Zło dobrego początku

1
W poprzednim odcinku dowiedziałam się, że:
1. Mam problem z bezbolesnym wprowadzaniem nowych pojęć, mało tego, są one kiepsko osadzone i zgrzytają. Przyznam, że tego się nie spodziewałam. Ciekawa sprawa.
2. Mój bohater dostał głupie imię (którego nie zmienię, bo wiąże się z nim największy suchar w historii ludzkości 8) ).
3. Błędy, które robię potrafią być na tyle spektakularne, że trafiają do babolarium.
4. Durny humor, o który najbardziej się martwiłam, ma jednak swoich fanów.

Myślę, że wato się nad tą historią jeszcze trochę poznęcać, dlatego wrzucę dwie kolejne sceny. Widzę w pewnym momencie poważną rysę, ale jestem ciekawa, czy ktoś jeszcze ją zauważy, więc nie będę poprawiać.
Miłej zabawy :)

– Płyń po bezkresnym niebie Skrajni, niosąc na swoich barkach ofiarę dla bogów. Niech rozkład sił ciążenia i spadania będzie twoim sprzymierzeńcem. Niech opór powietrza będzie dla ciebie łaskawy. Nadaję ci imię Posłaniec. – Elegancko ubrana staruszka, z werwą zarezerwowaną raczej dla nastolatki, rozbiła butelkę szampana o grafitowej barwy kadłub.
Płyn zbił się w różnej wielkości kule i zaczął unosić w powietrzu. Posłańca zacumowano we wnęce, którą ziarno wyżłobiło w szkielecie Reikanturu; objęcia grawitacyjne nie miały tu żadnej władzy.
Siła spadania działała prostopadle do przekroju skałki o największej powierzchni, a jej zwrot był zawsze przeciwny do skraju Skrajni oraz zgodny z rewersem, czyli spodnią (paradoksalnie pozbawioną siły spadania) połówką każdego lądu. Posłańca złożono w całość z dala od najważniejszego oddziaływania grawitacyjnego, ponieważ ładunek, który transportował był tak niebezpieczny, że mógł doprowadzić do zniszczenia skałki. Fay doskonale o tym wiedziała, ale...
– Nie rozlał się? – zapytała. – Dlaczego?
Alto zerknął w jej stronę. Był wyższy od Fay, dlatego zawsze spoglądał na nią z góry. Oczy miał niebieskie i ciepłe jak jej własne, jak otaczające ich niebo. Mimo szczerych chęci, Fay nie potrafiła jednak dostrzec w nich ani krzty inteligencji.
– To zasługa napięcia powierzchniowego – odparł.
Stali w pierwszym rzędzie, mieli więc doskonały widok na ceremonię chrztu. Garść kuleczek szampana zapuściła się na skałkę i spadła na ziemię w postaci lepkiego deszczu. W tej samej chwili technicy dyskretnie odłowili sieciami odłamki szkła.
– Naprawdę? – Fay udała zafascynowaną.
– Naprawdę. Przybierają kształt sferyczny, ponieważ kula ma najmniejszy stosunek powierzchni bocznej do objętości.
Za ich plecami rozbrzmiało wiwatowanie tłumu. W niebo poleciały kolorowe balony i serpentyny. Mieszkańcy Skrajni cieszyli się jak małe dzieci. I nic w tym dziwnego. Upowietrzanie okrętu tak ważnego, jak Posłaniec zdarzało się raz na sto lat.
Statek był owocem dziesięcioleci rozwoju technologicznego Skrajni. Każdy jego element został dokładnie przemyślany. Kształtem przypominał grot strzały, co symbolizowało siłę. Ostre krawędzie kojarzyły się ze stanowczością, natomiast gładkie, niewypuszczające światła ściany – z nadzieją. Posłańca można było rozpoznać z daleka. Dzięki temu znajdujące się na kursie kolizyjnym pojazdy wiedziały, że muszą ustąpić mu miejsca.
