwarzyła chwilowa wesołość. Ten i ów zaczyna się niespokojnie kręcić, szykując do odlotu. Też się będę zbierał, nie miałem ochoty na picie, więc mogę wsiąść do auta bez ryzyka, może tak jest nielojalnie, może powinno się pojechać do dna, gdzieś, w czyimś mieszkaniu zapić i przepalić do bełkotu i torsji, do stacji Znieczulenie. Innym razem. Teraz przebijam ciszę przepraszającym uśmiechem, jakimś błahym komentarzem o beznadziejnej robocie, do której natychmiast muszę wracać, Bodek, zdzwonimy się, cześć, cześć, do zobaczenia może w innych okolicznościach. Idę w kierunku auta zaparkowanego przy krawężniku, a w głowie mieli mi się ten wers o naszej klasie oflankowany kilkoma nutami, nogi nie chcą nieść, całe wieki tak idę. Marna, wypalona gorącym latem trawa osiedlowego skwerku upstrzona psimi kupami zbliża się powoli, znowu mi smutno, znowu gniew i bezsilność, to nie ich wina, moja też nie, chuj z Kaczmarskim, nie podpowie mi puenty, nie ma żadnej puenty, po prostu idę...

Elegia. Wulgaryzmy!

3
Leszek Pipka pisze: Też się będę zbierał, nie miałem ochoty na picie, więc mogę wsiąść do auta bez ryzyka, może tak jest nielojalnie, może powinno się pojechać do dna, gdzieś, w czyimś mieszkaniu zapić i przepalić do bełkotu i torsji, do stacji Znieczulenie. Innym razem
Tutaj jest pióro przez duże Pe.

Elegia. Wulgaryzmy!

6
Świetnie napisane. Prawdziwie. Znakomicie uchwycony klimat.
jazgot wytwarzany przez ich usta i struny głosowe obija mi uszy, co się z nami porobiło, czy naprawdę nie mamy sobie nic normalnego do powiedzenia?
Niestety, często nie mamy.
że ksiądz zajechał wypasioną volvicą i idzie do kapicy całkiem niespiesznie, rozmawiając wesoło z ptasio chudym asystentem,
chyba miało być „kaplicy”

Elegia. Wulgaryzmy!

7
Otóż...
gdyby mi kiedy do głowy przyszedł pomysł równie głupi, jak ryzykowny – żeby mianowicie pisać cokolwiek dla jakiejś PT Publiczności – domniemany target byłby jasny: nieliczny, ale śliczny. Zaczem kandydatom, którzy ujawnili się, odwiedzając niniejszy temat serdecznie dziękuję – i za odptaszkowanie listy obecności i za przychylne wypowiedzi na temat zamieszczonej tfurczości.
Dzięki!

Elegia. Wulgaryzmy!

8
Leszek Pipka pisze:domniemany target byłby jasny: nieliczny, ale śliczny.
O, to, to! :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Elegia. Wulgaryzmy!

9
TO JEST DOBRE :)

A teraz ja:
Leszek Pipka pisze: _Siedzę na tarasie jakiejś dziwnej pizzerii - była najbliżej cmentarza – wraz z tą częścią klasy, która się odliczyła, żeby pożegnać Maćka. Jakąś częścią, może połową, może nieco więcej niż połową, bo są wakacje,tu kropka. chyba nieszczęśliwie sobie wybrał czas na własny pogrzeb.
Leszek Pipka pisze:....by nie uronić żadnego szczegółu w wyglądzie czy ubraniu czegoś, co jeszcze niedawno było żywym człowiekiem - tu bym zatrzymala, bo trochę
trąci patosem
Leszek Pipka pisze: to falowanie i powiew szeptów w oczekiwaniu na mszę - to wywal zawsze niszczy ciche skupienie, jakie się zmarłym po prostu należy
falowanie i powiew szeptów jest piękne
Leszek Pipka pisze: Chociaż wtedy - bo gdy są żywi, nie zawsze przydziela im się właściwą porcję uwagi.
eeetam, stać Cię na lepiej, niż frazes

cdn
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Elegia. Wulgaryzmy!

10
Bardzo pouczające. Chyba zaczynam rozumieć, jak powinno się pisać, by zyskać uznanie Forum. Szkoda, że tak nie potrafię.

Co mi nie pasuje, to te zbyt długie zdania. Jedna kropka gdzieś po drodze poprawiłaby mi samopoczucie.

Motyw pogrzebu celem wzbudzenia emocji z deka oklepany, każdy to przyzna, co nie zmienia faktu, że mam gdzieś schematyczność i klisze, jeśli czyta się tak przyjemnie.

