Jeśli przegapiłem jakieś formatowanie czy cokolwiek zmieniłem, proszę autorów o szybki kontakt.
! | Wiadomość z: Faraon |
Oceny użytkowników zarejestrowanych po 31.12.2017r. lub niepodporządkowane wzorowi nowego systemu oceniania bitew są jak najbardziej mile widziane - autorzy liczą na jak największy odzew z Waszej strony! - ale nie będą mieć wpływu na ostateczny wynik starcia (sumę punktów).
Ocena wszystkich dwudziestu zaplanowanych pojedynków zagwarantuje wzięcie udziału w losowaniu wyjątkowej nagrody specjalnej. |
W Firefoxie fragmenty tekstu mogą nie wyświetlać się poprawnie - na szczęście bitwy są widoczne bez zalogowania i wystarczy przekopiować link do dowolnej innej przeglądarki internetowej.
#############################################
Tekst D
Obyś nigdy nie musiał zwyciężyć
Synku, syneczku najdroższy, jakiś ty piękny! Gdy tak śpisz w swoim łóżku, a te jasne włosy opadają ci na pulchny policzek i zaciśniętą piąstkę, a lampka nocna rzuca łagodne cienie; gdy jesienny wiar wyje, a ja zerkam czujnie, czy domknęłam dobrze okno – bo przecież, gdyby stuknęło, obudziłbyś się i trzeba by cię było znów utulić, a dziś długo płakałeś, chyba się nie rozwija przeziębienie? – i gdy tak leżysz, ufnie, z zamkniętymi powiekami i oddychasz spokojnie, wiedząc, że mama czuwa, a cisza trwa w domu – więc teraz, gdy siedzę obok ciebie i równam oddech z twoim oddechem – tyle mogę zrobić, gdy nie jesteśmy już jednym ciałem, tylko zyskałeś własne, osobne – siedzę i pozwalam sobie odczuć to, co przez cały dzień zadeptuję, zgniatam, wciskam na dno duszy, a gdy mam siłę – podpalam i dolewam tyle benzyny, ile tylko potrafię. Ale teraz budzą się demony. Przypływają jednak łagodnie. Zbliża się pierwszy. Ten sam, co rano.
Codziennie. Nie odstępuje mnie już na krok, a ja udaję, że go nie widzę. Ale on tam jest. Wie, że o nim wiem. Wie, że się go boję. A teraz podchodzi. Jest blisko. Tuż za mną. Nie odwracam się, bo mogę napotkać jego wzrok.
Świat wam zagraża, szepcze, nachylając się ku mnie, a jego szponiasta dłoń lekko gładzi mnie po szyi i zahacza o piersi. Nie wychowasz. Nie utrzymasz. Nie zdołasz. Przecież tego nie potrafisz.
Słucham i patrzę na ciebie, syneczku. Jakie ty masz długie rzęsy! Wszystkie panie na ulicy się nimi zachwycają, gdy idę z wózkiem. Cmokają, nachylają się nad wózkiem i mówią: - Panny będą za nim szalały!
Głaszczę cię delikatnie, syneczku. Słyszysz przez sen tego strasznego demona? Walczę z nim i czasem zwyciężam. Ale on jest silny, ja taka słaba.
A ze ściany wychodzi drugi, siada na nocnym stoliku i wyciąga rękę po ciebie.
- Nie! - mówię.
Śmieje się i syczy:
Jestem szarością i mrokiem, istotą tego świata. Poza mną nie ma nic.
Tak, tak, syneczku, jedyne ukochanie moje, gdy on tak siedzi na tym stoliku i szepcze to do mnie, a ten drugi czai się z tyłu, to już widzę, już wiem, jakie one są silne. Już od dawna są przy mnie, od dawna mnie prześladują. Ludzie mnie pytali nieraz:
- Coś taka wystraszona?
Stąd wiedziałam, że ich nie znają. Ale mówią, że każdy ma własnego. A ty, syneczku, przecież jesteś krwią z mojej krwi, kością z mojej kości, mój, jedyny, niegdyś złączony z moim ciałem – gdy byłeś we mnie, już je znałeś.
Pierwszy wciąż delikatnie mnie głaszcze, drętwieję. Drugi wciąż czuwa na stoliku, przy nocnej lampce. W końcu pojawia się trzeci – i on wygłasza swoją odwieczną mądrość:
Nicość – to jedyne twoje przeznaczenie.
