Prolog i fragmenty czegoś mojego (obycz./krym.)

1
Cześć wszystkim,
próbuję swoich sił w pisaniu. Mam pomysł na powieść. Zanim jednak z tym ruszę dalej, chciałabym poznać Waszą opinię na temat fragmentów tego co stworzyłam. Publikuję prolog i dwa fragmenty. Będę wdzięczna za każdą opinię.
Pozdrawiam,
Ola

PROLOG
Przestała przejmować się tym, że coraz częściej bywała sama w domu. Co za tym idzie, skończyła z proszeniem go o uwagę przy każdej nadarzającej się okazji. Ta sytuacja prowadziła do coraz głębszego poczucia smutku i osamotnienia. Próbowała pocieszać się przelewając miłość na ich syna, jednak to nie było to samo. W pewnym momencie powiedziała sobie jednak dość. Postanowiła, że oprócz zajmowania się chłopcem i prowadzeniem domu zacznie również bardziej dbać o siebie samą. On znikał prawie każdego wieczoru, nie licząc notorycznych delegacji. Wiedziała, że pracował bardzo dużo i bardzo często musiał być poza miastem. Jego wyjazdy nie były dla niej niczym nowym. Jednak przygnębiająca tęsknota zaczęła powoli przeradzać się we wściekłość i rozgoryczenie. Zapewnienie przez niego bytu dziecku i im obojga przestało jej wystarczać. Chciała mieć go przy sobie. Zmęczyła się jednak walką z nim o czas dla nich.
Stała tego dnia przy kuchni, sprzątając po zjedzonym przez nią i chłopca samotnym obiedzie. Zmywała resztki ziemniaków i sosu ze swojego talerza, a z talerza chłopca zgarniała do śmietnika większość obiadu. Syn tęsknił za ojcem i w tym upatrywała brak apetytu. Rozmawiała z małym wielokrotnie. Martwił ją nie tylko fakt, że chłopiec nie jadł, ale też to, że nie wystarczała mu miłość matki. Syn potrzebował ojca. W chwili kiedy widelcem zgarniała niedojedzony przez niego obiad coś w niej pękło. Nie może być tak, że dziecko nie ma ojca. Coś musi się zmienić, coś musi sie wydarzyć. Coś, co sprawi, że będą na nowo szczęśliwi.
On był nieobecny przez kilka dobrych dni. Pomiędzy jednym a drugim wyjazdem były jedynie dwie skromnie poświęcone im doby. Zaznaczony w kalendarzu jego powrót do domu był wyczekiwanym przez wszystkich wydarzeniem. Stała przyglądając się zakreślonej w kółko dacie. Czerwone kółka. Nienawidziła ich zakreślać. A jednak robiła to, żeby wiedzieć, że ma na co czekać. Czuła kipiącą w sobie złość, która dała swój dowód w silnie zaciśniętych dłoniach na krawędzi kuchennego blatu, o który się opierała.
Była prostą kobietą. A raczej wszyscy tak ją postrzegali. Oboje zdecydowali, że zajmie się opieką nad domem i małym. To nie była tylko jego wizja. To była ich wizja. Dlatego od razu na to przystała. Być może nie miała na swoim koncie zbyt wielu osiągnięć, ale wierzyła, że gdy chłopiec podrośnie będzie mogła zrealizować to, co odłożyła na bok aby zająć się synem. Mąż bez wątpienia będzie wspierał ją w tym pomyśle, wielokrotnie o tym rozmawiali. Śmiali się czasami, słuchając ulubionej muzyki, leżąc w łóżku i snując plany i marzenia, kiedy to ona przejmie tę parę spodni noszonych od narodzin syna przez niego. Być może teraz jej rola ograniczała się do spraw związanych z szarą codziennością. Wierzyła jednak, że troska i uwaga poświęcona dziecku zaowocuje w jego przyszłym życiu. Była kochającą żoną i matką i w ogień skoczyłaby za swoimi chłopakami. Uśmiechnęła się na tę myśl. Poczucie tego jakim uczuciem darzyła męża i syna przywróciło w niej spokój. Ale bez wątpienia musiała odbyć z nim tę ważną rozmowę.
W ciągu kolejnych kilunastu minut miała miejsce seria wydarzeń, których najmniej sie spodziewała. Kiedy uslyszała otwierane drzwi wejściowe nie pomyślałaby, że to on. A jednak. Zastała go z chłopcem w objęciach. Na jego widok podbiegła, przytuliła ich oboje, a on tradycyjnie ucałował ją w czoło.
- Co się stało? Dlaczego przyjechałeś wcześniej? – zapytała rozemocjonowana tym niespodziewanym przyjazdem.
- Zwolnili nas wcześniej z delegacji. Pomyślałem, że zrobię Ci niespodziankę. A raczej dwie. Chciałem zrobić coś specjalnie dla Ciebie. Dla Was – odpowiedział, trzymając przyklejonego do siebie synka. Patrzył jej głęboko w oczy. Niesamowicie go kochała, czuła to. Pomimo tylu lat, jego wzrok ją onieśmielał. Zaczerwieniła się na myśl tego, co wyrażał. Na szczęście zbliżała się pora drzemki małego. Będą mogli wykorzystać ten czas tylko dla siebie – Mam dla Ciebie niespodziankę. Spakuj kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Dla siebie i małego.