Na rufie konstruktorzy wyżłobili przestrzeń w kształcie koła. Jego krawędzie naszpikowali ekranami energetycznymi utrzymującymi ładunek we właściwym miejscu. Kadłub ukrywał większość czujników i silników korygujących w swoim wnętrzu. Nie wystawiał ich na widok publiczny, jak robiły to statki turystyczne czy handlowe.
Z surowym wyglądem Posłańca kontrastowały jedynie pstrokate chorągiewki – flagi poszczególnych skałek – które łopotały na wietrze ku uciesze tłumu, i które zamierzano zdjąć od razu po opuszczeniu lądowiska.
– Dzielna załogo – głos zabrał zgarbiony mężczyzna o długich, siwych włosach – życzę wam pomyślnego rozkładu sił. Oby bogowie przyjęli naszą ofiarę i szczodrze nas za nią wynagrodzili.
Pracownicy niższych klas zgodnie przyklękli na jedno kolano, prawą dłoń opierając na wysokości serca. Członkowie klas wyższych jedynie przymknęli oczy i skinęli głowami.
Widownia była oczarowana.
– Chodźmy na statek – powiedział Alto. – Później zrobi się tłoczno.
– Nie obejrzymy pokazu lotniczego? – Fay nie kryła rozczarowania. Zawsze podziwiała pilotów doskonale zgranych ze swoimi pojazdami. Lubiła patrzeć, jak wyczuwają rządzące Skrajnią siły i z jaką lekkością się na nich ślizgają.
– Nie widziałaś nigdy pokazu lotniczego? – Jej narzeczony spochmurniał. Zaczął iść w kierunku Posłańca. – Jakby było tam co oglądać – mruknął pod nosem na tyle głośno, by Fay również to usłyszała.
Ruszyła za nim. Nie miała innego wyjścia. Nie znosił, gdy zostawiała go samego. Denerwował się, ale wiedziała, że próbuje w ten sposób ukryć, jaki jest wrażliwy. Wierzyła, że jeśli będzie chronić i pielęgnować jego delikatne wnętrze, Alto w końcu przestanie się go wstydzić. Ta nadzieja trzymała ją przy życiu.
Dogoniła go. Zaczęła iść przy jego lewym boku.
Czy ciążenie i spadanie generowane przez ziarno… – Ugryzła się w język, nim w pełni sformułowała pytanie. Brzmiało zbyt rzeczowo, jak na nią. Dla Alta była przecież głupiutką, naiwną trzpiotką.
– Czy ziarno nie zniszczy Posłańca?
– Daj spokój. – Przewrócił oczami. Na jego twarzy znów pojawiła się pewność siebie. Doskonale. Pewny siebie Alto był szczęśliwym Altem. Był Altem, z którym Fay chciała mieć do czynienia. – Ciążenie i spadanie generowane przez Ziarno są równoważone przez ekrany energetyczne na krawędziach kadłuba. Ekrany są odporne na uszkodzenia. Przestaną działać dopiero, gdy ktoś wysadzi statek w powietrze. Nie masz się czego obawiać.
Weszli na główny pokład. Pokazali dokumenty żandarmowi, który przepuścił ich, podejrzliwie zerkając jednak w stronę Alta. Fay nie wiedziała, o czym pomyślał żandarm. Wiedziała za to, o czym pomyślał Alto. „Syn podpułkownika Breslina. I co?! Masz z tym jakiś problem?!” Ojciec Alta eskortował okręt, ponieważ został do tego wyznaczony już kilka miesięcy wcześniej, mimo to ludzie woleli wierzyć we własną wersję wydarzeń. Wśród załogi krążyły plotki, z pozoru niewinne, ale doprowadzające Alta do szału. „Przetarg został ustawiony”. „Connely nagrodził przyszłego zięcia odpowiednim stanowiskiem”. „Wszystko po to, by córka nie musiała wstydzić się narzeczonego”.
Nad głową Fay przeleciała pierwsza formacja pokazu lotniczego. Dziewczyna mimowolnie powiodła wzrokiem za szybowcami. Opanowała się. Znów spojrzała na Alta. Chłopak przyspieszył kroku. Zniknął we wnętrzu Posłańca.
Dogoniła go.
– Myślisz, że bogowie przyjmą naszą ofiarę?
– Skąd mam wiedzieć? – burknął.
To oznaczało, że był zły.