I zapada cisza, w której słyszę ich oddechy. Boję się, chwytam twoją ciepłą dłoń, syneczku, który śpisz tak bezpiecznie, w pokoju, który urządzałam dla ciebie tak długo.
A one szepczą:
Mrok. Smutek. Cisza. Pustka. Szara mgła. I nic, nic, nic więcej.
Słucham ich i chciałam powiedzieć „Światło!”.
Ale nie zdołałam wydobyć z siebie głosu. Jeśli jest światło – to nie dla mnie. I dla ciebie też nie będzie.
Syneczku, ukochanie moje, one już tu ze mną są, jakże mam pozwolić, by dopadły i ciebie? Nie chcę, byś musiał toczyć tę walkę, nie chcę, żebyś je poznał, nawet jeśli zwyciężysz. Ja nie chcę, żebyś musiał je zwyciężać!
Syneczku, moje kochanie, moje najdroższe, mój jedyny na świecie. Zaczekaj chwileczkę, pójdę po nóż. Króciutko, one tu na chwilę zostaną, ale wrócę szybko, zanim zrobią ci krzywdę. Wiem, że jesteś za mały, by sam się obronić – ale mama zaraz tu będzie, tylko przyniesie nóż. O, już jestem, nic ci nie zrobiły. Widzisz, jaki solidny? Kroiłam nim schab dzisiaj.
Nadal tu są i wpatrują się w nas nieruchomym wzrokiem. Zaraz się od nich uwolnimy, ty i ja razem. Odwróć się delikatnie na plecki, o tak. Ostrożnie, nie budź się. Ciii… To tylko mama. Daj rączkę. Rozepniemy guziczki, odsłonimy szyjkę. O, jest. A teraz nóż. Widzisz? Mama wie, co robić.
Wiem, że boli. No, nie płacz już. Mama już idzie za tobą.
#############################################
Tekst G
Obyś nigdy nie musiał zwyciężyć.
- Dzień dobry, jak się miewasz? O czym chcesz dziś porozmawiać?
- „ Nazywam się G i jestem weryholikiem”, może być zamiast dzień dobry? - lekko sarkastyczny uśmiech przemknął mi po twarzy - Utknąłem na nowym zadaniu i nie mogę ruszyć z miejsca.
- To zadanie to kolejne opowiadanie na konkurs? Czemu tak cię przygnębia, przecież cieszyłeś się z bycia Wybrańcem Wery, co się stało?
- Miało być tak pięknie. Szesnastka najlepszych. Zaszczyt i wyróżnienie. I wszyscy czytają mnie z wypiekami na twarzy, nie mogąc się doczekać kolejnych opowiadań. A tu porażka. Odzew jest marny, mało kto docenia mój talent i teraz nic mi już nie idzie. Brak pomysłu, brak weny, brak chęci do pisania. Marazm, niechęć i zniesmaczenie.
- Wymyśliłeś sobie historię, którą podzielisz na części. Co się stało, że zarzuciłeś ten pomysł?
Popatrzyłem na okno. Było brudne, z zaciekami po niedawnej ulewie. W rogu okna spacerowała mucha, nie mogąc się zdecydować czy zostać czy polecieć gdzieś dalej. Całkiem ją rozumiem. Też nie wiem, po co tu przychodzę i opowiadam te wszystkie głupoty. I czy mam zostać czy szukać szczęścia gdzie indziej. No dobrze, trzeba się jednak wyspowiadać.
- Wymyśliłem historię, którą trudno zmieścić w limicie znaków. Im dłużej o niej myślałem, tym więcej pojawiało się scen. Jakbym oglądał filmową zapowiedź serialu.