- Co? O czym Ty mówisz? Jaka niespodzianka? – odpowiedziała zaskoczona. Lubiła niespodzianki, jednak tym razem poczuła się zaniepokojona. Z oczekiwań, które narosły w niej w ciągu tej minuty odkąd go zobaczyła pakowanie rzeczy dla niej i dla dziecka było tym, które nie pojawiło się w jej głowie chociażby na chwilę. Nie tego się spodziewała.
- Chcę Ci wynagrodzić to, jak dbasz o nas. O mnie, o naszego syna. Kupiłem coś specjalnie dla Ciebie. Jedziecie nad morze. Odpoczniecie, spędzisz trochę czasu wśród innych kobiet, rozerwiesz się. Opiekę nad małym bedziesz miała zapewnioną, postarałem się o to.
- Ale o czym Ty mówisz? – zadając to pytanie parsknęła śmiechem. - Ale jak to? A Ty? Ja tęsknie za Tobą, mały również – powiedziała z wyczuwalną pretensją w głosie. Wyraz twarzy męża wskazywał, że nie takiej reakcji sie spodziewał. – Ja nigdzie nie jadę. Chcę pobyć w końcu z Tobą, dłużej niz te dwa marne dni pomiędzy jednym wyjazdem a drugim. Posłuchaj, ja mam tego dość. To się musi natychmiast skończyć. Ja chcę mieć męża w domu. Męża, którego kocham. I chcę w końcu poczuć, że on mnie też.
Zostawił ją na chwilę w przedpokoju, samą. Posadził małego na kanapie salonie, zamknął za sobą drzwi, po czym wrócił do żony.
- Ja to już opłaciłem i nie ma większej dyskusji. Jedziesz tam, czy tego chcesz czy nie – odpowiedział jej tonem, którego nie słyszała wcześniej. Zaniepokoiło ją to.
- Czy coś się stało?
- Nie, nie kochanie nic się nie stało. Po prostu... po prostu chciałem zrobić coś tylko dla Ciebie. Chciałem Ci to wynagrodzić. Moją nieobecność, to, że opiekujesz się nami wszystkimi w tak cudowny sposób. Chcę żebyś wyszła z tego domu, doświadczyła czegoś więcej niż ściany naszego mieszkania i spacer z małym po okolicy. Będziecie mieli tam opiekę.
- Ale ja...
- Zaufaj mi. Wrócisz z nową energią, poczujesz, że żyjesz.
- Ale ja tego nie potrzebuję. Ja potrzebuję Ciebie, a nie wycieczki nad morze. A nawet jeśli nad morze, to dlaczego nie możesz po prostu pojechać z nami?
- Potrzebuje popracować w samotności.
- Że co? Znowu popracować? Marek, na Boga... to już na prawdę mnie męczy. Dlaczego to robisz?
- Ktoś musi nas utrzymywać. Tak częste delegacje są konieczne, chcemy wybudować dom, za coś chyba musimy to zrobić? Kochanie, zaufaj mi, powtarzam. Ja na prawdę zrobiłem to z myślą o Tobie, dla Ciebie. Czy Ty wyobrażasz sobie jak ja się czuję z tym, że Was zostawiam na tak długo i tak często? Jak wielkie mam wyrzuty sumienia, bo wiem, że jesteś tutaj sama? Wiesz, ja też za Tobą tęsknie, nie tylko Ty za mną. I ja też Cię... też Cię kocham. I dlatego chcę żebyś miała trochę czasu tylko dla siebie. Bo chcę Cię szczęśliwą. Szczęśliwą nie dla mnie, ale szczęśliwą dla siebie – odpowiedział jej lekko podenerwowany, wyrzucając z siebie wszystkie te słowa.
Patrzyli na siebie w milczeniu. Wahała sie, a po tym co od niego usłyszała, zaczeła ganić samą siebie, że być może przesadzała. Może to faktycznie dobry pomysł.
- Obiecaj mi jedno. Jak wrócę, chcę żebyś zrobił z tym coś. Tak nie może być, my nie możemy tak żyć. Tak na raty.
- Obiecuję. Obiecuję. A teraz... spakuj się.Wyjazd macie dzisiaj wieczorem.
Do wieczora spędzili wspólnie miłe chwile. Zaczęła nawet cieszyć się na myśl o tym wyjeździe, być może pobyt tam okaże się czymś dobrym. Chciałaby, żeby tak było.
Około siódmej Marek zapakował ich w pociąg . Widziała go przez okno przedziału, w którym siedziała razem z małym. Pomachał synkowi, uśmiechnął się do niego w ten swój sposób, który uwielbiała, po czym spojrzał na nią. Miał w sobie jakiś smutek, widziała to teraz w tej chwili. Było w jego twarzy coś takiego, na widok czego żądałaby natychmiastowych wyjaśnień. Pochylił głowę, łapiąc się ręką z potylicę. Stał tak przez chwilę. Chciała, żeby patrzył na nią, nie wiedziała dlaczego to robi. Zastukała w szybę. Marek podniósł głowę. Zauważyła, że ma w oczach łzy. Nie spodziewała się. Momentalnie i ona poczuła, że ściska ją w sercu. Powiedziała do niego przez szybę dwa krótkie słowa. Nie mógł ich usłyszeć, ale rozpoznał je na pewno. Nie doczekała się odpowiedzi, patrzył jedynie na nią ze zmarszczonym czołem. Nie wiedziała jak interpretować wyraz jego twarzy. Pociąg ruszył. On stał tam, na peronie, z rękoma w kieszeni. Nie spuściła z niego wzroku chociażby na moment, ocierając łzy z policzków. W ostatniej chwili zauważyła, że skierował się do wyjścia z peronu.
Nie spotkali się przez kolejnych siedem lat.

