brat_ruina pisze: ravva pisze:To ja juz komentowac nie bede :oops:
Bekhend - "Konsekwencje" nie są poziomem wczesnogimnazjalnym, napisanym przez beztalencie.
nie to, nie. tylko momenatmi czytać hadko :-?
dobrze, zobaczmy, co dalej:
ostatnio było o "wracał do szkolnych wspomnień", potem - mam wrażenie - troche skok na głowkę łamańcem stylistycznym, ze 3x go czytałam, taki jest niezwykły, i za każdym mnie ciekawilo, jak osiągnąles ten uklad:
Gówno prawda, przemykanie się na marginesie, bez przydziału do jakiejś konkretnej grupy dla mnie, z różnych przyczyn, było przymusem, trzymaliśmy się razem tylko dlatego, że ja byłem biedny, a on miał starych z jakimś niewielkim biznesikiem, niewiadomym sposobem funkcjonującym przez całą komunę.
co tu mamy? 2 bohaterów, z których jeden, jest biedny i stąd jego pasożytnictwo na marku. to jasne i do zrozumienia, korzyści z tego związku sa oczywiste, ale logika wywodu szwankuje, bo, moim skromnym zdaniem, uzasadnienie tej relacji "on miał starych z jakimś niewielkim biznesikiem, niewiadomym sposobem funkcjonującym przez całą komunę." jest spowodowane zerwaną myslą, która miala biec w innym kierunku. tu powinien byc powód, dla którego marek zbudował przyjaźń/kolegował się z biednym chłopakiem. co z tego miał? daczego akurat z tym, skoro pewnie byli inni, lepiej ustawieni. tu dziura jest i jej nie rozumiem.
dalej lecimy kontynuacją sytuacji rodzinno-społecznej marka, i by sie związalo ladnie, gdyby nie wyrwa w pierwszym zdaniu. Dalej narracja wedruje konsekwentnie realiami opartymi o materializm i nagle znowu wolta i znów niezrozumiala, bo lecimy do wspomnień: "Tyle było tej zajebistości(...)".
i teraz tak: porwany jest układ akapitu, bo całośc by slicznie się połączyła, gdyby syt. finansowa marka stanowiła preludium do linii wspomnien. plus brak wyjasnienia, co trzymało marka z narratorem, co od niego dostawał w zamian za szanse dotknięcia zachodniego luksusu.
i kolejne wspomnienie, podobnie wyrwane z kontekstu, poprzedzone twierdzeniem, że marek "nie kupił niczyjego zainteresowania", sam zerknij: "nie kupił niczyjego zainteresowania (w dopelniaczu). Poza Robertem (w narzedniku)" - żeby to popłynęło bezkolizyjnie, zagrało podobnymi nutami, powinno trzymac się ciągu gramatycznego, funkcji i "zainteresowania Roberta".
Poza Robertem, ale to już później, znacznie później, gdy Robert siedział w pace za jakieś duże mafijne machloje w polonijnej firmie, poprosił, a może wręcz kazał koledze z klasy, żeby mu przywoził żarcie i fajki, dbał o osieroconą rodzinę."
czytam i brak mi danych: robisz przeskok, mamy "dużo później", ale kwantyfikator arbitralności "kazał koledze z klasy" nie jest jasny, bo znów brak wprowadzenia w scenę, nie mamy gry wstepnej, mamy od razu środek dramatu, i epilog: "podobno wydymał Maćka na sporą kasę". i glowię się, czemu robert zainteresował się maćkiem - to jasne, siedzial, potrzebował jelenia, żeby zajał sie "osierocona rodziną", ale skąd u macka imperatyw opiekowania się rodziną i zakluczonym (fajki i żarcie)?
próba wyjasnienia szemrze niesmiało w kolejnym zdaniu - i znów haczy mi konstrukcja opowieści, bo to powinno byc wcześniej, wtedy mozna zrozumiec niezrozumiałe, a tak dostajemy infrmację:
nie było rodziców i ich pieniędzy, a Maciek, nagle zdeklasowany, zamiast przyciągać współczucie dla swoich niepowodzeń, odpychał nielicznych zainteresowanych marudzeniem, ciężko-nudną martyrologią, opowieściami o mieszkaniu, spuszczonym za bezcen i samochodzie, który poszedł do żyda, bo właścicielowi brakowało na podatek, wachę, w końcu na jedzenie.
znowu: co sie stało? rodzice umierają, ci umarli "dużo później", czemu maciek nie przejął zakladu? co mu sie nie udało? trudno budować postać bohatera w oparciu o brak informacji.