Idź w zaparte – powtarzał w myślach Adrian. Cokolwiek by się nie działo – idź w zaparte.
– To nie jest statek do Wilzawy? – zapytał otaczających go zwartym kręgiem techników.
– Do Wilzawy? – zdziwili się. – Z Reikanturu?!
– Typ, który załatwił mi miejscówkę, powiedział, że to statek do Wilzawy.
– Miejscówkę? Jaką miejscówkę?! Gdzie?
Posadzili go na podłodze ładowni, tuż obok skrzynek i kontenerów, między którymi próbował uwić sobie kryjówkę. Domagali się wyjaśnień, niestety nie potrafił wymyślić żadnego, sensownie brzmiącego kłamstwa.
Bezradnym wzrokiem powiódł po ścianach i suficie. Pomyślał, że szkielet statku musiał zostać wyciosany z jakiejś bezludnej skałki, dzięki czemu siła spadania działała, choć od dobrych kilku godzin przemieszczali się po Skrajni. Później pomyślał, że powinien wziąć się w garść i wytłumaczyć swoją obecność na pokładzie, bo cierpliwość techników zaczynała się kończyć.
– Powiedział, że... no wiecie...
Nie wiedzieli.
– ...że to statek do Wilzawy.
Najstarszy z techników wstrzymał oddech, próbując opanować narastającą w nim irytację. Jego kołnierzyk zdobił haft – dwa stykające się okręgi – musiał więc być szefem zmiany.
– I co z nim zrobimy? – zapytał jakiś dzieciak.
Był ze dwa lata młodszy od Adriana, a mimo to pozwolili mu dołączyć do załogi. Brakowało im chętnych? Nie. Uniform pracowników technicznych, choć szary i brzydki, pasował na niego idealnie, co oznaczało, że statek, na którym przebywał Adrian należał do kogoś z wyższych klas. Niedobrze.
Szef zmiany podrapał się po łysinie na czubku głowy, później łypnął okiem na niechcianego pasażera. Adrian nie wyglądał zbyt reprezentacyjnie. Nie ma się co oszukiwać, wciąż poobijany i pokryty kurzem po spotkaniu z awersem Reikanturu, wyglądał jak zwykła przybłęda.
– Co ci do łba strzeliło, żeby się tutaj zakradać?
– Potrzebowałem transportu.
– Więc jednak się zakradłeś.
– Dajcie spokój, chłopaki. Przecież jakoś się rozliczymy. Na najbliższej skałce wypłacę pieniądze z banku. Dogadamy się. Będziecie zadowoleni.
– Na jakiej najbliższej skałce? – Szef zmiany z niedowierzaniem pokręcił głową. Adrian nie był pewien, jak zinterpretować ten gest, ale wyglądało na to, że próba dania łapówki wzięła w łeb. Cholerni służbiści. Nigdy nie dało się z nimi dogadać w cywilizowany sposób.
– Coś trzeba z nim zrobić – ponownie wtrącił dzieciak.
Adrian chciał mu odpyskować, uznał jednak, że może to zostać źle odebrane przez pozostałych.
– Może wsadźmy go na szybolotnię?
– Powiemy, że uległa zniszczeniu jeszcze przed załadunkiem.
– Mamy ich mnóstwo, nikt nie zauważy różnicy.
– Właśnie!
Rozmowę przerwało skrzypienie wewnętrznych drzwi. Załoga spięła się w sobie. Do ładowni weszła kobieta w granatowym mundurze, krojem nieco zbliżonym do tych, jakie nosiła żandarmeria, ale delikatniejszym. Szefowa ochrony – wywnioskował Adrian. Ona również miała na kołnierzyku haft z dwoma okręgami.
Kobieta zatrzymała się w centrum zbiegowiska. Spojrzała na otaczających Adriana techników, później na samego Adriana. Nie musiała o nic pytać. Rzut oka wystarczył, by zrozumiała sytuację.
– Pasażer na gapę? – Delikatnie uniosła brwi. – Skąd on się tu wziął?
Technicy ustawili się w równiutkim rzędzie. Wszyscy, prócz szefa zmiany, pochylili głowy. Szef zmiany wziął jedynie głęboki wdech.
W powietrzu zawisł niepokój.
– Pomyliłem statki. Chciałem się dostać do Wilzawy, ale zostałem oszukany! – Adrian powtórzył przygotowaną wcześniej śpiewkę.
– Z Reikanturu nie kursują statki do Wilzawy.
Szefowa ochrony zawiesiła wzrok na technikach. Byli przestraszeni; jak banda dzieciaków czekająca na zasłużone lanie.
– Bogowie – westchnęła. – Przecież jeśli to się rozniesie, będzie po nas. Jaki wstyd. Jak mogliście wpuścić tu taki... ochłap? Jak ty się tu w ogóle dostałeś?
– Przez główne drzwi do ładowni.
– Przez główne drzwi do ładowni?! – Pobladła z wrażenia. – Co za wstyd – dodała. – Co za wstyd – powtórzyła jakby powiedzenie tego raz nie było wystarczającym sygnałem dla załogi.
– No i co z nim zrobimy? – wtrącił dzieciak.
Wyczerpało to cierpliwość szefa zmiany, który bez ostrzeżenia zdzielił go po łbie.
– Zamknij się, Vance.
Szefowa ochrony spojrzała na zegarek.
– Za dwie i pół godziny będziemy przyspieszać nad Rienam. Wtedy go wyrzucicie. I niech nikt nikomu o tym nie wspomina. Nikomu, zrozumiano?! Jeśli ktokolwiek dowie się o tej... sytuacji, będziecie mieć do czynienia ze mną. A na razie macie go gdzieś ukryć. Co za wstyd! Ostatnia rzecz, jakiej nam teraz trzeba, to pasażer na gapę!
Adrian chciał odetchnąć z ulgą. Strach zaczął się wycofywać, a serce uspokajać, gdy umysł połączył fakty:
Żeby przyspieszyć – będą przelatywać nad skałką.
Nie mają zamiaru się zatrzymywać!
Co?! Nie możecie! – chciał zaprotestować, technicy byli jednak szybsi. Nim wziął porządny wdech, uciszyli go ostrzegawczym kopniakiem.
.

