
Ta historia jest bardzo dziwna, ale będę starał się ją opisać jak najlepiej. No, więc był środek lata. Jak można się domyślić było bardzo gorąco. W ten dzień umówiliśmy się z kolegami, że zagramy w piłkę nożną. Po szkole zatrzymaliśmy się na boisku. Wybraliśmy drużyny i zaczęliśmy grać. Moje trampki prawie topiły się na gorącym betonie, ale mimo to fajnie było zagrać w piłkę po nudnych lekcjach. Byłem w drużynie z Tomkiem, który wykorzystał swoją szybkość do ominięcia obrońców i podał mi. Bramkarz zdziwiony podaniem nie zdążył przesunąć się na drugą stronę. Ja może nie gram najlepiej, ale akurat teraz udało mi się wykorzystać okazję. Z radością biegłem przez boisko jak to robią zawodowi piłkarze i poślizgnąłem się na błocie. Błocie? Przecież już dawno nie padał deszcz, a boisko jest asfaltowe. Mimo tego leżałem w błocie i padały na mnie krople deszczu. Zdziwiłem się gdyż nie słyszałem śmiechu kolegów. Rozejrzałem się i nie ujrzałem boiska. Byłem na polanie otoczonej drzewami. Zaczęło bardziej padać i zagrzmiały błyskawice. Przydałoby się jakieś schronienie- pomyślałem.- Potem zastanowię się, co dalej. Usłyszałem szelest liści. Ktoś podobny do człowieka wyłonił się z leśnej gęstwiny. Jego ciało sprawiało wrażenie jakby było z gumy. Poruszał się zwinnie i szybko.
- Chcesz tu stać podczas burzy? – powiedział z powątpiewaniem. – Lepiej chodź ze mną.
Wszedł między drzewa. Pobiegłem za nim nie chcąc go zgubić. Szedł dalej krętymi drogami aż dotarł drzewa o ogromnym pniu. W pniu tym był otwór w kształcie drzwi, jednak różniący się tym, że był nieco niższy niż normalne drzwi i trochę szerszy. Kiedy podeszliśmy bliżej zdołałem odczytać niewyraźny napis: Karczma u Piwosza I Sklep Bohaterski. Zmoczony do suchej nitki wszedłem za nieznajomym. Zaraz też domyśliłem się przyczyny dziwnych rozmiarów drzwi. Brzuchy niektórych obecnych w karczmie pewnie i tak z trudem przeciskają się przez drzwi. Nieznajomy usiadł przy najbliższym stoliku i gestem nakazał mi usiąść.
- Piwosz – zwrócił się do krasnoluda za ladą. - Ziemską gorącą czekoladę dla małego.
Oczywiście tym małym byłem ja. Piwosz szybko nalał napój do kubka i postawił napój na stole. Zacząłem szybko pić. Kątem oka zobaczyłem po drugiej stronie sali ladę, za którą zobaczyłem łańcuszki i kamienie z namalowanymi wzorami. Odłożyłem kubek i zadałem najbardziej irytujące mnie pytanie:
-Gdzie ja jestem?
-W karczmie. – odpowiedział z uśmiechem na twarzy. – Chcesz zostać bohaterem?
-Co? – Zaskoczony pytaniem spytałem, choć dobrze wiedziałem co powiedział.
-No bohaterem, kimś szczególnym.
-Niby jak? Bohaterzy są tylko w bajkach. – Nie wierzyłem mu.
-Musisz tylko kupić coś w tamtym sklepie.
Jak zahipnotyzowany ruszyłem do sklepu.
-Domyślam się, że chciałbyś zostać bohaterem. – powiedział, a właściwie wyrecytował. Pewnie mówił to już tysiąc razy. – Nic trudnego. Kup artefakt z tego sklepu a nim się staniesz.
Wyjąłem z portfela dyszkę.
- Co za to mogę kupić?
- Te są za pięć ziemskich a te za dziesięć – powiedział z entuzjazmem sprzedawca nie spuszczając z oczu dyszki. – Oczywiście, jeśli kupisz ten za dziesięć będziesz bardziej bohaterski.
Zobaczyłem łańcuszek z zielonym kamieniem o kształcie trójkąta.
-Poproszę ten – Wskazałem łańcuszek.
Zapłaciłem i założyłem łańcuszek. Ruszyłem ku wyjściu gdzie czekał na mnie nieznajomy.
-Pewnie chcesz już wrócić do domu. – powiedział nieznajomy- No to chodźmy.
Wyszliśmy na zewnątrz. Minęliśmy kobietę prowadzącą wózek z dzieckiem. Wybierała się pewnie na zakupy, bo w ręce trzymała dziwne banknoty. Wysoki mężczyzna wybiegł z baru, wyrwał kobiecie banknoty z ręki i uciekł. Przestraszona matka puściła wózek. Nic by się nie stało gdyby byli na prostej drodze, ale szli po krętej ścieżce w dół. Wózek mknął w dół ku przepaści. Nie zastanawiałem się ani chwili dłużej, przecież jestem bohaterem. W ostatnim momencie udało mi się ledwie obrócić wózek w drugą stronę, ale sam nie zdążyłem wyhamować i spadłem w przepaść. Poczułem wiatr we włosach. Przepaść była głęboka i upadek musiał zakończyć się nieubłaganą śmiercią, ale nie myślałem wtedy o tym. Myślałem o uratowanym dziecku i o moim bohaterskim czynie.
Jednak śmierć nie nadeszła. Ocknąłem się na boisku wśród śmiechu kolegów. Nie wiem czy to był sen. Sny się zapomina, a przynajmniej niektóre. Jednak ja pamiętam ten do dzisiaj. Myślę, że w podjęciu decyzji nie pomógł mi talizman. Ja wtedy naprawdę uwierzyłem, że jestem bohaterem.