Nie martwiłem się, wiedziałem, że mogę podzielić opowieść na części tak, by każda była oddzielnym opowiadaniem. Faraon zapowiedział rundy i baraże, miałem więc minimum trzy teksty. Główna postać to Natalia, dziewczyna, która stanie się Przechodzącą, żyjącą w dwóch światach. W tym naszym „normalnym” i w świecie równoległym, gdzie prawa fizyki działają inaczej. Impulsem do przejścia i jednocześnie do uruchomienia jej daru przemieszczania się- będzie wypadek samochodowy i stan, w którym się znajdzie. Żeby było ciekawiej, Natalia straci własne wspomnienia sprzed wypadku. W zamian wchłonie wspomnienia kilku osób, z którymi się zetknęła w normalnym świecie. Nie tylko wspomnienia, ale i emocje – kierowcy, który spowodował wypadek, lekarza i ukochanego faceta, który czuwa przy jej łóżku. Tu byłoby pole do popisu, bo marzyła mi się wielowątkowa narracja. Relacja z ukochanym facetem stanie się wyzwaniem, bo w równoległym świecie Natalia spotka Jamahila, nową miłość. I tu chciałem trochę przesunąć akcent z czystej fantastyki na obyczajowy dylemat – czy można kochać dwie osoby, w dwóch światach? Przenosząc się od jednego kochanka do drugiego, pamiętając za każdym razem o pozostawionej w innym świecie miłości.
- Pamiętam, rozmawialiśmy o tym, że zakończenie opowiadania jest zbyt oczywiste, zbyt proste.
- „Może mniej łopatologicznie. Tak, żeby było wiadomo, o kogo chodzi, ale bez użycia łopaty”? – Jasne, posłuchałem się ciebie i poprawiłem. Tylko że, ta zmiana spowodowała niezrozumienie u większości czytelników. Pogubili się i nie docenili mojego kunsztu. Mojej finezji. I tak strzeliłem sobie w kolano, przy twojej pomocy.
- Nie wszyscy są równie wyrafinowani, co ja. Ale to dalej nie tłumaczy, czemu zarzuciłeś pomysł kontynuacji tematu.
- Wszystko przez B. Jest w pierwszej grupie i perfidnie wykorzystał mój pomysł. Nie na Natalię oczywiście, ale na cykl. Przecież nie będę powtarzał schematu, bo natychmiast ktoś mi zarzuci brak własnej wizji. Zresztą temat drugiego opowiadania wcale nie był tak łatwy do umieszczenia w światach równoległych. Musiałbym zrobić wprowadzenie do przejścia. I tu te pięć tysięcy znaków byłoby stanowczo za mało. No i tak zostałem z rozgrzebaną Natalią, którą porzuciłem na rzecz Kali. Widać ciągnie mnie do dziwnych kobiet. – roześmiałem się z własnego dowcipu, choć mój rozmówca pozostał niewzruszony.
- Do Kali podchodzisz z większym dystansem. Czy dlatego, że ze swoim naszyjnikiem z czaszek miała lepsze przyjęcie?
- Sam nie wiem, Natalia jest rozebrana i czeka, a Kali się pobawiła i pobiegła dalej. Męczy mnie inny problem. Najnowszy temat i ilość współzawodników. Co napisać by się wyróżnić z takiego tłumu? Czym zaskarbić przychylność czytelników? Myślałem o czymś, co jest związane z życiem forum, ale Eldil się oburzy, że podkradłem jego pomysł.
- Nie chcesz wrócić do Natalii? Może wprowadzisz też Kali i w ten sposób zachowasz swój pomysł na kontynuację cyklu?
- I tłumaczyć się, że wykorzystuję koncepcję B i bazuję na tym, że wygrał w cuglach swoją rundę? O nie, nie, dziękuję za taką radę. Muszę pójść w coś innego, ale na tyle oczywistego, żeby Eskort i Anacepa nie zarzucili mi braku nawiązania do tematu.
- Gatunek dowolny, nie myślałeś o poezji?
- Za słaby jestem. Zresztą, poezji nikt prawie nie czyta i nie komentuje. Ta ilość znaków zabije każdy wiersz, Mickiewicz był jeden. A na koniec Sara skomentuje, że dużo słów, a mało treści albo że emocji nie ma ani krzty. Nie, nawet w poetycką prozę boję się pójść, bo się utopię. Cuchnący topielec z samymi jedynkami.
- To jaki masz pomysł na siebie?