Zło dobrego początku

2
Strzałka pisze: Przybierają kształt sferyczny, ponieważ kula ma najmniejszy stosunek powierzchni bocznej do objętości.
Ja na razie chciałbym tylko wiedzieć, gdzie kula ma powierzchnię boczną.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Zło dobrego początku

3
Strzałka pisze: butelkę szampana
Strzeż się umieszczania w fantasy pojęć odnoszących się do regionów naszego świata. Szampan, oszwabić (to w moim wytknięto :D ), ciasto francuskie, wynieść się po angielsku. Chyba że u Ciebie jest jakaś Szampania :D
Strzałka pisze: Siła spadania działała prostopadle do przekroju skałki o największej powierzchni, a jej zwrot był zawsze przeciwny do skraju Skrajni oraz zgodny z rewersem, czyli spodnią (paradoksalnie pozbawioną siły spadania) połówką każdego lądu.
Przeczytałem to 3 razy. Skraj skrajni brzmi potworkowato. Rozumiem że nad awersem jest pionowa siła ciążenia, a poza krawędzią i po drugiej stronie jest nieważkość. Si? To kurdelebele teraz napisz to prościej :P
Strzałka pisze: Posłańca złożono w całość
W kontekście okrętu też brzmi to niefajnie. Zbudowano.
Strzałka pisze: W tej samej chwili technicy dyskretnie odłowili sieciami odłamki szkła.
1) do tego trzeba aż technika? :D 2) Jakoś mi zgrzyta dyskrecja w powietrzu, na oczach tłumu.
Strzałka pisze: Dzięki temu znajdujące się na kursie kolizyjnym pojazdy wiedziały, że muszą ustąpić mu miejsca.
Bo co? Bo Reikantur zapowiedział, że w regulacjach żeglugi sa równi i równiejsi? Przypomina się stara anegdota o sporze hamerykańskiego lotniskowca (plus eskorta) z hiszpańską latarnią morską.
Ponadto, dziwnie brzmi w czasie przeszłym "wiedziały" w kontekście okrętu, który jeszcze nie odbył żadnego rejsu.
Strzałka pisze: Na rufie konstruktorzy wyżłobili przestrzeń w kształcie koła.
Koło jest figurą płaską. Walec masz na myśli.
Strzałka pisze: Członkowie klas wyższych (...)podejrzliwie zerkając jednak w stronę Alta (...)„Syn podpułkownika Breslina. I co?! Masz z tym jakiś problem?!”
Nie znam dokładnie świata, ale skoro mamy podział na klasy wyższe - niższe, to co dziwnego że ktoś dostał stołek przez nepotyzm? Żandarm nie będzie patrzył podejrzliwie, żandarm przepraszająco i uniżenie poprosi o dokumenty - "wiem kto pan jest, ale przepisy, pan rozumie..."
Strzałka pisze: Ojciec Alta eskortował okręt
Autorka rozwinie. Na rowerze? Dowodząc innym okrętem? Łażąc z dwururką po pokładzie?
Strzałka pisze: Był ze dwa lata młodszy od Adriana, a mimo to pozwolili mu dołączyć do załogi. Brakowało im chętnych?
Ponownie - nie znam świata - ale nastoletni (albo młodsi) chłopcy okrętowi byli zawsze, w całej historii żeglugi do bardzo niedawna.
Strzałka pisze: – Może wsadźmy go na szybolotnię?
Nieno, poważnie, to pierwsza blinda z jaką mają do czynienia?
Strzałka pisze: – Za dwie i pół godziny będziemy przyspieszać nad Rienam. Wtedy go wyrzucicie. I niech nikt nikomu o tym nie wspomina.
No! Wreszcie! Bo już zwątpiłem w ętelygęcję załogi.
Strzałka pisze: Co?! Nie możecie! – chciał zaprotestować
...ale w komplet klepek Adriana też. W kontekście poprzedniej części - nie wierzę że podróżowanie na gapę nie wiąże się z ryzykiem oklepu / niewolniczej pracy / wywalenia za burtę. I że nigdy dotąd nie powinęła mu się noga.
Wilzawa czy nie, człowiek kryjący się w ładowni brzmi cholernie nieprzekonująco podając się za pasażera. Zwłaszcza że pasażerów mają policzonych i znanych z oblicza. Albo nie mają wcale.
Sensowniejsza opcja - chcą mnie zabić, podpadłem lokalnemu bossowi, odpracuję, bo hasło "mam pieniądze na innej skałce" też brzmi nieprzekonująco.