A przeczytałem z przyjemnością.

Added in 2 minutes 39 seconds:
Edit: przypomina mi się fragment od Rubii, coś jak "Georg", dobrze pamiętam?
Tylko tamto bardziej chwytało za serce, aż w pewnym momencie chciało mi się płakać.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Elegia. Wulgaryzmy!

11
[quote="Leszek Pipka"]
___ Potem Maciek poszedł do szpitala na serce, też idiotycznie, w końcówce tygodnia, gorąco było, mieliśmy się spotkać, a ja zubożeć o jakieś z trudnością wycięte z budżetu grosze, niedziela, personel cały na działkach, na grillach, na urlopach, pewnie nie miał kto usłyszeć dzwonka, albo przyszedł, złorzecząc pod nosem, ale za późno.

13 przecinków w jednym zdaniu. Rzuciłeś tu wiązankę utrudniającą czytelnikowi odbiór tekstu. To zdanie jest tak bardzo chaotyczne, że kompletnie wybiło mnie z klimatu opowiadania. Motyw pogrzebu świetny, ale nie wykorzystany najlepiej. W tym krótkim tekście nie znalazłem nic, co by poruszyło moje emocje. Zupełnie nie czuję bohatera. Nie zawarłeś jego własnych przemyśleń. Poczucie winy i melancholię zastąpiłeś frustracją oraz wściekłością na obecny stan rzeczy t.j. znieczulicę ludzką.

Może dodaj więcej od siebie o polityce za komuny jak odbierał ją prosty Kowalski? Bez określeń jakie panowały za komuny nie czułem zupełnie atmosfery.

To moja czysto subiektywna opinia. Myślę, że obiektywne podejście do sprawy, to jak próba zadowolenia wszystkich czytelników, więc polecam bazować na odmiennych opiniach i podążać za tym jak sam czujesz swój tekst.
Podoba mi się forma opisu prosta i ludzka, choć bywa zbyt prosta. Co jest zbyt proste nudzi. Wszystko jest już w tekście, a nie ma nic po za nim. Niczego nie musiałem się domyślić. Nic nie musiałem wyobrazić. Przeczytałem i na tym koniec. Tekst nabierze prawdziwej wartości dla czytelnika zaraz po tym jak go solidnie poprawisz, czy nawet nieco przebudujesz :)
Pamiętaj! Dobra książka to emocje! Zupełnie jak w polityce :)
Działaj dalej. Czekam na twoją reakcję ^^
Pozdrawiam!
– Ha – zaciekawił się Jaskier, który właśnie zbliżył się do nich. – Więc to są te słynne tajne runy krasnoludów? Co głosi ten napis?
– „Na pohybel skurwysynom!”
Andrzej Sapkowski – Chrzest Ognia

Elegia. Wulgaryzmy!

12
Nastrój uchwycony dobrze, lecz styl dość ciężki, niewprawny, niezgrabny. Męczysz czytelników. W kilku miejscach widzę frazesy i patos. Robisz błąd typowy dla początkujących autorów, czyli strasznie nadużywasz "się". Zobacz:

... choćby się bardzo nie chciało, zawsze mimowolnie przyciągają wzrok. Nie musiałem opierać się poruszeniom głów bez żenady moszczących się w lukach między innymi głowami, by nie uronić żadnego szczegółu w wyglądzie czy ubraniu czegoś, co jeszcze niedawno było żywym człowiekiem, to falowanie i powiew szeptów w oczekiwaniu na mszę zawsze niszczy ciche skupienie, jakie się zmarłym po prostu należy. Chociaż wtedy - bo gdy są żywi, nie zawsze przydziela im się...

... siedzi w głowie uśmiecha się nerwowo, widzę, jak mu się czoło marszczy, żeby zdążyć z kwestią, zanim zmieni się temat; cicho Bodek, spoko, lepiej już nic nie mów, tak jest dobrze, później pogadamy. Kiedyś. Teraz jeszcze powiesz co głupiego i przylepi się do ciebie, śmiać się będą za plecami.

Dziwne, że pisarze i weryfikatorzy nie zwrócili na to uwagi. Ja nie czytałabym dalej utworu napisanego tak niestarannie.

...w kierunku pleców zwróconej ku mapie historyczce – do poprawienia, bo gramatyka szwankuje.

... a właściwie to bez powodu liznął mnie jęzor jakieś trudnej do nazwania rozpaczy, że aż muszę mrużyć oczy – dlaczego bez powodu? Dziwne byłoby, gdyby nie poczuł rozpaczy, w końcu to pogrzeb jego kolegi.