- P.Yonk wykupił w Lidlu ostatnią wenę. Podzielił się z Emmą, ta pewnie odda troszkę Isabel, mnie nic nie skapnie. Myślę o czymś prostym, może nawet prostackim. Nie za mądrze, nie poetycko, bez uniesień i zachwycającej swą głębią treści. Bo jak się żegnać – to z przytupem i fajerwerkami. Niech przynajmniej się pośmieją. Krugera na kolana i tak nie powalę, ale postaram się by mnie zapamiętał. Innym może też na chwilę utknę w głowie i nie zniknę w zalewie pozostałych tekstów. Jeszcze nie wiem jak, jeszcze nie wiem kiedy, ale coś wymyślę. Na ciebie liczyć nie mogę, bo oprócz słuchania moich wynurzeń, nic dla mnie zrobić nie możesz. Chyba, że udzielisz mi jednej, genialnej rady?
- Nie ma genialnych rad. Szczególnie dla weryholików.
G, obyś nie przeszedł dalej, bo kolejna nasza sesja będzie trudniejsza a proces wychodzenia z uzależnienia od Weryfikatorium – dłuższy. Jaki jest temat tej twojej bitwy?
- Obyś nie musiał zwyciężyć. – roześmiałem się na głos, wpatrując się w muchę. Ciągle nie może się zdecydować czy zostać w pokoju czy wylecieć przez uchylone okno.
#############################################
Tekst O
A
Ach, ta mowa grożąca bliskiego wróżbą mi końca.
Oto mnie wiodą w bezzwłocznym pochodzie ku samotnemu grobowi. Patrzcie na księżnę ostatnią z tych królów, w ręce siepaczy ujętą. Ile mąk ona, ile zniosła bólów za wierną służbę i świętą?
Żem bratnie zwłoki uczciwie grzebała własną, wątłą ręką - taką mnie za to teraz darzysz podzięką?
Jakież to bogów złamałam ustawy?
Jakże do bogów podnosić mam modły,
Wołać o pomoc, jeżeli czyn prawy,
Który spełniłam, uznałeś za podły?
Mam u szlachetnych ludzi cześć i chwałę,
Lecz potępienie ze strony wuja,
Boś ty me czyny uznał za zuchwałe.
Chcesz żyć spokojnie? Takiego chuja.
E
Biada mi, biada!
Tyś mnie opuścił, jam tobie skonała. Na cóż ja daremnie tak się troskałam? Gdy i siebie, i cały ród społem łzami oblewam wraz z twoim popiołem, tyś wrócił ze sztyletem i z włosów kędziorem.
Oboje zostali grabarzy łupem - to mi jedynym za klęski okupem. Dziś twój los złowrogi i mój zarówno, starł wszystko na nice.
O, ja nieszczęsna!
O, biada mi, biada!
O postaci marna!
Jadem lamentu życie twe zatrułam i w głowie szaleństwa chorobę wykułam. Zbroczone twe dłonie, twe serce i dusza. Mścicielu niewinny, wyczekany bracie, nic z ciebie już nie zostało - jak po naszym tacie.
K
Z niczego nic rośnie - rzekłeś w nagłym szale. I gwałtownie szalem oplotły mnie twe żale. Co mogłam powiedzieć, ważąc słowa na szali? Nic. Kochać i milczeć. Nic, ojcze. Miłość moja od słów i klejnotów bogatsza. Ni mniej, ni więcej. Śliska sztuka, co mówi, czego dotrzymać nie myśli.
W posagu dostałam szczerość, co dumą według ciebie się zwała. Gdy nie mogłam serca podnieść do ust, goryczy twej się czara rozlała. Brak spojrzeń żebrzących wiecznie, brak języka miłości twojej mnie pozbawił.
Nie pierwsi, chęcią wiedzeni najlepszą, złą mamy dolę. Twój los jedynie dolega mi ciężko. Tato kochany, królu zwyciężony - ty moja klęsko.
L
Umyj ręce, wdziej nocną odzież, nie bądź tak blady! Powtarzam ci raz jeszcze - pogrzebany nie może wstać z grobu.
Ale tu zawsze jest plama.
Być wielkim chciałeś, ale ci słabość stała na przeszkodzie. Lecz nawet ona nie rozdzieliła myśli od spełnienia!
Nigdyż te ręce nie będą czyste?
Przybyła noc ciemna, w najgęstsze dymy piekła owinięta. Lecz nie zaśniemy, boś sen zabił, tę śmierć dnia każdego.
Wstydź się, mój mężu słabej woli, wstydź się! Być żołnierzem a trwożyć się!