Podsumowując:
- przedstawianie świata - idziesz w technoblubber
- Adrian mnie osobiście nie przeszkadza
- Trochę kuleje logika
- I CO DALEJ??? :)
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Zło dobrego początku

4
Dziękuję za komentarze :)
Od razu zacznę moje pokrętne tłumaczenia:
Rubia pisze:Ja na razie chciałbym tylko wiedzieć, gdzie kula ma powierzchnię boczną.
Ano nie ma. Czyli wtopa. Ratuje mnie trochę fakt, że mówi to Alto, a jeszcze nie takie głupoty od niego usłyszymy.
Misieq79 pisze:Strzeż się umieszczania w fantasy pojęć odnoszących się do regionów naszego świata. Szampan, oszwabić (to w moim wytknięto ), ciasto francuskie, wynieść się po angielsku. Chyba że u Ciebie jest jakaś Szampania
O, to mój drugi po „się” największy wróg.
Misieq79 pisze:Przeczytałem to 3 razy. Skraj skrajni brzmi potworkowato. Rozumiem że nad awersem jest pionowa siła ciążenia, a poza krawędzią i po drugiej stronie jest nieważkość. Si? To kurdelebele teraz napisz to prościej
Nie lubię tego akapitu, myślę, że prędzej czy później pójdzie precz. Na ustalenie, że na skałkach mamy grawitację, a poza nią nie, była cała pierwsza scena (ta z poprzedniego wątku). Jeśli wciąż nie da się tego wywnioskować, to się robi poważny problem, bo zaraz dowiemy się jeszcze, że grawitacja = ciążenie + spadanie, a objęcia grawitacyjne to nie to samo, co grawitacja i wszystko się wszystkim pomiesza.
Misieq79 pisze:W kontekście okrętu też brzmi to niefajnie. Zbudowano.
Złożono. Posłaniec to dziesięć gotowych elementów skręconych na „śrubki”. Sama produkcja urządzeń w Skrajni ma swój osobny wątek, ale o tym będzie wiele później.
Misieq79 pisze:Bo co? Bo Reikantur zapowiedział, że w regulacjach żeglugi sa równi i równiejsi? Przypomina się stara anegdota o sporze hamerykańskiego lotniskowca (plus eskorta) z hiszpańską latarnią morską. 
Ponadto, dziwnie brzmi w czasie przeszłym "wiedziały" w kontekście okrętu, który jeszcze nie odbył żadnego rejsu.
Wiedziały = zostały poinformowane.
To statek VIP, który już ma poważne opóźnienie. Czasowo lecą na styk, wszystko jest policzone tak, żeby jak najszybciej osiągnęli prędkość maksymalną, a potem nie zwalniali przez następne pół roku. Stawka jest wysoka, bo jeśli się spóźnią, rozbiją albo zgubią ładunek, to wszystkich czeka zagłada.
Misieq79 pisze:Koło jest figurą płaską. Walec masz na myśli.
Niby tak, ale walec kojarzy się bardzo wysoko i kwadratowo, a patrząc z góry widzimy koło.
Misieq79 pisze:Nie znam dokładnie świata, ale skoro mamy podział na klasy wyższe - niższe, to co dziwnego że ktoś dostał stołek przez nepotyzm? Żandarm nie będzie patrzył podejrzliwie, żandarm przepraszająco i uniżenie poprosi o dokumenty - "wiem kto pan jest, ale przepisy, pan rozumie..."
To jest bardziej system, hm... użyczania uprawnień w zamian za przysługi, który Alto obszedł, co wszystkich wkurza.
Misieq79 pisze:Autorka rozwinie. Na rowerze? Dowodząc innym okrętem? Łażąc z dwururką po pokładzie?