... nie waha się rzucić kurwą zaciągając mocno papierosem i dorzucić – a po co te rymy? To nie wiersz. :wink:

Elegia. Wulgaryzmy!

13
Lunarny pisze: Potem Maciek poszedł do szpitala na serce, też idiotycznie, w końcówce tygodnia, gorąco było, mieliśmy się spotkać, a ja zubożeć o jakieś z trudnością wycięte z budżetu grosze, niedziela, personel cały na działkach, na grillach, na urlopach, pewnie nie miał kto usłyszeć dzwonka, albo przyszedł, złorzecząc pod nosem, ale za późno.
Usunąłbym tylko ten jeden wyraz, reszty palcem nie tknął. Tym pozornym chaosem, zgrubnym nieładem Leszek buduje drugą warstwę, czuć w tym szyku nostalgię i zobojętnienie.
kamienna pisze: Nastrój uchwycony dobrze, lecz styl dość ciężki, niewprawny, niezgrabny.
Nie zgadzam się, ja czuję to flow, prostą męską myśl, co nie potrzebuje ozdobników, a wali prosto z mostu.

Leszek, już pisałem w boxie, że to sobie podpiąłem, ale to było wczoraj, dziś już mam wydrukowane.
Cobyśmy tyle pisali, co o pisaniu piszemy.

Elegia. Wulgaryzmy!

14
Adam Nakiel pisze: kamienna pisze:
Source of the post Nastrój uchwycony dobrze, lecz styl dość ciężki, niewprawny, niezgrabny.

Nie zgadzam się, ja czuję to flow, prostą męską myśl, co nie potrzebuje ozdobników, a wali prosto z mostu.
Nie napisałam przecież, że styl jest niewprawny z powodu braku ozdobników. Męską prozę bardzo lubię (Hemingway, Nowakowski to moi mistrzowie). Uważam, że styl jest niezgrabny, bo autor ma kłopoty z jasnym wyrażeniem myśli i niekiedy kręci się jak pies za ogonem. Przykład niezgrabnego zdania:
Leszek Pipka pisze: właściwie mój najlepszy przyjaciel – od potem, po szkole, gdy już została za nami
Zauważ, jak wielu określeń autor potrzebuje, by napisać, kiedy zaprzyjaźnił się z Bodkiem. Skoro "po szkole", to po co dopowiadać, że szkoła już została za nimi? A siękoza dobija ten tekst.

Added in 9 minutes 9 seconds:
Radziłabym autorowi, by nie słuchał pochwał i wziął się do poprawiania :wink:

Elegia. Wulgaryzmy!

