Latest post of the previous page:
Przekonaliście mnie
Nie wiedziałem, że to jest konkretny gatunek. Myślałem, że mowa ogólnie o alternatywnych przebiegach historii.
Niemniej, z "Adeptem" i Turbosłowianami trafiłem

Moderatorzy: Poetyfikatorzy, Weryfikatorzy, Moderatorzy, Zaufani przyjaciele
Latest post of the previous page:
Przekonaliście mnie

Nie trafiłeśAndy pisze:Niemniej, z "Adeptem" i Turbosłowianami trafiłem
 Wbrew definicji z wikipedii, Turbosłowianie nie tworzą nijakiej historii alternatywnej ( bo żeby to robić, trzeba mieć świadomość, że zmienia się historię rzeczywistą). Oni wierzą święcie w brednie o imperium Lechitów, bazując na podawanych za autentyczne, lub autentycznych, choć niewiarygodnych źródlach. To zresztą nie jest problem polski, istnieją turboukraińcy, turbodakowie i wielu innych. Co do "Adepta", to oczywiście jest to historia alternatywna, jednak przepis na tekst w tych klimatach, bynajmniej nie jest taki prosty jak sugerujesz. Owszem, istnieje punkt od którego świat zaczyna się zmieniać względem historii rzeczywistej, ale to nie znaczy bynajmniej, że wszystko co od tego momentu jest opisywane to fikcja. I wojna światowa, ofensywa Brusiłowa ( aczkolwiek z innym zakończeniem) to wszystko real. Żeby napisać porządny tekst tego typu, trzeba przerzucić więcej źródeł niż pisząc powieść historyczną, aby spleść umiejętnie prawdę z fantazją.
 Wbrew definicji z wikipedii, Turbosłowianie nie tworzą nijakiej historii alternatywnej ( bo żeby to robić, trzeba mieć świadomość, że zmienia się historię rzeczywistą). Oni wierzą święcie w brednie o imperium Lechitów, bazując na podawanych za autentyczne, lub autentycznych, choć niewiarygodnych źródlach. To zresztą nie jest problem polski, istnieją turboukraińcy, turbodakowie i wielu innych. Co do "Adepta", to oczywiście jest to historia alternatywna, jednak przepis na tekst w tych klimatach, bynajmniej nie jest taki prosty jak sugerujesz. Owszem, istnieje punkt od którego świat zaczyna się zmieniać względem historii rzeczywistej, ale to nie znaczy bynajmniej, że wszystko co od tego momentu jest opisywane to fikcja. I wojna światowa, ofensywa Brusiłowa ( aczkolwiek z innym zakończeniem) to wszystko real. Żeby napisać porządny tekst tego typu, trzeba przerzucić więcej źródeł niż pisząc powieść historyczną, aby spleść umiejętnie prawdę z fantazją.Trochę przesadzacie z tymi definicjami. Skoro jednak...

Już trzecia osoba mi to pisze, ale GDZIE ja coś takiego sugerowałem?! Widzę, że pisarze się po prostu obrazili, za użycie określenia "fanfic" :p

Swego czasu byłem wielkim fanem tego rodzaju powieści, udzielałem się na listach dyskusyjnych i nawet popełniłem byłem swój własy "timeline" (ale po angielsku - wówczas mój angielski był jeszcze bardziej kulawy niż teraz, ale i tak kilku angoli pisało mi, że im się podoba). Niemniej mam wrażenie, że to było ciekawym zabiegiem jeszcze dwadzieścia lat temu (no, ja pisałem szesnaście lat temu), a teraz jest to już chwyt dość ograny. I czas tego typu powieści też chyba już minął...Czarna Emma pisze: Jakiś czas temu trafiłam na książkę, traktującą o różnych alternatywach w dziejach Polski. Była to praca zbiorowa, każdy z Autorów przedstawiał jedne wybrany wątek historyczny (od czasów Mieszka do powstania "Solidarności"). Czyta się to naprawdę ciekawie, czasami ulegając sugestiom autorów.
Czy myślicie, że tworzenie fabuły, opartej na częściowo zmyślonych (przerobionych wedle zamysłu autora) wydarzeniach, mających miejsce w przeszłości, której nigdy nie było, jest zabiegiem ciekawym, czy nie? Jak Wam się czyta takie książki?
 to jest za trudne dla nich, ustalanie, co jest historią, a co fikcją
 to jest za trudne dla nich, ustalanie, co jest historią, a co fikcją  kiedyś to była dobra zabawa literacka, teraz preferuje się, w masie, łatwiejsze rozrywki
 kiedyś to była dobra zabawa literacka, teraz preferuje się, w masie, łatwiejsze rozrywki 