Na gęściej zamieszkałych terenach, gdzie lata pełno statków, leci z przodu i robi miejsce. Powinnam to zaznaczyć.
Łeło łeło, Posłaniec frunie ;)
Misieq79 pisze:Ponownie - nie znam świata - ale nastoletni (albo młodsi) chłopcy okrętowi byli zawsze, w całej historii żeglugi do bardzo niedawna.
Skrajnia stawia na edukację swoich mieszkańców, więc powinien siedzieć w szkole a nie dorabiać na statku.
Misieq79 pisze:Nieno, poważnie, to pierwsza blinda z jaką mają do czynienia?
Dziewięciu na dziesięciu członków załogi pierwszy raz obsługuje statek. Wszyscy niby wiedzą, co mają robić, ale tylko teoretycznie, są przerażeni i popełniają głupie błędy. Ma nam towarzyszyć wrażenie, że to, że Posłaniec się gdzieś po drodze nie wpakował na skałkę to cud.
Misieq79 pisze:...ale w komplet klepek Adriana też. W kontekście poprzedniej części - nie wierzę że podróżowanie na gapę nie wiąże się z ryzykiem oklepu / niewolniczej pracy / wywalenia za burtę. I że nigdy dotąd nie powinęła mu się noga.
Wilzawa czy nie, człowiek kryjący się w ładowni brzmi cholernie nieprzekonująco podając się za pasażera. Zwłaszcza że pasażerów mają policzonych i znanych z oblicza. Albo nie mają wcale.
Sensowniejsza opcja - chcą mnie zabić, podpadłem lokalnemu bossowi, odpracuję, bo hasło "mam pieniądze na innej skałce" też brzmi nieprzekonująco.
Na każdym innym statku machnęliby na niego ręką i po prostu by odpracował. Tutaj nie przeszło, więc zaczął się denerwować, bo stracił kontrolę nad sytuacją. A kiedy Adrian straci kontrolę, przestaje myśleć i zaczyna się pogrążać. To u niego równia pochyła. Wcześniej widzieliśmy to, gdy odwiązał się od szybolotni w korkociągu ;). Trochę czasu minie, zanim chłopak to przepracuje. A będzie musiał.
Misieq79 pisze:- przedstawianie świata - idziesz w technoblubber
To niedobrze.
Misieq79 pisze:- Trochę kuleje logika
I to niedobrze.

Trzeba wziąć się w garść i poprawiać :)

Zło dobrego początku

5
Strzałka pisze: Stawka jest wysoka, bo jeśli się spóźnią, rozbiją albo zgubią ładunek, to wszystkich czeka zagłada.(...) Dziewięciu na dziesięciu członków załogi pierwszy raz obsługuje statek. Wszyscy niby wiedzą, co mają robić, ale tylko teoretycznie, są przerażeni i popełniają głupie błędy. Ma nam towarzyszyć wrażenie, że to, że Posłaniec się gdzieś po drodze nie wpakował na skałkę to cud.
Yyyy Eeee przeczytaj to jeszcze raz. Statek Od Którego Zależy (przydech) Los Świata dostaje załogę z przypadku???
Strzałka pisze: Skrajnia stawia na edukację swoich mieszkańców, więc powinien siedzieć w szkole a nie dorabiać na statku.
Okej to teraz Pytanie Ustawiające Świat: czy a) wysepki/skałki są samowystarczalne a żegluga pomiędzy nimi to bardziej hobby niż realny handel, czy też b) są tak uzależnione od dostaw jak nie przymierzając Anglia w czasie wojen światowych? Podpowiem że w wypadku zaznaczenia b cały Twój wywód idzie za burtę.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Zło dobrego początku

