Dziennik katamorion - podejście trzecie.

439
katamorion pisze: A sound of tram’s bell interrupted thoughts of Rudnicki; the man twisted his face, feeling the odour of sweat and not digested vodka coming from a porter, standing next to him, it was obvious that the worker fortified himself after work with the cheapest moon available on the bazaars.
W angielskim ciężej jest ze złożonymi zdaniami i trudniej dojść gdzie podmiot. Ja bym to na dwa rozbił.
tram’s bell już sugeruje dźwięk więc sound niepotrzebne
co pozwoli użyć SG w
Rudnicki's thoughts (zgrabniej niż thoughts of Rudnicki)
twisted his face - grimaced
feeling - dosłowne tłumaczenie - smelling
odour - lepiej użyć stench, wpasowuje się w rejestr reszty tekstu
not digested- undigested
coming from a porter, standing next to him - tu właśnie jest ten problem z podmiotem o którym wspominałem wyżej
moon - częściej używany jest shine jako forma skrócona
available - he could get rejestr jw.
bazaars - l. poj. brzmi sensowniej (bo nie kupował chyba na kilku)

Ogólnie nie jest źle, ale może być lepiej :)
Strona autorska.

Dziennik katamorion - podejście trzecie.

441
katamorion pisze: A mogę Cię dręczyć swoimi tekstami od czasu do czasu, żeby się uczyć na własnych błędach?
Jasne, dręcz :)

Może znasz i korzystasz, ale jeśli nie to polecam A.Belczyk "Poradnik Tłumacza" W miarę przystępna i przekrojowa książka. Aha, żeby nie było - nie jestem w żaden sposób spokrewniony z autorem, ani nie czerpię zysków z reklamy :)
Strona autorska.

Dziennik katamorion - podejście trzecie.

444
Ze starej powieści powstanie wątek poboczny. Miksuję w głowie różne pomysły, testuję na papierze ich wiarygodność i klaruje mi się powieść na całkiem inny temat, z któego mam większą wiedze niż z zakresu architektury czy inżynierii budownictwa. Bohatera postaram się uczynić sympatycznym. Śpieszy mi się już do pisania, ale tym razem postaram się opracować najpierw dobrze linię fabularną, żeby nie musieć wycinać poxniej 4/5 tekstu :) Waham się jeszcze nad gatunkiem. Zapewne nie będzie to jeszcze nadawac się do publikacji, więc chyba pozwolę sobie zaryzykować i zacznę pisać thriller. Wszystko na luzie, żeby ćwiczyć warsztat i konstruowanie bardziej złożonych fabuł.

Added in 2 hours 24 minutes 37 seconds:
Kolejna zarwana noc, ale z rozpędu rozpisałam wątki główne i poboczne - wszystkich jest sześć. Wyszło mi około pięcdziesięciu kilku scen na przedstawienie całej fabuły. Póki co mam tylko ogólny zarys zdrzeń. Na szczegóły przyjdzie czas później. Teraz czas na obsadzenie roli dla pobocznych postaci. Zastanawiam się też, czy pisać w sposób linearny - od przysłowiowych urodzin do śmierci bohaterki, czy też ugryźć to od innej strony. Zastanawiam się też jeszcze nad sposobem prowadzenia narracji.
https://pisarzdowynajecia.com

Dziennik katamorion - podejście trzecie.

