Odautorski komentarz do Waszych uwag powinienem zacząć od apelu "Czytajcie tytuły. Czytajcie puenty. Szukajcie powiązań."
A może lepsze byłoby "Alfred Hitchcock nie żyje! Mel Brooks również!"?
Najpierw jednak o językowych lapsusach. No cóż, kto czytał wczoraj sb, ten wie, że tekst powstał w odpowiedzi na inny tekst, a raczej jako dowód na twierdzenie, które tam wygłosiłem. Że nawet posługując się schematem, można spróbować wydobyć z niego więcej.
Zarazem ten uważny czytelnik wczorajszego mChata musiał zauważyć, że napisałem tę miniaturkę w krótkich chwilach odpoczynku podczas mycia okien i porządkowania grobów. Nie poświęciłem jej więcej niż godzinę, ledwie raz przeczytałem całość, bo nie zamierzałem wylizywać jej do doskonałości stylistycznej jak po trzech redakcjach - nie taki cel mi przyświecał. Spodziewałem się błędów - no i kilka strzeliłem

to też powinno być spostrzeżenie istotne dla niektórych z Was: nie ma doskonałych tekstów, to mozolne poprawianie usuwa większość błędów

Niemniej:
- przyznaję się do grzechu pierwszego, mocno przekombinowanego, zdania. Dużo zmieniałem i nie ogarnąłem całości

parę innych konstrukcji też niezbyt szczęśliwych, ale będę ich bronił

- nie całkiem się przyznaję do uwag o wzroku i minie, wiecie, jest istotna różnica między szkolną poprawnością, a językiem, w którym pewne rzeczy są domyślne. Jasne, uczulona na wszelkie niedomówienia redaktorka by mi to zaznaczyła, a może i ja sam bym się wahał (i wahałem w drugim przypadku), ale język literacki...
- nieoperowalna (wada) - ja się w tym w rozmowach spotkałem, ale rzeczywiście, słownik mówi, że nie ma takiego numeru

- okulary - zgoda.
- rok nie wyrok - też zgoda, acz miało akcentować, że to nie jest poważny tekst i czasem coś zgrzyta, jest nie z tej bajki, ale jednak tu ja przefajnowałem

- imiesłowy lubię - wiem, trudne, ale nie wszystko musi się sprowadzać do prostego stylu

przynajmniej póki redaktor nie wkroczy z sekatorem, a przypomnę, że to tekst pisany nie do druku, tylko jako zabawa. Dlatego nie dałem fragmentu powieści, która jest na serio, i cudów nie ma - zanim bym pokazał, pięć razy przeczytam i się zastanowię

Szyk - tak, czasem można poprawić

Że nie powinien pomyśleć o depresji, raczej postawić inną diagnozę - zgoda. Nawet jeśli narrator nie jest w porządku, mój błąd.
Lapsusy językowe to jedno. Ważniejszą kwestią jest idea tego tekstu. I warstwy.
Daliście się zasugerować, w większości uznaliście, że ten tekst to taka realistyczna scenka w duchu "spotyka się dwóch psychologów". Na pewno?
No i tu wracamy do pana Alfreda H. i jego komentatora, Mela Brooksa. Tytuł, ptaki w środku, zawód narratora i wreszcie puenta, która słabo pasuje do "ot, rozmawiali dwaj psychologowie", powinny Was naprowadzić na odkrycie, że może chodzić o coś innego, na przykład... "Ptaki" albo "Lęk wysokości". Wzbudzić podejrzenie, że to może być pewnego rodzaju gra popkulturowa. I że narrator wcale nie jest wiarygodny

Podejrzenia powinna budzić także książka, pojawienie się tam wizytówki - mało kto zakłada książkę wizytówką, a jeśli ma do dyspozycji gazetę, to już w ogóle... więc nie jest wcale pewne, że wizytówka należy do rozmówcy narratora. Może, jeśli uznamy, że to dwóch psychologów rozmawia - taka interpretacja jest dopuszczalna. Ale nie moja

zresztą nawet wtedy przy skrzywionym narratorze w zasadzie NIC nie jest pewne…
Rubia zauważyła, że narrator może nie być wiarygodny - brawo

Wolha.Redna użyła słowa "psychoza", ech.... wyszła różnica pokoleniowa. Psychoza pasuje. Film

Wniosek najogólniejszy jest więc taki, że na pewnych poziomach tekst jest nieczytelny, bo chociaż moim zdaniem wrzuciłem sporo tropów, jednak nikomu nie złożyły się w spójną interpretację

Różnica pokoleniowa i doświadczeń? Moja niedoskonałość? Wasza?

owszem, świadomie pobawiłem się w niejednoznaczność, ten tekst można interpretować na parę sposobów, jednak główna interpretacja powinna być czytelna. Skoro nie jest, coś zawiodło.
Kiedy pisałem te słowa, zauważyłem komentarz Krugera dotyczący innego tekstu:
To jest narzucenie czytelnikowi woli autora w sposób bardzo bezpośredni, to się może czytelnikowi nie podobać […]. Jeśli autor chce cokolwiek narzucić czytelnikowi, winien to robić pośrednio, a więc bardziej nakierowywać niż narzucać, no i robić to wykorzystując tekst.
Zrobiłem pośrednio

pytanie, co ja zrobiłem źle, a czego Wy nie doczytaliście?

gdzie jest ten złoty środek?
Poza wszystkim, chciałem pokazać, że przynajmniej niektórym fioletom korony z głowy nie spadają, taki sam user jak każdy. A teksty pokazywane właśnie w takiej postaci, bez betowana, odleżenia, ot, napisany w godzinę, raz poprawiony, mają pewien walor prawdy - której nie ujrzycie po intensywnej pracy każdego z nas (w trakcie pracy nad tekstem do druku 99% wychwyconych błędów bym wyczyścił, a kwestie merytoryczne skonsultował). To jest brudnopis, pierwszy draft. On ma łapać pomysł, ideę. Dla mnie to ciekawe, bo ja wiem, co chciałem powiedzieć i jakie interpretacje dopuszczam, a które mi wychodzą poza skalę

Ja jestem zadowolony z tego doświadczenia. To nie był popis, nie tętni we mnie sodówka, więc jestem zadowolony z uwag krytycznych. Takie pisane w określonym celu miniatury czy fragmenty pozwalają lepiej się wstrzelić w tarczę

Zatem – do następnego

.