Precz! Precz stąd, przeklęta plamo!
Chodź, chodź, chodź, daj mi rękę! Co się stało, odstać się nie może. Do łóżka, do łóżka...
M
Ence, pence, w której ręce… wasze ciała dam w podzięce? W lewej? Prawej? W tej plugawej? Raz, dwa, trzy, gnijesz ty!
To nie jest tak, że was nie kochałam. Że matczynego uczucia nie znałam. Że zemście się poddałam i na nic nie zważałam. Bo to jest tak, moje dzieci, że teraz jego duszy nic nie wznieci.
Ene, due, rike, fake, torba, borba, usmesmake, Meruś, Feruś, kosmateruś i morele baks! Odchodź ty, jak nie ty, ale będzie sprawiedliwie, gdy odejdziecie właśnie… wy!
Anse kabanse flore omade omade o, Medeo -deo, riki tiki, -deo, -deo, wasze krzyki. Raz, dwa, trzy...
...Lecą łzy.
..............
#############################################
Tekst R
Poliptyk o nagonce na Karola Marksa
1.
Odłożyła Germinal i w sentymentalnym geście pretensjonalnego zamyślenia zapatrzyła się w okno, pieczołowicie pielęgnując – nawet w domu, gdy nikt nie patrzył – pozę, której istnienia sama nie była świadoma. Czy to możliwe, że ludzie pili kawę parzoną sześć razy, bo nie stać ich było na nową? Prawdopodobnie. Inne czasy. Za oknem, jak zwykle, szumiał deszcz, świat przesnuła stalowoszara przesłona Instagramowego filtra. Musiała wziąć kozaki, albo sztyblety, wzięłaby kalosze, ale akurat jej na kalosze nie wystarczyło, a w zeszłym sezonie nie załapała się na przecenę. Czy to możliwe, że ludzie pracowali w syfie, głodzie i brudzie, bo nie mogli po prostu zmienić roboty? Prawdopodobnie. Wstała i rozejrzała się za kosmetyczką, bo miała randkę.
2.
I – rota pli! – I plunął z roty
Deszcz ołowiany, ale złoty.
3.
Po jedenastu godzinach była po prostu śmiertelnie zmęczona. Po jedenastu godzinach to już nie jest to słodkie zmęczenie, obejmujące obolałe ciało delikatnym uściskiem tęsknoty za łóżkiem i Netflixem. Po jedenastu godzinach zmęczenie sprawia, że nogi nie chcą stawiać kroków tak, jak powinny, gubiąc rytm i melodię; że wszystko przesłonięte jest bielmem niezawinionym przez zaparowane okulary, że cyfry na rachunkach zlewają się w jeden bezsensowny ciąg nieskończonej liczby Pi, a taca, lekka przecież, bo z plastiku, nabiera nieznośnego ciężaru czterołapowej kotwicy. A jeśli jest obłożona zużytymi filiżankami i talerzami, to pięciołapowej. A jeśli to są dwie tace, to sześciołapowej. Ośmiołapowej. Ośmiornicy, oplatającej wszystko mackami znużenia.
A zostały jej jeszcze dwie godziny. Dochodziła dziewiętnasta, sala się zapełniała, ściągali ze wszystkich stron ludzie, do których musiała się uśmiechać, była potwornie głodna, a bajgle i frytki pachniały niemożliwie dobrze. Po bokach spływały jej strużki potu spod pach.
- Czy można przyjąć zamówienie? – Wyciągnęła notesik.
4.
I biją, trzeszczą, nie ustają
Celne browningi spod tramwaju.
5.
- Karmelowe latte poproszę – odpowiedziała, zerkając, jak jej się zdawało, zalotnie na faceta, który ją tu przyprowadził. Facet, który ją tu przyprowadził, zamówił dużą czarną. Jakoś tak wyszło, że nie pili. Przyszła jej do głowy zabawna refleksja.
- To zabawne – zreflektowała się. – Mówi się, że „nie pijemy tego wieczoru” i każdy zrozumie o co chodzi, a przecież pijemy, tyle że kawę.