447
katamorion pisze: Podobno zawsze się tłumaczy z języka obcego na własny, żeby to miało ręce i nogi plus inne części ciała.
Teoretycznie tak. W praktyce, po wielu latach pracy z językiem albo życia między tubylcami, można próbować.
Moje tłumaczenia z polskiego na angielski podobno są niezłe, choć - oczywiście - wymagają w niektórych miejscach dodatkowego szlifu.
katamorion pisze: Pewnie będzie mi trudno, ale powiem szczerze, że takie pisanie sprawia radość, tłumaczenia też.
To zdecydowanie pisz i próbuj. Po pierwsze - to doskonały sposób na doskonalenie umiejętności (choć tak jak z pisaniem - wracaj do tekstów po długim czasie i redaguj samą siebie), po drugie - jak wytrwasz, to za kilka lat będziesz pisać i tłumaczyć bez wysiłku... albo chociaż bez trudności. ;)
Navajero pisze: I tak nie jestem w stanie ocenić :)
A ja jestem (choć też mam sporo do nauczenia się, ale akurat nauka języka nigdy się nie kończy), więc bezczelnie się wtrącę. ;) Choć większość uwag pokrywa się z tym, co Iwar napisał powyżej.
katamorion pisze: A sound of tram’s bell interrupted thoughts of Rudnicki; the man twisted his face, feeling the odour of sweat and not digested vodka coming from a porter, standing next to him, it was obvious that the worker fortified himself after work with the cheapest moon available on the bazaars.
The sound [bo konkretny dźwięk] of the tram's bell [bo konkretny tramwaj] interrupted/disturbed Rudnicki's thoughts; he ["the man" nie brzmi naturalnie w prozie angielskiej; z kolei używanie zaimków nie jest błędem] grimaced ["twisted his face" sugeruje raczej podniesienie rąk i wykręcanie twarzy ;) co ciekawe, twarz może być twisted - wykrzywiona; po prostu źle brzmi jeśli jest używane jako czasownik] smelling ["feeling" jest raczej "czuciem" w sensie odczuwania fizycznego] the stentch of sweat and undigested vodka. [Tu musi być koniec zdania, inaczej jest "comma splice" - w polskim to nie jest błąd, w angielskim - tak. Można by kombinować, żeby zdania połączyć, ale to już dodawanie czegoś "od siebie".] Apparently [ew. "It seemed that"; "it was obvious" nie jest błędne, ale to nie jest styl literacki] the porter next to him must have fortified [użyłabym raczej "rejuvenated", ale to już chyba osobiste preferencje] himself after work with the cheapest moonshine ["moon" to co najwyżej... gołe pośladki ;) ] available at ["on" to kopia z polskiego; "the" sugeruje konkretne bazary, a z kontekstu wynika, że to jednak ogólne, "jakiekolwiek" bazary] bazaars.
katamorion pisze: Ciężka sprawa, ale moze za dwa lata będą ze mnie ludzie
Będą, będą :). Dam Ci jednak radę: każde słowo, które sprawdzasz w słowniku, sprawdzaj w słowniku angielsko-angielskim.
Ja bardzo lubię Merriam-Webster: https://www.merriam-webster.com/, bo ma od razu słownik synonimów (też z podlinkowanymi definicjami). Jak studiowałam, to radzono nam każde słowo sprawdzone w słowniku sprawdzać w odwrotną stronę (tzn. z angielskiego na polski), żeby upewnić się, że to właśnie znaczenie, którego szukamy, jednak moim zdaniem nic nie przebija przeczytania definicji słowa. Po latach tak przywykłam, że prawie już nie korzystam ze słowników angielsko-polskich i polsko-angielskich: jak nie rozumiem słowa, to sprawdzam jego definicję (od czasu do czasu zajrzę do słownika, żeby potwierdzić, jeśli coś jest niejasne), a jak brakuje mi słowa, to wybieram najbliższy znany mi odpowiednik i szukam po synonimach (i ich definicjach) tego, co najbardziej pasuje do słowa, którego szukam. Ewentulanie sprawdzam słowo w słowniku polsko-angielskim i przechodzę do jego definicji (i synonimów, jeśli definicja sugeruje, że wbrew słownikowi dwujęzycznemu to nie jest dokładnie to, czego potrzebuję).
A na pocieszenie to dodam, że mój mąż wziąłby tekst z moimi poprawkami i jeszcze by go poprawił. (No ale może za kolejne 10 lat będą ze mnie ludzie. ;) )
O pisaniu i innych nałogach

Dziennik katamorion - podejście trzecie.

450
Powinnam bardziej ogarnąć temat i robić jeden wpis dziennie. Niestety zaskakuję samą siebie i piszę więcej, niż zakadałam na dany dzień. A wpis na Wery, tuż po napisaniu jakiejś ilości słów, działa na mnie bardzo motywująco. Własnie skończyłam pisać kolejną scenę (471 słów/3,3k znaków). Dodatkowo przeredagowałam scene ze starej wersji powieści (1127/7,7k znaków). Całośc nowej wersji ma aktualnie 3487 słów/ 23,5 k znakow. Dopadły mnie wątpliwości, że znowu zabrnę w ślepą uliczkę. Będzie na to wtedy tylko jedno lekarstwo - pisanie trzeciej wersji od początku :)
https://pisarzdowynajecia.com

Wróć do „Maraton pisarski”