FRAGMENT 1
Dzień, kiedy spotkała go po raz pierwszy pamiętała nadzwyczaj doskonale. Pamiętała dokładnie jakie uczucia miała w sobie po zaledwie jednym dniu spędzonym w jego towarzystwie. Zobaczyła go na jednym z rodzinnych spotkań w restauracji, w której miała wtedy okazję pracować. Brała w nim jednak udział nie jako obsługa, ale jako gość. On był tam również jako osoba towarzysząca jednego z członków spotykającej się rodziny. Całkiem przypadkiem posadzili ich naprzeciwko siebie, a cała reszta potoczyła się bardzo szybko. Rozmawiali przez całą imprezę. O życiu, o muzyce, o ludziach. Nie potrafiła uwierzyć, że spotyka kogoś z kimś rozumie się aż tak dobrze. Nie była wtedy już naiwną małolatą wierzącą w miłość od pierwszego wejrzenia. Wręcz przeciwnie – poobijana po nieudanym związku, miała kryzys jakichkolwiek wartości.
Podczas tych stolikowych rozmów odpychała od siebie jakiekolwiek myśli dotyczące nawiązania głębszej relacji z tym człowiekiem. Nie miała na to ani czasu, ani ochoty. Jednak nastepnego wieczoru łapała się na tym, że na jego wspomnienie zaczyna drżeć. Na wspomnienie swobodnie wypowiadanego przez niego jej imienia podczas ich zaciętych dyskusji czuła się dziwnie wyróżniona. Karol pojawiał się w jej myślach coraz częściej, a wizja tego, że mogłaby się z nim kochać zaczęła spędzać jej sen z powiek.
Dziś? Dziś pękała jej głowa. Często siedziała jak zahipnotyzowana przed ekranem komputera, próbując ogarnąć bałagan, który miała w głowie. Wciąż nie doszła do siebie po tym, co wydarzyło się ostatnim razem. Który to był przypadek? Nie potrafiła zliczyć. Zawsze powtarzała sobie, że po pierwszym razie facet wylatuje z jej życia. I kiedy to się faktycznie stało, on zniknął na jakiś czas. Ale potem ją przebłagał. Bo dzieci. Bo ślub. Bo miłość. Bo dom. Bo nigdy tego więcej nie zrobię. Bo nie wiem co we mnie wstąpiło. Bo przepraszam. Bo obiecuję. Bo wybacz. I bardzo chciała wierzyć, że to jest ten jedyny w swoim rodzaju mężczyzna, który zrozumiał swój błąd i nigdy więcej nie podniesie na swoją żonę ręki. Oczami wyobraźni widziała, jak krok po kroku na nowo zdobywa jego szacunek. Wizualizowała to, jak twardo stawia warunki.
Dzisiaj chciałaby uwolnić się od niego raz na zawsze. I o ile z jakiś niezrozumiałych przez siebie samą powodów tkwiła przy nim przez tyle lat, to na krzywdę dziecka pozwolić nie mogła. W chwili kiedy podczas jednej z kłótni ujrzała, że jest bliski wyładowania swojej agresji na Maćku, przestała się go bać. I chociaż za swoją reakcję zapłaciła jak nigdy dotąd, wiedziała, że granica została przekroczona.
Miała już plan. Realizowała go od dłuższego czasu, była dobrze na wszystko przygotowana. Cieszyła się, że nie była w tym sama, że odważyła się przestać sprawiać pozory chociaż przed jedną osobą z jej kręgu. Do tej pory pozostali mieli ich za wzór małżeństwa, parę idealną. I tak było, dopóki coś nie zaczęło się psuć. A raczej dopóki ten wspaniały mężczyzna nie pokazał swojego drugiego oblicza. Już nawet nie wiedziała, kiedy i w jakich okolicznościach się to zaczęło. Pamiętała jednak, że zaczęło się od wyzwisk. Była zszokowana. Nie poznawała własnego męża. Myślała, że to jakaś pomyłka, to nie może być on. Nie takiego go poznała i nie takiego go znała. On jednak się nie zatrzymywał. Regularne bicie bez większego powodu przerywane idyllicznymi okresami po przeprosinach zaczęło się cztery lata temu. A ona dalej żyła z nim z miłości do wcześniejszych dobrych lat z nadzieją, że to wróci. Wielokrotnie próbowała z nim rozmawiać, kiedyś nawet mu oddała. Od roku była jednak bezsilna, z coraz gorszym nastrojem. Przed ludźmi było jej wstyd, chociaż dzisiaj wie, że to nie ona ma się czego wstydzić.
Wstała od komputera i podeszła do śpiącego spokojnie w swoim łóżku syna. Zebrało jej się na płacz. W jej głowie pojawiały się obrazy tej gehenny, na którą musiał patrzeć jej ośmioletni syn. Sama liczyła jednak na to, że zza drzwi sypialni Maciek niewiele usłyszał. Zdawała sobie jednak sprawę, że pewnych dźwięków i słów nie da się pomylić z niczym innym. Miała ogromny żal do siebie, że Maciek musiał być świadkiem tego wszystkiego co się działo tam, gdzie powinno być najbezpieczniej niż gdziekolwiek indziej. Uwielbiała go tulić do siebie przed snem. Był taki drobny, kruchy, malutki. Chciałaby, żeby wyrósł na silnego, szanującego kobiety mężczyznę. Dlatego dla jego dobra musiała odejść. Karol nie mógł o tym wiedzieć. Wielokrotnie powtarzał przez zaciśnięte zęby co z nią zrobi kiedy odejdzie. A jednak znalazła w sobie dostateczną ilość siły i zdrowego rozsądku, żeby zawalczyć o siebie. Strach jej minął, i od jakiegoś czasu grała w swoją grę. Tak, żeby niczego nie podejrzewał.
Stanęła na środku salonu i zaczęła przyglądać się ich mieszkaniu. Wiele czasu spędzili tu razem. Patrzyła na wszystkie rzeczy, które kupowała z ogromnym sercem. Bo to dla nich, do ich gniazda. Tandetne ramki, które miały mieścić w sobie chwile ich największego szczęścia. Ten widok miał dzisiaj inny, gorzki wymiar.
Był w pracy. Nocna służba. Weronika była już przygotowana. Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Zabrzęczał jej telefon. On już jest na dole. Nie odczytywała wiadomości, umówili się, że da znać jednym sygnałem. Zapięła walizkę, i podeszła do Maćka. Wybudziła go ze snu. I kiedy trzymała go na rękach chwytając za rączkę walizki, usłyszała odgłos wkładanego do drzwi klucza.

