Męka pana B.

1
Na modłę muzyczną, do rąk Szanownego Osądu. :)

Ozłocone jesiennym podmuchem lipy szumiały, a między nimi przemykały się chwiejne akordy Sonaty Księżycowej Beethovena. Ktoś grał w jednym z otwartych okien żoliborskiej willi, co chwila przerywając – w zapadłej na krótko ciszy rozlegał się odgłos prowadzonej szeptem sprzeczki, cienki, dziewczęcy głos powtarzał uparcie: „Nie, nie!”, zaś męski mówił spokojnie, z rozbawieniem:
– Pani nie tak gra. Dla pani to za wcześnie, za Beethovena się brać…
– Ach, za wcześnie? – oburzała się dziewczyna. – Za wcześnie?! Gram od pół roku, mój wujek, co jest pianistą, mówi, że świetnie mi to wychodzi, a pan mi mówi, że za wcześnie na Beethovena?... Och, ja wiem: pan mi zazdrości geniuszu!... Zobaczy pan, powiem tatusiowi i on pana w te pędy zwolni!
Mężczyzna śmiał się, na urażone dziewczę wybuchało krótkim, spazmatycznym lamentem, po czym znów pochylało się na klawiaturą fortepianu i brało kilka akordów Sonaty, za co znów karcił je nauczyciel.
– Nie tak, tę rączkę pani raczy inaczej…
– Niechże pan mnie nie dotyka!... Cóż za nietakt, żeby mnie za rękę brać, kiedy ja o to nie proszę!
Trzaskała klapa od fortepianu, na podłogę upadał kopnięty zgrabną nóżką stołek. Nauczyciel zrywał się z krzesła, łapał za głowę; cienie kilku wchodzących przebiegały po ścianie jaskrawo oświetlonego pokoju, szept wzmagał się. Rozkapryszona panienka łkała cicho w objęciach matki, ojciec wyjaśniał pianiście, że nie wolno przecież tak zniechęcać dziecka do gry.
– Ona ma szesnaście lat! Zbrzydnie jej fortepian i będzie pan miał na sumieniu zabójstwo geniuszu! Tak nie można, proszę pana!
Nauczyciel ¬– wątły, około trzydziestoletni okularnik o bladej twarzy i wąsiku à la Traugutt – tłumaczył, kładąc rękę na sercu, że on przecież nikogo nie zniechęca, tylko chce nauczyć panienkę Marię grać po ludzku, a nie wedle własnego widzimisię.
– Panie Różański, przecież w grze są zasady, których należy przestrzegać… – Patrzył na ojca błagalnym wzrokiem, a gdzieś w tyłu głowy kiełkowała myśl o rezygnacji z posady, wiktu, kąta i opierunku.
– Zasady! – prychał Różański. – Wsadź je pan sobie do butów, panie Berg! Dziewczyna musi się rozwijać. A pracujesz pan u mnie, żeby jej w tym rozwoju pomóc, czy nie?
– Właśnie, właśnie – dogadywała z kąta matka, tuląc do piersi szlochający geniusz muzyczny.
Berg wzdychał, przepraszał i lekcja toczyła się dalej, z tą różnicą, że nauczyciel milczał zawzięcie, a uczennica jeszcze bardziej bezładnie uderzała w klawisze. Czasami – kiedy pomyłek było już bardzo dużo – pianista przerywał milczenie i szeptem zwracał uwagę na to czy inne niedociągnięcie, na co panna Maria prychała gniewnie, potrząsając pokrytą złocistymi loczkami głową.
– Nie musi mi pan mówić, wiem, gdzie robię błędy – fukała czasem.
– Ach, wie pani? – nie bez zjadliwości mówił nauczyciel. – To po co ja tu jestem?
– Po to, żeby mi pomóc w rozwoju – mamrotała panienka, z przerysowanym skupieniem układając palce na klawiaturze. Kilka akordów wychodziło jej całkiem nieźle, potem jednak znów schodziła na manowce, gubiąc rytm i nuty.
Berg nie mówił już nic – nauczony doświadczeniem, czekał tylko na wybicie godziny ósmej, kiedy to podawano kolację, a jego męka dobiegała końca, by powtórzyć się w niemal identycznym układzie jutrzejszego wieczoru.
Gdy miesiąc temu przyjmował posadę u państwa Różańskich, w głowie mu nie postało, że będzie się z ignorantami kłócić o sens przestrzegania podstawowych zasad muzykowania. Rzeczywistość dość daleko odbiegła od ideału, jaki wyobraził sobie, planując spróbować zawodu nauczyciela – uczennica nie chciał go słuchać, była rozkapryszona i dufna, zaś jej rodzice… Berg aż migreny dostawał, myśląc o tych nadętych, bezbrzeżnie głupich ludziach, którzy, znając potęgę pieniądza, wykorzystywali jego władzę dla szerzenia swych idiotycznych poglądów.
Pewnego wieczoru, gdy panna Maria dostała silniejszego niż zwykle ataku szlochu, Berg zebrał się w sobie i poprosił Różańskiego o poszukanie innego nauczyciela na jego miejsce. Gruby kupiec mało apopleksji nie dostał.
– Pan odchodzisz? A kto panu pozwolił?!
– Nikt mnie na to pozwalać nie musi, panie Różański! Ja jestem całkowicie wolny człowiek i pan mnie możesz, z całem szaconkiem… – Tu nauczyciel pochylił się i szepnął swemu pracodawcy parę słów na ucho.
– Wynoś się pan, ale to już! – ryknął Różański, odskakując.
Berg, wyraźnie ucieszony, ucałował rączki obecnych pań i wybiegł do swej klitki na poddaszu. Po chwili stał już na zewnątrz, z niewielką, czarną walizką u nogi.
– Adieu, mili państwo!– krzyknął w stronę znienawidzonego domu i ruszył ku furtce.
Mrok wyglądał zza lip, przyglądając się tej scenie. Żoliborz zaszumiał pożółkłymi liśćmi swych drzew, gdzieś w oddali zadzwonił tramwaj. Męka Berga skończyła się tego wieczoru raz na zawsze – maszynista nie wyhamował: odcięta głowa poturlała się w głąb parku, korpus wraz z leżącą obok, czarną walizką odwieziono do kostnicy.
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Męka pana B.