Najbardziej popularni autorzy tego typu (Stirling choćby) jednak szli na dużą łatwiznę
 A najlepsi moim zdaniem z kolei pisali jednak rzeczy z pogranicza historii alternatywnej i ... diabli wiedzą czego (Turtledove i choćby... Orson Scott Card).
 A najlepsi moim zdaniem z kolei pisali jednak rzeczy z pogranicza historii alternatywnej i ... diabli wiedzą czego (Turtledove i choćby... Orson Scott Card).

 ). Często jednak dopiero wprowadzenie elementów typowych dla fantasy albo science-fiction pozwala czytelnikowi niezbyt biegłemu w historii zorientować się, że ma do czynienia nie z historią, lecz jej alternatywną wersją
 ). Często jednak dopiero wprowadzenie elementów typowych dla fantasy albo science-fiction pozwala czytelnikowi niezbyt biegłemu w historii zorientować się, że ma do czynienia nie z historią, lecz jej alternatywną wersją  Czasem autorzy sami coraz bardziej rozluźniają związki z historią, jak Piekara w cyklu (stanowczo za długim) o Mordimerze Madderdinie - świetny punkt wyjścia, jakim była alternatywna religia, nigdy wlaściwie nie został u niego dobrze wykorzystany.
 Czasem autorzy sami coraz bardziej rozluźniają związki z historią, jak Piekara w cyklu (stanowczo za długim) o Mordimerze Madderdinie - świetny punkt wyjścia, jakim była alternatywna religia, nigdy wlaściwie nie został u niego dobrze wykorzystany.Mam odwrotnie, najłatwiej czyta mi się te teksty, w których jestem zielony i wszystkiego dowiaduję się od autora.



Gdybym potraktował historię alternatywną jako podręcznik i podpierał się w rozmowie "faktami" z książki fantastycznej, to nie byłoby zaskakujące, tylko smutne, bo świadczyłoby o demencji albo o chorobie psychicznej.
 ), i dać się ślepo prowadzić autorowi (nieświadomy zupełnie wszystkich jego wpadek), niż na dobrze znanym mi gruncie, gdzie mój wewnętrzny maruda ma okazję co chwila wołać: "to nie tak! To nie tak!"
 ), i dać się ślepo prowadzić autorowi (nieświadomy zupełnie wszystkich jego wpadek), niż na dobrze znanym mi gruncie, gdzie mój wewnętrzny maruda ma okazję co chwila wołać: "to nie tak! To nie tak!"
Dla uściślenia: nie negując braku wiedzy u części autorów, chciałbym tylko zaznaczyć, że w Europie w zasadzie nie istnieją szkoły szermierki bojowej, a to co można obecnie ćwiczyć to albo sport, albo "szermierka historyczna" oparta na widzimisię "miszczów" i odtwarzaniu technik ze starych traktatów. Odtwarzaniu czesto nieprecyzyjnym, bo rysunki czy zdjęcia wszystkiego nie zdradzają. Więc i zasadność krytyki względna.Eldil pisze:Dla przykładu: opisy szermiercze czytało mi się doskonale, ZANIM zacząłem ją trenować. Później co niektóre zaczęły mnie denerwować.
Wróć do „Dyskusje o literaturze”