FRAGMENT 2
Ta noc nie należała do udanych. Jednak w jego przypadku to nie była żadna nowość. Zmęczenie było na tyle duże, że skutecznie uniemożliwiało mu zaśnięcie. Bezsenność przydarzała mu się coraz rzadziej, jednak sam w sobie śmiał się, że ta przebiegła suka dokładnie wiedziała kiedy uderzyć z całą mocą. I niestety za każdym razem robiła to w najmniej odpowiednim momencie. Tak było i tym razem.
Kiedy przekroczył próg komendy, do której bardziej wparował niż wszedł, od razu wiedział, że coś poważnego jest na rzeczy. Jakby tego było mało czuł, że nieprzespana noc odbiera mu umiejętność trzeźwego myślenia, które tak bardzo by mu się teraz przydało. Miało go tu dzisiaj nie być, jednak krótka i treściwa wiadomość, że natychmiast ma stawić się w biurze nie pozostawiła mu wyboru. Zdziwił go fakt, że komendant nie chciał wtajemniczyć go w powody tego nagłego wezwania. Po tej rozmowie był pewien, że dzień emerytury nadszedł. Nie raz komendant próbował mu delikatnie zasugerować, że trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Jednak Żegański nie czuł się jeszcze gotowy na emeryturę. I wyglądało na to, że komenda o jego odejściu również nie rozmyśla. Kilka minut spędzonych na Sosnowskiej pozwoliło mu wyczuć, że wezwanie nie jest w żaden sposób związane z jego osobą. Biegający w popłochu ludzie i ilość dzwoniących a nieodbieranych telefonów pozwoliła wysnuć mu wniosek, że wydarzyło się coś niecodziennego. O ile trup może dla policjanta być czymś niecodziennym. No chyba, że jesteś gliną w Rycinach. Poza tym Basiak. A raczej drzwi do jego biura. Były zamknięte. Ten niecodzienny widok wprawił Żegańskiego w jeszcze większą konsternację. Basiak nigdy nie zamyka drzwi do swojego pokoju. Jest albo bardzo zajęty, albo go nie ma. W tych dwóch przypadkach oznaczało to jedno: ma bardzo dużo pracy. Pracy nad czymś poważnym.
- Dobrze, że jesteś – w jego pokoju był już komendant. Stał w rozpiętym mundurze z opartymi o biodra rękoma. Był skupiony i poddenerwowany, a na jego czole lśniły krople potu.
- Domyślam się, że mamy jakiś hit. Basiak zamknięty, Twój telefon. Mów od razu – powiedział Żegański przekraczając próg pokoju numer dziesięć. Śmiali się, że to nie przypadek, że jego siedziba ma taki numer. Był w końcu miejscowym strzałem w dziesiątkę w dziedzinie ilości rozwiązywanych spraw.
- Zamknij drzwi.
Żegański stał przez chwilę skonsternowany patrząc na zestresowanego komendanta. Posłusznie wykonał po chwili jego prośbę i z coraz większym zniecierpliwieniem czekał na to, co komendant miał mu do powiedzenia.
- Dzisiaj rano Kowalski został znaleziony w swoim biurze. Martwy. Lekarz nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić przyczyny zgonu, podejrzewają zawał. Sekcja w poniedziałek.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Słychać było tylko tykanie zegara i szumy pracujących w znacznie większym niż zazwyczaj tempie ludzi w pokojach obok. Żegański zdusił w sobie poczucie szoku samą informacją o śmierci Kowalskiego. Znał go osobiście, jak każdy tutaj. Musiał jednak pamiętać, żeby emocje odłożyć na bok. Już od tego momentu zabrał się do pracy.
- Skoro jednak mnie wezwałeś to myślę, że sprawa jednak nie wydaje się być taka oczywista.
- Nic takiego nie zasugerowałem. Chcę po prostu żebyś to Ty przyglądał się sprawie z naszej strony.
- Co? Ale dlaczego skoro to zwykła formalność w stylu naturalnych przyczyn zgonu?
- Sam wiesz kim był Kowalski, to nie będzie dla nas łatwe. Chłop się przekręcił, jakiś zawał czy inny zator. Bądź po prostu obok i obserwuj sprawę. Wyniki sekcji dostaniesz od razu. Poza tym chcę żebyś to Ty porozmawiał z jego żoną. Ja nie mam kogo innego tam wysłać, tak żeby to nie zostało spierdolone i żebyśmy zachowali jakąś twarz przy tym wszystkim. Jesteś jedyną osobą, która może to pociągnąć.
Ta odpowiedź nie zadowoliła Żegańskiego. Czuł, że nie chodzi tu o żaden wizerunek komendy, żadne utrzymanie poziomu. Komendant coś wiedział, jednak nie chciał mu tego od razu zakomunikować.
- A co z oględzinami miejsca znalezienia zwłok. Na tyle w porządku, żeby nie mieć żadnych wątpliwości co do naturalnych przyczyn zgonu?
- Na to wygląda. Kowalski został znaleziony w pozycji siedzącej przy swoim biurku, z głową rękoma i częścią tułowia ułożoną na biurku. Biurko czyste, niczego podejrzanego.Termos z kawą, papiery, pełno papierów, planów, tego wsystkiego związanego z architekturą. Podłoga dookoła czysta. Zresztą zbadali to tylko pobierznie, gołym okiem widać było, że odbyło się to bez udziału osób trzecich.
Żegański wyczuwał, że komendant sam nie jest pewien tego co mówi. Po tonie jego głosu intuicja Żegańskiego podpowiadała mu, że komendant coś ukrywa, czegoś nie dopowiada. Chwilę przyglądał się szefowi nie mówiąc nic, próbując samym milczeniem pokazać, że nie do końca mu wierzy.
- No co? Dlaczego tak milczysz?
- Ty nie mówisz mi wszystkiego.
- Wydaje Ci się. Zresztą, wkrótce Monika przekaże Ci wszystkie zebrane dotychczas materiały, to sam wszystko przeczytaj. Nie musisz w tym drążyć, bo nie ma w czym. Ze względu na osobę zmarłego i jego pozycję chcę jednak, żeby najlepszy policjant z wydziału miał nad tym swoją pieczę. Na moje nieszczęście tak się składa, że jesteś nim Ty. Najbardziej upierdliwy, ale jednak najlepszy.
- Upierdliwy, ale gdyby nie ja, to przyznaj sam, większość tych spraw i sprawek pozostałaby do dzisiaj nie wyjaśniona.
- Chciałbym powiedzieć, żebyś sobie nie pochlebiał. Ale masz rację – komendant powiedział to, zakładając ramiona na krzyż. – Akta za moment będą na Twoim biurku.
Wiśniowski wyszedł z pokoju Włodka zamykając za sobą drzwi. Żegański pozostał sam w swoich czterech policyjnych ścianach. Jego miejsce pracy było niewielkie ale pomimo swojej pozycji nie potrzebował przenosić się do gabinetu z prawdziwego zdarzenia. Komendant wielokrotnie mu to proponował, jednak Żegański wiedział, że przeprowadzka do nowoczesnego gabinetu byłaby dla niego mentalnym samobójstwem. Cenił sobie niepozorność tego miejsca. Skromnie urządzony, wyposażony w najpotrzebniejsze rzeczy, w nieustannym bałaganie papierów i akt, ten pokój był jego drugim domem. Spędzał tu niezliczone ilości godzin, przeglądając zdjęcia, czytając często mrożące krew w żyłach opisy zbrodni czy zadziwiające okoliczności innych spraw. Ten pokój pozwalał mu zachować koncentrację i trzeźwość umysłu, czego tak bardzo brakowało mu w jego prywatnym mieszkaniu, a co dopiero w pięknym lśniącym gabinecie. I chociaż niektórzy nie potrafili pojąć jak może pracować w takim bałaganie, on idealnie się w tym odnajdywał. Może na biurku miał nieład, za to w głowie wszystko pracowało niczym w szwajcarskim zegarku.