2
Trochę literówek ci się wkradło, Czarna Emmo.

Jeśli mam się czepić, daruję sobie rozbiórki zdań, bo mnie w czytaniu nic (poza literówkami) specjalnie nie gryzie) więc pędzę do fabuły.
Śmierć bohatera, która jest finałem tekstu a jednocześnie zajmuje w nim tak mało miejsca (jedno, ostatnie zdanie) wydaje mi się w tej fabule na siłę i od czapy.
Tzn., żebyśmy się dobrze zrozumieli - w życiu takie sytuacje się zdarzają, znienacka wypadek i już. Ale życie ma to do siebie, że literacko jest przeważnie mało ciekawe. Ciekawe się staje w wyjątkowych sytuacjach. Wyjątkowych naprawdę albo wyjątkowo wykreowanych.
W fabule opowiadania zakończenie (finał) powinno jakoś grać z resztą fabuły. Żeby to w tej miniaturce było ciekawe, musi mieć jakiś związek. O ile ciekawiej by się kończyło, gdyby np. motorniczy zasłuchany był (i przez to nieuważnie wjechał w Berga) w graną w radiu Sonatę Księżycową (to przykład, bo o ile rozumiem kontekst, to w tym momencie historycznym radia w tramwajach chyba nie mieli). Ale można by coś wymyślić takiego, by ta śmierć jakoś łączyła się z czymś istotnym w fabule.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

Męka pana B.

