Malarz, zabierając się do obrazu, najpierw rysuje jego szkic ołówkiem. Dzięki temu może stworzyć ogólny zarys i łatwiej poprawić ewentualne błędy.
Czy ktoś w pisarstwie stosuje się podobną technikę? I.e. napisanie rozdziału byle jakim stylem (masa zaimków, powtórzeń, itp), ale zawarcie wszystkich elementów fabuły, sprawdzenie spójności fabuły, itp.
Szkic tekstu
2Mocno wątpię - zapoprawiałby się taki ktoś potem na śmierć ;-)
Szkicem może być plan, w miarę szczegółowy nawet, może z jakimiś scenami już rozpisanymi; ale takie "pisanie na brudno" chyba słabo się sprawdza.
Szkic tekstu
3Romek P. kiedyś mówił na czacie o brudnopisie, o ile pamiętam, to dość obszernym; raczej na pewno było tego więcej niż po prostu plan 

Dobra architektura nie ma narodowości.
s
s
Szkic tekstu
4Próbowałem – napisałem obszerne opowiadanie właśnie w ten sposób. Po pół roku (tekst musi przecież odleżeć, to wie każdy), otworzyłem plik, mając świadomość, że zaraz ukarze mi się barwa nowelka, z której tak bardzo jestem dumny – plik wczytał się, a wtedy ja zacząłem czytać. Po kilku pierwszych stronach, myślałem że palnę sobie w łeb (miałem pod ręką tylko zszywacz, więc nie byłby to dobry pomysł). Uznałem tekst za niepoprawialny i nauczyłem się pisać pierwszą wersję zawsze najlepiej jak umiem.
Lepsze jest działanie od bierności. W grze, jaką prowadzimy, nie możemy odnieść zwycięstwa. Ale niektóre przegrane są mimo wszystko lepsze od innych.
George Orwell, Rok 1984
George Orwell, Rok 1984
Szkic tekstu
5Szkic to dobra rzecz, ale tylko na etapie "pomysł". Kiedy mam w głowie ważną scenę (lub kilka pomysłów), to je notuję, bo wiem, że później za nic nie przypomnę sobie, jak to leciało. Często robię opis czy charakterystykę postaci, by zobaczyć, czy moja wizja tej osoby jest spójna. Jeśli wymyślam jakieś bardziej skomplikowane układy zależności (np. powiązania wydarzeń, pokrewieństwo), rozrysowuję to na grafach. Później mam mniej głupich problemów typu "Rik dowiedział się, że jest ojcem własnego ojca". A fabułę na powieść rozpisuję w formie osi, gdzie oznaczam sobie punktami wprowadzenie postaci, najważniejsze wydarzenia, przeskoki czasowe i przyporządkowuję do nich zrobione wcześniej notatki. Po tym już nie myślę nad kształtowaniem wydarzeń, tylko skupiam się na jakości tekstu i piszę możliwie najlepiej, jak umiem (bo inaczej późniejsze poprawki mnie wykańczają
).
𝓡𝓲
Szkic tekstu
6A. A. Raven pisze: Szkic to dobra rzecz, ale tylko na etapie "pomysł". Kiedy mam w głowie ważną scenę (lub kilka pomysłów), to je notuję, bo wiem, że później za nic nie przypomnę sobie, jak to leciało. Często robię opis czy charakterystykę postaci, by zobaczyć, czy moja wizja tej osoby jest spójna. Jeśli wymyślam jakieś bardziej skomplikowane układy zależności (np. powiązania wydarzeń, pokrewieństwo), rozrysowuję to na grafach. Później mam mniej głupich problemów typu "Rik dowiedział się, że jest ojcem własnego ojca". A fabułę na powieść rozpisuję w formie osi, gdzie oznaczam sobie punktami wprowadzenie postaci, najważniejsze wydarzenia, przeskoki czasowe i przyporządkowuję do nich zrobione wcześniej notatki. Po tym już nie myślę nad kształtowaniem wydarzeń, tylko skupiam się na jakości tekstu i piszę możliwie najlepiej, jak umiem (bo inaczej późniejsze poprawki mnie wykańczają).
Ja robię podobnie. W kryminale ogólny szkic jest raczej nieodzowny. Poprawki - wielokrotne - to zmora każdego pisarza

Szkic tekstu
7Ja tak piszę zawsze i od zawsze.
Mam taką przypadłość, że wiecznie poprawiam, już moje szkolne wypracowania były straszliwie pokreślone.
A komputer to wynalazek mojego życia. 
Obecnie praca wygląda tak, że najpierw wymyślam, potem piszę wstępny szkic - z błędami, z powtórzeniami, czasem są to tylko same dialogi, a później szlifuję do skutku. Fakt, jest z tym sporo zachodu, ale mnie akurat nie przeszkadza - co więcej, to moja ulubiona część pisania. Może wiąże się to z faktem, że dużo lepiej mi się myśli, kiedy mam już coś, na co mogę patrzeć.
Mam taką przypadłość, że wiecznie poprawiam, już moje szkolne wypracowania były straszliwie pokreślone.


Obecnie praca wygląda tak, że najpierw wymyślam, potem piszę wstępny szkic - z błędami, z powtórzeniami, czasem są to tylko same dialogi, a później szlifuję do skutku. Fakt, jest z tym sporo zachodu, ale mnie akurat nie przeszkadza - co więcej, to moja ulubiona część pisania. Może wiąże się to z faktem, że dużo lepiej mi się myśli, kiedy mam już coś, na co mogę patrzeć.
Nikt nie kupi powieści urban fantasy, żeby w środku znaleźć polskie kino moralnego niepokoju.
by Bel
by Bel