Zdjął starą jak świat skórę, powiesił ją na ramie równie wiekowego obracanego fotela i rozsiadł się w nim wygodnie. Zaczął zastanawiać się nad tym, co powiedział mu komendant, i doszedł do wniosku, że być może na wyrost doszukiwał się drugiego dna w jego słowach. Kowalski zmarł, tak jak na każdego przyjdzie czas. Niefortunnie zdarzyło się, że znaleźli go w jego biurze. W tak młodym wieku i tak niespodziewanie. Z samym Kowalskim niewiele miał do czynienia. Nie znał go prywatnie, zawodowo również nie miał z nim nic wspólnego. Ale pomimo wszystko znał go, wiedział, że był szanowanym w okolicy człowiekiem. Analizując to, w co wprowadził go komendant, zdawał sobie sprawę, że nie będzie przy tym zbyt dużo pracy. Jedyna trudna rzecz, która go czekała, to rozmowa z rodziną zmarłego. Ta z pewnością wiedziała już o tragedii, jednak zgodnie z zaleceniem komendanta, ktoś to musiał ładnie poprowadzić.
Siedział tak przez chwilę, rozmyślając na temat śmierci. Kowalski nie był stary, a już nadszedł jego czas. Miał swoją rodzinę, cieszył się uznaniem. Jednak nic ponadto nie było mu pisane. Żegański zaczął zastanawiać się nad sobą. Czy może nie przemęcza się za bardzo? Może powinien zadbać bardziej o siebie, o swój styl życia, żeby i jego kostucha nie dosięgła w podobnych okolicznościach. Koledzy znajdą go w pracy nad ranem, ślęczącego nad jakimiś aktami. Orderu za to nie dostanie, a pomimo niechęci do emerytury miał nadzieję jej dożyć. Postanowił, że jutro pójdzie biegać. Po chwili zapytał sam siebie czy wtedy zamiast biurka nie znajdą go w parku z dresie. Nie pamiętał bowiem kiedy ostatnim razem uprawiał jakikolwiek sport. Musiał jednak coś z tym zrobić. Bez żadnych wątpliwości.
Ktoś zapukał. Po chwili zza uchylonych drzwi wyjrzała uśmiechnięta ruda głowa. Monika, sekratarka komendanta.
- Witam Pana, Panie Włodku. Obiecane dokumenty, prosto z paszczy lwa.
Żegański uwielbiał tę dziewczynę. Jedna z nielicznych tutaj osób, poza nim samym, która lubiła to co robi.
- Dziękuję Pani Moniko. Jak dzień?
- Z wiadomych przyczyn intensywnie.
- No tak, niepotrzebnie pytałem. Wszyscy są zaaferowani sprawą.
- Zaaferowani to mało powiedziane. Raczej zszokowani. Przecież to młody zdrowy człowiek był. A raczej tak się wydawało. No nic, nie przeszkadzam Panu, Panie Włodku.
- Powodzenia w takim razie, dzisiaj i w najbliższych dniach. Ale myślę, że szybko się to skończy, przynajmniej dla Nas.
- Też tak myślę. Chociaż to bardzo smutna sprawa. Bardzo kochała go ta jego żona.
- Znacie się?
- Z widzenia. Ale uchodzili za szczęśliwe małżeństwo - powiedziała ze smutkiem. – Sama wiem co to znaczy stracić męża. Współczuję jej, tym bardziej tak nagle. Poza tym ona też chorowała. Przepraszam, chyba trochę się rozgadałam.
- Nie, w porządku. Trudno to wszystko pojąć, trzeba to sobie jakoś racjonalizować. Dziękuję za dokumenty, wezmę się teraz do pracy.
- Powodzenia Panie Włodku.
Zostawiła dokumenty kładąc je na stercie papierów na biurku po czym wyszła z pokoju delikatnie zamykając za sobą drzwi tak, żeby nie na robić zbyt dużego hałasu. Żegański nie wiedział tak na prawdę po co ma się zapoznawać z treścią wszystkich dokumentów. Relacja Komendanta wystarczyła mu aby stwierdzić, że nie ma tam czego szukać. Jednak z zawodowego obowiązku i zwykłej ludzkiej ciekawości musiał zapoznać się z materiałem. Chwycił teczkę, w której znajdował się wstępny protokół oględzin miejsca i oględzin zwłok oraz zdjęcia. Przekartkował znajdujący się wewnątrz protokół oględzin zwłok i miejsca ich znalezienia, od razu stwierdzając, że jest tam dokładnie to czego się spodziewał.
Przeszedł do fotografii. Po tylu latach na służbie pewne rzeczy nie robiły na nim większego wrażenia. Nie pozwalał, aby widok zwłok, często w bardzo złym stanie, przechodził do przegródki w jego umyśle z napisem „emocje”. A przynajmniej tak mu się wydawało, że nie pozwalał, bowiem zaprzyjaźniony lekarz stwierdził, że jego bezsenność to efekt tłumionych od lat uczuć i emocji. Nie chciał jednak teraz drążyć tego tematu i tak jak zawsze na chłodno analizował przygotowany przez techników materiał. Kowalski wyglądał jakby zasnął na biurku. Oparty prawym policzkiem o blat biurka, miał zamknięte oczy. Na jego twarzy malował się spokój, a fakt, że zwłoki zostały dość szybko znalezione w stosunku do oszacowanej godziny zgonu sprawiał, że jego ciało nie było w żaden sposób naruszone rozkładem.
W pierwszym momencie Żegański nie zauważył jej na fotografii. Skupiony był na pełnym spokoju wyrazie twarzy zmarłego, dopiero po chwili zaczął przyglądać się otaczającym go przedmiotom. Kiedy jego oczy zarejestrowały jej obecność na zdjęciu, a następnie jej widok dotarł do jego umysłu, Kowalski zmrużył oczy marszcząc czoło i zatrzymał swój wzrok na prawym dolnym rogu fotografii. Nie, to niemożliwe. To jakiś zbieg okoliczności. A jednak przeszedł go dreszcz, ten dreszcz, który zdarzał się czasami w jego policyjnej karierze. W pośpiechu zaczął przeglądać pozostałe zdjęcia znajdujące się w teczce. Była na każdym z nich. Musiał porównać. Wstał natychmiast z krzesła, podszedł do plecaka w poszukiwaniu akt męczącej go sprawy. W popłochu zapomniał, że zostawił je w pokoju, nie brał ich ze sobą do domu. Szybko podszedł do biurka rozrzucając znajdujące się tam papiery. Znalazł. Szybko otworzył teczkę wyjmując jej fotografię, którą otrzymał od okradzionej rodziny. Przyłożył dwa zdjęcia, jedno z wizerunkiem Kowalskiego, drugie z tym przedmiotem.
Nie miał już żadnych wątpliwości. Na biurku zmarłego dzisiaj Tomasza Kowalskiego znajdowała się zaginiona, nieodnaleziona i niedająca mu spać w nocy szkatułka.