4
Bóghand mi świadkiem, że nie jestem na wystarczającym poziomie, by oceniać warsztaty, style i inne takie – ale ten tekst wymaga szlifów!
Czarna Emma pisze: Ozłocone jesiennym podmuchem lipy szumiały, a między nimi przemykały się chwiejne akordy
Coś mnie w tym zdaniu męczy, ale się nie pasuje i psuje.
Czarna Emma pisze: rozlegał się odgłos prowadzonej szeptem sprzeczki
Nie potrafię sobie tego wyobrazić, no chyba że w jakimś tunelu siedzą – jak odgłos szeptu może się tak rozlegać? No wiem, że kłótnia. Nauczyciel szeptem przekazywał uwagi, a na to odpowiadała głośnym, a piskliwym uczennica. Wtedy rozlegały by się tylko jej piski z ciszą pomiędzy.

Początek jakoś tak niekształtnie i nieporadnie, potem się rozkręcasz, idzie dobrze, aż dochodzimy do finiszu.
Czarna Emma pisze: ucałował rączki obecnych pań
(akurat mu dały)
Czarna Emma pisze: Żoliborz zaszumiał pożółkłymi liśćmi swych drzew, gdzieś w oddali zadzwonił tramwaj. Męka Berga skończyła się tego wieczoru raz na zawsze – maszynista nie wyhamował: odcięta głowa poturlała się w głąb parku, korpus wraz z leżącą obok, czarną walizką odwieziono do kostnicy.
Rozumiem, że rzucił się pod tramwaj, tak? Czyli jednak wcale się nie cieszył. Czy też ktoś go wepchnął popchnąwszy, że się biedak przewrócił, akurat pod przejeżdżający tramwaj, bo nie uwierzę, że nie słyszał nadjeżdżającego. Słuchawki na uszach miał? A może maszynista skręcił nagle tramwajem, bo dostał zlecenie od ojca muzycznego geniusza? Ale, to niemożliwe przecież... Miecz miał, katanę pod ręką ten maszynista i przejeżdżając obok pana B. wysunął przez okno ostrze. Albo - już wiem - Berg położył się na liniach tramwajowych, by - tak jak gołębie tracą nogi - on mógł stracić głowę. Hmmm.

Emma proszę Cię :)
"Im więcej ćwiczę, tym więcej mam szczęścia""Jem kamienie. Mają smak zębów."
"A jeśli nie uwierzysz, żeś wolny, bo cię skuto – będziesz się krokiem mierzył i będziesz ludzkie dłuto i będziesz w dłoń ujęty przez czas, przez czas – przeklęty."

Męka pana B.

5
P.Yonk pisze: Bóghand mi świadkiem, że nie jestem na wystarczającym poziomie, by oceniać warsztaty, style i inne takie – ale ten tekst wymaga szlifów!
Akurat! Jeśli Ty nie jesteś na wystarczającym poziomie, by błędy wytykać, to ja jestem nie Mamba, lecz pospolita dżdżownica bez charakteru. :)
Dziękuję Ci bardzo za wytknięcie wszelkich niespójności logicznych oraz błędów innej maści.
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Męka pana B.

6
Czarna Emma pisze: pospolita dżdżownica bez charakteru
Nie dżownica, jeno gąsienica i to taka Obrazek na Weryfikatorium.plhttps://ciekawe.org/wp-content/uploads/ ... -12255.jpg[/mimg](Blue morpho) - a z gąsienic to wiadomo co.
A ja to co najwyżej to: Obrazek na Weryfikatorium.plhttps://ciekawe.org/wp-content/uploads/ ... -72875.jpg[/mimg](Brahmaea wallichii). Może kiedyś coś z tego będzie.
Więcej piszesz ode mnie.
"Im więcej ćwiczę, tym więcej mam szczęścia""Jem kamienie. Mają smak zębów."
"A jeśli nie uwierzysz, żeś wolny, bo cię skuto – będziesz się krokiem mierzył i będziesz ludzkie dłuto i będziesz w dłoń ujęty przez czas, przez czas – przeklęty."

Męka pana B.