zdanie ładne, swoją drogą, lubię takie, szczególnie to: "
ciężko-nudną martyrologią, opowieściami o mieszkaniu, spuszczonym za bezcen i samochodzie, który poszedł do żyda, bo właścicielowi brakowało na podatek"
czerwone brzmi znajomo bardzo :-D
następny obraz - bo mysle, że obrazami piszesz, wspomnieniem, skojarzeniem. stawiasz na srodku i obudowujesz. może stad we mnie sprzeciw wobec ukladu kolejnych informacji, bo tu znów - fajny rys ("Maciek podobno pił, o pomoc nie umiał poprosić z wdziękiem") i znowu nie w kolejnosci, bo lecąc skojarzeniami "proszenie o pomoc" zakłada wedrówkę po datki, a okazuje się, ze to bohater wpadał z kasa do maćka i to odwrócenie zaciemnia czytelnośc przekazu i tej fajnej "cienkiej herbaty w brudnej szklance", której odmawiał. może to kwestia oparcia o moje doświadczenia i sasiadkę-pijaczkę, która zawsze pod koniec miesiąca pukała do naszych drzwi z prosba o pożyczkę.
ona do nas, nie my do niej.
żona i dzieci miały w oczach zmęczenie i niechęć. Trzymały się z daleka,
to jasne. ale to już nie:
tylko pies, starawy beagle, leżał na sfilcowanych poduszkach wersalki i czasem się przeciągał.
o co chodzi z psem? i co ma do rodziny, czemu jest inny i o czym nam mówi? a moze inaczej: co chciałes czytelnikowi powiedzieć psem, dlaczego on tu jest, szczególnie w tym kontekscie.
1.
Potem Maciek poszedł do szpitala na serce, też idiotycznie, w końcówce tygodnia,
2.
gorąco było, mieliśmy się spotkać, a ja zubożeć o jakieś z trudnością wycięte z budżetu grosze,
3.
niedziela, personel cały na działkach, na grillach, na urlopach, pewnie nie miał kto usłyszeć dzwonka, albo przyszedł, złorzecząc pod nosem, ale za późno.
3 zdania upchnąlęś w jedno. 1 jest jasna jak kryształ, 2 dwojka już gorzej - bo pozwala domniemywać, że bohater idzie odwiedzić macka w szpitalu, ale równie dobrze, ze mieli spotkac się w domu i nie zdązyli, i w dumie niewaidomo, jak i gdzie. 3 decydujemy się na szpital.
2 i 3 zdanie otwierają nowe stopklatki - to "gorąco było" zrywa z ładnie ułożoną logiką poprzedniego zdania i buduje nowe, chociaz do niego nie pasuje, bo tu snujesz inną narrację, nawiązująca do syt finansowej. to "goraco bylo" mogłoby bezkonflikotowo wskoczyć przed "niedzielę", bo tam pasuje i do działek, grila i urlopu równiez.
ech.
rozumiem fabułę, nie znam kontekstu, pewno szerszy. o ile fajnie powrzucales obserwacje i detale (skrzypaczka z galą, ksiadz z volvicą, zale moni na kochanka-ksiedza, zagrała mi postać danki, chociaz zamknąłeś ja jednym zdaniem, etc.), pojawia się chwilami znajomy klimat "small chat-ów", typowych dla spotkania ludzi, którzy dawno się nie widzieli i wlasciwie nie mają o czym rozmawiac, więc wyciągają przeszłość i plotki. i to jest ciekawie zlapane, dobre obserwacje, trochę ironiczne i z dystansem, a nawet, gdy wchodzimy w bohatera, to jego "A mnie jest smutno, kurwa, jak mi jest smutno" brzmi czysto i lirycznie, i robi amtosfere z 'ćmy barowej'.
ale wykonanie mi przeszkadza, jest chaotyczne, zdania nerwowo łowią obrazy i zatrzymują nie tam, gdzie powinny - może autor leci wspomnieniem spod powiek, chwilą i opisuje, co jest najwyraźniejsze w danym momencie, co szarpnelo pamięcią. Potem doklada cegielki, ustawia jedne za drugą na skojarzeniu. widać gonitwe myśli, przypominanie faktów w trakcie pisania i brak spokoju w tym rozedrganiu reporterskim, żeby napisac, zanim zniknie. może stad niekonczące sie zdania (ja zwykle bardzo takie lubie i podziwiam każdego, kto nie gubi podmiotu pod koniec

), mimo, że nawet zderzają się w nich kolejne odsloniete sceny.
i tak mysle, że gdyby dac temu kawałkowi spokoj, dystans, pewnie by popłynął opowieścią, bo autor wzorował się na geniuszu i sporo dobrego wchłonął, zapomniał tylko o porzadku i logicznym ukladzie budowanych zdaniami scen, więc zamiast rzeki mamy wodospad.
klaniam sie :-)