Prolog i fragmenty czegoś mojego (obycz./krym.)

2
Jeśli chodzi o samą treść - podoba mi się bardzo :) Widać, że masz jakiś pomysł na tekst i wydaje się on być przemyślany i z sensem. Fajnie oddajesz emocje, szczególnie te kobiece; i prolog, i pierwszy fragment bardzo emocjonalne i wiarygodne, można przejąć się opisywanymi problemami, można współczuć - to jest fajne i chyba stosunkowo trudne do osiągnięcia, tak że to wszystko - na duży plus. Podobnie, umiesz budować napięcie, umiesz tak skonstruować tekst, żeby zaciekawić czytelnika, wywołać w nim takie "I co dalej, i co dalej?" :) To szczególnie widać w końcowych zdaniach wszystkich opublikowanych fragmentów: chce się wiedzieć, dlaczego nie spotkali się przez siedem lat czy co się stało po usłyszeniu klucza w zamku, o zaintrygowaniu szkatułką to już nawet nie ma co mówić, bo to oczywiste :D Jeśli planujesz napisać nie całościowy, zwarty tekst, a podzielony na rozdziały - takie coś, takie zawieszenie i pozostawienie odbiorcy w niepewności jest fajnym mykiem na zakończenia tychże rozdziałów :)
Bardzo spodobała mi się ta wyliczanka:
14091991 pisze: Ale potem ją przebłagał. Bo dzieci. Bo ślub. Bo miłość. Bo dom. Bo nigdy tego więcej nie zrobię. Bo nie wiem co we mnie wstąpiło. Bo przepraszam. Bo obiecuję. Bo wybacz.
Taka naturalna, niewydumana - zarówno pod względem treści, jak i formy; ładne.
Przyjemne jest też to:
14091991 pisze: Jego miejsce pracy było niewielkie ale pomimo swojej pozycji nie potrzebował przenosić się do gabinetu z prawdziwego zdarzenia. Komendant wielokrotnie mu to proponował, jednak Żegański wiedział, że przeprowadzka do nowoczesnego gabinetu byłaby dla niego mentalnym samobójstwem. Cenił sobie niepozorność tego miejsca. Skromnie urządzony, wyposażony w najpotrzebniejsze rzeczy, w nieustannym bałaganie papierów i akt, ten pokój był jego drugim domem. Spędzał tu niezliczone ilości godzin, przeglądając zdjęcia, czytając często mrożące krew w żyłach opisy zbrodni czy zadziwiające okoliczności innych spraw. Ten pokój pozwalał mu zachować koncentrację i trzeźwość umysłu, czego tak bardzo brakowało mu w jego prywatnym mieszkaniu, a co dopiero w pięknym lśniącym gabinecie. I chociaż niektórzy nie potrafili pojąć jak może pracować w takim bałaganie, on idealnie się w tym odnajdywał. Może na biurku miał nieład, za to w głowie wszystko pracowało niczym w szwajcarskim zegarku.
Chyba najlepszy stylistycznie fragment z tego, co zamieściłaś :)
Podoba mi się też opis oglądania i porównywania zdjęć przez Żegańskiego; intryguje, ciekawi - od razu chce się wiedzieć, co to za "ona", która aż tak przykuła jego uwagę?
Ale żeby nie było aż tak słodko i miło... :wink:
Niestety, masz problem ze stylem; sposób, w jaki napisany jest prolog i pierwszy fragment męczy przy czytaniu; fragment drugi wygląda już lepiej (z ciekawości - pisałaś go może dużo później, niż pierwsze kawałki?). Problematyczne jest to, że w większości używasz bardzo krótkich, prostych zdań, co z reguły powoduje monotonię, takie wrażenie, jakbyś waliła z karabinu maszynowego, takie PACH! kropka PACH! kropka. Owszem, są sytuacje, w którym takie krótkie zdania, czy wręcz równoważniki, się sprawdzają (np. opis sytuacji, w której bohater działa bardzo, bardzo szybko i bez namysłu, w dużym napięciu i stresie, albo twój fragment z wyliczanką "bo... bo... bo...") - ale tak generalnie, to dobrze byłoby, gdybyś spróbowała te krótkie zdania połączyć w dłuższe, bardziej złożone. Wtedy historia będzie bardziej płynna, bardziej "samoopowiadająca" się :)
Choćby tutaj, pierwszy z brzegu przykład:
14091991 pisze: Ta sytuacja prowadziła do coraz głębszego poczucia smutku i osamotnienia. Próbowała pocieszać się przelewając miłość na ich syna, jednak to nie było to samo.
A fajniej wyglądałoby to tak" Ta sytuacja prowadziła do coraz głębszego poczucia smutku i osamotnienia; choć próbowała pocieszać się, przelewając miłość na ich syna - to jednak nie było to samo." Nie bój się średnika, nie bój się myślnika - w rozsądnej ilości one dobrze robią tekstowi :)
Po drugie: powtórzenia, stosunkowo liczne. Choćby:
14091991 pisze: Dlatego dla jego dobra musiała odejść. Karol nie mógł o tym wiedzieć. Wielokrotnie powtarzał przez zaciśnięte zęby co z nią zrobi kiedy odejdzie.
(odejścioza - a można w drugim zdaniu napisać np. "co z nią zrobi, kiedy go porzuci".)
czy:
14091991 pisze: - Na to wygląda. Kowalski został znaleziony w pozycji siedzącej przy swoim biurku, z głową rękoma i częścią tułowia ułożoną na biurku. Biurko czyste, niczego podejrzanego.
(tutaj biurkoza - sprawę rozwiązałoby ułożenie tułowia na blacie, a czysty i niepodejrzany mógłby być mebel).
Trafiło się też w tekście parę -nazwijmy to - stylistyczno - technicznych niezręczności:
14091991 pisze: Postanowiła, że oprócz zajmowania się chłopcem i prowadzeniem domu zacznie również bardziej dbać o siebie samą. On znikał prawie każdego wieczoru, nie licząc notorycznych delegacji.
Wygląda to trochę tak, jakby to chłopiec znikał i jeździł w delegacje.
14091991 pisze: Śmiali się czasami, słuchając ulubionej muzyki, leżąc w łóżku i snując plany i marzenia, kiedy to ona przejmie tę parę spodni noszonych od narodzin syna przez niego.
Wiem, o co ci tutaj chodziło, ale takie sformułowanie jest dość zabawne, nasuwa skojarzenie kobiety w znacznie na nią za dużych spodniach od męskiego garnituru :wink: Do wywalenia, albo do przeróbki.
14091991 pisze: Stał w rozpiętym mundurze z opartymi o biodra rękoma.
Zdanie bez przecinka po mundurze - sugeruje, że to właśnie mundur ma ręce i biodra :wink:
14091991 pisze: Zdjął starą jak świat skórę,
Ja wiem, że tak się mówi potocznie, ale tutaj to nie gra, w pierwszej chwili wywołuje dość komiczny efekt; obroniłoby się, gdyby wcześniej było napomknięte o tym, że Żegański nosi skórzaną kurtkę, ale tak - proponuję jednak zdjęcie kurtki.
Poza tym - braki w interpunkcji (przepraszam, ale nie podejmuję się wypunktować wszystkich tych miejsc), zbędne pisanie "cię, ciebie, ci": z wielkiej litery (wielka litera tylko w listach, kiedy to ty naprawdę zwracasz się do kogoś; w opowiadaniu z małej) i parę literówek. I proszę - nie Kowalski, to jest tak stereotypowe nazwisko, że o matko :wink:
Podsumowując: umiesz stworzyć fabułę, umiesz przekazać emocje i zaciekawić czytelnika :) Na kulejący styl jest jedno lekarstwo: mnóstwo czytać, a po czytaniu pisać :D W ramach doskonalenia stylu proponowałabym odłożyć na jakiś czas pisanie powieści (ale tylko odłożyć, nie porzucić) - a zacząć od opowiadań czy wręcz pojedynczych scen, one są jednak łatwiejsze do okiełznania :)
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