8
A mnie się podobało :) Ja wiem, że w życiu takie rzeczy się nie zdarzają (albo baaardzo rzadko) - no ale literatura nie jest od tego, żeby opisywać codzienny marazm i beznadzieję, boby się czytelnik najpierw zanudził, a potem z tej nudy wściekł :P
Końcówka bardzo dobra i IMO można ją rozpatrywać na różne sposoby - i to jest fajne. Wypadek? Samobójstwo? Berg chciał się uwolnić nie tylko od pracodawców, ale w ogóle od wszystkiego - czy zwyczajnie nie było mu dane nacieszyć się odzyskaną wolnością?
Literówki wyłapałam dwie, nie ma o czym mówić ;) A to jest cudne:
Czarna Emma pisze: wąsiku à la Traugutt
:D
Ogólnie - jestem na tak :D
Dobra architektura nie ma narodowości.
s

Męka pana B.

10
Nie czuję się przekonana tą miniaturą - zbyt mocno dla mnie przerysowane postaci i zakończenie bez związku z resztą, takie trochę deus ex machina. Poza tym kojarzy mi się ze sceną z "Mistrza i Małgorzaty", więc zapytam, czy to zamierzone nawiązanie?
Czarna Emma pisze: Ozłocone jesiennym podmuchem lipy szumiały
Czy podmuch może ozłacać? ;) Ciut przekombinowane.

Jestem w stanie przyjąć szeptaną sprzeczkę natomiast, nie wiem, czy byłoby ją słychać zza okna, nawet otwartego, przy szumie drzew targanych podmuchami. A takie zbudowałaś u mnie wyobrażenie tej sceny: obserwujemy z zewnątrz. Mam też wątpliwości, czy to sprzeczka, skoro jedna ze stron odpowiada spokojnie, niemal żartobliwie. To bardziej przekomarzanie się, droczenie.
Czarna Emma pisze: Mrok wyglądał zza lip, przyglądając się tej scenie.
Ta antropomorfizacja wybiła mnie z rytmu, poczułam się, jakbym czytała książkę dla dzieci. Poza tym masz obok siebie dwa bardzo podobne słowa: wyglądał, przyglądając.
Czarna Emma pisze: Berg, wyraźnie ucieszony, ucałował rączki obecnych pań
Tam zdecydowanie była sprzeczka, więc to mało prawdopodobne jej zakończenie ;)
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

Męka pana B.

11
Czarna Emma, ja dorzucę jeszcze jedno, według mnie to zasadnicza sprawa. Narratora ewidentnie ustawiasz na zewnątrz. A później odpisujesz dokładnie ruchy postaci, gęsty, etc. rzeczy których on nie ma prawa widzieć.
„Styl nie może być ozdobą. Za każdym razem, kiedy nachodzi cię ochota na pisanie jakiegoś wyjątkowo skocznego kawałka, zatrzymaj się i obejdź to miejsce szerokim łukiem. Zanim wyślesz to do druku, zamorduj wszystkie swoje kochane zwierzątka.” Arthur Quiller-Couch

FB - profil autorski

Męka pana B.

12
Aktegev pisze: zakończenie bez związku z resztą, takie trochę deus ex machina
O to to.
Aktegev pisze: Poza tym kojarzy mi się ze sceną z "Mistrza i Małgorzaty", więc zapytam, czy to zamierzone nawiązanie?
Też mi to przemkło, ale uznałem, że zbyt się doszukuję.

Co do ucięcia głowy - możliwe jest takie potrącenie przez tramwaj, że delikwent upada na tory nieszczęśliwie szyją pod nóż, że się tak wyrażę.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

Męka pana B.