6
Wydaje mi się, że większość nieścisłości rozwieją późniejsze sceny, dlatego od razu zapytam: czy to są rzeczy, które denerwują (i trzeba poprzestawiać wszystko tak, żeby zrobić łagodniejsze wejście) czy raczej drobiazgi (i można zostawić czytelnika z pytaniami, ale żwawszą akcją).
Jest jeszcze opcja, że Skrajnia ma sens tylko w mojej głowie, ale jako zakochany w swojej historii autor nie biorę jej pod uwagę ;)
Misieq79 pisze:Yyyy Eeee przeczytaj to jeszcze raz. Statek Od Którego Zależy (przydech) Los Świata dostaje załogę z przypadku???
Kiedy piszesz o tym w ten sposób, faktycznie brzmi to głupio. Ale tak. Poprzednie wyprawy dotarły do celu bez większego problemu, więc jakość załogi z wyprawy na wyprawę zaczęła spadać. Do obsługi Posłańca wystarczy garstka w miarę ogarniętych ludzi, reszta jest tam po to, żeby się pokazać (i wkurzać tych ogarniętych).
Misieq79 pisze:Okej to teraz Pytanie Ustawiające Świat: czy a) wysepki/skałki są samowystarczalne a żegluga pomiędzy nimi to bardziej hobby niż realny handel, czy też b) są tak uzależnione od dostaw jak nie przymierzając Anglia w czasie wojen światowych? Podpowiem że w wypadku zaznaczenia b cały Twój wywód idzie za burtę.
Skrajnię trzeba traktować jak jeden kraj, podzielony na kilka stref. Poszczególne skałki same produkują sobie żywność. Gęściej zamieszkałe pozostają w układzie z typowo rolniczymi. Surowców się nie transportuje, bo są dość łatwo dostępne w każdym miejscu. Handel dotyczy głównie urządzeń/przedmiotów codziennego użytku/źródeł energii i odbywa się między strefami. Czyli chyba a.

Zło dobrego początku

7
Strzałka pisze: Poprzednie wyprawy dotarły do celu bez większego problemu, więc jakość załogi z wyprawy na wyprawę zaczęła spadać. Do obsługi Posłańca wystarczy garstka w miarę ogarniętych ludzi, reszta jest tam po to, żeby się pokazać (i wkurzać tych ogarniętych).
Bo opisałaś to tak jakby SOKZ(p)LŚ był (ponownie przydech) ewenementem. A tu wygląda jakby po raz kolejny mieli nakręcić Słońce zeby świeciło. Udało się 137 razy a ten jest 138-my? OK, warunkowo kupuję. Co może pójść źle? :D
Strzałka pisze: Gęściej zamieszkałe pozostają w układzie z typowo rolniczymi. Surowców się nie transportuje, bo są dość łatwo dostępne w każdym miejscu.
Przeczytaj jeszcze raz i zobacz że te dwa zdania sobie przeczą. Widzę tu główny hub mieszkalny i sieć skałek, nazwijmy je, służebnych. Rolnictwo, kopalnie, przemysł też. A to, ze wszyscy maja identyczny przydział węgla, rudy żelaza, miedzi, drewna, ropy, boksytów, kamienia (wylicza wylicza....) - możesz uznać że tak jest, ale łociupinke to naciągane.
Ergo: żegluga być musi. Oczywiście, podróż może być równie łatwa co jazda rowerem, bez sztormów wirów i raf powietrznych, że faktycznie na przeciętną łajbę wystarczy czterech ogarniętych łebków i piętnastu fizycznych. Że na sekcji napędu wisi wielki napis NIE DOTYKAĆ i ogarniają go technicy w porcie.
Strzałka pisze: Jest jeszcze opcja, że Skrajnia ma sens tylko w mojej głowie, ale jako zakochany w swojej historii autor nie biorę jej pod uwagę
Wszystko można podszlifować, żeby nie stracić idei a trzymać się w ryzach logiki.