Prolog i fragmenty czegoś mojego (obycz./krym.)

3
Isabel bardzo dziekuje za przeczytanie i opinie. Ciesze sie ze sie spodobalo, ze wzbudzilo jakies emocje. Dziekuje za wypunktowanie swoich uwag, zwroce na pewno uwage na elementy, o ktorych wspomnialas. Jestem swiadoma problemu z powtorzeniami, ciagle nad tym pracuje. A niektore zdania faktycznie wyszly zabawnie, musze sie temu blizej przyjzec :-)

Jesli chodzi o chronologie w jakiej napisane zostaly te fragmenty to pierwszy w kolejnosci byl fragment nr 2, fragment nr 1 a dopiero potem prolog. O skorze zeganskiego wspomniane jest we wczesniejszych fragmentach, wiec mysle ze tutaj jest to ok.

Jeszcze raz dzieki i prosze o wiecej opinii :-)

Prolog i fragmenty czegoś mojego (obycz./krym.)

4
14091991 pisze: Ta sytuacja prowadziła do coraz głębszego poczucia smutku i osamotnienia.
Ale przecież:
14091991 pisze: rzestała przejmować się tym, że coraz częściej bywała sama w domu.
To jak w końcu było?
14091991 pisze: On znikał prawie każdego wieczoru, nie licząc notorycznych delegacji. Wiedziała, że pracował bardzo dużo
"... nie chciała sama przed sobą przyznać, że jej facet ma kochankę".
14091991 pisze: Stała tego dnia przy kuchni, sprzątając po zjedzonym przez nią i chłopca samotnym obiedzie
Za dużo łopatologii. Usuń te słowa.
14091991 pisze: Zaznaczony w kalendarzu jego powrót do domu
Wiadomo czyj. Nie popadaj w zaimkozę.
14091991 pisze: Czuła kipiącą w sobie złość, która dała swój dowód
Już wolałbym słowo "uzewnętrzniła się", choć też nie jest doskonałe.
14091991 pisze: W ciągu kolejnych kilunastu minut miała miejsce seria wydarzeń, których najmniej sie spodziewała.
Literówka w tekście, który zamierzasz komuś dać do oceny, nie ma prawa się pojawić.
I usiłuj nie uprzedzać faktów w opowiadanej historii.
14091991 pisze: Poczucie tego jakim uczuciem
Poczucie jakim uczuciem. Sama powiesz, że to nie brzmi dobrze.

14091991 pisze: - Czy coś się stało?
- Nie, nie kochanie nic się nie stało.
Okey, może i nie ma kochanki...
14091991 pisze: Ja na prawdę zrobiłem
Łącznie.
14091991 pisze: Nie spotkali się przez kolejnych siedem lat.
Noooooo.
14091991 pisze: nadzwyczaj
Toto bodajże rozłącznie.
14091991 pisze: spotyka kogoś z kimś
Mam wrażenie, Nobliwa Aleksandro, że nie czytasz tekstu przed pokazaniem komuś. A powinnaś.
14091991 pisze: Nie takiego go poznała i nie takiego go znała.
Król Albanii pisze:Przepijemy dzisiaj trochę siana w Klubie Go Go
A tak serio - trzeba unikać takich zbitek. Źle brzmią i wybijają z rytmu. Tak samo nieświadome rymowanki wewnątrz tekstu. Paskudna sprawa.
14091991 pisze: powinno być najbezpieczniej niż gdziekolwiek indziej
"Bezpieczniej".
14091991 pisze: dziedzinie ilości rozwiązywanych spraw
Wobec rzeczowników policzalnych używamy słowa "liczba". "Ilość" do niepoliczalnych.
14091991 pisze: pobierznie
"Pobieżnie".

Z łapanki to tyle, bo z żalem stwierdzam, że na więcej brak mi dzisiaj czasu.

Popełniasz wszystkie błędy początkującego twórcy tekstów. Często używasz "się", zdań w konstrukcji opartych na "że", wszystkich wariacji słowa "być", zaimków osobowych i dzierżawczych. Ale to wszystko jest do poprawienia i opanowania.
Masz natomiast coś, co sprawia, że tekst chce się czytać. Przynajmniej ja chcę i jak znajdę chwilę to wrócę do niego, żeby skończyć. Muszę jednak zająć się innym tekstem, bo szopen urwie mi głowę :)
Lubię kryminały. Cała obyczajowa otoczka pomiędzy fragmentami intrygi jest dla mnie jak przerwa na reklamy podczas ciekawego filmu. Rozumiem, że ludzie muszą się darzyć uczuciami, kochać i nienawidzić, żeby dodać historii smaku, ale ja po prostu nie lubię tego czytać :)
Zdanie, że nie widzieli się potem przez siedem lat, złapało mnie za mordę. Jak nauczysz się porządnie pisać, może być z tego, coś fajnego.

Praca domowa - przeczytaj rady, posiedź w domu nad tekstem i pomyśl, co można poprawić.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Prolog i fragmenty czegoś mojego (obycz./krym.)

5
Dzięki Bartosh16, tego mi było trzeba!
Właśnie po to oddałam to w czyjeś ręce, żebym wiedziała nad czym muszę pracować. Wszystkie uwagi biorę do serca i będę pracować nad tekstem.

Chciałabym się teraz jednak odnieść do kilku Twoich spostrzeżeń:
- tekst czytałam wielokrotnie, jednak jak widać są rzeczy, które bez wglądu kogoś z zewnątrz nie da się wyłapać ;)
- kochanka - czyli Twoim zdaniem z opisanej sytuacji wynika, że kwestią jest kochanka?
- warstwa obyczajowa - mam podobnie. Też niekoniecznie przepadam za fragmentami obyczajowymi w kryminałach, chociaż to też zależy, np. u Lackberg mnie strasznie męczyły, jednak w przypadku tego na co mam pomysł i co chcę opowiedzieć nie wyobrażam sobie, żeby tego nie było.