13
Aktegev pisze: Poza tym kojarzy mi się ze sceną z "Mistrza i Małgorzaty", więc zapytam, czy to zamierzone nawiązanie?
Trochę zamierzone, trochę nie. Po prostu pasował mi tramwaj. :)
iris pisze: Czarna Emma, ja dorzucę jeszcze jedno, według mnie to zasadnicza sprawa. Narratora ewidentnie ustawiasz na zewnątrz. A później odpisujesz dokładnie ruchy postaci, gęsty, etc. rzeczy których on nie ma prawa widzieć.
Cenna uwaga, dziękuję!

To prawda, że nieco to zakończenie nie wyszło - teraz to widzę.
Dziękuję jeszcze raz za komentarze. :)
Istnieje cel, ale nie ma drogi: to, co nazywamy drogą, jest wahaniem.
F. K.

Uwaga, ogłaszam wielkie przenosiny!
Można mnie od teraz znaleźć
o tu: https://mastodon.social/invite/48Eo9wjZ
oraz o tutaj: https://ewasalwin.wordpress.com/

Męka pana B.

14
Masz bardzo ładny, dopracowany styl, charakterystyczny. Z przyjemnością się czyta.

Ale nie wychodzą Ci samobójstwa. 8)

Samobójca, to człowiek który sięga po ostateczność, człowiek na krawędzi życia i śmierci, ponieważ tak bardzo czuje się bezsilny, rozgoryczony, przegrany, że nie widzi szansy ucieczki przed problemami, ewentualnie stał się ofiarą kombinacji swojego afektu i chwili.
Musi być wdać i czuć dramat tego człowieka. Tutaj twój bohater zdaje się być jeszcze bardziej niedojrzały niż nastolatka -arogantka. Ponieważ z tekstu wynika, że dorosły i dojrzały facet na tyle przejmuje się opinią rozkapryszonej dziewczyny, że aż postanawia natychmiast się zabić - facet wydaje się bardziej niezrównoważony niż ta arogancka małolata.
Inny wydźwięk miałoby to, gdyby np., się w niej skrycie podkochiwał, albo np. gówniara przypominała mu siostrę faworyzowaną przez rodziców, chociaż to i tak trzeba byłoby o coś wzbogacić.

Pozdrawiam

Męka pana B.

15
Ej tak się nie robi. Już się zaczytałam w tej historii, a fabuły nie ma. Jakbyś, dumna z napisania scenki eleganckim stylem, stwierdziła: aaa dobra, na dziś się napracowałam, to teraz kawusia. A bohater? Kij z nim.
Bardzo delikatna stylizacja, myślę że udana, jeśli chodziło Ci o taką egzaltowaną manierę.

Berg nie ma szczególnie charakteru. Wydaje się stłamszony przez tę rodzinę, jakby MUSIAŁ tam pracować, bo w końcu zaciska zęby i robi co mu każą, ale jednak łatwo mu przychodzi zrezygnowanie z tej posady. Można było więcej iskierek nadać tej relacji z uczennicą. Wtedy może i zrozumiałabym, że niby męka, ale może jednak... lubi? Byłoby fajnie, gdyby i on był, hmm, rozdarty jakimiś emocjami jak owa szesnastolatka. Nie, nie, ja nie mogę mieć szacunku do bohatera, do którego nie ma nawet autorka i śmierć opisuje jednym lakonicznym zdaniem.
Czarna Emma pisze: Męka Berga skończyła się tego wieczoru raz na zawsze – maszynista nie wyhamował: odcięta głowa poturlała się w głąb parku, korpus wraz z leżącą obok, czarną walizką odwieziono do kostnicy.
Męka Berga, czyli ogólnie jego żywot na tym ziemskim łez padole, czy lekcje muzyki z dziewczynką? Bo jeśli to drugie - helooo, ty tam już nie pracujesz, nawet się ucieszyłeś! Nie trzeba było się zabijać (o ile Przemek ma rację i chodzi o samobójstwo). No bez sensu, a jeśli tylko wypadek, powiedziałabym raczej, "jego radość nie trwała długo, maszynista nie wyhamował".
A głowy już nie odwieźli do kostnicy? Nie znaleźli?

Ogólne wrażenie po przeczytaniu:

Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”