OK, po Twoich wytłumaczeniach zaczyna to dla mnie trzymać sie bardziej kupy :)
PS znasz?
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Zło dobrego początku

8
Misieq79 pisze: A tu wygląda jakby po raz kolejny mieli nakręcić Słońce zeby świeciło.
Tu się nawet wiele nie pomyliłeś ;)
Misieq79 pisze: Przeczytaj jeszcze raz i zobacz że te dwa zdania sobie przeczą. Widzę tu główny hub mieszkalny i sieć skałek, nazwijmy je, służebnych. Rolnictwo, kopalnie, przemysł też. A to, ze wszyscy maja identyczny przydział węgla, rudy żelaza, miedzi, drewna, ropy, boksytów, kamienia (wylicza wylicza....) - możesz uznać że tak jest, ale łociupinke to naciągane.
Wszystko rozbija się o specyficzną technologię produkcji/wydobycia, o której też będzie później. W skrócie, prościej jest przenieść "fabrykę" i transportować gotowy produkt, niż transportować surowce do fabryki. A najprościej jest korzystać z tego, co jest na miejscu, "wyczyścić" skałkę do zera i przenieść się dalej.
Oni też planują przeznaczenie skałki, zanim cokolwiek na niej powstanie. Jeśli mają dwie, trzy obok siebie to to jest dobre miejsce pod większe skupisko ludzi; wybierają wtedy najbadziewniejszą pod miasto, a żyzne pod pola uprawne. Jedna skałka w okolicy jest najczęściej źródłem surowców.
Misieq79 pisze:Ergo: żegluga być musi. Oczywiście, podróż może być równie łatwa co jazda rowerem, bez sztormów wirów i raf powietrznych, że faktycznie na przeciętną łajbę wystarczy czterech ogarniętych łebków i piętnastu fizycznych. Że na sekcji napędu wisi wielki napis NIE DOTYKAĆ i ogarniają go technicy w porcie.
Muszą być w stanie: a)przyśpieszać/utrzymać prędkość, b)nie wpakować się na nic, c)nie zgubić gdzieś po drodze ładunku. Nie mają zbyt wielu zagrożeń, ale oczywiście wszystko, co może pójść źle, pójdzie źle :)
Misieq79 pisze:PS znasz?
Nie znam. Ale się zapoznam :)

Zło dobrego początku

9
Strzałka pisze: W skrócie, prościej jest przenieść "fabrykę" i transportować gotowy produkt, niż transportować surowce do fabryki.
OOO czyli podlatuje Za*****cieWielkaFabryka i chrupchrupchrup skałkę? Git :)
Strzałka pisze: Oni też planują przeznaczenie skałki, zanim cokolwiek na niej powstanie.
A skałki to przepraszam się "rodzą" czy jest ich skończona ilość? Czy po prostu jest pewien cywilizowany obszar, dalej tylko Hic Sunt Dracones i stamtąd sobie przydryfowywują? Bo inaczej to chyba wszystkie są już skatalogowane i opisane.
Ostatecznie zupełnie niedaleko odnalazłem fotel oraz sens rozłożenia się w nim wygodnie Autor nieznany. Może się ujawni.
Same fakty to kupa cegieł, autor jest po to, żeby coś z nich zbudować. Dom, katedrę czy burdel, nieważne. Byle budować, a nie odnotowywać istnienie kupy. Cegieł. - by Iwar
Dupczysław Czepialski herbu orka na ugorze

Zło dobrego początku

10
Misieq79 pisze:OOO czyli podlatuje Za*****cieWielkaFabryka i chrupchrupchrup skałkę? Git
Niezupełnie, ale to też by było czadowe :D
Misieq79 pisze:A skałki to przepraszam się "rodzą" czy jest ich skończona ilość? Czy po prostu jest pewien cywilizowany obszar, dalej tylko Hic Sunt Dracones i stamtąd sobie przydryfowywują? Bo inaczej to chyba wszystkie są już skatalogowane i opisane.
Skrajnia jest skończona i nawet całkiem spora. Skałki są skatalogowane tylko na pewnym obszarze (i taki katalog mieszkańcy mogą sobie w miarę potrzeb rozszerzyć). Skałki ciągną się aż do Skraju Skrajni, który uważają za granicę. Istnieją jakieś tam mapy z poprzednich wypraw, ale one do niczego się nie nadają. Droga jest prosta (dosłownie), więc załoga spokojnie sobie bez tych map poradzi.
Populacja jest niewielka i nieźle sobie radzi z recyklingiem, dlatego nie mają wielkiej potrzeby eksploracji (są wyjątki, które dostaną swój wątek).
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron