Trucicielka - miniaturka na cztery ręce i fiolkę

1
Z cyklu wprawek opisowych.

─ To trochę potrwa ─ powiedziała półgłosem, unosząc głowę znad zielnika. Czarny, sięgający do pasa warkocz kołysał się w takt kroków, gdy szła do szafki. Srebrny klucz błysnął w drobnej, starannie wypielęgnowanej dłoni o długich, polakierowanych na czerwono paznokciach.
Otworzyła drzwiczki po prawej stronie i cofnęła się nieco. Przesiane przez żółty witraż światło padło na jej czarniawą, niemal dziecinną twarz o symetrycznych rysach. Duże oczy barwy mahoniu badawczo lustrowały zawartość zastawionych różnego rodzaju flakonikami półek.
─ Ma być na szczury, tak? ─ Zwróciła się do klienta, nie odwracając wzroku od buteleczek.
Milczał, oczarowany smukłą sylwetką ─ obleczone ciemnobrązową sukienką, harmonijne kształty hipnotyzowały niemniej od oszczędnych, pełnych gracji gestów. Trucicielka powtórzyła pytanie, w jej przyjemnym, dość niskim głosie zabrzmiało zniecierpliwienie.
─ T─tak, na szczury. A ściślej mówiąc, to na bardzo dużego szczura…
Kobieta uśmiechnęła się, wyjęła kilka flakoników i zamknęła szafkę. Klucz zawiesiła na przytroczonym do skórzanego paska kółku.
─ Za chwilę wrócę – powiedziała, kierując się w stronę niewielkich drzwi. Metalowe kółko brzdąkało o sprzączkę od paska.
Z zaplecza wyszła po paru minutach, dzierżąc w ręku wypełnioną zielonkawą cieczą fiolkę.
─ Teściowa powinna być zadowolona. – Postawiła buteleczkę na ladzie.
Klient bez słowa wyjął portfel, dwa banknoty z szelestem znalazły się na blacie.
─ Dziękuję – powiedział i wyszedł, ostrożnie chowając fiolkę do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Trucicielka uśmiechnęła się, zgarniając pieniądze do kasy pod ladą.
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Trucicielka - miniaturka na cztery ręce i fiolkę

2
Marny pomysł z tą teściową - jak z kompletnie nieśmiesznych dowcipów.
Poza tym - dlaczego "trucicielka"? To nie jest oficjalnie uznana profesja, a w takim kontekście określenie zostało użyte :P Sporządzaniem trucizn zajmowali się zazwyczaj aptekarze (i nie mam tu na myśli rozmaitych dziwnych osób, trzymanych np. na dworach królewskich, gdzie podejmowały się zleceń specjalnych), którzy poza lekarstwami przygotowywali także preparaty, które dzisiaj nazwalibyśmy chemią domową. Zupełnie spokojnie ów mężczyzna mógłby przyjść do aptekarki. Tekst zyskałby dzięki temu pewną dwuznaczność (oczywiście, potrzebne byłoby zasugerowanie, że ten szczur to nie taki zwykły zwierzak, ale lepiej jednak bez wciągania w to teściowej), a może i wdzięk, którego teraz jest kompletnie pozbawiony.
Emma, nie pisz na kolanie. A w każdym razie, nie wrzucaj tego bez wcześniejszego przemyślenia.

I tak myślę: gdyby tam zamiast tej nieszczęsnej teściowej znalazła się matka, tekst przestałby być taki płaski. Facet chce otruć własną matkę? Zgroza. A może jednak to naprawdę matka go wysłała, bo sama ma zamiary wobec "dużego szczura"? Syn jest jej wspólnikiem? Byłoby nad czym się zastanowić przez chwilę.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
Zablokowany

Wróć do „Miniatura literacka”

cron