15
Natasza pisze: Leszek Pipka pisze:
Source of the post _Siedzę na tarasie jakiejś dziwnej pizzerii - była najbliżej cmentarza – wraz z tą częścią klasy, która się odliczyła, żeby pożegnać Maćka. Jakąś częścią, może połową, może nieco więcej niż połową, bo są wakacje,tu kropka. chyba nieszczęśliwie sobie wybrał czas na własny pogrzeb.
Nataszu :-P wiesz, tego typu poprawki redakcyjne poprawnościowo są jak najbardziej pożądane, ale jednak zmieniają tryb i charakter narracji, wytknięcie tego akurat powtórzenia wydaje mi się aktem nieco... hmm... mechanicznym, kropka zaś inaczej ustawia oddech.
Natasza pisze: Leszek Pipka pisze:
Source of the post....by nie uronić żadnego szczegółu w wyglądzie czy ubraniu czegoś, co jeszcze niedawno było żywym człowiekiem - tu bym zatrzymala, bo trochę
trąci patosem
Trąci. Pewnie trąci. I pewnie masz rację. Rzecz w tym, że relacja bohatera może być taka, nadmuchana patosem (akurat ten pchał mi się do głowy, gdy patrzyłem przy ostatnim pożegnaniu na kogoś z rodziny, zniszczonego rakiem), a identycznie rzecz się ma z frazesem. W takich chwilach – bywa – myśli się jednym i drugim, (tu Rubia powinna mnie zdzielić przez łeb, Ona już wie, za co - i miałaby świętą rację) do rozważenia byłoby podkręcenie walorów „literackich” kosztem niejakiego autentyzmu, a to zawsze jest pytanie, czy trzeba i czy warto. Cienka granica. Tyle, że ja nie mam ochoty poprawiać tekstu, rzecz w tym, iż trochę poszedł z trzewi, a ma już swoje życie, do tego wiem, iż za miesiąc mógłbym przeprawić prawie wszystkie zdania, potrafię, uzyskując coś innego. Nie chcę.
Bardzo Ci dziękuję za zainteresowanie. Wiesz, że znaczy dla mnie wiele. Dla kogo tutaj by nie znaczyło? :-)
Bartosh16 pisze: Bardzo pouczające. Chyba zaczynam rozumieć, jak powinno się pisać, by zyskać uznanie Forum. Szkoda, że tak nie potrafię.
Bartosh, z uznaniem Forum to bym nie przesadzał, co potwierdzają inne, późniejsze wpisy. Widzisz, ja WIEM, dlaczego Natasza zechciała wypowiedzieć się, nawet z capslockiem, co do reszty Przemiłych Odwiedzających, którzy wyrazili się aprobująco – mogę się domyślać. Nie od rzeczy wydaje mi się jednak zauważenie pewnej granicy w opiniach między grupą starszaków i maluchów naszego przedszkola. Mnie to coś mówi. Ale to może osławione TWA :-P
A co zainteresowania Forum tekstami, mam swoje niewesołe refleksje, wiem, na kanwie czyjej prozy mocno mi się unaoczniły, będę miał chwilę czasu, to się wypowiem.
Bardzo dziękuję za przeczytanie, wypowiedź i pokazane niedoskonałości.
Lunarny pisze: 13 przecinków w jednym zdaniu. Rzuciłeś tu wiązankę utrudniającą czytelnikowi odbiór tekstu.
Hmm... dziesięć byłoby w porządku? Dziewięć?...Trzy?... Przemyślę. Chociaż nie, niech się Czytelnik bardziej postara :-P
Lunarny pisze: Może dodaj więcej od siebie o polityce za komuny jak odbierał ją prosty Kowalski? Bez określeń jakie panowały za komuny nie czułem zupełnie atmosfery.
Nie. Mogę odkopać piłkę na Twoją połowę. Doczytaj.
Lunarny pisze: Myślę, że obiektywne podejście do sprawy, to jak próba zadowolenia wszystkich czytelników, więc polecam bazować na odmiennych opiniach i podążać za tym jak sam czujesz swój tekst.
Wiesz, istnieje świat subtelności językowych – i tych mówionych i tych pisanych. Dziś nie uczą go w szkole, a coraz rzadziej w domu. Kiedy znudzony niewiedzą studenta profesor mówi mu „polecam przestudiować dokładniej podręcznik”, to jest wszystko we względnym porządku. Jednak na krzywej grzeczności nieco wyżej plasuje się wyrażenie „polecam studiowanie podręcznika”. Jest jeszcze – znacznie bardziej miękkie - „zalecam” i ostrożny, niedający odczuć braku szacunku tryb przypuszczający. Jak myślisz, w którym miejscu krzywej grzeczności jest Twoje polecenie?
Lunarny pisze: Tekst nabierze prawdziwej wartości dla czytelnika zaraz po tym jak go solidnie poprawisz, czy nawet nieco przebudujesz :)
Pamiętaj! Dobra książka to emocje! Zupełnie jak w polityce :)
Działaj dalej. Czekam na twoją reakcję ^^
Pozdrawiam!
Jasne! Bardzo dziękuję za nakreślenie śmiałego planu :-) i pozdrawiam również.
kamienna pisze: Dziwne, że pisarze i weryfikatorzy nie zwrócili na to uwagi. Ja nie czytałabym dalej utworu napisanego tak niestarannie.
Też się dziwię! Wiesz, początkujący autorzy bywają litościwie traktowani przez zaawansowanych w zbożnym dziele pisania, może to właśnie mi się przytrafiło... Bogu dzięki, że byłaś na posterunku!
Kamienna, a ty masz zawodowo coś wspólnego z typografią? Statystyką? Logopedią?
Zobacz, proszę, taki ładny esej Gorgiasza http://www.weryfikatorium.pl/forum/view ... 63&t=18856 myślę, że on coś objaśnia w kwestiach, które poruszyłaś.
kamienna pisze: ...w kierunku pleców zwróconej ku mapie historyczce – do poprawienia, bo gramatyka szwankuje.
Tak, oczywiście, puściłem babola. Dziękuję za zwrócenie uwagi. Błąd początkującego...
No i w ogóle dziękuję!
Adam Nakiel pisze: Leszek, już pisałem w boxie, że to sobie podpiąłem, ale to było wczoraj, dziś już mam wydrukowane.
Adam, parę słów, a kryjący się za nim komplement słodki jest, jak późna węgierka, dotknięta delikatnie dłonią pierwszego przymrozku. Piękna, może niezasłużona nagroda. Dzięki!
kamienna pisze: Radziłabym autorowi, by nie słuchał pochwał i wziął się do poprawiania :wink:
Już pędzę!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”