Zaśmiał się, więc była zadowolona. Był przystojny, miał ładne zęby i wydawał się oczytany, a niewiele więcej do szczęścia potrzebowała. Zaczęli rozmawiać o tym i owym, nie mogła go trochę rozgryźć – niby randka, niby flirtował, ale czy on chce czegoś więcej, czy po prostu ją bzyknąć? Szczerze mówiąc, liczyła na to drugie, bo lubiła niezależność, a to prosta decyzja, rach ciach, daje albo nie daje, żadnych kombinacji. Gdzieś z tyłu krążył jej Zola, Nana jej krążyła, przypomniała sobie, jak tamta wdziękiem, seksem i rudą głową usidlała facetów; ona ruda nie była, tylko czarna, ale z rudawymi przebłyskami, więc migała zalotnie rzęsami w górę i w dół, a facet, który ją tu przyprowadził, opowiadał jakąś zabawną anegdotkę z której się uroczo śmiała.
Gdy nasza druga bohaterka w końcu przytoczyła się do stolika (dziesięć minut, no serio!) i nasza pierwsza bohaterka zamoczyła uszminkowane usta w swojej kawie, wszystko się popierdoliło.
6.
No pomyliła się, kurwa, karmelowe, wiśniowe, przecież to żadna różnica, litości, czemu, i jeszcze awantura na środku sali, chciało jej się płakać, drżącymi rękami wylewała wiśniowo zabarwioną kawę do zlewu, a wkurzony barista przygotowywał nową, 13 złotych, godzina z życia psu w dupę, bo przecież potrącą jej to na pewno, a ona najzwyczajniej na świecie miała dość i się pomyliła, każdemu może się zdarzyć, prawda? Otóż nie. Przylazł menedżer, być może wstał lewą nogą, a może mu w nocy nie wyszło, a może sanepid go zirytował, a może zwyczajnie był świnią, która lubiła wyżywać się na pracownikach, jakby nie było, zaczął z przytupem:
- Kurwa, Maryśka!
Maryśka nie podniosła głowy, bo co mogła, pomyliła się, układała akurat na nowym talerzyku ciasteczko i łyżeczkę, ciasteczko na koszt firmy, za pomyłkę, przepraszam Panią najmocniej, kurwa, Maryśka!
- Nie możesz odpierdalać takiego szajsu, kurwa, wiesz, że ci to potrącę, prawda?
Kiwnęła głową.
- Nieś tę kawę migiem.
Zaniosła. Gdy wróciła, w kąciku oka wierciła jej się, oczywiście, łza, bo ile może znieść człowiek, który od dwunastu godzin jest w pracy, z jedną krótką przerwą na kanapkę i papierosa, którego nogi wrastają ze zmęczenia w podłogę, któremu po bokach ciekną strużki potu? No niewiele może znieść, więc chyba należy jej się ta jedna łezka, jedno jedyne świadectwo upokorzenia, ale nie:
- Kurwa, Maryśka, jak się popłaczesz, to mnie popierdoli. Wiesz, że mam pięć osób na twoje miejsce, tak? Więc mnie nie wkurwiaj tylko wracaj na salę.
„Mogłabym to rzucić” – wyświetliło się na synaptycznym ekranie w jej głowie, a zanim jeszcze litery do końca się uformowały, napis się zmienił, zupełnie jak w efekcie przejścia w PowerPoincie: „rachunek za gaz”.
7.
A tam, choć głuszej ciągle wali,
Lecz jakby naprzód... Jakby dalej...
8.
To mogło być tak: kiedy bohaterka numer jeden wracała do domu, sama, bo facet, który ją tam przyprowadził, okazał się być bardziej zainteresowany jej intelektem niż jej biustem (równie miłe, co rozczarowujące), bohaterka numer dwa spotkała ją w tramwaju i rozpoznała po szmince.
Bohaterka numer jeden wysiadła, powiedzmy, na Głowackiego i ruszyła do domu, a bohaterka numer dwa cicho podążyła za nią. Gdy przechodziły obok parku, numer dwa uderzyła ją czymś ciężkim w głowę i sześć razy zatopiła w jej plecach nóż, tak szybko, że tamta nie zdążyła nawet wyciągnąć gazu pieprzowego.
Ale tak nie było. Bohaterka numer dwa nie miała nawet noża, więc tylko pomyślała o tym, a potem pojechała dalej, do pętli.
#############################################
Oceniamy!
.