Czekam w takim razie na ocenę drugiego fragmentu, który jest pozbawiony wątku obyczajowego.

P.S.: Widzę, że już od Nobliwej Aleksandry się nie uwolnię... ;)

Prolog i fragmenty czegoś mojego (obycz./krym.)

8
Żegański pozostał sam w swoich czterech policyjnych ścianach.
"Policyjnych" zbędne. A i samo zdanie niespecjalne.

Siedział tak przez chwilę, rozmyślając na temat śmierci. Kowalski nie był stary, a już nadszedł jego czas. Miał swoją rodzinę, cieszył się uznaniem. Jednak nic ponadto nie było mu pisane. Żegański zaczął zastanawiać się nad sobą. Czy może nie przemęcza się za bardzo? Może powinien zadbać bardziej o siebie, o swój styl życia, żeby i jego kostucha nie dosięgła w podobnych okolicznościach. Koledzy znajdą go w pracy nad ranem, ślęczącego nad jakimiś aktami. Orderu za to nie dostanie, a pomimo niechęci do emerytury miał nadzieję jej dożyć. Postanowił, że jutro pójdzie biegać. Po chwili zapytał sam siebie czy wtedy zamiast biurka nie znajdą go w parku z dresie. Nie pamiętał bowiem kiedy ostatnim razem uprawiał jakikolwiek sport. Musiał jednak coś z tym zrobić. Bez żadnych wątpliwości.

To z kolei wygląda jak fragment wypracowania gimnazjalisty. Z błędami. Np. nie "rozmyślajac na temat śmierci", a jak już "o śmierci".
Po chwili zapytał sam siebie czy wtedy zamiast biurka nie znajdą go w parku z dresie. A kogo innego mógł zapytać? I strasznie łopatologiczne to. Miejscami jest lepiej. Generalnie widać brak doświadczenia i warsztatu. Powinnaś dużo czytać i podpatrywać jak inni opisują rozterki duchowe bohatera, wygląd itp. I pisać króciutkie wprawki: wyglad bohatera, dialogi, opisy miejsc, akcja itp.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Prolog i fragmenty czegoś mojego (obycz./krym.)

9
Ok, dzięki :)

Added in 19 minutes 53 seconds:
[quote="Navajero"] Żegański pozostał sam w swoich czterech policyjnych ścianach.
"Policyjnych" zbędne. A i samo zdanie niespecjalne.

Czy mógłbyś napisać dlaczego Twoim zdaniem to zdanie jest niespecjalne? Masz na myśli samo zdanie czy masz na myśli to, że w odniesieniu do całości to zdanie jest niepotrzebne?

Prolog i fragmenty czegoś mojego (obycz./krym.)

10
Pisząc cokolwiek, najpierw musisz określić co chcesz przekazać czytelnikowi ( to się często odbywa na poziomie podświadomości, ale jednak), a poźniej, w jaki sposób. Inaczej będziesz prowadzić narrację kiedy bohaterem jest trzydziestoletnia samotna matka, inaczej jak staruszka, a inaczej, jeśli facet, policjant w sile wieku. Nawet jeśli chcesz przekazać identyczną informację: że bohater został sam w pokoju. Bo to zupełnie różne osobowości. Pewne rzeczy po prostu nie pasują ( w sensie stylu pisania) do pewnych osób. O czterech ścianach mogłaby pomyśleć starsza kobieta przytłoczona samotnością. Nigdy facet w wieku Twojego bohatera. No i ta łopatologiczność... Czytelnik nie jest idiotą, nie trzeba mu opisywać każdego ruchu bohaterów, sam się domyśli. Np, że jak wyszedł, to i zamknął za sobą drzwi. Gdyby nie zamknął, to co innego, bo to byłby ewenement.
Wiśniowski wyszedł z pokoju Włodka zamykając za sobą drzwi. Żegański pozostał sam w swoich czterech policyjnych ścianach.
A może coś w rodzaju:
Trzasnęły drzwi, Żegański został sam.
Ufff... Zmęczyłem się :) Bo jestem strasznie leniwy :P I nie przejmuj się uwagami, większość autorów in spe odpada nie dlatego, że z początku kiepsko wychodzi im pisanie ( bo dotyczy to niemal wszystkich), a dlatego, że nie chcą się uczyć.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Prolog i fragmenty czegoś mojego (obycz./krym.)

14
Dużo już o Twoim tekście napisano, więc ja tylko o jednej kwestii: dlaczego Twoja bohaterka z Prologu jest bezimienna? Nawet mąż nie używa jej imienia. Syn to "dziecko" albo "chłopiec". Dobrze przynajmniej, że mąż ma na imię Marek. Przez pewien czas myślałam, że we Fragmencie 1 to własnie ta bezimienna heroina rozmyśla o własnym życiu, lecz chyba jednak nie, gdyż pojawiają się tam trzy imiona: Weronika, Maciek i Karol, czyli to jednak jakaś inna para rodziców z synem. Zarysowane historie są na razie tak stereotypowe, że wydają się żywcem wzięte z jakiegoś internetowego portalu dla kobiet, gdzie omawiane są przypadki przemocy w rodzinie - i różne formy tej przemocy. Kompletna anonimowość postaci i brak ich osadzenia w jakichkolwiek realiach jeszcze podkreślają ten portalowy charakter obu opowieści. To nie jest literatura, lecz publicystyka. Jak na moje wyczucie, cała historia mogłaby zacząć się od Fragmentu 2.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Prolog i fragmenty czegoś mojego (obycz./krym.)

15
Rubia, Skylord, dziękuję za Waszą opinię.

Rubia, masz rację z tym imieniem. Sprawa do przemyślenia dla mnie w kontekście tej sceny jak i całości.
Prolog z zamierzenia miał taki właśnie być. Miał przedstawiać wyrywkową scenę koncentrującą się na tym
co dana postać przeżywa i co czuje. Pewna wyrywkowa scena, kluczowa dla tego co wydarzyło się później.

Ogólnie są to fragmenty tego co do tej pory napisałam, sceny z pewnej całości.
Tekstu jest więcej. Wyrywki mogą wyglądać jak pozbawione sensu, a sceny w
żaden sposób ze sobą niepowiązane. Moim założeniem jednak nie jest podawanie czytelnikowi wszystkiego na tacy.
Treść ma odkrywać przed nim szczegóły dotyczące bohaterów, ich życia, tym kim dla siebie są, co nimi kieruje. Czytelnik ma zbudować
pewne hipotezy na temat ich życia. Taki jest mój zamysł.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron